Skrwawiona ziemia marzycieli
i
Aleksandr Bogdanow (po prawej) i Włodzimierz Lenin grają w szachy; partię wygra Bogdanow. Capri 1908 r., Dokumenty XX wieku
Wiedza i niewiedza

Skrwawiona ziemia marzycieli

Marta Panas-Goworska
Czyta się 12 minut

Zapoznany to ktoś, kogo zapomniano lub nie pamięta się należycie. Taki jest dzisiaj obraz Aleksandra Aleksandrowicza Bogdanowa. W Rosji próbowano wygumkować go z historii, potem ośmieszyć, by dziś przywracać do łask. Jego praca w Instytucie Przelewania Krwi coraz częściej bywa nazywana „pionierską”, „ważną” czy wręcz „przełomową”, a on sam miał być pierwowzorem Wolanda z Mistrza i Małgorzaty.

Z dziejów nieśmiertelności

„Nad nami przewalały się, migocząc tysiące gwiazd, a w dole widziałem przez przezroczyste dno gondoli, jak znikały czarne plamy domów i jasne punkty elektrycznych lamp stolicy – czyli Petersburga, choć wprost nie pada ani nazwa miasta, ani kraju. Po czterech kwadransach lotu z prędkością 240 kilometrów na godzinę szklano-aluminiowa łódź zaczęła zwalniać. W ukrytym w śniegach statku kosmicznym, zwanym eteronefem, otworzył się luk i tam zacumował pojazd.

– A więc oszukaliście mnie – oznajmił Leonid, główny bohater książki Krasnaja zwiezda („Czerwona gwiazda”), gdy osobnik, który go zwerbował, okazał się nie tym, za kogo się podawał i ukazał swą prawdziwą fizjonomię: „potwornie duże oczy”, zbyt szerokie czoło oraz „względnie małą” dolną cześć głowy, „bez jakichkolwiek znaków brody i wąsów”.

Tak – bez śladu zmieszania odpowiedział ten, któremu zarzucono kłamstwo. Jesteśmy mieszkańcami innej planety, przedstawicielami innej ludzkości. Marsjanami.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ziemianin nie bez oporów przyjął te wyjaśnienia i potwierdził gotowość uczestnictwa w podróży. Po dwóch miesiącach w kosmosie wylądował na czerwonej planecie i rozpoczął poznawanie marsjańskiej cywilizacji, która była zbliżona do wytworzonej przez homo sapiens sapiens, ale znajdowała się w wyższym stadium rozwoju. Tamtejsze społeczeństwo przeżyło okres kapitalizmu i od kilku dekad żyło w świecie – sic! – socjalistycznym. Gość zwiedzał ichnie fabryki, poznawał sztukę i naukę. Zgłębiał również tajniki długowieczności. Oprócz zdrowego, zorganizowanego trybu życia oraz doskonałej opieki medycznej wpływ na to miała specyficzna procedura, jakiej poddawali się Marsjanie.

– To po prostu jednoczesne przelewanie krwi z jednego człowieka do drugiego i na odwrót – tłumaczyła Netti, lekarka i przyszła kochanka Ziemianina.

– I tak można przywrócić młodość starcom, wlewając w ich żyły młodzieńczą krew? – dociekał Leonid.

– Częściowo tak, ale rzecz jasna nie całkowicie, krew bowiem to nie wszystko w organizmie, a poza tym jest przetwarzana – klarowała Netti. – Dlatego, na ten przykład, młody człowiek nie zestarzeje się od krwi starca – to, co w niej jest słabe, stare, szybko zostanie przezwyciężone przez młody organizm, a jednocześnie wchłoniętych zostanie wiele elementów, których temu organizmowi brakuje, energia i elastyczność jego funkcji życiowych także wzrosną.

Literatura science fiction – rzeklibyśmy – zna bardziej spektakularne przykłady modyfikowania ludzkości, ale czy któryś z pisarzy tego gatunku stanął kiedykolwiek na czele medycznego instytutu badawczego, aby realizować swe idée fixe? Takie rzeczy tylko w Związku Radzieckim. No i na Podlasiu.

Transfuzja dwunasta

Był kwiecień 1928 r. Aleksandr Aleksandrowicz Bogdanow, autor napisanej przed 20 laty Krasnej zwiezdy, zmarł w efekcie przeprowadzonej transfuzji krwi. Odprowadzały go na Cmentarz Nowodziewiczy tysiące moskwiczan. Drugiego z najważniejszych ideologów partii żegnał pierwszy ideolog, Nikołaj Bucharin. On też wygłosił pożegnalną mowę:

„I w obszarze walki klasowej, i w obszarze pracy, i w obszarze nauki ludzie – a w tym najlepsi z ludzi, najbardziej bezinteresowni, najdzielniejsi, ci, u których płonie myśl i goreje użyteczna pasja – nierzadko giną, aby zrealizować najdroższy cel swego życia, swoje subiektywnie wyznaczone, indywidualne «zadanie», pod którym drży obiektywna siła społeczna, popychając dalej i dalej” – mówił Bucharin podczas grażdańskiej panichidy, czyli cywilnego nabożeństwa żałobnego. – „Filistrom wydaje się to «bezsensowne», ale ten «bezsens» w rzeczy samej jest szczytem ludzkiego serca i umysłu. Bogdanow umarł na stanowisku”.

Exitus nastąpił 7 kwietnia. Przyczyn dociekało wielu radzieckich naukowców i historyków, niewątpliwie dywagowali i wciąż dywagują o nich także zwolennicy teorii spiskowych. Nie próbujmy ich rozsądzić, wsłuchajmy się w głos osoby nieobciążonej bagażem czerwonego totalitaryzmu, lekarza i naukowca z Uniwersytetu Arizony, Douglasa W. Huestisa. Opublikował on w 2002 r. książkę The struggle for viability: collectivism through blood exchange („Bój o żywotność: kolektywizm poprzez przetaczanie krwi”), a pięć lat później na łamach czasopisma „Transfusion Medicine Reviews” artykuł Alexander Bogdanov: the forgotten pioneer of blood transfusion („Aleksandr Bogdanow – zapomniany pionier transfuzji krwi”). W obu tekstach przeanalizował on ostatnie dni dyrektora Instytutu Przelewania Krwi; taką bowiem funkcję pod koniec życia pełnił Aleksandr Aleksandrowicz. Wiadomo więc, że w marcu 1928 r. na łamach „Wieczierniej Moskwy” ukazał się jego artykuł, w którym opisywał korzyści z jednoczesnej transfuzji krwi między dwiema osobami. Na własnym przykładzie – poddał się 11 takim procedurom, w tym pięciu dużym przetoczeniom 900 mililitrów – przekonywał, że zabieg odmładza i zwiększa życiodajne siły, a przy tym może być całkowicie bezpieczny. Z publikacją zapoznała się grupa studentów i zgłosiła do Instytutu, aby wspomóc swoją percepcję przed czekającą ich sesją, ale po przeprowadzeniu badań nie zdecydowano się na transfuzje.

Aleksandr Bogdanow, 1903 r.

Aleksandr Bogdanow, 1903 r.

Huestisowi nie udało się zweryfikować, czy przyczyną odmowy była niezgodność ich grup krwi – ten parametr oznaczano już od przeszło dwóch dekad – czy też wystąpiły inne przeciwwskazania. Ale dzień po wykonanej diagnostyce sam Bogdanow wezwał jednego z młodzieńców. Z badań wynikało, że dwudziestojednoletni student geofizyki, niejaki L. I. Kołdomasow ma „nieaktywną tuberkulozę i zarodziec malarii”. Aleksandr Aleksandrowicz ustalił, że obaj mają identyczną grupę krwi i oznajmił, że „jako stary lekarz posiada przeciwciała gruźlicze”, a wymiana krwi między nimi „przekaże odporność Kołdomasowowi i ustrzeże go od choroby”. Student zgodził się na zabieg i jak pisze Huestis: „w sobotę 24 marca o godzinie 7.30 wieczorem prawie litr krwi Kołdomasowa został przelany Bogdanowowi, Kołdomasow otrzymał tyleż krwi Bogdanowa”. Pacjenci szybko poczuli się źle. Student zaczął gorączkować, wystąpiły wymioty, biegunka, odczuwał „niemożliwe do wytrzymania bóle w całym ciele, że zwijał się jak żmija”, nazajutrz zaś „jego mocz przybrał kolor dziegciu, a śledziona boleśnie się powiększyła”. Objawy u Bogdanowa były podobne, ale w kolejnych dniach pojawiły się jeszcze zażółcenia skóry, obrzmienie brzucha i powiększona wątroba. Po krótkiej remisji nastąpiła zapaść i pacjent zmarł. W protokole zapisano, że zgon był efektem hemolizy, czyli rozpadu czerwonych krwinek, „spowodowanej niezgodnością krwi”. Poniżej widnieją parafy profesorów Aleksieja Abrikosowa, Dmitrija Burmina i Wasilija Kramera, czyli medyków, którzy cztery lata wcześniej potwierdzili śmierć Lenina. Huestis w ogólności zgadza się z tym werdyktem i dodaje tylko, że reakcja mogła być następstwem niezgodności czynnika Rh, a ten opisano dopiero w 1937 r. Przeżył za to Kołdomasow i, jak zaświadcza Amerykanin, powołując się na wiarygodne źródła, jeszcze w 1983 r. cieszył się dobrym zdrowiem.

„Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku”

A teraz czas na plotki i oszczerstwa. Zacznijmy od najnowszych, z rodzimego podwórka. „Komunizm propagowany przez Bogdanowa ma charakter magiczny i teurgiczny” – czytamy na łamach „Frondy”. W artykule O diabelskich źródłach komunizmu znajdziemy i taki passus: „Co ciekawe, Bogdanow głosił teorię «współpracy pokoleń», będącą zsekularyzowaną wersją obcowania świętych” oraz taki: „Warto też nadmienić, że gnostycki kolektywizm Bogdanowa powiązany był z kultem kobiety”. Zgroza! Ów tekst, ze względu na nasycenie branżową nomenklaturą – na przykład obecność słowa „teurgiczny”, czyli dotyczący „wywierania wpływu na bóstwo w celu zmuszenia go do czegoś” – pojawia się nawet w Korpusie Słownika języka polskiego PWN. Ciekawe exemplum, choć jego treści niekoniecznie odpowiadają faktom.

Okładka "Krasnej zwiezdy" („Czerwonej gwiazdy”) Aleksandra Bogdanowa; wydanie z 1925 roku

Okładka „Krasnej zwiezdy” („Czerwonej gwiazdy”) Aleksandra Bogdanowa; wydanie z 1925 roku

Bogdanow, który jako dwudziestosześcioletni działacz rewolucyjny trafił do Kaługi, a później do Wołogdy, zaznajomił się z przyszłym ludowym komisarzem oświaty, Anatolijem Łunaczarskim. Mimo nadzoru carskich służb obaj kontynuowali działalność wywrotową, a także, jak głosi legenda, zajmowali się czarną magią. Na rosyjskich blogach przeczytamy, że właśnie podczas zsyłki, chcąc zachować witalność i młodość, pijali ludzką krew. Znajomość przerodziła się w przyjaźń i bliskie kontakty podtrzymywali aż do 1928 r. Tragiczna śmierć Bogdanowa przypadła na okres, gdy Michaił Bułhakow pracował już nad Mistrzem i Małgorzatą, więc wśród rosyjskich historyków literatury funkcjonuje hipoteza, jakoby protoplastą Wolanda miał być nie Stalin, ale Łunaczarski albo też sam Aleksandr Aleksandrowicz. Dowodem na to są jakoby inklinacje obu mężczyzn do krwistych preparatów oraz, w przypadku komisarza oświaty, jego szklane oko, które wprawiono mu po zabiegu okulistycznym. Przeczytajmy – zachęcają tropiciele bolszewickiej demonologii – jak u Bułhakowa Iwan Bezdomny i Berlioz opisują Wolanda:

„Dopiero teraz literatom przyszło do głowy, aby uważnie popatrzeć mu w oczy, i przekonali się, że w lewym, zielonym, płonie obłęd, prawe zaś – jest czarne, martwe i puste”.

Te rewelacje powtarzają poważne czasopisma naukowe, w tym „Nowoje Literaturnoje Obozrienije”, na którego łamach filolog Michaił Odiesskij zamieścił tekst o wampiryzmie Bogdanowa. Badacz, przeanalizowawszy drugą z jego powieści, Inżinier Menni (1913), uznał, że występują tam odwołania do Drakuli i jednym z przesłań dzieła jest – rozumiana literalnie – konsumpcja bolszewickiej krwi. Artykuł zyskał popularność i w kolejnym tekście Odiesskij odniósł się do tytułowej czerwonej gwiazdy z pierwszej książki, twierdząc, poniekąd słusznie, że pierwotne znaczenie tego symbolu odnosi się do magii, okultyzmu, a nawet satanizmu. Byłożby to prawdziwe oblicze Bogdanowa in flagranti? Odwołajmy się do niezawisłych specjalistów. Rosyjski Memoriał, który skupia ludzi odważnych i kompetentnych, w kwietniu 2018 r., w ramach cyklu „Lewicowcy w Rosji – historia i wspólna pamięć”, zorganizował seminarium „Aleksandr Bogdanow – człowiek i jego idee”. Uczestniczący w nim profesor Instytutu Ekonomiki Rosyjskiej Akademii Nauk, Gieorgij Głowieli – powiedzielibyśmy – zaorał plotki i oszczerstwa:

„Kłamstwo pierwsze – wyliczał z pasją – Bogdanow nigdy się nie zajmował okultyzmem. Kłamstwo drugie, Bogdanow w czasie wołogodzkiej zsyłki nie opracował jeszcze koncepcji przelewania krwi. Kłamstwo trzecie, Bogdanow nigdy nie był zwolennikiem indywidualnej nieśmiertelności”.

Po czym zaocznie zrugał Odiesskiego i przypomniał, że pierwsze wydanie Krasnej zwiezdy miało na okładce nie pięcio-, a ośmioramienną gwiazdę, co filolog raczył przeoczyć, zaś wampiryczny passus z Inżiniera Menni to aluzja do Marksa:

„Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę, a tym więcej nabiera życia, im więcej się jej wyssie”.

Bolszewicki tektolog dokonuje transfuzji

Zapoznany – pisze profesor Jerzy Bralczyk – „to ktoś, kogo zapomniano lub nie pamięta się należycie”. Taki jest dzisiaj obraz Aleksandra Aleksandrowicza Bogdanowa. W Rosji próbowano wygumkować go z historii, potem ośmieszyć, aby dziś przywracać do łask. Jego praca w Instytucie Przelewania Krwi coraz częściej bywa nazywana „pionierską”, „ważną” czy wręcz „przełomową”. Trzeba przy tym zauważyć, że najnowsze badania, publikowane między innymi na łamach „Neuroscience”, potwierdzają pozytywny wpływ „młodej krwi” na organizm człowieka, chociaż ich autorzy przestrzegają przed wykorzystywaniem tej procedury, gdyż nie wyjaśniono wszystkich jej mechanizmów. Mimo to istnieje wielki biznes medyczny i kosmetyczny oparty na przelewaniu preparatów krwi, rozwijany najdynamiczniej w Krzemowej Dolinie i amerykańska Agencja Żywności regularnie ostrzega, że „nie ma dowodów na to, że wlewy osocza pozyskanego od młodych osób leczą, spowalniają czy zapobiegają […] chorobom”. Aleksandr Aleksandrowicz nie mógł tego przewidzieć, ale jego wkład w opracowanie technologii transfuzji oraz budowę narodowego systemu krwiolecznictwa wydaje się bezsporny. Dał temu wyraz Huestis w poincie tekstu z „Transfusion Medicine Reviews”:

„Związek Radziecki miał już scentralizowany system banków krwi na długo przed II wojną światową, czyli coś, czego nie miał żaden inny kraj w tym czasie. Bez Aleksandra Bogdanowa prawdopodobnie byłoby to niemożliwe”.

Aleksandr Bogdanow (po prawej) i Włodzimierz Lenin grają w szachy; partię wygra Bogdanow. Za nimi stoi, trzymając się za podbródek Maksym Gorki, Capri 1908 r., Dokumenty XX wieku

Aleksandr Bogdanow (po prawej) i Włodzimierz Lenin grają w szachy; partię wygra Bogdanow. Za nimi stoi, trzymając się za podbródek Maksym Gorki, Capri 1908 r., Dokumenty XX wieku

Paradoksalnie medyczna kariera Aleksandra Aleksandrowicza była formą banicji. Do wybuchu I wojny światowej był on jednym z najważniejszych bolszewików i po okresie zsyłki w 1904 r. wyjechał na Zachód. Brał tam udział w pracach partyjnego kolektywu i zyskał renomę doskonałego organizatora, a zarazem niezrównanego teoretyka. Jego koncepcja budowania socjalizmu w oparciu o edukację proletariatu i tym samym doprowadzenie do wybuchu rewolucji, cieszyła się największą popularnością. Kolejny z uczestników sympozjum Memoriału, historyk i polityk Pawieł Kudiukin, analizując tamten czas, nazwał Bogdanowa wręcz „numerem jeden bis”, zrównując z Leninem. Brutalne, a zarazem podłe działania Władimira Iljicza – zalecał na przykład swym towarzyszom małżeństwa z majętnymi kobietami, w celu wyłudzenia pieniędzy na działalność partii – przyniosły skutek i frakcja Bogdanowa zaczęła tracić na znaczeniu. Odsuwany od władzy, po rewolucji październikowej trafił nawet do więzienia, ale był osobistością zbyt znaną, by leninowcy mogli go zlikwidować. Postanowiono więc wypchnąć starego towarzysza poza nawias polityki, oferując mu wysoką funkcję w systemie nauki. I tak oto „wampir” stworzył pierwszy na świecie instytut transfuzji krwi. Ale na tym bynajmniej nie kończy się lista dokonań naszego bohatera. W Polsce Bogdanow bywał czytany za sprawą Tadeusza Kotarbińskiego, który cenił jego wkład w rozwój prakseologii i w książce Hasło dobrej roboty przeanalizował założenia stworzonej przezeń tektologii:

„Nazywa ją nauką o strukturze i organizacji przedmiotów złożonych; dziedzina ta jest – jego zdaniem – działaniem związanym bezpośrednio z organizowaniem, formowaniem, nadawaniem czemuś kształtu lub wręcz przeciwnie: dezorganizowaniem, rozsadzeniem, dezintegracją, wprowadzeniem nieładu w celu przeprowadzenia koniecznej zmiany, ergo to rozprzęganie organizacji”.

W Polsce po 1989 r. moda na bolszewików przeminęła. Cóż z tego, że ze Związku Radzieckiego, zdają się mówić zachodni historycy idei, dostrzegając w pracach cybernetyków czy konstruktorów sztucznej inteligencji pokłosie tektologii.

Ziemia marzyciela

Aleksandr Aleksandrowicz Bogdanow, a właściwie Aleksandr Aleksandrowicz Malinowski (Bogdanow to pseudonim), urodził się w 1873 r. w Sokółce. Jego ojciec, najprawdopodobniej Żyd z okolic Wołogdy, został tam przeniesiony i pracował jako nauczyciel w gimnazjum. Przyszły autor Krasnej zwiezdy nie zabawił długo na Podlasiu. Do gimnazjum poszedł w Tule, zatem jego związki z Polską są epizodyczne, choć kto wie, czy pierwsze lata nie zaważyły na późniejszych koncepcjach i oglądane w wieku pięciu, sześciu lat gwieździste niebo znad brzegów Sokołdy, nie jest tym, które eksploruje powieściowy Leonid.

Owa twórczość jest w naszym kraju praktycznie nieznana, a najważniejsza, pierwsza książka, nie doczekała się nigdy przekładu. Szkoda, bo oprócz bogatej warstwy ideologicznej, jest to po prostu dobra literatura. Legła u podstaw całej radzieckiej fantastyki naukowej, a kto nie zna braci Strugackich, których genialne dzieła wpisują się w zainicjowany przez Aleksandra Aleksandrowicza nurt. Cisza w polskim eterze, oprócz demaskatorskich, a opartych na pomówieniach tekstów i dosłownie kilku artykułów z podlaskiej prasy, jest dojmująca. Z drugiej strony fetowanie Bogdanowa może budzić wśród Polaków uzasadniony sprzeciw. Jest on także ojcem organizacji Proletkult, działającej w Kraju Rad najaktywniej od 1917 do 1922 r. Idee były szczytne – stworzyć sieć kształcenia kulturalnego i politycznego proletariatu, ale praktyka bolszewickiego terroru to zweryfikowała i faktycznie Proletkult posłużył ugruntowaniu władzy Lenina. Bogdanow poszedł więc na kompromis i jego dzieło nie tylko edukowało, ale też łamało. Trudno więc oczekiwać, aby mieszkańcy Sokółki imieniem tego – bez dwóch zdań – najwybitniejszego człowieka urodzonego w ich mieście, nazywali place czy ulice.

Dom kupca Igumnowa w Moskwie, w latach 1926-1928 siedziba Instytutu Przelewania Krwi

Dom kupca Igumnowa w Moskwie, w latach 1926-1928 siedziba Instytutu Przelewania Krwi

Jak zatem skonsumować tę żabę i nie postawić pomnika komuś, kto sam nie ma – nomen omen – krwi na rękach, ale moralnie współodpowiada za zbrodnie bolszewików, a przy tym dać wyraz sprawiedliwości historycznej? Sokółczanki, sokółczanie, siostry i bracia w Podlasiu, pozwólcie, że podzielę się pomysłem! Oto wzorem Lwowa, gdzie działa niezwykle popularna Masoch-cafe, wykorzystująca motywy związane z urodzonym tam Leopoldem von Sacherem-Masochem, otwórzcie kawiarnię, szynk czy restaurację i nazwijcie Instytut Przelewania Krwi. Można tam będzie zamówić Krwawą Mary z menzurki, kaszankę na metalowej nerce czy staropolską czerninę. Nie wątpię, że pomysłów wam nie zabraknie. A jak się przyjmie, to a nuż zainspiruje polonistę z liceum do zorganizowania wieczoru pamięci Bogdanowa i prezentacji przetłumaczonych fragmentów jego prozy? Historyczkę, do omówienia dziejów komunizmu w entourage kojarzącym się z jednym z czołowych bolszewików? Kto wie, może też białostoccy hematolodzy, zamiast kolejny raz jechać do Białowieży, wybiorą na miejsce konferencji właśnie Sokółkę? Na zdrowie, ziemio marzycieli!

 

Czytaj również:

Po tramwajowych szynach – spacer z syberyjskimi punkowcami
i
zdjęcie: Austin Prock / Unsplash
Opowieści

Po tramwajowych szynach – spacer z syberyjskimi punkowcami

Marta Panas-Goworska

Druga połowa lat 80. XX wieku w ZSRR to nie tylko głasnost czy prywatne przedsięwzięcia zwane kooperatywami. Na masową skalę pojawiła się prostytucja, narkomania, rozpleniły przemoc domowa i przestępczość nastolatków. I to właśnie wówczas zrodził się syberyjski punk. Ów potężny impuls dzikiej energii popłynął z prowincji, rozlewając się od Kaliningradu po Władywostok. O relacjach ruchu kontrkulturowego z pierestrojką, ale też o twórczości Janki i Letowa opowiadają uczestnicy tamtych wydarzeń. 

Woodstock nad Turą

„Nie skaczcie teraz rebiata – krzyknął ktoś z organizatorów – nie nawalajcie się, siadajcie i słuchajcie!”. Spoceni, rozczochrani młodzi ludzie ulokowali się na podłodze tiumeńskiego Domu Kultury „Naftowiec”. Parkiet w takich miejscach czuć lakierem, kurzem i potem; dla syberyjskiej młodzieży lat 80. zapach ten będzie mieć na zawsze gitarowe brzmienie. Światła pogasły i członkowie zespołu ujęli instrumenty. Między nimi, nieco wycofana, stała nieznana widowni ruda dziewczyna. Był to jej pierwszy występ na scenie, nigdy przedtem nie akompaniowały jej też gitary elektryczne, a mimo to weszła owego dnia do historii rosyjskiej muzyki. Lider kapeli Kul’turnaja Riewolucija Artur Strukow zapisał po latach:

Czytaj dalej