Dieta cud – pęd ku życiu
i
zdjęcie: amy lynn grover/Unsplash
Dobra strawa

Dieta cud – pęd ku życiu

Monika Kucia
Czyta się 3 minuty

Mikroroślinki to bogate źródło witamin, przeciwutleniaczy i pierwiastków, takich jak żelazo czy potas. Łatwo się je uprawia, mogą być smacznym dodatkiem do wielu dań i są prostą receptą na zdrowie.

Zamontowany w pomieszczeniu filtr chroni rośliny przed smogiem, a ponieważ uprawia się je wewnątrz, nie są narażone na deszcz, grad, mróz i spaliny. Na farmie nie używa się pestycydów. Zarówno nawóz, jak i nasiona mają certyfikat ekologiczny. Uprawa odbywa się w kontrolowanych warunkach, co daje gwarancję plonów przez cały rok.

Mikrolistki to siłacze. Kiedy spędzają w ciemności pierwszy okres od namoczenia, „klują się”, potrafią podnieść leżącą na nich cegłę. Jak już podrosną, trzeba je przenieść do światła. Stosowana jest tu hydroponika – uprawa bezglebowa w systemie zalewowym, w którym woda krąży i dzięki temu zużywa się jej mniej. Rośliny rosną w doniczkach torfowych na brykiecie z kory kokosowej, której nie imają się grzyby czy robaczki. Brykiet jest sprowadzany ze Sri Lanki, co generuje poważny ślad ekologiczny – Listny Cud szuka więc innych rozwiązań. Innowacje dotyczą całej jego działalności. Miejskich farm jest w Polsce raptem kilka. Listny Cud jako pierwszy zbudował farmę sklepową, ekspozycję mikroliści w oszklonej lodówce z precyzyjnym systemem nawadniania i naświetlania.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na początku Listny Cud nazywał się Polishgreens – firmę tę założyli w 2017 r. Michał Jasiorowski i Karolina Promińska. Przeszli przez akcelerator Foodtech.ac [instytucja pomagająca początkującym firmom w rozwijaniu biznesu – przyp. red.]. Potem przez sześć miesięcy w małym pokoju na dziewiątym piętrze przy ul. Długiej w Warszawie stworzyli prototyp farmy i przeprowadzili wiele testów. „Ja dołączyłam wiosną 2020 r. i rozwijam Listny Cud dalej, razem z Michałem Piosikiem i Piotrkiem Grabowskim z Food­tech. ac – mówi Matylda. – A Michał i Karolina wciąż nam doradzają”.

Matylda w firmie zarządza, ale zna się też na uprawie. Na początku podlewała roślinki, sama je wysiewała, poznając cały proces wzrostu. Teraz robi to Iza, która ma licencjat z ogrodnictwa i pseudonim nadany przez dostawców: „Merida Waleczna”. Obie śpiewają listkom ulubione piosenki. „Wysiewam, podlewam, patrzę, czy dobrze rosną” – mówi Iza. Jej miejscem pracy jest industrialna przestrzeń dawnego instytutu – szorstkie ściany, szafki z drzwiczkami z płyt paździerzowych, ebonitowe włączniki, kable. To tutaj opiekuje się delikatnymi łodyżkami w kolorze fioletu, seledynu i szmaragdu (lub krokodyla).

Mikroliście to zielone shoty odżywcze, źródło witamin i mikroelementów. Mają ich więcej niż dojrzałe rośliny, bo są „roślinnymi niemowlętami” – wszystko w nich jest skondensowane. Na farmie Matyldy uprawia się listki brokuła, gorczycy, rzodkiewki, czerwonej kapusty, czerwonej kalarepy, mikrokolendrę, groszek i słonecznik – jest w czym wybierać. Są świetnym dodatkiem do kanapek, sałatek, można nimi posypać pizzę, burgera, zupę krem albo pierogi. Wystarczy tuż przed podaniem obciąć je nożyczkami albo nożem tuż przy podłożu (nie wyciągać z korzonkiem i z korą) i mamy świeżość prosto z miejskiego pola.

„Liczymy na to, że wkrótce miejskie farmy będą standardem – mówi Matylda. – Dzięki nim można lokalnie prowadzić uprawy przez cały rok. Nie trzeba już przywozić tych roślin z dalekich krajów, korzystać z chemicznych środków koniecznych przy transporcie kilka tysięcy kilometrów i plastikowych opakowań. Dla nas ważne jest również to, że miejska farma wpisuje się w działania lokalne, wspólnotowe. Przychodzą tu znajomi, sąsiedzi. Chcemy, by odwiedzały nas szkoły”.

W listopadzie 2020 r. Julia Sierpień i Yaroslav Panasevych z Politechniki Krakowskiej zdobyli I miejsce w 35. edycji międzynarodowego konkursu „24h Farmer” organizowanego przez Ideas Forward. Jego uczestnicy mieli zaprojektować wertykalną, miejską farmę. Zwycięzcy wymyślili, że ogrody na balkonach mogą połączyć ze sobą mieszkańców tego samego budynku – będą współtworzyć jedno gospodarstwo. Ma to być konstrukcja zawieszonych w powietrzu łodyg, liści, zielona wizja naszej mikroprzyszłości. Ziemi po prostu dla nas nie wystarczy. Póki co zjedz mikrolistek – zapowiedź dojrzałej rośliny.

Czytaj również:

Jarski raj
i
ilustracja: Mieczysław Wasilewski
Dobra strawa

Jarski raj

Ewa Pluta

Nudziarz z fantazją, dostojny wojownik, radykał, idealista czy mitoman? Kim był Konstanty Moes-Oskragiełło, pierwszy polski wegetarianin?

„Moesisko nudne jak zaraza” – pisała o swoim sąsiedzie Maria Kłopotowska w liście do Natalii Andriollowej. Jednocześnie dodawała: „Może nudny, ale fantazję to on ma”. W chwilach wolnych od zajęć lekarskich Konstanty Moes-Oskragiełło (1850–1910) wygrywał na flecie melancholijne melodie. Dźwięki niosły się po majątku Bojarowo, po sosnowym lesie, docierały nad rzekę Świder i do uszu letników spacerujących nad jej wysokim brzegiem. W gabinecie Konstanty układał rebusy, tak skomplikowane i długie, naszpikowane perskimi i etiopskimi literami, że sąsiedzi, którym je wysyłał (wraz z sadzonkami kwiatów czy nawet całymi krzewami), rozkładali bezradnie ręce. Szeptali między sobą: „Moes ma swoje bziki”. Takie jak ten, o którym plotkowała Kłopotowska: „[…] on strzela [z pistoletu – przyp. red.], kiedy mu fantazya przyjdzie do głowy, nie patrząc w kogo i w co…”. Przyznaje jednak, że Moes-Oskragiełło „[…] jest pomimo śmieszności i wyraźnych manij na kilku punktach – człowiekiem o dobrze wyrobionych pojęciach: honoru, prawości, szlachetności”. „W słowach był powściągliwy i nawet przed bliskimi mało rozmowny. Jednakże, gdy już prowadził konwersację, to zachwycał prostotą, finezją i siłą przekonywania” – wspominano go w pierwszą rocznicę śmierci na łamach „Przeglądu Wegetariańskiego”.

Czytaj dalej