Być odważnym, zła nie czynić
i
"Wiklinowy człowiek", Thomas Pennant, około 1773–1776 r./National Library of Wales (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Być odważnym, zła nie czynić

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 14 minut

Druidów, celtyckich kapłanów, wyobrażamy sobie zwykle jako starców w białych szatach, ze złotym sierpem wzniesionym w kierunku jemioły, mądrych i łagodnych. Tymczasem wygląda na to, że choć dysponowali ogromną wiedzą i cieszyli się szacunkiem, bywali krwawi. I nie musieli być mężczyznami.

Chcąc ukazać barbarzyńskie zwyczaje druidów, rzymski poeta Lukan napisał, że nie odprawiają oni religijnych obrzędów w świątyniach, ale w głębokich i niedostępnych lasach. Święte lasy Galów miały przerażać nie tylko zwykłych ludzi, lecz także samych celtyckich kapłanów – druidzi wchodzili tam z obawą, że spotkają „pana tego gaju”.

Galijskie słowo określające świątynię to nemeton, jednak badacze podkreślają, że pierwotnie znaczyło ono tyle co „święty gaj”. Inny termin, który pojawia się u autorów starożytnych, to drunemeton oznaczający najprawdopodobniej „święty gaj druidów” bądź „świętą dąbrowę”. Dopiero pod wpływem kontaktu z kulturami grecką i rzymską Galowie zaczęli budować świątynie. Wcześniej ich nie potrzebowali – miejscami świętymi były dla nich zarówno gaje, jak i góry, jaskinie, strumienie oraz rzeki. Pamięć o tym zachowała się w takich dzisiejszych nazwach francuskich miejscowości, jak Arlempdes – dawne Arnemetum („obok świętego gaju”), Nan­terre – kiedyś noszące nazwę Nemetodurum (od nemetonduron – to ostanie słowo znaczy „mocny”, „wytrzymały”) czy Vernantes (uer-nemeton – „wielki gaj”).

Drzewa we krwi

O ile święte gaje Słowian padały ofiarą chrześcijańskich misjonarzy, o tyle sakralne przestrzenie Celtów były niszczone jeszcze przez Rzymian. Zdaje się, że istniało ku temu kilka powodów, ale jednym z nich miał być fakt, że obrzędy, które się w nich odbywały, odznaczały się szczególnym okrucieństwem.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Lukan opisywał je ze wstrętem. Według poety druidzi mieli ochlapywać swoje święte drzewa krwią ludzi składanych w ofierze. Zdaniem Juliusza Cezara (do którego często będziemy nawiązywać, gdyż jego Wojna galijska stanowi bezcenne źródło wiedzy o starożytnym druidyzmie) druidzi składali ofiary w imieniu tych, którzy chcieli zyskać przychylność nieśmiertelnych istot. Najczęściej poświęcano jeńców wojennych i przestępców. W opinii niektórych uczonych było to praktyczne rozwiązanie: i jednych, i drugich trzeba karmić oraz pilnować, co jest łatwiejsze w warunkach zorganizowanego państwa, ale w przypadku mniejszych wspólnot plemiennych staje się uciążliwe. Według Cezara jedno z plemion galijskich budowało wielką klatkę z wikliny w kształcie człowieka, w której umieszczało ludzi przeznaczonych na ofiarę, następnie podkładano ogień i skazańcy umierali w płomieniach. Z kolei Diodor Sycylijski, starożytny historyk grecki, twierdzi, że zabijano też mieczem albo strzałą. Później zaś wróżono na podstawie ułożenia ciała, a także sposobu, w jaki lała się krew. Ponoć do uśmiercania stosowano również nabijanie na pal (każde bóstwo preferowało inną metodę). Diodor dodaje, że Galowie nie zwykli składać podobnych ofiar bez druidów – „filozofów”, którzy „znają naturę bogów” oraz „mówią tym samym językiem co bogowie”.

Oczywiście, ograniczając się tylko do źródeł pisanych, trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście tak czyniono. Pisma rzymskie z czasów podboju można potraktować jako pomówienia (czyż chrześcijanie przez wieki nie zarzucali Żydom zabijania dzieci i picia ich krwi?) albo propagandę. Rzymianie podbijali Galów, mogli więc przedstawiać ich w niekorzystnym świetle, aby usprawiedliwić swoją „cywilizującą” agresję.

Z drugiej strony ofiary z ludzi nie są szczególną rzadkością w historii religii. Wiele na ten temat dowiadujemy się z najnowszych odkryć archeologicznych. Okazuje się, że Rzymianie mogli mówić prawdę.

W jaskini niedaleko angielskiej wioski Alveston znaleziono kości około 150 osób. Obecność tak wielu szczątków w jednym miejscu trudno nazwać przypadkiem, szczególnie że według archeologów wszyscy zmarli mniej więcej w tym samym czasie. W dodatku niektórzy zginęli w podobny sposób: od nagłego i brutalnego uderzenia ostrym narzędziem w głowę. Jeśli byłaby to „zwykła egzekucja”, dlaczego wykonano ją w trudno dostępnej jaskini? Datowanie radiowęglowe wykazało, że szczątki pochodzą z czasu podboju rzymskiego. Być może ówczesna elita religijna, zdesperowana przytłaczającym ogromem wojsk Rzymu, sięgnęła po środek ostateczny: przebłaganie sił nadnaturalnych największą możliwą ofiarą – ludzkim życiem. Ta domniemana hekatomba nie dotyczyła zresztą tylko ludzi. W jaskini znaleziono również kości psów i bydła, co uprawomocnia teorię, iż było to miejsce rytualne.

Pretekstem do kolejnych spekulacji nad druidyzmem stały się zwłoki człowieka z Lindow (Lindow Man), odkryte w 1984 r. na bagnach w okolicach angielskiego miasta Wilmslow. On także został zabity w czasie podboju rzymskiego, w podobnym okresie co znalezieni w jas­kini Alveston. Archeolożka i historyczka Miranda Aldhouse-Green skłania się ku hipotezie, że był to wysoko postawiony arystokrata, o czym mogą świadczyć m.in. jego zadbane paznokcie czy brak jakichkolwiek uszkodzeń ciała, tak często spotykanych u wojowników. Zwłoki zachowały się w świetnym stanie. Udało się nawet określić, czym człowiek z Lindow żywił się przed śmiercią. Był to chleb, ale – co istotniejsze – w brzuchu odnaleziono też pyłki jemioły (zaraz wyjaśnię, dlaczego to intrygujący szczegół). Niewykluczone, że i on stał się ofiarą dla bóstw, by pomogły w walce z wojskami rzymskimi. Pojawiły się też opinie, że zmarły sam był druidem.

Nawet jeśli faktycznie druidzi składali ludzi w ofierze, trudno nie docenić ich bogatej i złożonej kultury. Zresztą ze strony samych autorów starożytnych nie brakuje słów podziwu – druidów postrzegano jako mędrców. Diogenes Laertios w swoich Żywotach i poglądach słynnych filozofów omawia tezę, zgodnie z którą celtyccy kapłani mieli być prekursorami filozofii (odrzuca ją, rzecz jasna – jego zdaniem nie tylko filozofia, ale także „w ogóle rodzaj ludzki” zaczyna się od Grecji – niemniej istotne jest, że to rozważa). Choć krwawa ofiara wywołuje w nas przerażenie i odrazę, tego typu praktyki zdają się ściśle łączyć z celtycką teologią. Juliusz Cezar napisał, że główną funkcją druidów było składanie ofiary, ale nazywanie ich dzisiaj barbarzyńcami byłoby ogromną pomyłką.

Spotkanie pod jemiołą

Być może, podobnie jak u innych ludów indoeuropejskich, u podstaw tego okrutnego zwyczaju – zarówno w przypadku ludzi, jak i zwierząt – legł mit kosmogoniczny o pierwotnej ofierze złożonej z bóstwa, z którego ciała powstał świat. Rytuał ten powtarzałby więc symbolicznie ów akt stworzenia kosmosu. Rzuca to pewne światło na wypowiedzi druidów, którzy przypisywali sobie „stworzenie nieba, ziemi, morza, słońca i księżyca”.

Zdaniem historyka religii Bruce’a Lincolna składanie ofiar łączyło się z inną czynnością stale wiązaną z druidami: uzdrawianiem. Według zgrabnej formuły tego badacza uzdrawianie jest w tym wypadku odwróceniem aktu ofiary. Kapłan uzdrawia świat, poświęcając ludzkie ciało. Innym razem leczy je za pomocą tego, co odnajduje w świecie. Jeśli wziąć pod uwagę tę perspektywę, bardzo interesujący wydaje się pewien irlandzki rękopis z XIII–XIV w. przechowywany w Bibliotece Brytyjskiej. Zgodnie z nim pierwsza część Adama miała powstać z ziemi, druga z morza, trzecia ze słońca, czwarta z chmur, piąta z wiatru, szósta ze skał, a siódma z Ducha Świętego. Następnie tekst przypisuje odwrotny związek poszczególnym aspektom kosmosu: ziemia to ciało człowieka, morze odpowiada ludzkiej krwi, słońce to ludzka twarz i oblicze, chmury – nasze myśli, wiatr – oddech, kamienie to kości, a Duch Święty – dusza. Mamy tutaj do czynienia z przypadkiem teorii kosmicznych ko­respondencji, często spotykanej w historii magii i ezoteryki. Według tych przekonań człowiek może oddziaływać za pomocą ciała na żywioły, natomiast za pomocą żywiołów – na ciała.

Historii naturalnej Pliniusz Starszy opowiada o niezwykłym szacunku, jakim druidzi darzyli jemiołę. Wykorzystywali ją zarówno do uzdrawiania, jak i wzmacniania potencji bydła. Podobno nie istniało dla druidów nic świętszego od jemioły i drzewa, na którym ona rośnie (szczególnie cenili dąb). Miało to być drzewo niemające niczego, co nie zostało zesłane przez bogów. Jemiołę ścinano uroczyście, określonego dnia w miesiącu, gdy Księżyc był „pełen energii” (nie przebiegł jeszcze połowy swojej drogi). Kapłan, ubrany na biało, wchodził na drzewo i starannie ścinał ją złotym sierpem, a następnie składał na także białym płótnie.

Bożena Gierek w swojej książce Celtowie zwróciła uwagę, że farmakologicznie aktywny środek występujący w jemiole jest dziś używany do leczenia nadciśnienia i zaburzeń nerwowych. To prowadzi nas do przypuszczenia, zgodnie z którym druidzi zajmowali się również… psychiatrią. Średniowieczne utwory opiewające cuda lasu Brocéliande, rzekomo znajdującego się gdzieś na Wyspach, informują o szpitalu o wiele mówiącej nazwie: „Niemądra (Głupia) Myśl”. Z dostępnych źródeł można wnioskować, że druidzi świetnie wiedzieli, jak wykorzystać zioła i rośliny w celach leczniczych. Przypuszcza się, że używali rytualnie maku oraz grzybów, by wywoływać wizje bądź znieczulać. Badania archeologiczne wskazują, że druidzi znali się też na chirurgii. W Burgundii odkryto narzędzia służące do trepanacji czaszki, a w Anglii i we Francji – kości wyleczone po złamaniu. Na terenach Galii Zachodniej znaleziono ślady kilkudziesięciu obiektów, które można określić mianem szpitali i sanatoriów. Najczęściej były one położone przy źródłach leczniczych.

Ci, którzy wiedzieli najwięcej

Istnieją różne teorie dotyczące pochodzenia słowa „druid”. Zgodnie z tradycją zainaugurowaną przez Pliniusza wyraz ten wywodzi się od indoeuropejskiego słowa oznaczającego drzewo, dąb (np. staroceltycki dervos, greckie drys). Druidzi byliby więc „ludźmi z lasu”. Inna, bardziej współczesna interpretacja wskazuje na indoeuropejskie vid (wiedzieć), uid (poznawać), dru ma zaś wzmocnić te znaczenia. W tym wypadku druid to „ten, który wie najwięcej”.

Spotyka się stwierdzenia, że druidyzm wpisywał się w schemat indoeuropejskiej „klasy kapłańskiej” – tak jak w Indiach bramini czy w Persji magowie. A jednak nie jest to do końca precyzyjne ujęcie. Istnieją mocne przesłanki, by twierdzić, że władza druidów, choć wynikała z bliskich kontaktów z sacrum, obejmowała również sferę polityki i prawa – do tego stopnia, że drui­dzi zajmowali centralną pozycję w społeczeństwie celtyckim. Jak można podejrzewać, szczególną władzą dysponował „król druidów”, archdruid – w źródłach starożytnych zwany także pierwszym magiem – przewodzący konfraterni, która miała ponadplemienny charakter (Janina Rosen-Przeworska w książce Religie Celtów stwierdza, że struktura tej organizacji była wzorowana na innych „tajnych klubach” istniejących w Grecji czy Azji Mniejszej).

Pozycja kobiet w celtyckim społeczeństwie była silna; świadczy o tym to, że mog­ły zostać druidkami. Fakt ten zdumiewał greckich i rzymskich pisarzy. Tacyt uwiecznił nawet imiona dwóch druidek: Veleda i Albruine. Strabon pisał o ubranych na biało kobietach z pasami z brązu, chodzących boso, z mieczem w dłoni. One też znały przyszłość, uzdrawiały i władały żywiołami. Zdaniem Janiny Rosen-Przeworskiej druidki przetrwały we Francji nawet do XVII w. Co szczególnie fascynujące, archeo­logia sugeruje obecność druidek w Polsce. We wsi Wszedzień w okolicach Mogilna odkryto brązową klamrę od pasa z ozdobą w kształcie końskiej głowy. Według badaczki tego rodzaju pasów używały tylko celtyckie kapłanki.

Dzięki wróżbiarstwu i wiedzy astrologicznej druidzi mieli decydujący głos podczas podejmowania ważnych decyzji, np. o wzięciu udziału w bitwie. Ogromną władzę polityczną dawało druidom prawo geasa – umożliwiało im ono wprowadzanie zakazów i nakazów, które dotyczyły również władców. Ich złamanie groziło zemstą nadprzyrodzoną. Niektóre źródła starożytne – podobnie jak późniejsze irlandzkie – mówią, że królowie otaczali się druidami, którzy byli ich doradcami i „mieli prawo wypowiadać się przed królem”, więc de facto rządzili. Historia zna także imiona królów, którzy sami byli drui­dami. Tłumaczy to, dlaczego Rzymianie kładli tak wielki nacisk na zniszczenie celtyckich kapłanów, widząc w ich działalności – zapewne słusznie – podstawową siłę utrudniającą podbój Galów.

Interesujące, jak dużą wagę przywiązywali druidzi do etyki. Pod tym względem budzili podziw wśród starożytnych autorów. Podobno samo zjawienie się druida na polu bitwy mogło doprowadzić do zażegnania konfliktu. Według Diogenesa Laer­tiosa nauczanie druidów sprowadza się głównie do formuły: „Czcić bogów, zła nie czynić, być odważnym”.

Słowo i pismo

Należy rozróżniać druidów oraz ich mniej znanych krewnych zwanych vates (na Wyspach określanych jako filidowie). Trudno nam dziś jednak stwierdzić, do której kategorii należała dana postać. Filidowie byli specjalistami w sztuce wróżenia i znali się na poezji, ale nie mogli składać krwawych ofiar – być może to umożliwiło im współpracę z chrześcijanami. Przypuszcza się, że pierwsi irlandzcy mnisi, twórcy wczesnej literatury celtyckiej, pochodzili od filidów.

Autorzy greccy i rzymscy rozróżniają druidów i bardów. Peter B. Ellis w swojej książce Druidzi zauważa, że już w źródłach celtyckich brak podobnych rozróżnień. Celtycka poezja łączyła się nie tylko z muzyką (była śpiewana, nie recytowana), lecz także z magią. Natchnienie poetyckie uważano w swej istocie za nadprzyrodzone. Przywołajmy w tym miejscu niesamowitą nazwę jednego z irlandzkich rytuałów magicznych: „Pęknięcie Otwartego Poematu”.

Znani z późniejszej literatury bardowie często mieli cechy druidów. Walijski Myrddin, pierwowzór Merlina, był wieszczem i mówcą. Szkocki prorok Lailoken potrafił zaś wróżyć z zachowania ptaków, nazywano go „dzikim człowiekiem z drzew”.

Dlaczego mądrość druidów przepadła na zawsze? Głównym powodem był ich opór przed zapisywaniem swoich nauk. Wiedza, którą przekazywano sobie ustnie w leśnych ostępach czy jaskiniach, przetrwała jedynie fragmentarycznie. Jak podaje Juliusz Cezar, druidzi byli niechętni pismu z dwóch powodów: z jednej strony nie chcieli, by wiedza dotarła do profanów, z drugiej – uważali, że osłabia ono pamięć. Tajne nauczanie druidyczne trwało (według Cezara) 20 lat i obejmowało tak rozmaite dziedziny, jak prawo, astronomia, zielarstwo i mitologia, chirurgia i magia, geografia i umiejętność komponowania poematów. Ponoć należało nauczyć się na pamięć 20 tys. wierszy – jeśli ktoś znał ich więcej, był bardziej wtajemniczony.

Sekretny charakter nauk kapłanów celtyckich objawiał się także w inny sposób: według starożytnych autorów drui­dzi uczyli poprzez zagadki, a także organizowali ich konkursy. Pochodzący z IX w. utwór iryjski Tochmarc Ailbe zawiera opis pojedynku na łamigłówki, w którym wziął udział św. Ailbe. Badacze dopatrują się w nim śladów druidycznej tradycji. Oto kilka przykładów pochodzących z tego średniowiecznego tekstu:

Co jest słodsze od miodu pitnego? – Poufna rozmowa.
Co jest czarniejsze od kruka? – Śmierć.
Co jest bielsze od śniegu? – Prawda.
Co jest szybsze od wiatru? – Myśl.
Co jest ostrzejsze od miecza? – Zrozumienie.
Co jest lżejsze od iskry? Serce kobiety pomiędzy dwoma mężczyznami.

(tłum. B. Gierek)

Choć druidzi nie zapisywali swoich nauk, wynaleźli rodzaj pisma stosowany w celach magicznych. To pismo, zwane oguaim, miało zastąpić wcześniejszą „sekretną mowę palców”. Służyło ono do rytuałów pogrzebowych, komunikowania się z zaświatami, a nawet ożywiania zmarłych. Za jego pomocą można było również sprowadzić chorobę czy śmierć.

Cezar wspomina, że druidzi regularnie organizowali w świętym miejscu turnieje dysput i argumentacji. Niektóre z tych spotkań odbywały się w języku, który znali tylko oni. Takie zgromadzenia organizowano m.in., gdy umierał król druidów – wybierano wówczas jego następcę przez głosowanie lub „święty pojedynek”.

Wędrowcy po śmierci

Starożytni autorzy podkreślają, że drui­dzi nauczali przede wszystkim o metempsychozie, czyli wędrówce dusz. Niektórzy greccy twórcy naiwnie (i etnocentrycznie) stwierdzali, że druidzi przejęli te wierzenia od pitagorejczyków – w taki sposób tłumaczyli sobie podobieństwa obu doktryn. Optymistyczna wiara w życie wieczne wiązała się z brakiem strachu przed śmiercią. Rzymscy autorzy – zwłaszcza praktycznie nastawiony do sprawy Cezar – utrzymywali, że stąd brała się wojenna brawura Galów. Pomponiusz Mela ujmuje rzecz jeszcze bardziej sensacyjnie: gdy zginął jakiś Gal, jego przyjaciele ochoczo wskakiwali w płonący stos pogrzebowy z nadzieją, że za chwilę spotkają bliską osobę w zaświatach bądź w kolejnym wcieleniu. Czy w ramach takiego światopoglądu złożenie ofiary z człowieka jawiło się jako nieodwracalna strata? Być może ta ogromna pewność istnienia życia po śmierci pozwala nam zrozumieć niepokojące słowa Pliniusza Starszego, według którego dla Celtów zabicie człowieka jest najbardziej religijną rzeczą pod słońcem.

Druidzi potrafili odwiedzać Krainę Zmarłych, pojawianie się tam było wręcz warunkiem wtajemniczenia (czyżby w tej podróży pomagały mak i grzyby?). Ściślej mówiąc, wtajemniczenie polegało na spożyciu jagody, która rosła w zaświatach na Jarzębinie Wiedzy i Natchnienia (dodajmy, że różdżki filidów kojarzono właśnie z gałązkami jarzębiny; poza tym były na nich dzwonki, które miały imitować dźwięki z tamtego świata). To Drzewo Wiedzy ros­ło nad strumieniem, a owoce spadające do wody – jak podaje Jerzy Gąssowski w Mitologii Celtów – były zjadane przez Pstrągi Natchnienia. Świętą wiedzę zyskiwała osoba, która zjadła takiego pstrąga lub napiła się tej wody. Jeśli pstrągowi udało się uciec do innej rzeki i został z niej wyłowiony, dawał nadzwyczajną mąd­rość. Gąssowski podkreśla, że podróż do „krainy cieni” przybliżała druida do zmarłego i boga, co zapewniało mu wyjątkowy autorytet wśród żywych.

Jak już pisałem wyżej, Rzymianie starali się wytępić cały zakon druidyczny. Ważnym punktem rzymskiego podboju było unicestwienie religijnego centrum na wyspie Anglesey w 61 r. n.e. Początkowo rzymscy żołnierze obawiali się druidów i druidek rzucających na nich zaklęcia, udało się im jednak przezwyciężyć strach: mordowali każdego, kogo spotkali na wyspie, zniszczyli dębowe gaje i wszelkie miejsca kultu. W późniejszych wiekach, po osłabieniu władzy Rzymu, nastąpiło chwilowe odrodzenie druidyzmu, po czym zaczęły się prześladowania ze strony Kościoła, widzącego w druidach strażników „pogaństwa”.

Liczne legendy opowiadają o walkach pomiędzy druidami a chrześcijańskimi świętymi. Sami święci przejawiali jednak cechy druidyczne. Patron i apostoł Irlandii, św. Patryk, pokonał jedenastu ubranych na biało kapłanów, którzy chcieli go zabić, ale zrobił to za pomocą magii: wystarczyło, że podniósł lewą rękę i wypowiedział zaklęcie. Święty Patryk miał ponadto władzę nad przyrodą i zjawiskami atmosferycznymi – wywoływał burze albo susze, posiadał moc wypędzania węży oraz ratowania od nieszczęścia. Intrygującym dowodem mieszania się porządków starej i nowej religii jest modlitwa św. Kulbana Mniejszego, która zaczyna się od słów: „Moim druidem jest Jezus Chrystus”.

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Boudika znaczy wiktoria
i
"Królowa Boudika", John Opie, 1793 r./National Portrait Gallery (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Boudika znaczy wiktoria

Andrzej Kula

Co takiego miała w sobie królowa Icenów, jednego z plemion Brytów, że doczekała się pomnika w centrum miasta, które niegdyś zrównała z ziemią? Trudno powiedzieć, czy Boudika już triumfuje, czy może jest jeszcze w trakcie natarcia. Lewą rękę ma uniesioną, a w prawej trzyma włócznię. Konie ciąg­nące rydwan z królową stoją na tylnych nogach, przednie są uniesione, jakby szykowały się do pokonania przeszkody, skoku albo broniły się przed agresorami. Do obu kół przyczepiono kosy. Za Boudiką na rydwanie siedzą jej dwie córki. Na cokole pomnika autorstwa Thomasa Thornycrofta napisano: „Boadicea (Boudicca). Królowa Icenów. Zmarła w 61 roku po poprowadzeniu swoich ludzi przeciwko rzymskiemu najeźdźcy”. Nie da się być bardziej w Londynie. Stojąc przed pomnikiem celtyckiej rebeliantki, po prawej stronie mamy Tamizę, a na drugim jej brzegu zbudowany z okazji nadejścia XXI w. diabelski młyn London Eye. Za naszymi plecami jest pałac westminsterski, w którym mieszczą się Izba Gmin oraz Izba Lordów, a także kolejny symbol stolicy Wielkiej Brytanii – Big Ben. Choć monument przedstawia postać z I w., i pomnik, i uwieczniona na nim Bou­dika doskonale nadają się do komentowania współczesności. W 2005 r. Banksy założył na rydwan królowej blokadę kół. Być może, aby o niej przypomnieć, być może po to, aby zażartować. Dekadę później, w czasie kampanii przed referendum w sprawie brexitu i późniejszych negocjacji z Unią Europejską postać Boudiki była eksploatowana przez publicystów i ekspertów. Tom Holland z „New York Timesa” uznał ten pomnik za dowód brytyjskiego eurosceptycyzmu, wyspiarskie gazety przywoływały królową w czasie, gdy rządem kierowała Theresa May, a na karykaturze Chrisa Riddella opublikowanej w „Guardianie” ubrany w pieluchę Boris Johnson jedzie rydwanem (przypominającym ten z pomnika) z napisem „No deal brexit” [dosłownie „Brexit bez umowy”, określenie to dotyczyło porozumienia handlowego z Unią Europejską – przyp. red.]. Boudika zorganizowała największe w historii Wysp powstanie przeciwko rzymskiemu okupantowi. Zostało ono krwawo stłumione, lecz legenda królowej, która rzuciła wyzwanie imperium – jak widać – przetrwała.

Wojna Kaliguli z Neptunem

Swetoniusz w Żywotach cezarów opisuje, jak na Brytanię – tak nazywali krainę za morzem Rzymianie – zasadzał się Kaligula. W okolicach 39 r. z wyspy został wypędzony Adminiusz, syn króla jednego z plemion. Po przybyciu na kontynent z niewielkim oddziałem poddał się cezarowi. „Kaligula wysłał napuszony list do Rzymu, jakby podbił całą wyspę” – pisze rzymski historyk. Następnie ekscentryczny – możliwe, że chory psychicznie – przywódca wypowiedział wojnę bogu mórz Neptunowi. Rzecz działa się w okolicach dzisiejszego francuskiego Boulogne-sur-Mer, na zachód od Calais. Kaligula rozmieścił wojska i ciężki sprzęt na plaży, nakazał ludziom rzucić się do ataku i ciąć fale, a po ofensywie zbierać muszle, które miały być łupem wojennym. Nie był to ani początek, ani koniec zakusów Rzymu na Wielką Brytanię. Wyspa fascynowała cezarów od zawsze. Była trochę tajemnicą wzmacnianą przez opowieści o druidach, czyli celtyckich kapłanach, trochę potencjalnym celem nowych podbojów, dzięki którym imperium wciąż mogło się rozwijać. Dwie nieudane próby inwazji Juliusza Cezara z lat 55–54 p.n.e. na dziesięciolecia zniechęciły jednak jego następców. Do pomysłu – zapomnijmy o anegdotycznych wyczynach Kaliguli – wrócił dopiero w 43 r. Klaudiusz. Około 60 r. Rzymianie kontrolowali już tereny dzisiejszej Walii od zachodu i Sheffield na północy. Prasutagus był królem Icenów zamieszkujących obecną Anglię Wschodnią. Nie wiadomo, kiedy się urodził ani kiedy ożenił. Wybranką była Boudika (Boadicea, Boudicca), której imię pochodziło od celtyckiego słowa bouda oznaczającego „zwycięstwo”. Królowa prawdopodobnie wywodziła się ze szlachetnego rodu, urodziła dwie córki (ich imion nie znamy). Plemię Icenów zajmowało się rolnictwem, hodowało bydło oraz konie i – jak na warunki rzymskiej okupacji – żyło mu się całkiem spokojnie. Był to efekt polityki Prasutagusa. Być może król na początku poddał się Rzymianom, być może próbował się opierać, ale przegrał. Koniec końców został jednym z wielu marionetkowych przywódców na Wyspach. By utrzymać spokój, musiał płacić podatki i wysyłać młodych mężczyzn na służbę do armii. Nawiasem mówiąc: większość tego, co wiemy o tych miejscach i czasach, zawdzięczamy Tacytowi oraz Kasjuszowi Dionowi, którzy jednak nie byli naocznymi świadkami opisywanych wydarzeń. Urodzony około 55 r. Tacyt miał szansę wysłuchać bezpośrednich relacji. Dion pisał natomiast ponad 100 lat po śmierci Prasutagusa i Boudiki. Dzieła rzymskich historyków uchodzą jednak za ważne źródła, a uzupełniają je późniejsze odkrycia archeologów (dochodzi do nich również współcześnie). Prasutagus do końca próbował lawirować, szukał rozwiązań, które jednocześ­nie zaspokoją oczekiwania najeźdźców i zapewnią byt rodzinie. W testamencie podzielił majątek między córki i Nerona. Według praw Icenów kobiety mogły dziedziczyć ziemię po mężczyznach. Prawo rzymskie nie dopuszczało jednak takiej możliwości. A przecież Brytania zamieniła się już w kolonię Rzymu, nadrzędne były więc regulacje prawne narzucane przez metropolię. Po śmierci Prasutagusa imperium upomniało się zatem o swoje. Legioniści wtarg­nęli do jego posiadłości, rozebrali i wychłostali Boudikę (chodziło o to, by pokazać, że po śmierci męża stała się równa niewolnikom) oraz zgwałcili córki. Mężczyźni z rodziny zmarłego króla skończyli jako niewolnicy, a majątki innych bogatych Icenów także zostały splądrowane. To bestialstwo kilka miesięcy później doprowadziło do tego, że – jak pisze his­toryczka Caitlin C. Gillespie w książce ­Boudica:­ Warrior Woman of Roman Britain – „na przełomie 60 i 61 r. Rzym niemal stracił całą prowincję na rzecz kobiety”.

Czytaj dalej