Jak kochamy zwierzęta
i
Daniel Mróz - rysunek z archiwum, nr 814/1960 r.
Dobra strawa

Jak kochamy zwierzęta

Katarzyna de Lazari-Radek
Czyta się 7 minut

Stajemy się coraz bardziej wrażliwi na los zwierząt. Wiemy już, że potrafią one odczuwać przyjemność i ból. Tymczasem – paradoksalnie – przysparzamy dziś zwierzętom więcej cierpienia niż kiedykolwiek wcześniej.

Jeszcze w XVII w. René Descartes, najznakomitszy myśliciel tego okresu (autor słynnego: „Myślę, więc jestem”), twierdził, że zwierzęta są maszynami, które nic nie czują. Odmówienie im statusu istot czujących skutkowało m.in. dokonywaniem na nich wiwisekcji. Immanuel Kant („Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”), dzięki któremu nie funkcjonują w kulturze zachodniej ważniejsze pojęcia niż wolność i autonomia, uznawał z kolei, że nie mamy żadnych obowiązków moralnych wobec zwierząt. Jeśli nie wolno nam z nimi robić, co nam się żywnie podoba, to tylko dlatego, że okrutne działania mogłyby wpłynąć na nasz charakter i nasze zachowanie w stosunku do ludzi.

Dopiero wiek XIX, za sprawą angielskiego filozofa Jeremy’ego Benthama, przyniósł pewną zmianę w myśleniu o zwierzętach. Bentham twierdził, że istotną cechą, którą powinniśmy wziąć pod uwagę, zastanawiając się, jak zachowywać się wobec zwierząt, jest nie to, czy myślą i są autonomicznymi istotami, ale to, czy mogą odczuwać ból i przyjemność. A ponieważ nie ma wątpliwości, że doświadczają jednego i drugiego, moralność człowieka powinna odnosić się również do zwierząt – należy unikać ich krzywdzenia. Na prawdziwą rewolucję trzeba było jednak poczekać do lat 70. XX w. Australijski filozof Peter Singer w 1975 r. opublikował Wyzwolenie zwierząt – książkę, w której ukazał ze szczegółami okrucieństwo człowieka wobec innych gatunków i zaapelował o zmianę moralną, której najważniejszym przejawem ma być przejście na wegetarianizm i weganizm. Od tego czasu powstały setki organizacji walczących o prawa zwierząt, w wielu krajach wprowadzono zmiany prawne gwarantujące lepsze życie zwierzętom hodowlanym, a miliony osób przeszły na dietę pozbawioną produktów odzwierzęcych. 

Nie ma wątpliwości, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat nastąpiła zmiana naszej wrażliwości na los zwierząt. Ponad połowa z nas ma w domu pupila, którym się zajmuje. Emocjonalnie reagujemy na informację o porzuconym w lesie, przywiązanym do drzewa psie. Chcemy, aby ten, kto pastwi się nad zwierzęciem, został ukarany. Naszemu zainteresowaniu dajemy wyraz w Internecie – filmiki o zwierzętach są najczęściej oglądanymi materiałami na Facebooku (świnia Esther, która – jak się okazało – nie jest miniświnką, ma 1,5 mln fanów). W końcu nasz stosunek do zwierząt objawia się czasem w naszych wyborach kulinarnych: słabo nam na myśl o zjedzeniu psa na obiad; większość z nas nie wzięłaby również do ust koniny.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

A jednak do prawdziwej zmiany naszego nastawienia do zwierząt droga jeszcze daleka. Nigdy wcześniej człowiek nie przyczyniał się do tak wielkiego cierpienia innych istot czujących. Według danych międzynarodowej organizacji Compassion in World Farming co roku na naszych talerzach ląduje około 70 mld zwierząt hodowlanych (w Polsce około 450 mln rocznie). Liczba uśmierconych zwierząt (która do 2050 r. ma się podwoić!) nie obejmuje ryb – liczonych w tonach, a nie sztukach – właśnie ze względu na ich ogromną ilość. Jak zabijamy te zwierzęta? Ryby w większości duszą się bądź są zamrażane żywcem, te głębinowe na skutek zmiany ciśnienia giną w męczarniach podczas wyławiania. Świnie i krowy najpierw się ogłusza, a następnie podrzyna im gardła, podobnie jak kurczętom i kaczkom. 

Do ogólnej liczby uśmiercanych zwierząt należy dodać te wykorzystywane na futra – ponad 1 mld królików i 50 mln innych zwierząt rocznie, często obdzieranych ze skóry żywcem – a także zwierzęta laboratoryjne. W samych tylko Stanach Zjednoczonych umiera ich co roku nie mniej niż 100 mln. Maltretujemy zwierzęta w cyrkach i parkach rozrywki. Delfiny, jedne z najinteligentniejszych zwierząt na Ziemi, przetrzymywane w małych basenach często nie są w stanie poradzić sobie ze stresem i tęsknotą za pozostającymi na wolności pobratymcami i popełniają samobójstwo, nie wypływając na powierzchnię i wstrzymując oddech. Zabijamy również miliony zwierząt, zanieczyszczając ich naturalne środowisko czy wręcz im je odbierając. Choć najczęściej nie krzywdzimy zwierząt własnymi rękami, w oczywisty sposób przyczyniamy się do ich cierpienia, jedząc je, płacąc za ich oglądanie czy nosząc je na sobie. Ilość cierpienia, które powodujemy w ten sposób, jest niewyobrażalna. Dosłownie – nie potrafimy jej sobie wyobrazić.

To wręcz zadziwiający dysonans. Nie chcemy być okrutni i takimi siebie nie postrzegamy. Wiele osób autentycznie współczuje zwierzęciu, gdy spotyka się z jego cierpieniem oko w oko. Ale co to znaczy przyczyniać się do śmierci krów czy kaczek, które są jednymi z miliardów? Paul McCartney powiedział słynne już zdanie, że gdyby ubojnie miały szklane ściany, wszyscy zostaliby wegetarianami. Być może. Na YouTubie można znaleźć setki filmów pokazujących, w jaki sposób traktujemy zwierzęta na farmach i jak je zabijamy. Szklane ściany są już dostępne, trzeba jeszcze chcieć przez nie zajrzeć do środka. Jak zrozumieć, że każde z miliardów istnień jest ową jednostką, której byłoby nam żal, gdybyśmy napotkali ją w opałach i się nią zaopiekowali? Nasze uczucia i empatia mogą nie wystarczyć do zmiany zachowania. Umiejętność współodczuwania otrzymaliśmy w ewolucyjnym spadku, aby pomagać bliskim i chronić ich, przedłużając w ten sposób swoje istnienie w genach następnego pokolenia. Nie miała ona służyć żałowaniu innych stworzeń. Choć jesteśmy przede wszystkim zwierzętami emocjonalnymi, najprawdopodobniej również jedynymi, które są w stanie przeprowadzić namysł moralny nad własnymi wyborami i je skorygować. Potrzebna jest zatem refleksja.

A refleksja nie podpowiada rzeczy skomplikowanych. Każda istota odczuwająca w dogodnych dla niej warunkach pragnie zachować życie. Skoro bierzemy pod uwagę to pragnienie, dostosowując nasze zachowanie do potrzeb osobników naszego gatunku, powinniśmy również myśleć, gdy w rachubę wchodzą inne zwierzęta. Oczywiście konflikt interesów jest nieunikniony, ponieważ to, co jest dobre czy korzystne dla nas, często nie będzie takie dla innych zwierząt. Czy moja korzyść jest ważniejsza od korzyści świni lub szczura? Czy człowiek ma większą wartość niż inne zwierzęta? Jeśli tak, to dlaczego? Czy samoświadomość człowieka i jego wyższy rozwój intelektualny są wystarczającym powodem, aby myślał on o sobie jako o kimś ważniejszym, lepszym? Zgodzimy się, że dla własnej przyjemności bądź też zwykłej ciekawości nie możemy podpalić żywego kota. Nasza korzyść w postaci dobrej zabawy nie może być ważniejsza niż cierpienie czującej istoty. Co to w ogóle za przykład? W odróżnieniu od niego zabicie zwierzęcia na pokarm jest dla nas czymś oczywistym i naturalnym – przez całą historię naszego gatunku było gwarantem przeżycia. Tyle że już nie jest. W przeszłości mogliśmy usprawiedliwiać wykorzystywanie zwierząt, gdyż zbilansowany pokarm nie był dostępny od ręki. Obecnie tu, gdzie żyjemy, by zachować zdrowie i życie, nie musimy jeść mięsa ani nosić futer. 

Owszem, nie da się całkowicie wykluczyć cierpienia zwierząt. Niektórzy (weźmy za przykład Eskimosów) muszą jeść mięso, ponieważ nie mają innego pokarmu. Nie wydaje się też, byśmy mogli całkowicie zrezygnować z eksperymentów medycznych przeprowadzanych na zwierzętach, mimo że ich wyniki w rzeczywistości rzadko nam służą. Kilka lat temu wynaleziono szczepionkę przeciw wirusowi HIV, ale działa ona tylko na szympansy, na których dokonywano badań. Być może da się również usprawiedliwić przetrzymywanie niektórych zwierząt w zamkniętych enklawach dla ratowania ich gatunku. Ta niemożność całkowitego wyeliminowania krzywdy zwierząt jest zniechęcająca. Jesteśmy istotami, które lubią wykonywać zadania do końca. Skoro i tak zabijamy miliardy zwierząt rocznie, co da moja jednostkowa decyzja i zmiana diety? Otóż może przyczynić się do zmniejszenia liczby zabitych zwierząt i ograniczenia ich cierpienia.

W ciągu ostatnich 40 lat na Zachodzie liczba wegetarian i wegan rosła (i wciąż rośnie) w imponującym tempie. Są wśród nich ludzie różnych wyznań, ras oraz poglądów politycznych i społecznych. Na skutek nacisków osób troszczących się o dobrostan zwierząt hodowlanych Unia Europejska zaczęła wprowadzać zmiany prawne gwarantujące zwierzętom lepsze warunki bytowania (m.in. zwiększono rozmiar klatek dla kur niosek). Niektóre kraje wprowadziły zakaz wykorzystywania dzikich zwierząt w cyrkach. W Polsce toczy się batalia o zakaz hodowli zwierząt futerkowych (na razie przegrana). I choć zmiany są powolne, trzeba mieć nadzieję, że to dopiero początek. Jest tylko kwestią czasu, gdy bez wyrzutów sumienia będziemy jeść bekon wyprodukowany w laboratorium.
Sceptyków gorąco namawiam do obejrzenia w Internecie historii świni Esther (Esther the Wonder Pig). To inteligentne i oddane człowiekowi zwierzę wydaje się najlepszą ilustracją tego, że nasz podział istot na te, które kochamy, oraz na te, które zjadamy, jest sztuczny i krzywdzący. Esther, tak samo jak nasz pies czy kot, ma swoją osobowość, potrafi odwzajemniać czułość i miłość swoich opiekunów. Choć czasem trudno nam to sobie wyobrazić, wszystkie te istoty mają swoje życie, a także swoje przyjemności i cierpienia.

Czytaj również:

Detronizacja ósmej plagi
i
ilustracja: Igor Kubik
Opowieści

Detronizacja ósmej plagi

Aleksandra Kozłowska

Aleksandra Kozłowska: Zacznę od newsa. Władze Regionu Stołecznego Brukseli oficjalnie uznały zwierzęta za istoty mające uczucia. Do tej pory traktowano je przedmiotowo, stanowiły po prostu własność ludzi. Teraz mają być postrzegane jako „żywe istoty obdarzone wrażliwością, samoświadomością i godnością, ze względu na które zasługują na specjalną ochronę”. Wcześniej zwierzęta za istoty czujące uznały Francja, Holandia, Nowa Zelandia. Coś zaczyna się zmieniać w ludzkim podejściu do zwierząt?

Tomasz Mazur: Bo nasza moralność ewoluuje. Dawniej w pewnych obszarach ludzie nie mieli skrupułów, które mamy dziś. Kiedy czytam teksty antycznych stoików – a ze stoicyzmem się identyfikuję – znajduję w ich podejściu obszary, które rażą moją współczesną moralną wrażliwość. Na przykład u Epikteta można znaleźć dowody na bardzo instrumentalny stosunek do świata przyrody. Zwierzęta są tam postrzegane w duchu tradycyjnej, antycznej teleologii. Słowo „teleologia” pochodzi od słowa telos, a więc teleologia to nauka o celu, celowości. Wedle tego ujęcia zwierzęta istnieją w pewnym celu – żeby nam służyły. Takie jest ich miejsce w świecie. Wszystko w nim jest ułożone hierarchicznie – to, co niższe, służy wyższemu.

Czytaj dalej