Hiszpania wybiera inne zoo
i
Słonice Susi i Alicia, zdjęcie: Mathieu Pillard (CC BY-SA 2.0)
Ziemia

Hiszpania wybiera inne zoo

Paulina Maślona
Czyta się 13 minut

Alicia była za duża, żeby wynieść ją w całości. Przeleżała całą noc, zimna i nieruchoma. Dopiero na drugi dzień ktoś wpada na pomysł, żeby podzielić ciało i podawać ją sobie przez drzwi, kawałek po kawałku. Później niektórzy będą mówić, że ten moment musiał utkwić Susi w pamięci. Że nie tak się żegna przyjaciół.

Poruszanie głową, w górę i w dół. Susi, już bez Alicii, walczy z depresją. Odmawia jedzenia i kraj obiegają zdjęcia jej wystających spod skóry żeber. Za Susi wstawia się sama królowa Zofia, a laureat Nagrody Nobla, José Saramago, pisze o „schorowanym stworzeniu, które na naszych oczach umiera z żalu”. Obrońcy praw zwierząt domagają się wysłania Susi do rezerwatu, zoo w Barcelonie obiecuje powiększyć jej wybieg. Pod głównym wejściem zaczynają zbierać się ludzie. Będą tu wracać przez kolejne pięć lat.

Poruszanie głową, w górę i w dół. Bez przerwy. Podobno tak radzi sobie ze stresem.

Jest 2005 r. O słonicy Susi wie już cała Hiszpania.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Albo Susi, albo nic

„Od niej wszystko się zaczęło – mówi Claudia. Do niedawna była jeszcze wolontariuszką, teraz w ZOO XXI odpowiada za komunikację. – Protestowaliśmy, bo chcieliśmy przenieść Susi do rezerwatu, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Wtedy zaczęliśmy domagać się zamknięcia zoo”.

Kolejne protesty, rozdawanie ulotek. Transparentów „Uwolnić Susi” z tygodnia na tydzień jest jednak coraz mniej. Od śmierci Alicii mijają cztery lata, kiedy wokół obrońców jej przyjaciółki zaczyna się robić pusto.

„W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że zamknięcie zoo może nie rozwiązać żadnych problemów. Zwierzęta trafiłyby do podobnych placówek, może żyłyby w nawet gorszych warunkach. Zaczęliśmy rozmawiać z naukowcami, dyrektorami innych ogrodów. Szukaliśmy jakiegoś rozwiązania”.

Claudia sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście w tym uczestniczyła. A przecież dla niej zoo z tamtego czasu to przede wszystkim rodzinny spacer i dzielni treserzy delfinów. W przyszłości miała zostać jednym z nich. Minie sporo czasu, zanim na dobre zaangażuje się w projekt.

Pierwszą konferencję prasową już pamięta, to 2015 r. Oficjalne przedstawienie platformy ZOO XXI. Przed nią na stole gruby segregator, w nim materiały zbierane przez ostatnie kilka lat. Są przygotowani na każde pytanie.

„Ważne były dla nas rozmowy z politykami – wspomina. – Chcieliśmy wiedzieć, jakie propozycje są w stanie poprzeć, a co będziemy musieli modyfikować. Oni byli chętni do współpracy, bo mieli świadomość, że ludzie chcą zmian, że zbierzemy te podpisy”.

Nigdy wcześniej w historii miasta mieszkańcy nie prezentowali własnego projektu ustawy. To pierwsza iniciativa popular w Barcelonie, ale nie w Katalonii. W 2010 r. obywatele podpisali już projekt zakazujący tradycyjnych walk z bykami.

„Z korridą było dużo łatwiej – przyznaje Claudia. – Ludzie podpisywali albo odchodzili, reagowali entuzjastycznie albo przeklinali. Tutaj ciągle musiałam coś tłumaczyć, odpowiadać na pytania”.

Niektórzy nie chcą słyszeć o zmianach, bo nie wierzą w etyczne zoo. Wtedy Claudia musi wyjaśniać, że nazwa projektu nie bierze się znikąd, że ZOO XXI to rozwiązanie na miarę naszych czasów. Pierwsze takie na świecie. W dwa miesiące udaje się zebrać 20 tys. podpisów.

W końcu rok 2017. W ratuszu tylko jedna osoba wstrzymuje się od głosu, projekt zostaje dopuszczony do obrad. Claudia wie, że czekają ich miesiące analiz i niewygodnych pytań. Muszą przekonać polityków, że zoo przyszłości to zoo bez cierpienia.

Zoo przyszłości to zoo bez zwierząt.

Po pierwsze, zmiany

Podchodzisz do okienka, kupujesz bilet. Żadnych zmian w cenie – tak jak obiecywali. Po przejściu przez bramkę ktoś wręcza ci ulotkę, być może jeden z wolontariuszy. Na niej informacja, podobna do tej:

„Pamiętaj, że znajdujesz się w miejscu, w którym wciąż mieszkają zwierzęta. Nie lubimy hałasu. Boimy się, kiedy stukasz w szyby i podnosisz głos. To jest nasz dom, prosimy, uszanuj to”.

Pod spodem mapa i w trzech kolorach wyróżnione:

Strefa 1. Zwierzęta wymagające specjalistycznej opieki. Ofiary nielegalnego handlu i cyrkowych treserów, chore lub ranne osobniki z lokalnej fauny. „Tu dochodzimy do siebie. Nie zbliżaj się do nas, kontakt z Tobą może uniemożliwić nam powrót do naturalnego środowiska. Możesz obserwować nas przez kamery, patrz. MAPA, A3”.

Strefa 2. Centrum nowych technologii. „Wejdź do środka, przejdź przez kolejne sale. Możesz wybierać spośród kilkudziesięciu interaktywnych rozwiązań. Połącz się z pracownikami naszego zoo na afrykańskiej sawannie! To tu naprawdę nas poznasz!”.

Strefa 3. Zwierzęta, które z różnych powodów nie mają szansy na przeniesienie do rezerwatu. „Jesteśmy ostatnim pokoleniem zwierząt, które urodziły się w zoo. Możliwe, że zostaniemy tu już na zawsze. Nasi opiekunowie bardzo się o nas troszczą. Prosimy, nie podchodź zbyt blisko i zachowaj ciszę”.

Na koniec jeszcze wytłumaczenie. Od wprowadzenia w życie projektu ZOO XXI zaprzestano rozmnażania zwierząt w niewoli.

Dziękujemy za wizytę! Dzięki Twojemu wsparciu będziemy mogli kontynuować badania i nieść pomoc zwierzętom na całym świecie!

***

Możliwe, że przyszłość będzie wyglądała właśnie tak. Tylko nie od razu. Claudia przypomina mi, że na razie ta łódź zmieniła kierunek. Potrzeba czasu, żeby dobiła do brzegu.

„Zwierzęta będą znikać z zoo stopniowo, to bardzo wolny proces. Zawsze będzie też miejsce dla tych, które potrzebują pomocy” – tłumaczy.

Po chwili dodaje: „My już prawdziwego ZOO XXI nie zobaczymy. To prezent dla naszych dzieci”.

Dobre oczy dryla

To jeden z trudniejszych dni w zoo. Mały dryl nie chce nawet spojrzeć w kierunku matki. Ta krzyczy nerwowo, odpędzając od siebie ludzi. Połączenie rodziny wydaje się niemożliwe, ale Carmen nie chce się poddać. W przerwie zagląda na wybieg goryli, bo tylko tam ma szansę na chwilę odpoczynku. Tego dnia jedna z samic przygląda się jej uważnie.

„Zniknęła i po chwili wróciła z marchewką, którą miała pewnie gdzieś schowaną przed rodziną. To taki prezent od przyjaciółki, która widzi, że przeżywasz ciężkie chwile – tłumaczy Carmen. – Dlatego zawsze powtarzam, że od zwierząt powinniśmy uczyć się inteligencji społecznej. Ona od razu zrozumiała moje emocje, bez zbędnych komunikatów, bez użycia słów”.

Do zoo w Barcelonie Carmen trafiła niejako z przymusu. Wcześniej dryle, zagrożony gatunek naczelnych, badała na wolności.

„Przebywać z nimi oko w oko, w ich naturalnym środowisku, to coś magicznego – przekonuje. – U nich wszystko widać w spojrzeniu. Najpierw pełne wrogości, po jakimś czasie pojawia się sympatia. W końcu dryl ufa ci na tyle, że zaakceptuje każde zwierzę, jeśli ty je do niego przyprowadzisz”.

Obecność kłusowników utrudniała jednak zbliżenie się do zwierząt, Carmen musiała przerwać badania i dokończyć pracę w Barcelonie. To było dla niej trudne rozstanie, bo wiedziała, że dryli na wolności może już nigdy nie zobaczyć. W zoo, z braku innych możliwości, skupiła się na nietypowych zachowaniach tych osobników, które nie radzą sobie z życiem w zamknięciu. Szczególnie zapadł jej w pamięć odratowany z cyrku samiec. Źle reagował na blondynów, bo przypominali mu dawnego opiekuna. Skakał i rzucał się na szybę, więc zwiedzający szybko uznali go za agresywnego.

Później Carmen Maté, biolożka i badaczka naczelnych, zostanie dyrektorką zoo w Barcelonie.

Martwić ją będzie sytuacja delfinów, których wyjątkowo mały basen wyróżnia się na tle innych ogrodów zoologicznych w Europie. W normalnych warunkach delfiny pokonują dziesiątki kilometrów dziennie. Anuk, Kirma i Unk w barcelońskim zoo pływają od ściany do ściany. Pozostawanie w tak ograniczonej przestrzeni jest dla nich nie do wytrzymania, przez większość czasu dryfują na powierzchni, niezdolne do jakiejkolwiek aktywności. Młode umierają – jeśli nie zaraz, to kilka miesięcy po urodzeniu.

Carmen udaje się zrezygnować ze spektakli z udziałem delfinów i w zamian oferuje zwiedzającym zajęcia edukacyjne.

„W cztery lata nie da się zrobić wiele – przyznaje. – Zmniejszyliśmy liczbę zwierząt, a narodzone w zoo dryle udało się wprowadzić do ich środowiska naturalnego. Na pewno mieliśmy parę sukcesów”.

Kilka lat później zgłaszają się do niej aktywiści z platformy ZOO XXI.

„Czytałam projekt i nanosiłam poprawki – wspomina. – Upewniałam się, że nie siedzą z głową w chmurach, że ich pomysły rzeczywiście będzie można zrealizować”.

Wśród nich choćby ten o zaprzestaniu rozmnażania zwierząt, które nie są zagrożone wyginięciem i efektywne działanie w celu zwrócenia im wolności. Teraz tego typu programy działają tylko w teorii.

Aktywiści wiedzą, że część pracowników zoo krytykuje ich propozycje. Carmen to nie dziwi. Opiekunowie są do zwierząt przywiązani, często poświęcają im dużo więcej czasu, niż jest to od nich wymagane. Trudno im zaakceptować, że to wciąż za mało.

„To normalne, że się boją. Nowość zawsze generuje niepokój – stwierdza. – Ale nie możemy zapominać, że zwierzęta, dużo bardziej od naszej obecności, potrzebują siebie nawzajem”.

Po drugie, podróże dookoła świata

Jesteś kilkanaście metrów pod wodą. Dookoła śmieci. Wyciągasz rękę, żeby chwycić plastikowy worek. Zmienia się podświetlona na zielono punktacja, a ty w nagrodę oglądasz dwie ośmiornice bawiące się bąbelkami powietrza.

Przechodzisz do kolejnych sal. Możesz wybrać cel podróży – od zimnej Arktyki po tropikalne lasy deszczowe. Ktoś podaje ci okulary 3D. Nagle jesteś w środku afrykańskiej sawanny, niedaleko dostrzegasz wylegujące się lwy. To nie film, właśnie połączyłeś się z rezerwatem na drugim końcu świata. Pracownicy zoo na bieżąco tłumaczą ci zachowanie zwierząt.

Ogrody zoologiczne dzielą się materiałem multimedialnym z badań prowadzonych na całym świecie. Pieniądze, które wydałeś na bilet, pomagają zwierzętom w ich naturalnym środowisku.

To tylko propozycje. Bo może być jeszcze lepiej.

Dziewięć sekund

Niektórzy chcą mieć słonie na wyciągnięcie ręki.

Rosi, w ZOO XXI odpowiada za sekcję naukową: „Co bym im powiedziała? Że to, na co patrzą, to nie jest prawdziwe zwierzę”.

Marta Tafalla, filozofka związana z projektem, dostrzega pewien paradoks w naszej relacji ze zwierzętami. Nie zamykamy ich w klatkach, by się nad nimi znęcać, ale, wręcz przeciwnie, żeby je podziwiać, bez żadnych ograniczeń. Zapominamy tylko, że spacerując po zoo, nie patrzymy już na dzikie zwierzę, źródło naszej fascynacji. To zniknęło, tego już nie ma. W zamian widzimy ptaka, który nie może rozłożyć skrzydeł.

Rosi: „Chcemy tego, co najlepsze, dla siebie i dla swoich dzieci. Ale to nie znaczy, że możemy spełniać każdy nasz kaprys. Musimy mieć powód, żeby trzymać zwierzę w zamknięciu. Powód wynikający z jego, a nie z naszych potrzeb. W zoo nikt ci nie wytłumaczy, dlaczego Susi kiwa głową. Później słyszysz matkę, która mówi do syna: »Popatrz, słonik przytakuje, zgadza się z tobą!«. Przecież nie tego chcesz uczyć swoje dzieci”.

Claudia: „Zwierzęta spędzają w klatkach całe swoje życie, czasem kilkadziesiąt lat. Z badań wynika, że w zoo każdemu z nich poświęcamy około dziewięciu sekund”.

Po trzecie, jeszcze więcej wiedzy

Dzieci siedzą na trawie, przed nimi wyciągnięte notesy. Obserwują konie, które trafiły do rezerwatu po latach trudnej, fizycznej pracy.

Jeden z chłopców wstaje, zaczyna czytać. Opowiada o Tacho i Felipe, dwóch przywódcach stada. Pierwszym, agresywnym, budzącym strach wśród pozostałych koni. I drugim, tym bardziej wyrozumiałym, który troszczy się o grupę.

Wychowawca przytakuje. Pyta dzieci, czy znają innych takich przywódców.

Chłopiec myśli o sobie, szkole, kolegach z klasy. W końcu podnosi rękę, chyba już rozumie. To on jest Tacho, którego wszyscy się boją.

To przykład z Argentyny, ale w ramach ZOO XXI Rosi przeprowadziła już zajęcia z zachowań słoni. Przekonuje, że obserwacja zwierząt – nawet jeśli nie bezpośrednia, a przez ekrany telewizorów – może być nauką empatii.

Dzieci rozumieją cierpienie zwierząt, czasem się z nimi identyfikują. Trzeba jednak zmienić sposób, w jaki o nich mówimy. Każde zwierzę to świadoma, czująca istota, z własną osobowością. W zoo nie dowiemy się nawet, jak tu trafiły. Tabliczki przy wybiegach informują nas o gatunku, nigdy o jednostce.

Zoo przyszłości ma być edukacyjne, dostosowane do potrzeb nowych pokoleń. Będzie miejscem, w którym młodzież spróbuje zrozumieć zachowanie zwierząt, zajrzeć do ich wnętrza. Przyjrzymy się w nim z osobna każdemu Tacho, Felipe i Susi.

Pożegnanie wielbłądów

W Barcelonie już widać zmiany. W ramach planu obejmującego następne 13 lat dyrektor zoo, Antonio Alarcón, postawi na faunę śródziemnomorską. Pierwsze znikną kangury, wielbłądy i słonie. W tym Susi, która nigdy nie trafiła do rezerwatu. Aktywiści z ZOO XXI nie są jednak usatysfakcjonowani. Twierdzą, że puste klatki zajmą nowe, być może mniej egzotyczne gatunki.

W dzienniku „El País” Jacinto Antón krytykuje pomysły obrońców praw zwierząt. „Zoo to nasze wspomnienia. Na Boga, zostawcie nam chociaż zebrę!” – pisze. I przekonuje, że ogród zoologiczny spełnia wszystkie potrzeby swoich mieszkańców. Pracownica zoo potwierdza:

„Robimy wszystko, żeby zwierzętom było dobrze. Ochrona środowiska, edukacja? Zajmujemy się tym od lat. Pod tym względem ich pomysły to nic nowego”.

Rosi przyznaje, że część proponowanych przez nich rozwiązań już gdzieś wprowadzono. Jednak nigdy na taką skalę, nigdy wszystkie jednocześnie. Centrum nowych technologii, obszerny katalog zajęć edukacyjnych, opieka nad zwierzętami w środowisku naturalnym – to cały pakiet, który zrewolucjonizuje ogrody zoologiczne.

Najpierw w Barcelonie, później na świecie.

Głosowanie nad przyjęciem projektu ZOO XXI odbędzie się w najbliższych miesiącach.

Czytaj również:

Szympansice przejmują władzę
i
ilustracja: Natka Bimer
Ziemia

Szympansice przejmują władzę

Agnieszka Wójcińska

Dowiedziałam się, że w warszawskim zoo samice szympansów rządzą stadem. W naturze rzecz niespotykana. „Kobieca rewolucja” – pomyślałam. I zrobiło mi się ciepło na sercu.

U szympansów zwyczajnych, inaczej niż u matriarchalnych bonobo, króluje patriarchat. Tymczasem doszły mnie wieści, że w miejscowym zoo kontrolę nad stadem przejęły samice. Postanowiłam to sprawdzić. Tak poznałam historię trzech szympansic, które choć pochodzą z jednej rodziny, mają zupełnie różne charaktery i podejście do życia. I pozostałych małp z warszawskiego stada. Teraz jest ich ośmioro: cztery dziewczyny (Mandy, Lucy, Kimberly i Liza) oraz czterech chłopaków (Patryk, Szymon, Zarno i Frodo). Podobnie jak to bywa wśród ludzi – każdy inny.

Czytaj dalej