Uwaga, templariusze!
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Uwaga, templariusze!

Adam Węgłowski
Czyta się 5 minut

Zakon templariuszy, czyli Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, powstał w opanowanej przez krzyżowców Jerozolimie 900 lat temu. Miał chronić chrześcijańskich pielgrzymów i walczyć z niewiernymi. Jednak w praktyce, aby sprawnie działać i rozszerzać swoje wpływy, wiele czasu poświęcał też finansom. Poza tym ciekawscy rycerze zakonni prowadzili wykopaliska na jerozolimskim Wzgórzu Świątynnym i odwiedzali starożytne miasta na Bliskim Wschodzie. To stało się źródłem mitów o tajemniczym skarbie templariuszy.

Dlaczego tajemniczym? Bo nie wiadomo przecież, czego dokopali się w Jerozolimie. Odnaleźli Arkę Przymierza, cenne dokumenty z początków chrześcijaństwa lub cudowne relikwie? Weszli w posiadanie Całunu Turyńskiego, Świętego Graala, a może Włóczni Przeznaczenia, którą przebito bok ukrzyżowanego Chrystusa?

Czy dokopali się do takich świętych pamiątek, czy nie, bez wątpienia dysponowali ogromnym majątkiem. A w swoim paryskim skarbcu trzymali nie tylko pieniądze własne, lecz także powierzone im przez innych możnych tego świata.

Spisek króla i papieża

Wiedza o tym bogactwie nie dawała spać królowi Francji Filipowi Pięknemu, chronicznie cierpiącemu na brak gotówki. Gdy nie wystarczyło, że dokręcił śrubę własnym poddanym i przejął majątki wygnanych Żydów, wziął na cel templariuszy. Najpierw zażądał od nich wsparcia finansowego, swoistego „podatku solidarnościowego”. Jednak nawet gdy dostał te pieniądze, wcale nie przestał nękać rzutkich zakonników. Zaczął rozgłaszać plotki o bałwochwalstwie i herezji szerzących się w zakonie. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę, że na Bliskim Wschodzie rycerze stykali się z rozmaitymi innowiercami i „heretykami”. Do spisku przeciw templariuszom Filip wciągnął uzależnionego od niego papieża Klemensa V, rezydującego we francuskim Awinionie. To przesądziło o losie zakonu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W piątek 13 (!) października 1307 r. wydano rozkaz aresztowania tysięcy templariuszy. Trafili do więzień, przesłuchiwano ich i poddawano torturom. W Paryżu kilkudziesięciu spalono na stosie. Najpierw więzienie, a potem płomienie czekały też ostatniego wielkiego mistrza templariuszy Jakuba de Molaya. Papież rozwiązał zakon, a jego zamki i kościoły kazał przekazać innym rycerzom – joannitom.

Co jednak ze skarbami templariuszy? Chodziły słuchy, że sprytni zakonnicy w porę wywieźli i schowali większą ich część. Tylko gdzie?

Pod zamkami i kaplicami

We Francji upatrywano miejsca ich ukrycia w katedrze templariuszy w Chartres lub w tajemniczym kościele w Rennes-le-Château. Czy jednak byłyby bezpieczne w kraju, w którym poddano rycerzy de Molaya najostrzejszym represjom? Bardziej prawdopodobne tropy prowadziły więc do Portugalii. Dlaczego tam? Ponieważ w kraju tym nie tylko nie dosięgnęły templariuszy żadne represje, lecz także utworzono z nich nowy Zakon Rycerzy Chrystusa. Dlatego poszukiwacze skarbów wypatrują nieodkrytych podziemi zamku w Tomar, dawnej siedziby rycerzy zakonnych.

Zamek w Tomar, zdjęcie: Adam Węgłowski
Zamek w Tomar, zdjęcie: Adam Węgłowski

Inne popularne tropy wiodły na Wyspy Brytyjskie, gdzie templariusze mogli przedostać się swoimi statkami. Tam również byli bezpieczni od prześladowań i mogli liczyć na życzliwe przyjęcie. Dlatego ich skarbów szukano w londyńskim Temple Church.

The Temple Church, zdjęcie: Laima Gūtmane (simka…, Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)
The Temple Church, zdjęcie: Laima Gūtmane (simka…, Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)

To była kwatera główna templariuszy w Anglii, wzorowana na Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Spekulowano, że pod kościołem mogą kryć się tunele, których oczywiście nikt dotąd nie widział na oczy.

Z kolei w szkockiej kaplicy Rosslyn zainteresowanie budzi tzw. Kolumna Czeladnika bogato zdobiona ezoterycznymi symbolami, do których skłonność mieli templariusze, a później także różokrzyżowcy i masoneria (dla niektórych to niemal jedno i to samo). To właśnie pod nią rzekomo ma się znajdować skarb.

Kaplica Rosslyn, ilustracja w domenie publicznej
Kaplica Rosslyn, ilustracja w domenie publicznej

Sęk w tym, że kaplicę wzniesiono dopiero w XV stuleciu. Dla zwolenników szkockiego tropu to jednak żadna przeszkoda. Przecież tradycję templariuszy mógł ktoś kontynuować w tajemnicy? No i znów, niczym as w rękawie, pozostają w grze różokrzyżowcy i masoni.

Gdzieś na końcu świata

W Polsce sławetny Pan Samochodzik prowadził poszukiwania bogactw zakonnych w nieistniejącym, niestety, Kortumowie. W Czerwińsku nad Wisłą mówi się jednak o prawdziwym skarbie – ponoć w kronice miejscowego klasztoru przetrwał zapis, jakoby w 1310 r. szukali tam schronienia templariusze uciekający statkiem z Zachodu.

Czerwińsk nad Wisłą, zdjęcie: Adam Węgłowski
Czerwińsk nad Wisłą, zdjęcie: Adam Węgłowski

Jednak najbardziej fantastyczna teoria wskazuje, że skarbu rycerzy zakonnych należy szukać w… Ameryce. Wierzący w taki scenariusz zakładają, że templariusze ze starożytnych bliskowschodnich źródeł zdobyli wiedzę o istnieniu lądów za oceanem. Dowód: już jako portugalski Zakon Rycerzy Chrystusa przyczynili się do wielkich odkryć geograficznych. Nawet jeśli byłoby to prawdą, nie oznacza, że templariusze zaryzykowaliby wywiezienie swoich bogactw na koniec świata – np. na słynną kanadyjską Wyspę Dębów, mekkę północnoamerykańskich poszukiwaczy skarbów.

Klątwa w głowie

Jakakolwiek byłaby prawda, poszukując skarbu templariuszy, należy niezwykle uważać. Po śmierci na stosie Jakuba de Molaya pojawiła się bowiem pogłoska, że niewinnie skazany wódz templariuszy rzucił klątwę na swoich prześladowców. Jeśli tak było, to dosięgnęła ona papieża i króla Francji bardzo szybko – odeszli z tego świata niedługo po wielkim mistrzu. Pytanie – czy klątwa może wisieć również nad dybiącymi na skarb zakonu? Na pewno zagrożone są zdrowe zmysły poszukiwaczy. Tyle bogactw, tyle teorii, tyle tajemniczych symboli w zabytkowych świątyniach… Oszaleć można!

Czytaj również:

Eldorado, czyli krótka historia szaleństwa
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Eldorado, czyli krótka historia szaleństwa

Adam Węgłowski

Mit Eldorado można uznać za zemstę rdzennych mieszkańców Ameryki na europejskich zdobywcach. Kiedy konkwistadorzy podbili i ograbili państwa Azteków i Inków, a mimo to wciąż rozpytywali o złoto, usłyszeli historyjkę na miarę swoich apetytów.

Jest rok 1569. Ponad 60-letni konkwistador Gonzalo Jiménez de Quesada organizuje niezwykłą wyprawę. Wyrusza z Bogoty na czele karawany złożonej z 500 konnych żołnierzy, 1500 rdzennych mieszkańców, rzeszy czarnych niewolników oraz 8-osobowej grupy księży mających stanowić duchowe wsparcie dla tej trzódki hiszpańskich zdobywców. À propos trzód – członkowie ekspedycji muszą jakoś się wyżywić, dlatego zabierają w drogę także 800 świń i 600 sztuk bydła. Lecz ostatecznie do garnków trafią również konie oraz zwierzęta pociągowe, ponieważ wyprawa ciągnąć się będzie przez kilka lat. Konkwistadorzy podzielą się, pokłócą, nieomal przepadną bez wieści. W grudniu 1572 r. wróci do Bogoty zaledwie 25 żołnierzy, 4 Indian i 2 księży. Z pustymi brzuchami i pustymi sakwami, które wedle planów i obietnic de Quesady miały wypełnić się złotem. To wyjątkowo spektakularna klęska w historii poszukiwań Eldorado. Ale niejedyna.

Czytaj dalej