Czas spadających liści…
i
„List miłosny”, Jean-Honore Fragonard, 1770 r. (domena publiczna)
Pogoda ducha

Czas spadających liści…

Bogna Wernichowska
Czyta się 5 minut

Zarówno poeci wszystkich epok, jak i współcześni biometeorolodzy czy psycholodzy twierdzą zgodnie, że jesień nastraja do niewesołych refleksji o przemijaniu, przywodzi na myśl nieustanny upływ czasu. Ileż to smętnych zadumań i niewesołych nastrojów znajdujących odbicie w literackich utworach czy muzycznych kompozycjach wywołały właśnie jesienne mgły i pożółkłe liście.

Nie zawsze jednak i nie wszyscy patrzyli na opadłe liście tylko jako na widomy znak, że minęła milsza pora roku i nadchodzą przykre dni jesieni i zimy. Kształt i barwa jesiennych liści zachwycały malarzy, inspirowały rzemieślników artystów, by zdobić swoje dzieła ornamentami o kształcie girland, splecionych liści winogradu, dębu czy brzozy. Używano opadłych liści świętych drzew do celów magicznych – z ich koloru wieszczono o przyszłości, zaszywano w odzieży jako talizmany, sporządzano lecznicze wywary.

Romantyzm ze swym umiłowaniem pamiątek i wspomnień znalazł dla jesiennych liści jedno jeszcze zastosowanie – pisząc do bliskich sercu, wklejano nieraz jakiś piękny zasuszony między kartami książki liść z drzewa, w którego cieniu przesiadywało się razem, czy krzewu rosnącego obok darniowej ławki…

Z tamtych czasów pochodzą też bardzo nieraz misterne laurki sporządzone z jesiennych liści, naklejanych na welinowy papier, a nawet atłas czy jedwab. W biograficznych muzeach, wśród pamiątek po sławnych ludziach, znaleźć można niejeden eksponat tego rodzaju. Lisztowi, dwie dorastające córki, Blandyna i Cosima, sprezentowały ekranik atłasowy – z pejzażem szwajcarskim z liści dębu, winogradu, grabu, buku i aloesu… wyklejony – jak donosiły obie panny na dołączonym do upominku bileciku. Podobny obraz dostał francuski pisarz, Teofil Gautier, od długoletniej przyjaciółki i muzy, primabaleriny Carlotty Grisi. Podczas tournée po Włoszech jesienią 1851 roku tancerka z opadłych liści w ogrodach Florencji, Rzymu, Mediolanu wyklejała fragment ruin Forum Romanum, który to kochany Teo uważa za wielce malowniczy…

Być może moda na dołączanie do listów zasuszonych liści drzew była reliktem dawnej symboliki roślinnej, pradawnych wierzeń w dobre i złe drzewa i rzekomym ich wpływie na losy ludzi – o czym tak przekonywująco wróżyli celtyccy kapłani.

zdjęcie: Amy Paterson/Flickr (CC BY-ND 2.0)
zdjęcie: Amy Paterson/Flickr (CC BY-ND 2.0)

Liście dębu zwanego w Galii królem lasów, a w Grecji poświęconego Heliosowi – bogowi słońca i Apollinowi, panu poezji, sztuk pięknych i wróżb, były częstym motywem zdobniczym używanym przez snycerzy i płatnerzy. Ryto ich kształt na powierzchni pancerzy, rękojeści białej broni, używanych podczas wypraw wojennych kubków i mis. Dębowy liść – symbol siły, powagi i zwycięstwa, był w późniejszych epokach najczęstszym chyba ornamentem roślinnym zdobiących przeznaczone do męskich gabinetów przybory do pisania lub palenia, a także drobną biżuterię dla panów – spinki do mankietów, szpilki do krawatów, guziki ubrań sportowych czy kostiumów myśliwskich. Być może te liście dębu, rzeźbione w rogu i kości, cyzelowane w srebrze czy odlewane w brązie, miały – chociaż nikt już o tym nie pamiętał, oprócz etnografów i historyków kultury – zastąpić owe prawdziwe dębowe liście wszywane w ubranie jeszcze w XVII wieku, by chroniły właściciela od ran i napaści.

W mowie kwiatów i roślin, tak modnej w XIX wieku, liść dębu oznaczał stałość w sentymentach i wiarę w moc uczuć drugiej strony, był też wyznaniem gotowości zwalczania przeszkód na drodze do szczęścia we dwoje.

Jako że w starożytności wieńczono zwycięzców dębowymi liśćmi, w czasach późniejszych dębowe girlandy wyobrażone w szlachetnych kruszcach, otoczyły orderowe gwiazdy i krzyże. Wśród oznaczeń nadawanych przez władców Anglii, Francji, Austrii i Niemiec znalazły się właśnie takie ordery.

Jak twierdzą heraldycy – dąb, jego owoce i liście, są najczęściej wyobrażane na herbowych tarczach i to zarówno godłach miast, jak i znakach rodowych. Rzadziej, ale także od czasu do czasu, spotyka się w herbarzach kartusze z lipą i brzozą.

Być może dlatego, że lipowe liście mają kształt serca, w roślinnej magii różnych epok używano ich do miłosnych czarów. W Galii lipę zwano drzewem kochanków, a w elżbietańskiej Anglii – zieloną panią radości, w czasach przedchrześcijańskich poświęcano ją bóstwom miłości i domowego ogniska. W mowie roślinnych symboli liście lipy oznaczały niewinność, czystość i nadzieję. U plemion celtyckich srebrne naszyjniki kute w kształcie lipowych liści otrzymywały nowo poślubione żony swych mężów.

Natomiast opiewana przez tylu poetów w sielankowych wierszach brzoza cieszyła się ongiś mianem drzewa szczęścia i zdrowia, a jej zeschnięte liście noszono jako talizmany, czy wkładano w słomiane poszycie dachów mieszkalnych domów. Kiedy XIX–wieczna panna otrzymywała od adoratora jesienny liść brzozy, mogła, zajrzawszy do kalendarza, gdzie ku rozrywce czytelników zamieszczano mowę roślinnych symboli, wyczytać, że oznacza to: dobrze myślę o tobie.

Odmienne natomiast znaczenie miały liście topoli – drzewa poświęconego w przedchrześcijańskich kultach religijnych bogom podziemia. Starte na proch były używane podczas praktyk magicznych, przy wywoływaniu duchów zmarłych przodków. W mowie roślin liść tego wyniosłego drzewa oznaczał rezerwę, dumę, a nawet chłodną odmowę. Być może jakieś relikty łączenia topoli z kultem tych, co odeszli, przetrwały do naszych czasów, gdyż cmentarze często obsadza się szpalerem topól.

Zmieniały się epoki, zmieniały się mody na ulubione w sztuce motywy roślinne, na przykład renesansowi i barokowi artyści najchętniej malowali czy rzeźbili pnącza winnej latorośli, symbolizujące bogactwo i radość życia, jak również gałązki palmy – znak stałości, również i w sprawach wiary, stąd też na obrazach święci męczennicy tak często dzierżą w dłoniach palmowe liście. Kornety angielskich panów noszone podczas dworskich uroczystości, diademy margrabiów i hrabiów jubilerzy ozdabiali kutymi w złocie liśćmi truskawek – gdyż liście tego krzewu oznaczać miały szlachetność ducha.

zdjęcie: Amy Paterson/Flickr (CC BY-ND 2.0)
zdjęcie: Amy Paterson/Flickr (CC BY-ND 2.0)

Secesja odkryła niejako piękno liści klonu, kasztanowca, wierzby, koniczyny – właśnie ich kształty nadawano wówczas bibelotom, srebrnej biżuterii, drobnym przedmiotom z półszlachetnych kamieni.

Aktorka Sarah Bernhardt miała projektowany przez malarza Hansa Makarta garnitur biżuterii ze srebra i górskiego kryształu o kształcie splecionych wierzbowych gałązek. W roku 1896 na paryskiej wystawie artystycznego rzemiosła złoty medal przyznano naszyjnikowi z pozłacanych liści koniczyny i srebrnej zastawie stołowej, składającej się z kompletu sztućców, pater i cukiernicy, zdobionych motywem stylizowanych kasztanowych liści.

W tamtych czasach już tylko bardzo młode panienki kartkowały kalendarze, szukając znaczenia mowy kwiatów i roślin, lecz gdyby spojrzeć na strony poświęcone tym sprawom, to wyczytać można, że liść wierzby oznaczał tęsknotę, kasztana – życzliwość, klonu – wyznanie przyjaźni, a koniczyny – życzenie szczęścia.

Dziś symbolika roślin jest prawie całkowicie zapominania, a jeśli na kartach współcześnie wydanych książek znajdzie się wzmianka, dlaczego artysta ozdobił swe dzieło takim właśnie zaczerpniętym ze świata flory motywem – jest to z reguły książka z dziedziny sztuki czy etnografii.

Jednak podczas jesiennych spacerów lubimy podziwiać kształt i kolor spadających liści, czasem wkładamy je między stronice książek, by przetrwały dłużej, choć nie wierzymy już, że lipowy liść to sentymentalny talizman.

Tekst pochodzi z numeru 1907/1981 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Liście w kształcie serca
i
ilustracja: Cyryl Lechowicz
Marzenia o lepszym świecie

Liście w kształcie serca

Łukasz Kaniewski

Każdemu sadownikowi, działkowcowi i ogrodnikowi życzyć można ręki do roślin równie szczęśliwej jak ta, którą mieli hinduska księżniczka Sanghamitta oraz Tissa, władca Cejlonu. Zasadzony przez nich figowiec rośnie już 2268 lat i nie jest jeszcze znużony życiem.

O królu Indii Asioce, który ukochał i opieką otoczył ludzi oraz zwierzęta, pisaliśmy w poprzednim numerze „Przekroju”. Wypada jednak wspomnieć jeszcze o córce króla, Sanghamitcie, i drzewie, którego sadzonkę przewiozła z Indii na Sri Lankę.

Czytaj dalej