Sądne dni zwierząt
i
ilustracja: Igor Kubik
Ziemia

Sądne dni zwierząt

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

W dawnej rezydencji cesarskiej w indyjskim Fatehpur Sikri uwagę przykuwa niezwykła wieża. Mierzy ponad 20 m i zdobią ją dekoracje w kształcie kłów słonia. To pomnik Haruna, ulubieńca cesarza Akbara Wielkiego. Władca, który rządził imperium Wielkich Mogołów przez prawie pół wieku, w latach 1556–1605, miał wielu wrogów. Harun, jego ukochany słoń, stał się ich nemezis. Akbar zrobił z niego osobliwego ministra sprawiedliwości. Wykorzystywał zwierzę w roli sędziego i kata. Podejrzewani o bunt trafiali przed oblicze słonia, spożywającego właśnie posiłek. Harun mógł albo zignorować nieszczęśnika, albo go zadeptać. Niektórzy podejrzewają, że owa Temida z trąbą w istocie rzeczy reagowała na ukryte sygnały przekazywane przez władcę, więc to nie na wielkiej głowie czworonożnego „ministra” spoczywała odpowiedzialność za ludzkie życie. Tak czy inaczej, Harun uczestniczył w procesach. I miał szczęście, że po stronie sędziego, a nie skazańca.

Ofiary cyrku

Ta gorsza rola przypadła w roku 1903 słonicy Topsy. Przewieziona do Stanów Zjednoczonych z Azji Południowo-Wschodniej około roku 1875, jeszcze jako maleństwo, przez lata występowała w cyrkach. Początkowo ją uwielbiano, ale na początku XX w. miała już bardzo złą reputację. Przyczyniło się do tego wydarzenie, do którego doszło 27 maja 1902 r. na nowojorskim Brooklynie. Do namiotu z cyrkowymi zwierzętami wkradł się jeden z gapiów, na dodatek pijany. Zaczął drażnić zwierzęta, oferując im whisky. Podobno sypał też piaskiem w oczy Topsy, a jej trąbę przypalił cygarem. Słonica straciła cierpliwość: cisnęła intruzem o ziemię i zadeptała.

Kiedy rozeszła się informacja o tragicznym incydencie, pojawiły się plotki, że Topsy zabijała już wcześniej – pracowników cyrku, podczas występów w różnych miastach Ameryki i Europy. Te pogłoski tylko podsyciły zainteresowanie cyrkowym show z udziałem słonicy. Gapie nie dawali jej spokoju. Kiedy w czerwcu 1902 r. wyładowywano Topsy z wagonu, ktoś zaczął ją szturchać laską. Wściekła słonica chwyciła mężczyznę trąbą i wyrzuciła wysoko w powietrze. Człowiek zginął, a wystraszeni właściciele Topsy sprzedali ją do parku rozrywki na nowojorskiej Coney Island. Tam doszło do kolejnych niebezpiecznych incydentów, sprowokowanych tym razem przez tresera pijanicę. Właściciele wystraszyli się, że może dojść do kolejnej tragedii i postanowili… uśmiercić słonicę. I to jeszcze tak, by na tym zarobić. Topsy skuto łańcuchami, nakarmiono marchwią zaprawioną trucizną, a potem podłączono do jej nóg przewody wysokiego napięcia. Publicznej egzekucji dokonano w parku rozrywki. Całość sfilmowali fachowcy z Edison Manufacturing Company.

Nie był to ewenement. Podobny los kilkanaście lat później spotkał cyrkową słonicę Mary, również oskarżaną o zabicie człowieka. We wrześniu 1916 r. stracono ją na oczach tysięcy gapiów w amerykańskiej mieścinie Erwin w stanie Tennessee. Mary powieszono na łańcuchu, na olbrzymim dźwigu. I to dwukrotnie, bo za pierwszym razem łańcuch nie wytrzymał i egzekucję trzeba było powtórzyć…

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Topsy i Mary nie zostały formalnie skazane na śmierć podczas procesu. Ich egzekucje wynikały tylko z widzimisię właścicieli. W historii jednak wielokrotnie zdarzało się, że zwierzęta stawiano przed sądem. I to nawet nie słonie, a insekty.

Chrząszcze i świnie

„Jeśliby wół pobódł mężczyznę lub kobietę tak, iż ponieśliby śmierć, wówczas wół musi być ukamienowany” – ten nakaz z biblijnej Księgi Wyjścia stał się w chrześcijańskiej Europie dobrym argumentem, by stawiać zwierzęta przed trybunałem.

Zaczęło się już we wczesnym średniowieczu od klątw rzucanych na szarańczę, krety i węże. W 1120 r. w Laon we Francji biskup ekskomunikował gąsienice i myszy. Po szkodnikach przyszedł czas na zwierzęta domowe. W 1266 r. w podparyskiej miejscowości Fontenay-aux-Roses po raz pierwszy osądzono i skazano świnię. Kolejny taki proces miał miejsce w 1356 r. w Caen, a następny 30 lat później w Falaise. O tym ostatnim wiemy nieco więcej. Chodziło o maciorę, która próbowała pożreć leżące w kołysce dziecko swoich gospodarzy. Zwierzę uznano za winne i zadano mu takie same rany, jakie ono zadało niemowlęciu. Kara miała być nauczką nie tylko dla agresywnej maciory, ale i dla… okolicznych świń, które nakazano spędzić na miejsce egzekucji.

Francuscy sędziowie dbali, by nikt nie mógł im zarzucić krwiożerczości i zaślepienia. Kiedy w 1457 r. w podobnej sprawie przed trybunałem stanęła maciora z kilkorgiem prosiąt, ją samą skazano, maleństwa zaś – jako nieletnie – uniewinniono. Zapewne sądy chciały pokazać, że nie ma ucieczki przed sprawiedliwością zarówno dla zwierząt, jak i dla ludzi. Dochodziło jednak do spraw tak absurdalnych jak proces koguta oskarżonego o złożenie jaja czy sprawa chrząszczy, które zrujnowały winnicę!

Adwokat szczurów

Ciekawe, że zwierzęta miały swoich prawnych obrońców. Do historii przeszedł niejaki Bartholomew Chassenee (1480–1541). Ten francuski jurysta wsławił się w 1508 r. brawurową obroną szczurów oskarżonych przed sądem kościelnym w Autun o zniszczenie zapasów jęczmienia.

Mecenas miał ciężkie zadanie, bo podsądni nie stawili się przed sądem, a ich zła reputacja była powszechnie znana. Lecz Chassenee dobrze znał sądowe procedury i prawne luki. Stwierdził, że oskarżeni żyją w rozproszeniu w wielu miejscach, dlatego pojedyncze wezwanie przed sąd było niewystarczające i należy je powtórzyć z ambon wszystkich parafii zamieszkałych przez wspomniane gryzonie. Gdy i wtedy się nie stawiły, prawnik usprawiedliwił swoich klientów długością podróży oraz niebezpieczeństwami, jakie czyhały na nich ze strony wszechobecnych wrogów: kotów. Zgodnie z prawem obowiązującym wówczas we Francji oskarżonego – i ludzi, i zwierząt – nie można było zmusić do stawienia się przed sądem, jeśli nie miał zagwarantowanego bezpieczeństwa osobistego.

Te wszystkie prawne kruczki i uniki tak wymęczyły trybunał, że sprawa ugrzęzła i szczury nigdy nie odpowiedziały za swoją „zbrodnię”. Perypetie mecenasa Chassenee i historie o francuskich procesach macior stały się zaś już współcześnie inspiracją dla kontrowersyjnego dramatu kryminalnego Godzina świni (1993), w którym adwokata zwierząt zagrał Colin Firth.

 

Czytaj również:

Te przeklęte koty
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Te przeklęte koty

Adam Węgłowski

Starożytni Egipcjanie uważali koty za zwierzęta płodne i odważne. To były cechy godne pozazdroszczenia. Szacunkiem darzono więc Bastet – boginię z kocią głową. Wszystkie Mruczki były rzecz jasna jej świętymi zwierzętami. Dbano o nie aż do przesady: sierściuchy mumifikowano, grzebano w grobowcach, jednym słowem – stanowiły lepszy sort zwierząt.

Tej opinii nie zepsuły kotom w Egipcie nawet wydarzenia z VI w. p.n.e., opisane potem w Podstępach wojennych przez Rzymianina Poliajnosa. Według niego w 525 r. p.n.e. król perski Kambyzes II pokonał armię egipską pod Peluzjum na Synaju, sprytnie wykorzystując właśnie atencję, jaką poddani faraona darzyli kociaki. Mianowicie na czele swych szeregów władca kazał postawić koty. Egipcjanie normalnie zasypaliby Persów gradem strzał, w tej sytuacji jednak bali się zranić ulubieńców bogini Bastet. A kiedy doszło do walki wręcz, nie mieli już szans i przegrali z perskimi najeźdźcami.

Czytaj dalej