Baw się dobrze
i
ilustracja: Natka Bimer
Wiedza i niewiedza

Baw się dobrze

Wojtek Antonów
Czyta się 7 minut

Gdy w 1932 r. duński cieśla Ole Kirk Christiansen z powodu kryzysu musiał rozpocząć produkcję zabawek, nawet nie przypuszczał, jakie będą tego konsekwencje. Jego nowe produkty: drewniane kaczki, samochodziki i traktory, przetestowane­ na czterech synach, zaczęły zdobywać coraz ­wi­ększą popularność. Wtedy też pojawiła się nazwa firmy, łącząca dwa duńskie słowa: leg godt, czyli „baw się dobrze”.

Na początku był plastik

W latach 40. Lego rozwijało się tak szybko, że fabryka nie nadążała z produkcją. W dodatku dostęp do drewna był ograniczony, a na domiar złego pożar doszczętnie zniszczył zakład stolarski. Ole Christiansen zainteresował się sprowadzeniem z Anglii jednej z pierwszych wtryskarek do plastiku. Choć oficjalnie kierownikiem firmy był już wtedy jego syn Godtfred, to właśnie senior przekonał wszystkich, że warto zainwestować w plastikowe klocki i maszynę, która kosztowała fortunę (7% rocznych przychodów firmy), ale na zawsze zmieniła produkty Lego.

Stworzenie świata

W 1948 r. Lego wypuściło produkt pod mało chwytliwą nazwą: „automatycznie łączące się ze sobą klocki”. Plastikowe klocki nie były niczym przełomowym, ale te stworzone w duńskim Billund od początku wyróżniały się jakością i soczystymi barwami (czyste kolory to inspiracja twórczością holenderskiego modernisty Pieta Mondriana).

zdjęcia: archiwum LEGO®
zdjęcia: archiwum LEGO®

Rewolucyjnym krokiem okazała się decyzja Godtfreda: postanowił on, że klocki będą tworzyć „system”, czyli swobodnie łączyć się ze sobą tak, by za ich pomocą dało się tworzyć całe światy i opowiadać jedną historię. Syn okazał się równie błyskotliwy jak nieżyjący już ojciec – system Lego i stworzony dzięki temu świat to był strzał w dziesiątkę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pierwszy ludzik

Kjeld, trzeci z pokolenia Christiansenów­ (ale używa formy Kristiansen), najbardziej znany jest jako twórca innowacji, dzięki której system Lego dostał swojego bohatera. W 1979 r. firma zastrzegła wzór figurki – legendarnego ludzika Lego. Dzięki wprowadzeniu postaci możliwe stało się budowanie dla nich domów, a także pojazdów. Na rynku pojawiły się nowe zestawy: policja, straż pożarna, miasto, lotnisko, a obroty firmy zaczęto liczyć w setkach milionów dolarów. Według ostrożnych szacunków ziemię zamieszkują obecnie prawie 4 mld ludzików Lego!

zdjęcia: archiwum LEGO®
zdjęcia: archiwum LEGO®

Prawny armagedon

Gdy w latach 80. wygasł patent na konstrukcję klocka 6 x 2, firma znalazła się w trudnej sytuacji. Momentalnie na rynku pojawiły się produkty bardzo podobne i pasujące do systemu. Lego wydawało fortunę na długie i kosztowne batalie sądowe. Głośny był spór z amerykańską firmą Tyco, która udowodniła, że słynne klocki nie zostały wymyślone przez Lego, lecz skopiowane z produktów firmy Kiddikraft (jej zabawki można było kupić w latach 40. w Wielkiej Brytanii czy Francji). Sprawa została rozstrzygnięta na niekorzyść Lego i w 2000 r. patent na klocek ostatecznie wygasł. Szybko okazało się jednak, że nie mogąc równać się jakością i pomysłowością z projektami z Billund, inne marki zawsze będą tylko „kompatybilne” z Lego, a Tyco z czasem nawet zrezygnowało z produkcji swoich zestawów.

6 x 2

Z klocków Lego można było już wtedy zbudować dom, remizę strażacką czy nawet małe miasto. Jedynym, ale poważnym problemem było to, że budowle rozsypywały się przy każdym ruchu czy próbie ich przeniesienia. Klocki były w środku puste i tak naprawdę nie łączyły się ze sobą solidnie.

Inżynierowie z Billund przez kilka lat opracowywali odpowiednią matrycę klocka, który będzie mocno trzymał się z innymi. Po przetestowaniu wielu rozwiązań, 60 lat temu, w 1958 r., firma złożyła wniosek o opatentowanie podstawowego klocka 6 x 2 z nowym łączeniem od spodu. Według niektórych od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa historia Lego. Ciekawe, czy Christiansenowie byli świadomi, że po łacinie lego znaczy „łączę”.

Potop turystów i arka kreatywności

Dzięki pomysłowym zestawom i nowatorskim reklamom firma odniosła tak duży sukces, że z powodu natłoku osób chcących odwiedzić fabrykę, pod koniec lat 60. otworzono specjalny park dla fanów, w którym mogli zobaczyć świat stworzony wyłącznie z klocków Lego. Inwestycja okazała się kolejnym sukcesem – w położonym 250 km od Kopenhagi miasteczku Billund wkrótce pojawiły się miliony Lego-turystów.

zdjęcia: archiwum LEGO®
zdjęcia: archiwum LEGO®

W 2017 r. otwarto tam interaktywny Lego House. Spektakularny budynek, zaprojektowany przez pracownię Bjarkeʼa Ingelsa, znajduje się w centrum miasta i jest połączeniem muzeum, placu zabaw i laboratorium. „To kolejny etap naszego rozwoju. Dom kreatywności, zabawy i rozwoju łączący fanów Lego w każdym wieku i w każdym miejscu na świecie. Bawcie się dobrze” – powiedział Kjeld, syn Godtfreda, na uroczystym otwarciu.

Święty Graal

Miliony dzieciaków, które w latach 80. bawiły się lego, dziś mają 30–40 lat. Wielu spośród nich nadal marzy o posiadaniu duńskich klocków, a ich moc nabywcza urosła co najmniej tak jak obwód w pasie. Kolekcjonerzy polują na wybrane zestawy, tropiąc je w Internecie. Ceny wielokrotnie przewyższają pierwotną wartość. Świętym Graalem dla zbieraczy Lego jest wyprodukowany w 1978 r. zestaw numer 375: żółty zamek z rycerzami. Za egzemplarz nierozpakowany z folii można dziś kupić dobry samochód.

AFOL, czyli adult fan of Lego, to dorosły, który poświęca dużo czasu (a często także pieniędzy) na budowę własnych konstrukcji. Swoje prace fotografuje, udostępnia i wystawia na zlotach fanów. Z lego tworzy najchętniej istniejące obiekty: budynki, rzeźby, samochody. Największym wyróżnieniem dla każdego AFOL-a jest prezentacja jego budowli na wystawie w Lego House.

Licencja na zarabianie

Jednym z pierwszych wielkich hitów duńskiej firmy wyprodukowanych na licencji filmowej była seria Lego Star Wars. Pierwszy raz z klocków można było ułożyć tak wiernie odwzorowane pojazdy znane z filmu i jeszcze włożyć do nich figurki Anankina czy Padme jak żywych. Cała seria z miejsca stała się kultowa i przyniosła ogromne zyski.

Dzięki tej współpracy otworzyły się drzwi do kolejnych franczyz, a świat Lego zaludnił się postaciami znanymi m.in. z serii powieści o Harrym Potterze czy superbohaterami z komiksów Marvela. Wielu fanów ma wręcz firmie za złe, że tak bardzo związała się z popkulturą, odchodząc od kreatywności i dowolności, którą może dawać zabawa klockami.

Nowy wspaniały świat

Do produkcji klocków używany jest plastik ABS, czyli kopolimer akrylonitrylo-butadieno-styrenowy. Fabryki Lego produkują rocznie ponad 6 tys. ton plastiku, a przy okazji emitują do atmosfery prawie milion ton dwutlenku węgla. Prace nad znalezieniem bardziej przyjaznego dla środowiska tworzywa pochłonęły już 100 mln dolarów, a przy badaniach pracuje 100 specjalistów. Nowy materiał musi spełniać wiele norm, mieć takie same kolory i wytrzymałość jak dawne klocki.

Aby mniej śmiecić, w 2020 r. Lego zrezygnuje z używania torebek plastikowych w środku opakowań i foliowania zestawów, a w 2030 r. wszystkie klocki mają być wytwarzane z ekologicznych materiałów.

Stąd do Księżyca

Dziś Lego to prawdziwa potęga. Na każdego z 7,5 mld mieszkańców Ziemi przypada około 60 klocków. Na zabawę nimi wszyscy razem poświęcamy co roku 5 mld godzin. Gdybyśmy zebrali 40 mld klocków (to mniej więcej jedna setna tego, co Lego wyprodukowało od 1948 r.), to moglibyśmy zbudować wieżę sięgającą z Ziemi do Księżyca.

Lego od 60 lat bawi i uczy i naprawdę nie wiadomo, co musiałoby się wydarzyć, żeby dzieci (i dorośli) przestali się bawić tymi kolorowymi klockami. Gdyby jeszcze tylko same się sprzątały, bo przecież nie zna bólu ktoś, kto nocą nie nadepnął bosą stopą na zagubiony klocek.

Czytaj również:

W co się bawili, gdy byli mali
i
rysunek: Marek Raczkowski
Edukacja

W co się bawili, gdy byli mali

Milena Rachid Chehab

Są rodziny, w których to, że „w czasie deszczu dzieci się nudzą” wcale nie jest ogólnie znaną rzeczą. Jeśli wasze dziecko spędza wakacje, znikając w jakichś tajemniczych okolicznościach, przyjrzyjcie się dobrze, bo za kilka lat może się okazać, że jeszcze będzie z tego żyło.

Lena: lekarka, nazwiska nie poda, bo nie wie, co na jej dziecinne zabawy powiedzieliby pacjenci

Jako dziecko mieszkałam z rodzicami na wsi. Pamiętam, że z niezwykłą pasją robiłam wtedy sekcje zwłok kurczakom i glistom (dżdżownicom). Glisty były trudniejsze, bo się ruszały, trzeba było je pociąć w poprzek i wtedy można było rozcinać aż do paseczka żółtych jaj w środku. Z kurczakami było o tyle łatwiej, że brałam już padnięte. Byłam ciekawa, co mają w środku, więc rozcinałam je nożem i po kolei wyciągałam i oglądałam: żołądeczek, malutkie serce… Najbardziej fascynowało mnie jelito, bo było długie i tak się ciągnęęęęęło. Nie robiłam tego w ukryciu, cięłam moje ofiary na dużym pniu, który był przed kuchnią, niedaleko studni.

Czytaj dalej