Uparty jak mózg
i
„Anatomia mózgu”, Charles Bell,1802 r. / Wellcome Collection (CC-BY-4.0)
Wiedza i niewiedza

Uparty jak mózg

Miłada Jędrysik
Czyta się 15 minut

Kiedy umysł ludzki już w coś uwierzy, trudno go od tego odciągnąć – fakty i logiczna argumentacja na wiele się nie zdadzą. Dodajmy do tego wybiórczą pamięć pełną nieprawdziwych wspomnień i już mamy naszkicowany portret psychologiczny homo sapiens, czyli człowieka rozumnego.

To miał być przełom w medycynie. Szefostwo Instytutu Karolinska, najważniejszego ośrodka medycznego w Szwecji, zapewne było zachwycone, że udało mu się zwerbować na pokład doktora Paola Macchiariniego. Ten urodzony w Szwajcarii Włoch opracował nowatorską metodę wszczepiania sztucznej tchawicy. Był przystojny, wygadany, miał złote ręce.

Tyle tylko, że był oszustem. Jak pisał Carl Elliott w „The New York Review of Books”, epatujący opalenizną chirurg jest bohaterem jednego z największych skandali w historii współczesnej medycyny: jego pacjenci marli jeden za drugim, często w męczarniach, kiedy ich organizmy odrzucały plastikowe organy. Jeden z najostrzejszych krytyków „metody” Macchiariniego, prof. Pierre Delaere z Katolickiego Uniwersytetu Lowańskiego, wyznał autorowi: „Gdybym miał wybierać pomiędzy syntetyczną tchawicą a plutonem egzekucyjnym, wybrałbym to drugie jako mniej bolesną formę egzekucji”.

Tymczasem Macchiarini ciął i wszczepiał dalej, a Instytut Karolinska – ten sam, którego komitet przyznaje Nagrody Nobla z medycyny i fizjologii – milczał. A nawet gorzej: dyscyplinarnie karał krytykujących metody przystojnego chirurga.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ciężar gatunkowy i skuteczność bajeru, którym Macchiarini częstował otoczenie, najlepiej pokazuje historia jego byłej narzeczonej Benity Alexander. Pojawiły się obrączki, miał być ślub, który przejdzie do historii: związek pobłogosławi w Castel Gandolfo sam papież Franciszek, zaśpiewa Andrea Bocelli, a wśród gości będą Putin, Obamowie i Russell Crowe. Domek z kart się rozsypał, kiedy dwa miesiące przed ceremonią życzliwy znajomy wysłał Alexander link z informacją, że w tym akurat dniu papież będzie odbywał wizytę duszpasterską w Ameryce Południowej.

Jak producentka telewizji NBC, osoba zapewne kompetentna i obeznana w świecie, mogła uwierzyć w takie banialuki? Miłość jest ślepa, powiecie. Ale co w takim razie z szefostwem Instytutu Karolinska?

Otóż nie tylko miłość jest ślepa. Homo sapiens ma bardzo, ale to bardzo duży problem – z głową.

ilustracja: Bohdan Butenko
ilustracja: Bohdan Butenko

***

Lubię słuchać dyskusji filozofów z naukowcami, mimo że nadają na innych częstotliwościach. Pierwsi nad szczegół przedkładają ogół – mówią o człowieku, jego miejscu we wszechświecie, o dobru i o złu. Drudzy od ogółu stronią i uważają, że diabeł tkwi w szczegółach. Wysuwają hipotezy, szukają ich potwierdzenia, ale generalnie muszą co krok przyznawać, że wiedzą raczej mniej niż więcej. Trudno zresztą, żeby ktoś zajmujący się mechaniką kwantową albo ludzkim mózgiem uważał, że zjadł już wszystkie (nomen omen) rozumy. Obie bowiem dziedziny nauki są dopiero u początku swej drogi ku poznaniu tajemnic materii i „rozumu”. Piszę „rozumu” w cudzysłowie, bo… A to za chwileczkę.

Lubię słuchać dyskusji filozofów z naukowcami, bo i jedni, i drudzy chcą zrozumieć (tym razem bez cudzysłowu), a że zbliżają się do siebie z dwóch przeciwległych krańców dysputy, można mieć nadzieję, że kiedyś się spotkają albo co najmniej przybliżą. Przy czym piłeczka jest tu po stronie naukowców, ponieważ to oni muszą dostarczyć niepodważalnych dowodów, że jest tak, jak jest (z wyłączeniem kwestii etycznych, gdzie mogą dostarczyć tylko materiału do rozważań).

Nasz redakcyjny kolega Tomek Stawiszyński prowadzi w warszawskim Teatrze Powszechnym fascynujący cykl rozmów, do których zaprasza filozofów, naukowców, ekspertów. Sam jest filozofem, więc szczególnie smaczne są jego starcia z przedstawicielami „twardej” nauki. Kiedy odwiedza go dr Paweł Boguszewski, neurofizjolog z Instytutu Nenckiego, żeby rozmawiać o możliwościach ludzkiego mózgu, widać, jak różnie dziedziny reprezentowane przez obu patrzą na człowieka. Naukowiec nie ma problemu z deklaracją, że „jesteśmy biologicznymi robotami”. Filozof wtedy się oburza (może trochę dla wyrazistości dyskusji, a może jednak nie):

– Ale jak to, co wobec tego z naszą wyjątkowością na tle świata zwierząt? Co ze świadomością, która przecież jest wartością dodaną, nie może być po prostu produktem procesów zachodzących w naszym mózgu?

– A dlaczego by nie? – odpowie uczony.

– To co wobec tego z wolną wolą?

– Właściwie to wolna wola wcale nie jest taka wolna. Już badania Gazzanigi i Libeta pokazały, że podejmujemy decyzje nieświadomie.

I taka to jest rozmowa.

W słynnym eksperymencie z lat 80. XX w. Benjamin Libet odkrył, że świadomość podjęcia decyzji jest spóźniona w stosunku do samej decyzji. Innymi słowy – w tym przypadku świadomość to zapis procesów, które już nastąpiły. Rozwijając w 2008 r. badania Libeta, zespół Johna-Dylana Haynesa potrafił nawet przewidywać, obserwując aktywność neuronów, czy uczestnik eksperymentu poproszony o naciśnięcie jednego z dwóch przycisków wybierze lewy czy prawy. Zanim wiedział o tym sam delikwent.

Z kolei Roger Sperry, a póżniej Michael S. Gazzaniga badali pacjentów, którym brakowało (z powodu wypadku albo chirurgicznego zabiegu, stosowanego np. w przypadku ciężkiej padaczki) połączenia między lewą a prawą półkulą mózgu. Artykuł w „Nature” opisuje ciężkie życie takich osób: „W supermarkecie prawą ręką sięgałam po produkt z półki, a wtedy ruszała lewa ręka i wywiązywała się pomiędzy nimi jakby walka. Odpychały się jak dwa magnesy” – tak jedna z pacjentek, Vicky, opisywała pierwsze miesiące po operacji.

Rezultaty badań nad wolną wolą budzą zastrzeżenia metodologiczne, ale nie tak poważne, żeby ich wnioski definitywnie obalić. A najwięcej głosów sprzeciwu jest – jak nietrudno się domyślić – w kręgach religijnych (w tym także naukowców niewykluczających istnienia istoty wyższej, bo przecież nie wszyscy uczeni uważają, że życie jest wyłącznie „formą istnienia białka”).

***

To zaledwie połowa złych wiadomości: bo nie tylko wolna wola nam szwankuje, ale też rozum. Żadni z nas homini sapienti, ludzie rozumni. Na dobre do mainstreamu przebiły się już badania psychologów, przede wszystkim Daniela Kahnemana i Amosa Tverskiego, którzy wykazali, że ludzki umysł jest podatny na wszelkiego rodzaju złudzenia – błędy poznawcze. Ich lista jest bardzo długa. Na przykład gdy zarzucamy drugiej połowie „ty zawsze” albo „ty nigdy”, zwracamy uwagę jedynie na te wydarzenia z pamięci, które budziły nasze silne emocje. Raczej nie pamiętamy, że „ty jednak czasami”. Dlatego w Szwecji do rozwiązywania dysput na temat tego, kto dźwiga większy ciężar domowych obowiązków, używa się gry, której każdy uczestnik dostaje magnesy do przyczepiania na lodówkę, do wykorzystania, kiedy wykona daną pracę. W ten sposób subiektywne wyobrażenia zostają zweryfikowane przez twarde dane.

Już 400 lat temu Franciszek Bacon podsumował to, co współczesna psychologia miała dopiero sklasyfikować i zbadać:

„Rozum ludzki raz skoro przyjął pewien pogląd, […] wszystko inne ściąga na jego poparcie i potwierdzenie. I choć większa jest może siła i liczba wypadków, które przemawiają przeciwko temu poglądowi, mimo to jednak nie zwraca na nie uwagi i albo lekceważy je, albo wprowadzając pewne drobne rozróżnienie usuwa je i odrzuca” (Novum Organum, tłumaczył Jan Wikarjak).

Nasza pamięć też jest właściwie do niczego. Dr Julia Shaw, psycholożka sądowa i wykładowczyni na londyńskim South Bank University w swojej książce Oszustwa pamięci przedstawiła wyniki badań, które w ostatnich latach znacząco przybliżyły psychologów, neurologów i neurobiologów do odkrycia jej tajemnic. Okazuje się, że przekonanie o nieomylności pamięci jest złudne. Nie ma pokrycia w rzeczywistości nie tylko wiara w to, że pamięta się własne narodziny, ale mniej więcej połowa tego, co pamiętamy, to wytwór naszej wyobraźni – zbierającej skrawki opowieści innych, uzupełniającej braki w sekwencji wydarzeń. Sama Shaw w swoich badaniach zajmuje się m.in. indukowaniem „fałszywej pamięci” – wmawianiem ludziom nieprawdziwych wydarzeń z ich przeszłości. Okazuje się to zdumiewająco łatwe.

Ale to jeszcze nie koniec złych wiadomości: okazało się, że człowiek tak naprawdę w ogóle nie myśli logicznie. W 1966 r. Peter Wason opracował słynny test: „Na stole leżą cztery karty. Każda karta ma literę po jednej i numer po drugiej stronie. Na widocznych stronach poszczególnych kart widnieje E, K, 2 i 7. Którą kartę lub karty należy odwrócić, żeby sprawdzić, czy prawdziwe jest twierdzenie, że jeśli po jednej stronie karty jest E, to po drugiej 2?”.

Mniej niż 10% ludzi rozwiązuje to zadanie poprawnie*. Okazuje się jednak, że jeśli do zadania dodamy niewinne „nie” (jeśli po jednej stronie karty jest E, to po drugiej nie ma 2), przeważają dobre rozwiązania. Bo wtedy właściwe rozwiązanie to E i 2, a wybieramy je dlatego, że… zostały wymienione w zadaniu. Kierujemy się więc intuicją, a nie matematyczną logiką.

***

Dlaczego człowiek to taki wybrakowany produkt? Zgodnie z teorią ewolucji nie miałoby to przecież sensu. Zresztą jak się rozejrzeć dookoła, to zaszliśmy zdecydowanie najdalej w porównaniu z innymi formami życia. Ale jeśli przyjmiemy, że zadaniem każdego gatunku jest przekazanie swoich genów, a co za tym idzie strategia pozwalająca żyć tak długo, żeby urodzić i wychować dzieci, to może jakieś wytłumaczenie się znajdzie. Bo w końcu mimo różnych dziwnych wierzeń i serii upadków ludzka cywilizacja całkiem dobrze się rozwija. Można nawet mówić o jakimś postępie, skoro piszę to, siedząc na wygodnej kanapie w dobrze oświetlonym i suchym pomieszczeniu, zamiast skrobać patykiem w ciemnej i wilgotnej jaskini.

Dlaczego na przykład zawsze w wydarzeniach, które mają miejsce wokół, szukamy jakiejś ich przyczyny? Bo przyczyna może nam podpowiedzieć, czy wydarzenie jest dla nas potencjalnie niebezpieczne. W 1950 r. psycholog John Garcia postanowił zbadać, czy reakcje warunkowe – takie, jakich Pawłow uczył psy – mają również podobne podłoże. Okazało się, że tak. Szczury skojarzą słodką wodę (do której dodano środek powodujący mdłości) z bolącym potem brzuchem, ale gdy daje się im do picia słodką wodę, a potem razi prądem, nie zaczynają się bać słodkiej wody. Dzieje się tak dlatego, że unikanie szkodliwych pokarmów jest ewolucyjnie wypracowanym mechanizmem – ewolucja wyżłobiła koleiny myślenia.

A ponieważ nie jesteśmy w stanie pojąć przyczyn wszystkich wydarzeń w tym nieskończenie złożonym i wciąż dla nas nieodkrytym świecie, często wybieramy odpowiedzi nie za trudne i broń Boże nie do udowodnienia. Jeśli uderzył piorun – bogowie się zezłościli, jeśli trapią nas alergie – to musi być gluten. Myślimy na skróty.

Francuscy uczeni, antropolog Dan Sperber i kognitywista Hugo Mercier, opublikowali w 2017 r. książkę The Enigma of Reason (Tajemnica rozumu), w której przedstawili swoją teorię rozumu – argumentacyjną. Ich zdaniem w ciągu ewolucji rozum ukształtował się oczywiście po to, żebyśmy przeżyli i przekazali swoje geny, ale do tego potrzebna mu była bardziej specyficzna funkcja: umiejętność porozumiewania się z innymi i przekonywania ich do naszej racji. Bo tylko wtedy, kiedy się dogadamy, możemy spróbować się wspiąć na wyższe stopnie rozwoju. Jak pisał poeta: „Jednostka – zerem, jednostka – bzdurą, sama – nie ruszy pięciocalowej kłody, choćby i wielką była figurą”.

To by też tłumaczyło, dlaczego tak źle idzie nam w teście Wasona. Sperber i Mercier podkreślają, że jesteśmy w myśleniu leniwi. Kahneman pisał: „Większość ludzi nie zawraca sobie głowy tym, żeby przemyśleć problem”. Rodzinne różnice zdań w mikroskali, a media społecznościowe w skali makro doskonale pokazują, jak bardzo nie chce nam się myśleć i jak dalece pozwalamy, by w naszym imieniu działały emocje. Jednak jeśli do testu Wasona zamiast kart jako przykładów użyje się sytua­cji z codziennego życia, jego rozwiązywalność znacznie wzrasta. Może to potwierdzać tezę, że jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do rozwiązywania problemów w relacjach z innymi, a nie do rozwiązywania zagadek matematycznych.

Wśród argumentów, które francuscy uczeni przedstawiają na dowód swej, nomen omen „argumentacyjnej”, teorii, jest też i ten, że jednym z najpowszechniej występujących błędów poznawczych jest błąd potwierdzenia – powodujący, że czy to w rodzinnych kłótniach, czy politycznych dysputach z entuzjazmem rzucamy się na argumenty i dowody, które mogłyby potwierdzić naszą tezę, a minimalizujemy znaczenie dowodów przeciwnych.

Sperber i Mercier mówią szerzej o autostronniczości (jak pozwoliłam sobie przetłumaczyć angielskie wyrażenie myside bias). Weźmy pierwszą lepszą dyskusję na ­Facebooku: kto, z ręką na sercu, próbuje być adwokatem diabła i wsłuchać się w argumenty adwersarza? Za to doskonale potrafimy usprawiedliwić własne racje. Funkcjonalny rezonans mózgu pokazuje wręcz, że upieranie się przy własnym zdaniu aktywuje te jego obszary, które odpowiadają za uczucie przyjemności, a zmiana zdania – te związane z niepokojem, a nawet wstrętem.

To by tłumaczyło, czemu uczeni z Instytutu Karolinska, kiedy mieli ocenić pracę doktora Macchiariniego, swoje negatywne emocje zwrócili przeciwko sygnalistom, którzy podawali w wątpliwość jego osiąg­nięcia.

Równie drastycznym przypadkiem brnięcia w błąd poznawczy była cytowana przez Sperbera i Merciera brzemienna w skutkach kompromitacja słynnego kryminologa ze sprawy Dreyfusa, Bertillona, który do końca upierał się, że to porucznik napisał szpiegowską notkę, mimo że laik zauważyłby, iż prawdziwym autorem był ktoś inny. Bertillon „zracjonalizował” to sobie, twierdząc, że Dreyfus specjalnie udawał swój własny charakter pisma, żeby pomyślano, że ktoś chce zrzucić na niego winę. Kiedy zaś zaprezentowano mu próbkę pisma prawdziwego szpiega, uznał, że… notkę oczywiście podrobił Dreyfus, by obciążyć tamtego. Na usprawiedliwienie Bertillona można zauważyć jedynie, że w tamtym czasie antysemickie emocje pozbawiły rozumu nie tylko jego, ale także dziesiątki tysięcy jego rodaków.

ilustracja: Bohdan Butenko
ilustracja: Bohdan Butenko

***

Z wolną wolą kiepsko, pamięć do niczego, z logiką na bakier? No i co z tego? Pamięć i tak mamy kolektywną, podobnie jak wiedzę. Goog­le pamięta za nas, jak się nazywa stolica Surinamu, a domownicy – że kończy się papier toaletowy.

Kolektywna inteligencja w większości przypadków lepiej radzi sobie z rozwiązywaniem problemu niż jednostka w pojedynkę. Test Wasona poprawnie rozwiązuje 10% samotnych uczestników, ale już 80% małych grup. Również analiza porównawcza anglojęzycznej Wikipedii (najlepszej, bo ma najwięcej współtwórców) i encyklopedii brytyjskiej pokazała, że w zasadzie w Wikipedii błędów jest mniej.

Systemy etyczne i oparte na nich wymiary sprawiedliwości – nawet jeśli pojęcie wolnej woli jest w nich kluczowe dla uznania czyjejś winy – są zaś zbudowane tak, by przede wszystkim chronić społeczeństwo przed skutkami złych czynów. Jeśli ktoś zabija, to prawo dąży do tego, żeby już nie mógł tego powtórzyć – czy to przez pozbawienie go życia, uwięzienie, czy też odizolowanie w specjalnym ośrodku. Jeśli ktoś wyrządził zło, to powinien zadośćuczynić: własną krwią, odszkodowaniem, przeprosinami. Z tego punktu widzenia nie jest aż tak bardzo ważne, w jakim stopniu człowiek odpowiada za własne działania, choć oczywiście nasza wiedza na temat zaburzeń psychicznych przesunęła tę arbitralną granicę, poza którą wyłącza się go z odpowiedzialności (pomyśleć, jak daleko zaszliśmy od średniowiecza, kiedy ludzki sąd skazywał zwierzęta na takie same kary jak ludzi).

Sami Sperber i Mercier mają nadzieję, że ich teorie przydadzą się najbardziej w debacie publicznej i w polityce. Zamiast przymuszania do zrozumienia kartezjańskiej logiki (co wyżej podpisanej do dziś przychodzi z trudnością) wskazana byłaby przede wszystkim nauka dobrego spierania się, deliberacji. Bo im nas więcej, tym większa szansa, że z dżungli autostronniczych poglądów wyłoni się jakaś kolektywna mądrość.

Ale może to tylko theirside bias. W końcu naukowcy to też ludzie.

* Należy odkryć dwie karty: E i 7.

Czytaj również:

Czasem mądrze być niemądrym
i
Wiesław Łukaszewski, zdjęcie: Damian Kramski
Pogoda ducha

Czasem mądrze być niemądrym

Katarzyna Sroczyńska

Ludzie są dobrzy i potrafią się rozwijać, przekonuje Katarzynę Sroczyńską prof. Wiesław Łukaszewski. Wyjaśnia też, dlaczego używanie słowa „głupota” wcale nie jest mądre.

Katarzyna Sroczyńska: Czy wierzy Pan, że ludzie się zmieniają?

Czytaj dalej