Do mięty poczuj miętę
i
zdjęcie: Tim Krisztian/Unsplash
Dobra strawa

Do mięty poczuj miętę

Łukasz Łuczaj
Czyta się 4 minuty

Mięta wydaje się rośliną zwykłą, powszechną i niekryjącą wielu sekretów, jednak rodzaj ten (Mentha) pełen jest trudnych do odróżnienia gatunków i mieszańców oferujących całą gamę przeżyć zapachowo-kulinarnych.

W Polsce rośnie dziko kilka gatunków. Mięta polna (Mentha arvensis) to bylina występująca głównie na polach i ugorach, o smaku zbliżonym do mięty pieprzowej, choć łagodniejszym, mniej pieprzowym. Podobna do niej jest mięta wodna (Mentha aqua­tica) spotykana czasem na brzegach wód. Odznacza się przyjemnym i silnym aromatem, podobnym do mięty pieprzowej, której zresztą jest przodkiem. Rzadko, głównie w dolinach dużych rzek, występuje jeszcze mięta polej (Mentha pulegium), gatunek częś­ciej spotykany na południu Europy. Natomiast mięta długolistna (Mentha longifolia), nazywana również końską, rośnie w wielu miejscach na południu Polski – nad strumieniami i w wilgotnych zaroślach. Ma delikatny i słodkawy zapach, a smak podobny do mięty kłosowej.

Miętę kłosową, czyli Mentha spicata, zwaną też zieloną, uprawia się zazwyczaj w ogrodach. Zapewne znasz także jej angielską nazwę spearmint, choćby z nazwy gumy do żucia. Jedni wolą jej łagodny smak, a inni wybierają ostry – peppermint, czyli mięty pieprzowej (Mentha piperita), naturalnego mieszańca mięty wodnej i kłosowej. Z mięt chętnie uprawianych warto wspomnieć miętę wonną (Mentha suaveolens), o ładnych karbowanych liściach, wykorzystywanych do dekorowania talerzy w restauracjach, ale mało intensywnym smaku. W handlu pojawiło się również wiele nowych odmian mięt, np. o zapachu czekolady czy truskawek!

Mięta jest bogata w olejki eteryczne i inne związki aromatyczne. Najsłynniejszy z nich to mentol; nie wszystkie gatunki go zawierają. Mięty na ogół pobudzają trawienie, działają też rozkurczowo, żółciopędnie i antyseptycznie. Napar z mięty jest jednym z najczęściej stosowanych ziół w tradycyjnej medycynie ludowej, należy go jednak unikać podczas ciąży.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Żywi, chłodzi, leczy!

Przekazywaną z pokolenia na pokolenie wiedzę dotyczącą możliwości wykorzystywania liści i młodych pędów mięty – zarówno w kuchni, jak i w leczniczych preparatach – znajdziemy w wielu miejscach na świecie. W kuchni angielskiej serwuje się sos miętowy do jagnięciny. W wielu krajach, także u nas, pija się miętową herbatę, której chłodzące działanie szczególnie przydaje się podczas upałów. W Maroku serwuje się ją w małych szklaneczkach, zazwyczaj z dodatkiem zielonej herbaty i ze sporą ilością cukru. W kuchni gruzińskiej jedną z najważniejszych przypraw jest mięta polej, nazywana tam ombalo. Sprzedaje się ją na targach na pęczki i dodaje np. do pchali – tradycyjnych przekąsek. W Gruzji, gdy ktoś straci sens życia, mówi się, że „zabrakło mu ombalo”.

Chociaż na terenie naszego kraju można znaleźć wiele ziół, to np. w tradycyjnych przepisach na pierogi rzadko pojawiają się dzikie rośliny i zioła. Wynika to z faktu, że pierogi były dawniej jedzeniem odświętnym, wystawnym, a dzikie zielsko kojarzono z biedą i jedzono tylko wtedy, gdy brakowało zboża. Jedynym wyjątkiem (oprócz, oczywiście, jagód borówki czarnej) jest mięta – częsty składnik nadzienia ruskich pierogów, które goszczą na stołach całego obszaru Lubelszczyzny i północno-wschodniej części Podkarpacia (mniej więcej po Rzeszów i Krosno).

Przepis na te pierogi jest dosyć standardowy, po prostu do farszu pierogów ruskich dodaje się mięty. Ale jakiej mięty użyć? Niektóre gospodynie hodują do tego celu miętę zieloną, inne – np. w moich okolicach – zbierają także dziką miętą długolistną. Zielarka z Bratkówki koło Krosna opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, uprawiano trzy rodzaje mięty: na pierogi, do rosołu i na herbatkę. Ta ostatnia była miętą pieprzową. W okolicach Babiej Góry liście mięty polnej i mięty długolistnej dodawano – razem z liśćmi pokrzywy oraz komosy białej – do polewki zwanej warmuz.

zdjęcie: Katherine Volkovski/Unsplash
zdjęcie: Katherine Volkovski/Unsplash

Pierogi ruskie z miętą

Składniki do farszu:

1 kg ziemniaków
1/2 kg białego wiejskiego sera (twarogu)
2 duże cebule, sól, pieprz
10 wierzchołków mięty kłosowej lub długolistnej

Składniki do ciasta:

1/2 kg mąki pszennej
żółtko (można też robić ciasto w wersji bez żółtka)
płaska łyżka masła
230 ml mocno ciepłej wody
płaska łyżeczka soli

Przygotowanie farszu: Cebulkę pokroić drobno, osobno także miętę. Ziemniaki obrać i ugotować. Gdy są wciąż ciepłe, ale już nie parzą, utłuc je i wymieszać z twarogiem. Usmażyć na maśle cebulę, aż zbrązowieje. Wymieszać ze sobą wszystkie powyższe składniki, osolić i doprawić czarnym pieprzem. Zostawić do całkowitego ostygnięcia (farsz najlepiej robić kilka godzin wcześniej – dzięki temu leciutko podeschnie).

Przygotowanie ciasta: Do dużej miski wsypać mąkę, dodać sól, żółtko i masło. Jeśli zrobimy ciasto bez tłuszczu, będzie je łatwiej rozwałkować, ale może się rozrywać – wybór należy do ciebie. Wszystko wymieszać. Jedną ręką wlewać powoli ciepłą wodę, a drugą ugniatać. Potem jeszcze ugniatać z 10 minut i zostawić pod szmatką na kolejnych 10.

Rozwałkować ciasto cieniusieńko na blacie oprószonym mąką. Szklanką lub kubkiem wykrawać krążki, na wierzch kłaść farsz, dokładnie pooklejać. Zrobione pierogi wrzucać partiami na gotującą się posoloną wodę. Wyciągać mniej więcej 5 minut po tym, jak wypłyną na powierzchnię (czas gotowania może być inny zależnie od grubości ciasta, wielkości garnka i liczby pierogów).

Czytaj również:

O tych, których zjadam za mało
i
zdjęcie: Anya Osintsova/Unsplash
Dobra strawa

O tych, których zjadam za mało

Michał Korkosz

Latem trudno podjąć decyzję, którymi owocami wypełnić żołądek. Gdy się jest tak niezdecydowanym jak ja, obfitość może być torturą. Po wyśnionych czerwcowych truskawkach ziemia atakuje nas coraz smaczniejszymi plonami – tak słodkimi, że czuć na ustach słońce, dzięki któremu wyrosły.

Codziennie udaję się na targ po koszyczek malin, który po powrocie do domu okazuje się tylko do połowy pełny. Czereśni zjadam irracjonalne ilości, potencjalnie zamieniając się w jedną z nich. Natomiast brzoskwiń zawsze kupuję więcej niż potrzeba – odstawiam je na parapet, gdzie ich mechata skórka mięknie i marszczy się, powoli uwalniając lepki syrop zwiastujący słodką, letnią przyjemność.

Czytaj dalej