Droga dalsza niż śmierć
i
Zdjęcie: domena publiczna
Doznania

Droga dalsza niż śmierć

Jak zginął Krzysztof Kamil Baczyński
Wiesław Budzyński
Czyta się 9 minut

Zbigniew Czajkowski (Dębczyński) poznał Krzysztofa na miesiąc przed powstaniem, kiedy Baczyński objął w batalionie „Parasol” stanowisko z-cy dowódcy plutonu. Tuż przed powstaniem widywali się codziennie, również u Krzysztofa, w jego mieszkaniu przy ulicy Hołówki, gdzie Czajkowski poznał żonę poety, Barbarę.

Wybuch powstania zaskoczył Baczyńskiego wraz z czterema kolegami w kamienicy przy ulicy Focha (teraz Moliera). Zostali odcięci od reszty plutonu, który bił się na Woli. Z tej piątki tylko dwóch przeżyło wojnę: Zbigniew Czajkowski (od 1945 r. na emigracji w Anglii) i Witold Sławski, ps. Sławek.

Po wojnie Czajkowski przesłał z Anglii list do Jerzego Turowicza (Tygodnik Powszechny 28/1948).

… rano (4 sierpnia 1944 r.) zawezwano patrol sanitarny do rannego w pałacu Blanka. Poszedłem z tym parasolem — pisał Czajkowski — bo nie miałem nic do roboty. Na stanowisku w narożnym pokoju pierwszego piętra zastaliśmy Krzysztofa leżącego na dywanie z wielką raną w głowie (podkr. W. B.). Był martwy. Sanitariuszki przeniosły ciało do Ratusza. Pogrzeb odbył się tego samego dnia wieczorem…

Była to pierwsza wiadomość o tym, jak zginął poeta. Potem przyszły inne relacje, a w ślad za tym niewiadome: wątpliwości i fałszywe tropy, mające na pierwszy rzut oka cechy wszelkiego prawdopodobieństwa. Obok tego np. zupełny brak informacji o losach dokumentów Baczyńskiego, wystawionych na nazwisko „Zieliński”, a wyjętych z kieszeni munduru poległego poety…

— Musiało to być już po pogrzebie: komendantka poleciła mi porządkowanie depozytów po zabitych — mówi sanitariuszka Jadwiga Klichowska. Miałam wtedy w ręku jego dokumenty. Tak myślę, że była to kennkarta, jakieś fotografie i listy; listy, może… wiersze? Wtedy nie wiedziałam, że to poeta. Zrobiłam paczuszkę i zawiązałam. Zawsze się tak robiło… Dokumentów tych nie udało się odnaleźć i prawdopodobnie przepadły wraz z innymi dokumentami dotyczącymi punktu sanitarnego na Ratuszu.

*

Witold Sławski, ps. Sławek, po przejściach w latach pięćdziesiątych długo nie wracał do wspomnień z przeszłości. Dopiero stosunkowo niedawno udało mi się spisać i opublikować garść wspomnień z dni ostatnich. Przytaczam interesujący nas tu fragment.

— Trzeci sierpnia to był taki — jak mi się zdawało — bardzo zły dzień. Właśnie na dole, w ruinach teatru, pojawiły się sylwetki Niemców.

Krzysztof poszedł do dowództwa z zapytaniem — co dalej… Sytuacja nie wydawała nam się taka jasna. Po obszernych i głębokich piwnicach pałacu Blanka, za pancernymi drzwiami, kryli się jeszcze Niemcy…

Czajkowskiego nie widziałem, był w szpitalu, ranny w rękę. Pamiętam, czwartego sierpnia z rana jeszcze mignął mi gdzieś w głębi Ratusza.

Później znalazłem się w pałacu Blanka, w prawym skrzydle, na pierwszym piętrze od Daniłowiczowskiej. Wydawało mi się, że Krzysztof był o dwa pokoje dalej. Było nas tam kilku. Słyszałem po jakiejś serii strzałów, jak ktoś krzyknął, że jeden padł. Padł — to padł… Mało czasu, żeby jeszcze oglądać, co robi drugi. Moim celem było narożne okienko po przeciwnej stronie dziedzińca, gdzie co jakiś czas pojawiał się Niemiec. To była strzelanina do migających w oknie jasnych plam. Krzysztofa już więcej nie spotkałem. Na pogrzebie nie byłem, nazwiska nie znałem, że pisał wiersze — dowiedziałem się po wojnie, choć przypominam sobie, że pisał coś i na Focha, i w Ratuszu.

*

Adam Wodziński (ps. „Morski”) należał do plutonu „Radwana”. Na początku powstania brał udział w walkach na Woli, w macierzystej kompanii, do której „Radwan” nigdy nie dotarł, bo było to niemożliwe. Koło 6—8 sierpnia dowódca, por. Watra, wysłał „Morskiego” z rozkazem na Stare Miasto — skąd nie mógł już wrócić do oddziału, gdyż ruszyło gwałtowne natarcie niemieckie po osi ulicy Leszno. Został więc na Starym Mieście i jego pierwszym odruchem było szukanie „Radwana” i jego kolegów.

Pałac Blanka, fot. ze zbiorów autora; źródło: archiwum, nr 2307/1989 r.
Pałac Blanka, fot. ze zbiorów autora; źródło: archiwum, nr 2307/1989 r.

— Rychło dowiedziałem się, że „Radwan”, Jezierscy i inni żołnierze z plutonu zginęli w walkach przy zdobywaniu pałacu Blanka i na Ratuszu. Dowiedziałem się też, że są pochowani na pierwszym — od strony placu Teatralnego — podwórzu Ratusza. Byłem tam około 10 sierpnia — groby były wyraźnie oznakowane, a na każdym krzyżu była tabliczka z danymi o pochowanym.

Pamiętam, że była tam również mogiła z napisem „pchor. Krzysztof”.

*

Jan Horoch-Listowski walczył w plutonie dowodzonym przez „Radwana”. Pluton w niepełnym składzie został odcięty od reszty oddziału i zamiast na Woli, bił się na Starówce. 2 sierpnia do plutonu „Radwana”, uderzającego od Senatorskiej na pałac Blanka, około godz. 10.30 dołączyła grupa przynajmniej dziesięciu ochotników z różnych oddziałów staromiejskich.

— Trzech podchorążych, nieco starszych od nas wziąłem — mówi Horoch — do grupy wsparcia ogniowego, którą dowodziłem. Rozmieściłem ich w oknach II piętra narożnego domu, Senatorska 19. Jeden z podchorążych — Krzysztof (Baczyński?) — został amunicyjnym przy „Bremie” kaprala Zbigniewa (Bylicy). Cała grupa wsparcia, chyba siedmiu ludzi, wzięła następnie udział w walce na pierwszym piętrze pałacu Blanka. Dostaliśmy się tam po nieco przykrótkich drabinach. Miałem pewne trudności z dostaniem się do okna. Podobne kłopoty miał „Wyłamywacz” (Zygmunt Zborowski) i Krzysztof. Wciągałem ich przez parapet na korytarz po prostu za kołnierze. Zbigniew z „Brenem” wojował w bocznej, wschodniej klatce schodowej. Byli tam wszyscy trzej podchorążowie-ochotnicy.

Podczas próby zdobycia hallu pałacowego od strony dziedzińca polegli „Radwan” i „Korczak” (Stefan Kotowski), zaś jeden z podchorążych został ranny. Dwaj pozostali wyprowadzili go z pałacu… Wkrótce potem w dużym pokoju I piętra wschodniego skrzydła pałacu Blanka został zastrzelony „Bolo” Bolesław Jezierski. Wycierał z krwi pistolet „Radwana” — przed środkowym oknem pokoju. Strzelec wyborowy strzelił doń z któregoś z domów wschodniej strony Focha.

*

Andrzej Domaszewicz, ps. „Szczapa”. Relacja na podstawie nadesłanego listu.

— Baczyński zginął w piątek, 4 sierpnia około godziny 16.00—16.30, na pierwszym piętrze przy środkowym oknie narożnika pałacu od placu Teatralnego i Daniłowiczowskiej. Nie było to środkowe okno pokoju, lecz środkowe okno frontonu.

Byłem jedynym bezpośrednim świadkiem postrzelenia Krzysztofa, który w krótkim czasie zmarł. Otrzymał postrzał tuż nad lewym okiem i pocisk odłupał część kości czołowej. Nie znałem go uprzednio, spotkaliśmy się w Ratuszu, w oddziale „Barrego”, do którego dołączyłem, ponieważ powstanie zastało mnie na placu Teatralnym.

Była to pierwsza śmierć, z którą zetknąłem się w bezpośredniej bliskości. W chwili tej byłem w odległości 1—1,20 m, byliśmy w pokoju tylko we dwóch, drzwi na korytarz — z tyłu za nami — były otwarte, więc krzyknąłem, że jest ranny…

Postrzał nie naruszył twarzy, głowa nie była rozbita, i nie było żadnych trudności, dla osoby znającej Krzysztofa, w ustaleniu jego tożsamości… Nad lewym okiem — odstrzelony kawałek kości czołowej wielkości 5—6 cm w kwadracie. Twarz absolutnie nie naruszona.

Krzysztof przewrócił się na plecy i widziałem pulsujący mózg…

*

Tanina Grzybowska, „Nita”, mieszkała na Krakowskim nie opodal Trębackiej… 1 sierpnia przyszła do „Nity” koleżanka i mówi: „Słuchaj, mamy przenieść nosze do Ratusza”. Zdziwiła się, bo to był dzień…

W Ratuszu popatrzyli na nie jak na dziwolągi. „Nie róbcie zamieszania, bo rzuca się w oczy”. „Nita” powiedziała, że zostały jeszcze cztery pary noszy… ale nie zdążyły wrócić — zaczęło się powstanie…

— Baczyński miał ślad od kuli z lewej strony i trochę zamazany krwią policzek. Leżał w hallu na czerwonym dywanie. Gdy przyszłam — mieli go już wynosić. Popatrzyłam, przyklękłam, badam puls — nie czuję. Kładę rękę na sercu… Dochodzi jakiś starszy pan. „Co siostra stwierdziła? Nie żyje? To, chłopcy, zabierajcie…”. But zgubił, jak go kładli.

Na pogrzebie nie byłam, bo miałam moc roboty. Pytam: dziewczyny byłyście na pogrzebie? Któraś tam była…

Na terenie Ratusza był skład trumien z opieki społecznej: liche trumienki, ale zawsze trumny… Jak jaki biedny umierał, to dostawał z magistratu trumnę. Sporo było tych trumien: na wieży, w piwnicy — wszędzie trumny. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten skład — byłam zaszokowana, że to dla nas przygotowane?!!

Później, gdy trumien zabrakło, zawijaliśmy w dywany, w koce…

*

… Powstanie Warszawskie zastało mnie na Krakowskim Przedmieściu u zegarmistrza — wspominał Jan Kukuła, lekarz weterynarii, w liście do p. Anieli Kmita-Piorunowej. Do domu już wrócić nie mogłem. Tramwajem dojechałem na plac Teatralny, wyskoczyłem w biegu i schroniłem się do uchylonej bramy, gdzie była restauracja Lange-Szymański, i tam już zostałem. Było tam więcej takich przygodnych lokatorów, jak ja. Mieszkaliśmy w bramie, na schodach, na podwórku i w schronie.

Zaraz drugiego, może trzeciego dnia zwrócił się do mnie jakiś pan, oświadczając, że szukają mnie siostry-sanitariuszki. Okazało się, że w sąsiednim domu był już zorganizowany i dość dobrze zaopatrzony punkt sanitarny… W sąsiedztwie nie było żadnego lekarza medycyny, siostry dowiedziały się o mnie. Poprosiły, bym objął ten punkt. Naturalnie, że ów punkt sanitarny objąłem bezzwłocznie.

Już pierwszego dnia służby zostaliśmy wezwani do rannego na ulicę Senatorską (…). Gdy wróciliśmy do punktu, było już nowe wezwanie: w pałacu Blanka jest ciężko ranny powstaniec, potrzebna jest natychmiastowa pomoc (…)

Od razu przystępuję do opatrunku. Mocno krwawił, chcę wykonać opatrunek uciskowy, by zatamować upływ krwi, jednak to, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach: rana głowy, odłupany kawałek kości głowy…

*

Dziś po latach poszukiwań, można już z całą pewnością powiedzieć, wskazując na prawe skrzydło pałacu Blanka: tu w czwartym dniu powstania poległ poeta Polski Walczącej; co teraz w szczegółach wiadomo z różnych relacji, a wspomnienia Zbigniewa Zajkowskiego wzbogacone zostały o nowe inne informacje. Do legend złóżmy zatem wątek wiodący ku wieży ratuszowej (vide: „Śmierć w Ratuszu”, „Polityka” 17/1983). Niech ten trop pozostanie jako droga do prawdy. Choć i dziś są jeszcze powstańcy nie dający się przekonać, że Baczyński nie zginął na wieży. Taka zresztą była pierwsza pogłoska. Przypomnę słowa Zbigniewa Drapczyńskiego (brata Barbary Baczyńskiej):

— Ktoś nas w lecie 1945 zawiadomił, że Krzysztof zginął na wieży ratuszowej. I później, kiedy słyszałem, że poległ w pałacu Blanka, to bardzo się dziwiłem, bo pierwsza wiadomość była inna…

Kogo mylono z Baczyńskim? Należało wyjaśnić, póki żyją świadkowie… Jedna z sanitariuszek, pani Łabinowicz, wprost napisała: „Po przeczytaniu artykułu w „Polityce” zdałam sobie sprawę, że mogę i powinnam napisać o tym, co ja wiem z tamtych dni”.

Dziś już wiadomo, kto poległ na wieży. Był to, jak wszystko wskazuje, Stefan Jezierski, jeden z dwóch braci Jezierskich poległych w obronie Ratusza.

Według dotychczasowych moich ustaleń: „Radwan” (Tadeusz Paszkiewicz) zginął 2 sierpnia około godziny 11.00 podczas pierwszej próby zdobycia pałacu Blanka, przy drzwiach od strony podwórza; prawie w tym czasie, w odstępie mniej więcej 15 minut, przy pałacowej bramie poległ „Korczak” (Stefan Kotowski). „Bolo” (Bolesław Jezierski) zginął wkrótce po nim, według Horocha-Listowskiego około godziny 13.00 w narożnym pokoju I piętra pałacu Blanka od strony Daniłowiczowskiej i Senatorskiej. W tym samym miejscu (?) w piątek, 4 sierpnia, najpewniej około godziny 16.00 poległ K. K. Baczyński.

*

I jeszcze jedna wiadomość, która nie doczekała się dotąd potwierdzenia. Pani Ewa Królikiewicz twierdzi, że 15 lub 16 sierpnia, a było to już przy ulicy Brzozowej, w trakcie zbiórki oddziału przybyły oficer odczytał nazwiska odznaczonych Krzyżem Walecznych i było wśród nich nazwisko Krzysztofa Baczyńskiego. (Zapamiętała, bo sama była wtedy odznaczona.)

Informacja ta pochodzi z jednego jak dotychczas źródła i z tego powodu możemy traktować ją ledwie jako pogłoskę. A może ktoś z Czytelników będzie coś wiedział na ten temat..

(Fragmenty większej całości, która ukaże się w grudniowym numerze „Poezji”.)

 

 

Rękopis K.K. Baczyńskiego; źródło: archiwum, nr 2307/1989 r.
Rękopis K.K. Baczyńskiego; źródło: archiwum, nr 2307/1989 r.

 


Tekst pochodzi z numeru 2307/1989 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

 

Czytaj również:

Jaka piękna wojna?!
Przemyślenia

Jaka piękna wojna?!

Joanna Kinowska

Stulecie wybuchu wojny 1920 r. zaowocowało sporą liczbą uroczystości, upamiętnień, programów, wydań specjalnych, tablic, zmian nazw. Żebyśmy wiedzieli, pamiętali, oddali cześć. Zanim ruszyły oficjalne obchody, zastanawiałam się, dlaczego nigdy na ten temat nie zorganizowano żadnej wystawy fotograficznej. A potem, niestety nieskutecznie, próbowałam znaleźć w pamięci obraz tej wojny. Jakieś znane zdjęcie, jakąś ewentualną ikonę. I nic. Oczywiście wytłumaczyłam sobie tę lukę. O „cudzie nad Wisłą” przez cały PRL się nie mówiło, a po ’89 r. Katyń i zbrodnie stalinizmu oraz stan wojenny wyprzedziły go w przypominaniu się pamięci zbiorowej. Chociaż można było już teraz mówić i pisać o tym szerzej, otwarcie, można było wpisać w podręcznik, może nadać nazwę jakiejś ulicy. Ale pod względem wizualnym nie przypomniano niczego, co zapadłoby w pamięć. Wojna 1920 nie ma identyfikacji wizualnej, tej automatycznej, nie do pomylenia. A przecież są zdjęcia, setki wspaniałych fotografii – od oficjalnych po prywatne. Dzięki nim można byłoby zobaczyć tę wojnę na nowo: poznać ją, spojrzeć z perspektywy nie tylko historycznej, państwowej, ale też poczuć się niemal jak członek rodziny walczących żołnierzy.

Fotorelacje. Wojna 1920 to przygotowana w ekspresowym tempie wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie. Jej kuratorka Karolina Puchała-Rojek pokazuje nam zapomnianą wizualnie wojnę w sposób niezwykły. Wystawę podzielono inaczej, niż zwykle dzieli się archiwa. Nieważne są daty, miejsca bitew, nazwiska, tematy. Istotne jest, kto patrzy. Zaczynamy od relacji oficjalnych, tu nawet mniej ważne, kto wykonał fotografie, ale to, na czyje zamówienie powstały. Wręcz nieprawdopodobnym wydaje się nam dziś zakup od Warszawskiej Agencji Fotograficznej przez Muzeum Narodowe 77 zdjęć już w 1921 r. Ledwo skończyła się pierwsza wojna, potem bolszewicka, kraj podnosił się z gruzów po 123 latach niebytu, a tu nagle podjętą decyzję, by najnowsze losy pokazać w muzeum.

Czytaj dalej