Gdy kwitną bzy… Czy można żyć bez miłości?
i
„Krzaki bzu w pochmurny dzień”, 1872 r., Claude Monet, Musée d'Orsay
Przemyślenia

Gdy kwitną bzy… Czy można żyć bez miłości?

Przekrój
Czyta się 10 minut

Wiadomo, że temat został od czasów Adama i Ewy mocno już wyeksploatowany. A jednak — stale go podejmujemy w rozmowach. Narzuca go samo życie, bo czy można żyć bez miłości?

1. …Ale co to za życie!
dr med. Jerzy Grałek— seksuolog i ginekolog

O miłości powiedziano i napisano już tak wiele, że próba wniesienia czegoś nowego byłaby zarozumialstwem. Uspokaja mnie nieco fakt, że postawiono mi pytanie jako lekarzowi, który od bez mała dwudziestu lat tkwi zawodowo bezpośrednio lub pośrednio w sprawach, które wiążą się z tematem. Spróbujmy ustalić znaczenie medyczne podstawowych pojęć.

Uczucia, jako określone stany podmiotowe przeżywane w naszej świadomości, a odniesione do otaczającego nas świata — w tym też do działań innych ludzi — mieszczą się w grupie zjawisk psychicznych. Wśród takich uczuć jak lęk, nienawiść, radość, tęsknota, pogarda, przeżywamy również miłość. Stan zakochania, podobnie jak miłość, zalicza się do uczuciowości wyższej, stanowiącej nabytek czysto ludzki.

Stan zakochania, w rozumieniu medycznym, jest rodzajem fizjologicznej ostrej psychozy, z typowymi — o różnym nasileniu — objawami. Możemy więc mieć zaznaczone zmiany osobowości, wzmożoną sugestywność, zmienione spostrzeganie czy obniżony krytycyzm. Z doświadczeń własnych lub obserwacji ludzi, szczególnie młodych, wiemy, że człowiek zakochany sprawia często wrażenie chorego. Wzmożone samopoczucie, bądź głęboka smutna zaduma, monodeizm, rozbudowany świat wyobraźni, często fałszywe spostrzeganie rzeczywistości, skłonność do niedostrzegania wad i braków partnera — to najczęstsze objawy tej „choroby”.

Nasilenie powyższych objawów zależy od różnych czynników, takich jak wiek, stopień dojrzałości emocjonalnej, siła popędu płciowego itp. W korzystnych warunkach stan powyższy przechodzi w fazę przewlekłą, określaną miłością, najczęściej wtedy, gdy do stanu zakochania dołączą się silne uczucia przyjaźni, wspólne zainteresowania, satysfakcja seksualna — innymi słowy, gdy powstaną silniejsze więzy między partnerskie.

Oczywiście spotykamy ludzi niezdolnych do głębszego przeżywania miłości, mimo, że mogą oni mieć silnie rozwinięte inne uczucia wyższe. Ludzie ci często prezentują wysoki poziom etyczny, są sprawiedliwi, obowiązkowi, a jednak pozbawieni są możliwości przeżywania tych wielkich uniesień jakie daje miłość i ścisła więź z drugim człowiekiem.

Miłość jest uczuciem rozwijającym się na podłożu popędu seksualnego. W poszczególnych epokach historycznych i kulturowych różne były modele miłości, bo przecież różny był styl życia ludzi uwarunkowanych wpływami religijnymi, społecznymi, ekonomicznymi i politycznymi.

Różnie — w zależności od epoki — była wartościowana miłość. W świecie antycznym stworzonym i opanowanym przez mężczyzn — kocha prawie wyłącznie kobieta. Mężczyzna pożąda, zdobywa i najczęściej pozostawia kobietę. Wczesne średniowiecze chrześcijańskie przejęte jest obsesją antyseksualną. Jest epoka miłości romantycznej. Jest wreszcie miłość współczesna, niecierpliwa, z przesunięciem akcentu na jej użytkowość, powierzchowność, bez potrzeby głębszych związków uczuciowych.

Nie umiemy miłości pielęgnować. Mężczyźni nie znają w ogromnej większości potrzeb psychofizycznych kobiet — potrzeby więzi uczuciowej, wsparcia i stabilności życiowej, potrzeby zrozumienia — tak różnych przecież w ich jakości, od potrzeb mężczyzny. Brak kultury we współżyciu seksualnym, brak znajomości ogólnych podstaw współżycia, wzajemnych potrzeb, praw i obowiązków — to codzienne skargi zgłaszane w gabinecie seksuologa i ginekologa.

Miłość w układzie dwojga ludzi nie jest uczuciem stałym i przemija, lub w najlepszym razie nasilenie jej znacznie słabnie. Z czasem powstaje mieszanina uczuć takich jak przywiązanie, zażyłość, szacunek, potrzeba wychowania potomstwa, harmonijne, satysfakcjonująco przebiegające współżycie seksualne, kultura na co dzień, znajomość wzajemnych potrzeb — w ogólnym słowa tego znaczeniu — oraz zdolność zaspokajania tych potrzeb, które wydają się stanowić gwarancję trwałości związku dwojga ludzi. Natomiast egoizm, brak lojalności, fałsz, obłuda, niechlujstwo, gderliwość, zazdrość — to czynniki zdecydowanie obniżające natężenie uczucia.

Na pytanie czy można żyć bez miłości odpowiem: owszem można, ale co to za życie…

2. Już na szczeblu form przedludzkich
dr Krzysztof Kaczanowski — antropolog

Chyba nie ma definicji miłości. Dla mnie jest to określenie kulturowe, charakterystyczne wyłącznie dla człowieka, związane z jego rozwojem intelektualnym. O miłości można więc mówić na tym szczeblu rozwoju świata zwierzęcego, kiedy pojawiła się zdolność do myślenia abstrakcyjnego. Co prawda zachowanie zwierzęce, głównie opieka nad potomstwem, są określane w literaturze i w mowie potocznej słowem miłość, ale używając tego słowa przypisujemy zwierzętom odczucia ludzkie, obce im. Ich zachowanie wynika jedynie z działalności układu dokrewnego i instynktu zachowania gatunku

Człowiek wytworzył kulturę, a wraz z nią tak szeroki wachlarz rozumienia słowa miłość, jak: miłość do partnera, do rodziców, rodziny, ojczyzny, krajobrazu, pracy. Pojęcia abstrakcyjne i bardzo piękne, piękne bo ludzkie, stanowiące dumę ludzi. Żadne zwierzę nie opiekuje się i nie kocha osobników starych, niedołężnych, osobników uciążliwych dla gatunku, tylko człowiek to czyni w swoim szeroko pojętym humanizmie.

Myślę, że wszelkie poczynania ludzkie są w mniejszym lub większym stopniu stymulowane przez miłość. Świadomie, a najczęściej podświadomie, jest ona motorem napędowym działalności, poczynając od „kochania” (tu pojawia się trudny problem relacji tych dwu określeń i ich wzajemnego uhierarchizowania) poprzez marzenia i dążenia życiowe, aż na ambicjach zawodowych i politycznych kończąc.

Patrząc na ten problem z mego zawodowego punktu widzenia, nie mogę pominąć roli miłości w procesie antropogenezy. Trudno może będzie się zgodzić z przypisywaniem miłości — tak jak ją dziś rozumiemy — formom przedludzkim. Antropolodzy twierdzą, że już na szczeblu form przedludzkich, które różniły się od swoich zwierzęcych przodków nie tylko morfologią, ale również wydłużonym okresem ontogenezy, nie byłoby możliwości wychowania potomstwa bez długotrwałej opieki, obejmującej okres znacznie dłuższy aniżeli u zwierząt. Taka opieka nie mogła być zagwarantowana bez długotrwałego związku obojga rodziców. Do utrzymania tego związku nie wystarczała zapewne sama więź gospodarcza, ale musiała istnieć więź wyższego rzędu, będąca wyrazem stałego partnerstwa seksualnego wspartego więzią wytworzoną przez rozwijający się intelekt.

Wielką rolę rodziny jako komórki prokreacyjnej o stałej więzi między rodzicami obserwujemy we wszystkich kulturach. Wykazał ją nawet u pierwotnych mieszkańców w Australii Bronisław Malinowski w czasach, gdy inni mniej wnikliwi badacze widzieli tam jedynie promiskuityzm. Tą właśnie pracą, a nie „Życiem seksualnym dzikich”, wszedł w poczet najznakomitszych etnologów.

A więc miłość to zdobycz kulturowa, która — jeśli tak pieczołowicie kultywujemy ją przez poszerzanie tego pojęcia na miłość do rodziny, ojczyzny itp. — jest nam bezwarunkowo potrzebna. Wszystko, co się dzieje w świecie wokół jest przecież przez nią inspirowane. Miłość dwojga ludzi przeszła wiele ewolucji, wśród których najpiękniejszą wydaje się miłość romantyczna, i z żalem obserwujemy dziś spłycanie tego pojęcia, polegające na utożsamianiu miłości z samymi przeżyciami seksualnymi.

Czy miłość rodzi się z wiosną? Darujmy wyznania poetów na ten temat, aczkolwiek są oni dobrymi obserwatorami.

W przyrodzie istnieje cykliczność, sezonowość zachowań fizjologicznych, związana z rytmem zmieniających się pór roku. W świecie zwierzęcym zachowania seksualne są na ogół związane z wiosną. Pomimo zaniku cykliczności seksualnej, istnieją także u człowieka pewne zmiany fizjologiczne związane z porami roku. Tłumaczy się je zmianami nasłonecznienia, temperatury i charakteru pożywienia. Zmienność ta w mniejszym stopniu dotyczy naszej strefy klimatycznej, a wyraźniej jest obserwowana na północy.

Myślę, że nasze odczucia wiosenne przytłumione są po prostu przez cywilizację, ów komfort, w jakim żyjemy, a który izoluje nas od środowiska. Prawdopodobnie, gdybyśmy żyli w innych warunkach, i u nas można by zaobserwować wyraźniej to wiosenne ożywienie.

3. Egoizm konstruktywny
dr Jan Kaiser — psycholog

Choć nie chciałbym proponować poglądu odmiennego od ogólnie panującego, ale warto może zwrócić uwagę na fakt, że miłość jest swoistą formą egoizmu. W odczuciu potocznym miłość i egoizm są przeciwstawne, więc może to zakrawać na stwierdzenie prowokacyjne. Ale przecież w miłości chodzi o zaspokojenie potrzeb bardzo silnie występujących u człowieka, jak: opiekuńczość, potwierdzenie siebie, macierzyństwo, spełnienie potrzeb seksualnych.

Człowiek przeżywa miłość subiektywnie i zawsze wydaje mu się, że jest altruistą, że oddał się komuś bez reszty. Ale gdy np. miłość jest nieodwzajemniona ujawnia się fakt, że człowiek nie akceptuje tego stanu rzeczy, że czuje się nie tylko zawiedziony, zraniony w miłości własnej, ale często przeżywa dramat. I bardzo trudno mu w tej sytuacji zrezygnować z miłości. Gdyby tu rzeczywiście wchodził w grę altruizm, to powinno się dążyć do stworzenia drugiej osobie komfortowego — w sensie psychicznym — życia, czyli trzeba by było takie rozwiązanie przyjąć bez szemrania, po prostu je zaakceptować.

Tymczasem takie „cuda” zdarzają się bardzo rzadko. Raczej słyszy się wołanie: wszystko albo nic! Ludzie w tej sytuacji demonstrują rozgoryczenie, urazy, posuwają się do — zwykle beznadziejnej — walki o utraconą miłość, potrafią nawet szantażować ukochaną osobę. W imię własnego egoizmu: nie zostać samemu, nie oddać jej innemu, nie narazić się na pośmiewisko itd. itd.

Dlatego podkreślam egoizm w miłości, choć jestem jak najdalej od chęci demaskowania miłości, „na której stoi świat”.

Miłość jest pojęciem złożonym, szerokim i stąd koncepcje psychologiczne i psychiatryczne ujmują to zagadnienie analitycznie. Bierze się pod uwagę poza erotyzmem, związki uczuciowe rodzicielskie, dziadków z wnukami, rodzeństwa itd. itd. Są takie momenty w życiu człowieka, że któraś z tych kombinacji w związkach uczuciowych jest dominująca.

W psychologii panuje pogląd, że duże znaczenie mają wczesne doświadczenia emocjonalne i pozbawienie (czyli niekochanie) dziecka tego rodzaju doświadczeń, powoduje u niego deformację uczuciową, która utrudnia, a nawet uniemożliwia przeżywanie miłości w wieku późniejszym. Ale są to przypadki odbiegające od normy.

Bo miłość jest czymś naturalnym — różne natomiast są jej objawy i nasilenia, stąd też w świadomości człowieka dominują wspomnienia z tych najsilniejszych i najładniejszych momentów i np. te stany nazywamy zakochaniem, mimo, że każdy z nas jest zawsze w jakichś uczuciowych związkach z otoczeniem: żona, dziewczyna, dzieci, rodzice itd.

Przed tą wypowiedzią chciałem skonfrontować moje poglądy na temat miłości z poglądami moich kolegów, ale kogokolwiek zagadnąłem w tej kwestii, wyczuwałem ogromne zakłopotanie, którego zresztą i ja doświadczyłem, gdy miałem odpowiedzieć na pytanie o miłości.

Wydaje mi się, że na temat miłości mówimy niechętnie nie tylko dlatego, że należy ona do tematów intymnych, ale że przeczuwamy, iż „czystość uczucia”, szlachetny altruizm są w pewnym sensie pozorne, maskujące swoisty egoizm, którego nikt nie chce ujawnić. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że ów „egoizm” jest w sumie egoizmem konstruktywnym ze społecznego punktu widzenia, bowiem wiąże silnie ludzi ze sobą, a ponadto dostarcza wiele przeżyć i doświadczeń. Warto pamiętać, że te przeżycia i doświadczenia stają się tworzywem artystycznym, wzbogacają kulturę i wiedzę o człowieku.

Dlatego sądzę, że nie można żyć bez miłości.

4. Rekwizyty się zmieniają
doc. dr hab. Mikołaj Kozakiewicz — socjolog

Oczywiście, że można żyć bez miłości. Podobnie, jak można żyć bez muzyki, bez kontaktu z przyrodą, bez przyjaciół, bez możności oglądania barw i kształtów. Są pewni ludzie od urodzenia niezdolni do widzenia barw i nie mają pojęcia o ile ich doznania zostały przez to zubożone.

Są również pewni ludzie niezdolni do kochania i nie mają pojęcia o ile są ubożsi. Tym ludziom musi wystarczyć seks, oderwany od miłości, seks zdolny dać im krótkie spazmy rozkoszy czysto fizjologicznej, dać im rozładowanie napięcia zamiast poczucia pełni; zaś przyjemność płynąca z kontaktu genitalnego musi im zastąpić szczęście płynące z pełnej jedności duchowej i fizycznej dwóch osobowości ludzkich, połączonych bogatą, wielostronną więzią miłości, w której struna seksualna, jest tylko jedną ze strun.

Ci ludzie nieraz formułują teorie o przestarzałości, czy niepotrzebnej koncepcji miłości w ogóle. Miłość — ich zdaniem — jest jedynie przebraniem i kamuflażem seksu, który w nowoczesnej formie takiego kamuflażu już nie potrzebuje. Oddać tym, obiektywnie okaleczonym ludziom, decydujący głos w formułowaniu programu nowoczesnej erotyki, to tyle samo, co powierzyć daltonistom i achromatykom opracowanie teorii barw.

Ogromnej większości ludzi miłość jest potrzebna dla pełni własnego życia, dla poczucia własnej wartości, dla harmonii i równowagi psychicznej, dla poczucia bezpieczeństwa i pewności w życiu. W naszym stechnizowanym, zinstytucjonalizowanym i coraz bardziej odpersonalizowanym świecie, miłość staje się prawdziwą valeur refuge (wartością ucieczką) jak ją nazwali Francuzi, ostatnią ostoją twórczości człowieka i jego suwerennej samorealizacji, ostatnią sferą, nie podlegającej reglamentacji i manipulacji z zewnątrz, prywatności człowieka.

Żeby umieć sprawnie i bezpiecznie uprawiać seks, wystarczy coś wiedzieć, żeby umieć wzbudzić do siebie miłość trzeba być kimś, coś przez swoją indywidualność reprezentować. Stąd też do seksu wystarczy szkolić i instruować, do miłości trzeba wychowywać i formować.

Wiem, że to co mówię wyda się niektórym czytelnikom staroświeckie bo awangardowe jest stwierdzenie, iż ludziom do życia potrzebny jest tlen. Miłość stanowi elementarną potrzebę ludzi i… tylko ludzi, jest bowiem rezultatem kulturowego przetworzenia popędu płciowego, który dzielimy wraz ze światem zwierzęcym.

Wyzwolenie seksu ludzkiego od wielu przesądnych i tabuistycznych ograniczeń jest rzeczą słuszną. Sam biorę w tym udział od 20 lat. Ale próba uwolnienia go również od związków z miłością jest próbą samobójczą. Pierwsze wyzwolenie jest bowiem usuwaniem szkodliwych nonsensów, drugie — jest pozbawieniem życia erotycznego sensu. Najgłębszego ludzkiego i tylko ludzkiego sensu.

I na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Nie należy mylić faktu obumierania różnych historycznych postaci i wcieleń miłości z obumieraniem samej miłości. Z faktu, że niewielu młodych jest skłonnych dzisiaj do miłości typu XIX-wiecznego romantyzmu, nie wynika, że dzisiejsza młodzież nie ma potrzeby żadnego romantyzmu ani żadnej miłości. Nie śpiewa się dziś serenad, to prawda, ale… słucha się muzyki w dyskotece, lub z magnetofonu. Nie porywa się panny na białym rumaku, ale uwozi się „w siną dal” na motocyklu, czy samochodem. Rekwizyty się zmieniają i scenariusze, ale „odgrywana” sztuka jest ta sama. Na szczęście.


Tekst pochodzi z numeru 1571/1975 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Dzieci kwiaty
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1279/1969 r.
Wiedza i niewiedza

Dzieci kwiaty

List z Ameryki
Bronisław Kostanecki

Straszne, straszne rzeczy zaczęły dziać się w Stanach Zjednoczonych z nadejściem Ery Wodnika – o czym skwapliwie doniósł w 1967 r. korespondent „Przekroju”.

Do pracy umysłowej chodzi się w szarym flanelowym ubraniu i białej koszuli. W biurach, bankach, urzędach, na poczcie czy w domu towarowym, pan, który świadczy usługi, będzie miał na sobie na pewno czystą, białą koszulę. Pracownicy umysłowi nazywają się tu nawet „robotnikami w białych kołnierzykach”. Panie sprawujące te lub podobne funkcje ubierają się zazwyczaj w spódnice i bluzki, w kostiumiki czy skromne, proste sukienki.

Czytaj dalej