Czas decyzji
i
Anonimowy artysta francuski, XVII wiek, "Wybór Herkulesa" (Zbiory Met Museum)
Pogoda ducha

Czas decyzji

Piotr Stankiewicz
Czyta się 2 minuty

Czy kiedykolwiek żałowaliście podjętej decyzji? Czy mieliście do siebie żal, wyrzucaliście sobie, że gdybyście wcześniej wiedzieli to, co wiecie teraz, to postąpilibyście inaczej? Czy żałowaliście choćby decyzji podjętej przy urnie wyborczej? Według stoików – nie powinniście. Nigdy. Ale dlaczego?

W stoicyzmie wszystkie decyzje o naszych działaniach i przekonaniach musimy podejmować wedle najlepszej wiedzy o faktach. Co to znaczy? Przed jakimkolwiek wyborem stoimy – czy to prywatnym, czy politycznym – naszym pierwszym obowiązkiem jest poznać jak najwięcej tych faktów. I poznać je jak najdokładniej. Nauka, statystyka, literatura, szeptanka – mamy obowiązek skorzystać ze wszystkiego, co może być przydatne. Nad każdą plotką warto się pochylić. Musimy poinformować się jak najrzetelniej, sprawdzić, co tylko da się sprawdzić, rozpatrzyć wszystkie zmienne, przeanalizować scenariusze. I dopiero wtedy, na podstawie najlepszych danych, jakie uda się nam zgromadzić, stawiamy krzyżyk w odpowiedniej kratce.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Oczywiście nigdy nie będziemy mieć luksusu informacji wyczerpujących i absolutnie pewnych. Zawsze trzeba będzie pracować z danymi cząstkowymi, wątpliwymi. To jednak niczego nie przekreśla. To jest norma. Nie chodzi bowiem o to, żeby wiedzieć wszystko, ale żeby rozsądnie decydować na podstawie uczciwie zdobytej wiedzy. Wiedzy zdobytej na miarę naszych możliwości w danej chwili i aktualnej na moment podjęcia decyzji. Ale co jeśli poniewczasie się okaże, że kandydat, na którego postawiliśmy, jest – jak to w polityce – tanim aferzystą, który dzień po wyborach porzuci swój program i zajmie się doglądaniem własnych układów i podwieszeń? Co jeśli osoba, która wydawała nam się godna zaufania, okaże się śliska i nieuczciwa?

Cóż, jeżeli autentycznie nie mogliśmy tego wiedzieć i przewidzieć – to nie mogliśmy. O ile tylko dołożyliśmy starań do zebrania informacji zawczasu i do wyciągnięcia z nich racjonalnych wniosków – nie powinniśmy sobie mieć nic do zarzucenia. Pełna wiedza o wszystkim i wszystkich jak też przepowiadanie przyszłości są poza naszym zasięgiem. Jedyne, co możemy, to starać się dokonać najlepszego wyboru na podstawie tego, co możemy wiedzieć. To jest waluta, za którą kupujemy spokój duszy na potem. Jeśli zrobiliśmy swoje, jeśli podjęliśmy najlepszą decyzję wedle tego, co wiedzieliśmy – niech nas już później głowa nie boli. Niech świat idzie swoją drogą, a my obserwujmy przebieg zdarzeń. I nie żałujmy. Nowe dane nie unieważniają wstecznie naszych decyzji, nie sprawią, że „mogliśmy wybrać lepiej”. Nie mogliśmy. I w tym właśnie sensie możemy wygłosić paradoksalną stoicką tezę, że każda racjonalna decyzja jest decyzją najlepszą z możliwych. W polityce też.

Czytaj również:

Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej