Czy religia zapewnia ład społeczny?
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Marzenia o lepszym świecie

Czy religia zapewnia ład społeczny?

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Zgodnie z perspektywą ateistyczną religia nie jest tym, czym się wydaje. Bogowie i zaświaty nie istnieją, a w najlepszym razie odgrywają określone, zgoła świeckie role.

Jedna z popularnych teorii głosi, że mitologia, rytuał i kapłani to tak naprawdę kamuflaż, który skrywa stabilizujące funkcje społeczne, takie jak regulowanie stosunków międzyludzkich, zaprowadzanie porządku moralnego i kosmicznego, wzmacnianie kontroli społecznej, legitymizacja władzy itp. A nawet więcej: zdaniem niektórych badaczy porządek ten jest celem, dla którego religia w ogóle powstała. W nowszych, inspirowanych teorią ewolucji interpretacjach religia jawi się jako „narzędzie adaptacyjne”, które w przeszłości było naszemu gatunkowi niezbędne, by przetrwać (w przeszłości – albowiem sami twórcy tych teorii najczęściej utrzymują, że już religii do życia nie potrzebują).

Wychodząc z zupełnie innej perspektywy, podobne stanowisko przyjmuje filozofia konserwatywna – religii nie można porzucić, bo tylko ona jest w stanie zapewnić spoistość społeczeństwa. Bez niej świat znaczeń popada w chaos i ulega rozpadowi; ateiści, o ile w ogóle są przyzwoici, to tylko z przyzwyczajenia i religijnego wychowania. W ramach tej teorii wraz z procesem zeświecczenia można spodziewać się jedynie metafizycznej rozpaczy i moralnej degrengolady.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To przekonanie o „stabilizującej” roli religii jest tyleż popularne, co łatwe do obalenia – aby to zrobić, wystarczy powierzchowna wiedza religioznawcza. Samo przekonanie prawdopodobnie bierze się stąd, że każdą religię wyobrażamy sobie na wzór dzisiejszego „niezmiennego” Kościoła katolickiego, który ma silną pozycję polityczną, ale nie wydaje się zainteresowany wprowadzaniem zmian w ludzkim świecie, przeciwnie, raczej walczy o zachowanie status quo.

Współczesny katolicki święty raczej nie jest rewolucjonistą. Jednak nawet pozostając w kręgu historii chrześcijaństwa, widzimy wyraźnie, że problem jest skomplikowany.

Już słynny rosyjski typ chrześcijańskiego świętego, jurodiwy, nieustannie prowokował i kontestował współczesne mu obyczaje i władzę cara. Trzeba także przypomnieć, że kościół z pierwszych wieków naszej ery miał zgoła innych charakter niż teraz – był instytucją raczej wywrotową, zmieniającą ówczesne struktury społeczne i wartości.

Przy okazji wspomnijmy o bardziej nam współczesnej amerykańskiej „teologii wyzwolenia”, która łączy katolicyzm z inspiracjami marksistowskimi. Na podobnej zasadzie nowe ruchy muzułmańskie kwestionują zastany porządek społeczny i polityczny, często łącząc się z buntem ekonomicznym.

A cóż powiedzieć o zamachach terrorystycznych motywowanych religijnie? Czy ataki sekty Najwyższej Prawdy gwarantowały ład moralny i dawały Japończykom poczucie wspólnotowości? Czy zbiorowe samobójstwo niemal tysiąca członków sekty Świątyni Ludu w Jonestown było skutecznym „narzędziem adaptacyjnym”, które zapewniło im przetrwanie (sic!)?

To wszystko nie znaczy, że w określonych przypadkach religia nie gwarantuje spoistości grupowej, sprzyjającej trwaniu jej wyznawców. Jednak równie dobrze może motywować do takich działań jak opuszczenie swojej grupy i rodziny, rewolucja, wojna i samozagłada. Wyjaśnienia religii poprzez jej „porządkującą” rolę to nonsens.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Zabójcze klątwy
Wiedza i niewiedza

Zabójcze klątwy

Tomasz Wiśniewski

Znane przysłowie głosi, że wiara przenosi góry. Ale w społecznościach plemiennych może ona nieść nie tylko ozdrowienie, lecz także śmierć. Wystarczy w to głęboko uwierzyć.

Wszyscy dobrze wiemy, że społeczeństwo nieustannie wywiera wpływ na jednostkę, która w nim żyje. Nie jest jednak oczywiste to, że ów wpływ może być totalny, a ono może dosłownie zesłać na nią śmierć, i to – by tak rzec – nawet jej nie dotykając.

Czytaj dalej