Zdrowy matriarchat
i
zdjęcie: James Wheeler / Unsplash
Opowieści

Zdrowy matriarchat

Scotty Hendricks
Czyta się 6 minut

Uczestnicy debat o tym, co jest wrodzone, a czego uczymy się od naszego otoczenia, muszą zmagać się z istotnym problemem poznawczym. Żaden człowiek nie żyje poza społeczeństwem, trudno zatem przesądzić, czy dana cecha wynika z naszej natury, czy też może wpływ ma na nią kultura.

Dotyczy to również toczonych obecnie dyskusji na temat płci biologicznej i kulturowej. Zwolennicy tezy, że męskość i kobiecość mają podłoże biologiczne, próbują jej dowodzić, wskazując na rzekomą uniwersalność pewnych zachowań. Powtórzmy jednak: zachowania te często wynikać mogą z faktu, że każdy człowiek wychowuje się w określonej kulturze, która nagradza za pewne cechy, za inne zaś karze. Mamy zatem do czynienia z dylematem podobnym do pytania o jajko i kurę.

Jednym ze sposobów uporania się z tymi problemami metodologicznymi jest przyglądanie się kulturom odmiennym od wszystkich innych. Tak właśnie postąpili autorzy nowego badania poświęconego zdrowiu kobiet. Okazało się, że jeśli kobiety zyskują autonomię, jaką z reguły cieszyć się mogą tylko mężczyźni, ich stan zdrowia znacznie się poprawia.

Królestwo kobiet

Mosuo to grupa etniczna zamieszkująca tereny w prowincjach Junnan i Syczuan w Chinach, niedaleko Tybetu. Dzięki wieloletniej izolacji od reszty kraju uniknęła kryzysów i problemów, z którymi zmagały się inne kultury. Dlatego też Mosuo nadal utrzymują instytucje powszechnie określane mianem matriarchalnych lub matrylinearnych.

Dziecko przyjmuje nazwisko matki i jest wychowywane przez jej rodzinę. Głową gospodarstwa domowego jest kobieta, zwykle babcia. Dziedziczenie zachodzi w linii żeńskiej. Matriarchini podejmuje wszystkie najważniejsze decyzje w rodzinie, w tym decyzje finansowe. Ponadto, kobiety wykonują prace, które w innych kulturach przypadają mężczyznom.

Ponadto Mosuo praktykują wyjątkowy rodzaj małżeństwa, zwany „małżeństwem dochodzonym”. W systemie tym para dobrowolnie decyduje się zawrzeć związek, nie mieszka jednak ze sobą: oboje pozostają w domach swych rodzin. Gdy przychodzi pora romantycznej schadzki, mężczyzna odwiedza dom partnerki, ale przed wschodem słońca musi wrócić do siebie.

Związek trwa dopóty, dopóki któraś ze stron nie zdecyduje się go zakończyć. Co więcej, nie niesie ze sobą żadnych zobowiązań społecznych czy ekonomicznych. Przerwać można go bez trudu w dowodnym momencie. Wiele osób myli to z promiskuityzmem, antropolodzy wolą jednak określenie „seryjna monogamia”. Zresztą wiele tego rodzaju związków trwa bardzo długo. Dzieci, które przychodzą na świat, są wychowywane przez rodzinę matki. Ewentualne obowiązki ojca zostaną ustalone przez niego i przez rodzinę partnerki, zazwyczaj jednak rolę męskich opiekunów odgrywają wujowie dziecka.

Trzeba podkreślić, że mężczyźni mają w tej społeczności pewną władzę. Odpowiadają za wszystko, co dotyczy śmierci, w tym za pochówki i zabijanie zwierząt. Przyznaje się im też nieco władzy politycznej, choć z pewnością mniej niż kobietom.

Często zdarza się, że w matriarchalnych społeczeństwach mężczyźni zachowują kontrolę nad swoim życiem. Z wielu źródeł wiemy, że mężczyźni Mosuo są świadomi istnienia alternatywnych porządków społecznych, ale z reguły ich sytuacja im odpowiada. W niektórych wioskach Mosuo panują zresztą tradycje patrylinearne.

Niezależnie od tych zastrzeżeń możemy stwierdzić, że kobiety w tej społeczności cieszą się autonomią i swobodami osobistymi, na jakie kobiety z innych kultur nie mogą liczyć.

Medyczne aspekty matriarchatu

Większość z was wie zapewne, że kobiety żyją dłużej od mężczyzn. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że wśród kobiet występuje większa zapadalność na różne choroby.

Wchodząc w wiek porozrodczy, kobiety mają przeciętnie wyższe ciśnienie niż mężczyźni. Częściej też dochodzi u nich do stanów zapalnych. Jedno i drugie jest istotnym wskaźnikiem długookresowego stanu zdrowia i z reguły wiąże się z rozmaitymi poważnymi problemami.

Zazwyczaj różnice te wyjaśniano w kategoriach biologicznych. Zespół badaczy pod kierunkiem Adama Reynoldsa z Uniwersytetu Nowego Meksyku postanowił przekonać się, czy występują one również w społeczności Mosuo. Zbadano więc stan zdrowia przedstawicieli tej grupy etnicznej, żyjących zarówno w systemie matrylinearnym, jak i patrylinearnym, następnie zaś dokonano porównań statystycznych. Naukowcy opublikowali swe wyniki w piśmie „Proceedings of the National Academy of Sciences”.

U 371 osób ze społeczności Mosuo zbadano stężenie białka C-reaktywnego (CRP) we krwi, mogące świadczyć o wystąpieniu stanu zapalnego. Podwyższony poziom CRP odkryto u 3,6% kobiet żyjących w matriarchacie, u których stan zapalny nie był wynikiem żadnej stwierdzonej choroby. Tymczasem wśród kobiet żyjących w patriarchacie odpowiedni odsetek wynosił 8,3%.

Podobne prawidłowości wystąpiły w wypadku ciśnienia krwi. Przebadano prawie tysiąc osób. Nadciśnienie wykryto u 25,6% kobiet żyjących w matriarchacie i u jednej trzeciej kobiet z grup patriarchalnych.

Kobiety żyjące w matriarchacie były też przeciętnie zdrowsze niż mężczyźni z tej samej grupy. Odsetek mężczyzn z podwyższonym CRP okazał się dwukrotnie wyższy niż odsetek kobiet. Częściej zdarzały się też przypadki nadciśnienia, aczkolwiek różnica wynosiła zaledwie 2,2 punktu procentowego.

Nie oznacza to jednak, że mężczyznom rośnie ciśnienie z powodu braku władzy. W grupach patrylinearnych odsetek mężczyzn z nadciśnieniem był zaledwie o jeden punkt procentowy niższy. Najwyraźniej zatem nawet jeśli matriarchat negatywnie wpływa na zdrowie mężczyzn, to i tak wpływ ten jest bardzo słaby.

Autonomia może mieć dobre skutki

W jednym z wywiadów współautorka badania Siobhán Mary Mattison tłumaczyła, jak należy interpretować wyniki:

„Kobiety w grupach matrylinearnych mają więcej autonomii w podejmowaniu decyzji, otrzymują też wsparcie wspólnoty. Ponieważ według danych z całego świata kobiety są bardziej narażone na przewlekłe choroby, należy uznać za rzecz znaczącą, że w tym akurat przypadku okazały się zdrowsze od mężczyzn”.

Inni członkowie zespołu zgadzają się z tą konkluzją:

„Nasze wyniki częściowo wspierają hipotezę, że matriarchat wpływa na zdrowie kobiet za pośrednictwem takich czynników jak większa autonomia i większa kontrola nad zasobami. […] Ponieważ patriarchat wiąże się z mniejszą autonomią kobiet i z ograniczeniem kontroli, wykazaliśmy, że nierówności tego rodzaju mogą mieć wyraźne konsekwencje biologiczne i przekładać się na różnice stanu zdrowia mężczyzn i kobiet”.

Badacze ustalili ponadto, że status głowy gospodarstwa domowego jest negatywnie skorelowany z poziomem CRP. Sugeruje to, że autonomia „chroni” przed przewlekłymi stanami zapalnymi. Należy więc prowadzić dalsze badania nad rolą kultury, kontroli zasobów i autonomii.

Podobnie interpretowane są ustalenia dotyczące skutków rasizmu, który również oznacza ograniczenie autonomii i fatalnie oddziałuje na zdrowie osób padających jego ofiarą. Stres towarzyszący doświadczaniu rasizmu przekłada się na niższą urodzeniową masę ciała potomstwa, większe ryzyko chorób serca i gorsze wyniki medyczne.

Badanie przeprowadzone na jednej, niewielkiej, izolowanej grupie nie da nam oczywiście ostatecznej odpowiedzi na wszystkie pytania. Wskazuje jednak, że kultura i rozmaite nakładane na nas ograniczenia oddziałują na nasze zdrowie. Skoro pragniemy zmieniać świat i lepiej poznawać siebie samych, powinnyśmy mieć w tyle głowy tego rodzaju badania – i w ogóle przykład społeczności Mosuo.


Tłumaczył Jan Dzierzgowski

Pierwotnie tekst ukazał się na stronie Big Think

Czytaj również:

Matriokracja nadchodzi!
i
Mikuláš Galanda (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Matriokracja nadchodzi!

(A w zasadzie to wraca)
Miłada Jędrysik

Profesor Tamás David-Barrett przyjeżdża na rowerze, a jakże. Na zdjęciach miał całkiem pokaźną brodę, teraz jest gładko ogolony. „To część moich badań – wyjaśni mi potem. – Kiedy miałem zarost, który praktycznie zakrywał połowę twarzy, zdarzało się, że ludzie odbierali mnie jako osobę agresywną”.

Powie również, że przez 30 lat był wegetarianinem, ale i z tego zrezygnował w imię badań nad ludzką naturą. Tym razem jednak mógł żartować – w bufecie wyłożonej rzeźbioną boazerią profesorskiej jadalni Trinity College w Oksfordzie trudno znaleźć choć jedno danie dla wegetarian. Tu „nowinki” wprowadza się późno i z oporami – założone w XVI w. Kolegium św. Trójcy otworzyło swoje podwoje dla kobiet dopiero w 1979 r. Idziemy przez kolejne dziedzińce – barokowy, późnośredniowieczny. Mój zachwyt wzbudza betonowy brutalistyczny budynek z lat 70. XX w., ale profesor wyjaśnia, że będzie wkrótce zburzony, a na jego miejscu powstanie nowy. „Nienawidzimy tej architektury” – krzywi się. Okropni z nich tradycjonaliści w tym Oksfordzie, tymczasem mamy przecież rozmawiać o tym, że idzie nowe.

Czytaj dalej