Rocznica miesiąca – 26 czerwca 1780
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Rocznica miesiąca – 26 czerwca 1780

Adam Węgłowski
Czyta się 5 minut

Z Warszawy znika w niesławie znany alchemik Cagliostro. Miał na oczach swoich szlachetnie urodzonych fanów zamienić ołów w złoto, a tylko się skompromitował. „Nie ma go! Drapnął bez oporu własnych adeptów! Jednemu z nich polecił czuwać nad lampą i jajem filozoficznym, ręcząc słowem, że niezadługo przyśle szczyptę proszku na dowód, że nie jest żadnym oszustem. Inni adepci byli tak okrutni, że nie poszli go żegnać, kiedy wsiadał do powozu. Znikł im z oczu jak kamfora” – zapisał hrabia Moszyński, który zdemaskował tego jednego z najbardziej bezczelnych oszustów XVIII w. – epoki rozumu. To był początek końca wielkiego Cagliostra.

Młody wilk z Sycylii

Urodził się jako Józef Balsamo, 2 czerwca 1743 r. w Palermo na Sycylii. Przedwcześnie, bo już w wieku 10 lat, stracił ojca. Jak wspominał, biedna matka nie była w stanie zapewnić mu ani edukacji, ani przyszłości. Miał jednak zdolności manualne, pięknie rysował i kaligrafował. Został więc w wieku lat 15 oddany pod opiekę mnichów. Nie podobało mu się tam, ale właśnie w klasztorze odkrył w sobie zamiłowanie do medycyny i chemii.

Postanowił szukać szczęścia (i kamienia filozoficznego, czyli alchemicznego klucza do wszelkich bogactw) poza klasztornymi murami. Karierę oszusta rozpoczął w 1764 r. Przekonał wtedy głupiego, ale bogatego złotnika nazwiskiem Marano, że nie tylko jest w stanie dokonywać przemiany pośledniejszych metali w złoto, ale też (oczywiście za odpowiednią opłatą) wskaże mu miejsce poza miastem, gdzie ukryty jest skarb. Balsamo miał dostać 60 uncji złota, a Marano cały kufer pełen bogactw. Musiał go jeszcze tylko wykopać…

O północy spotkali się na odludziu na obrzeżach Palermo. Popędzany przez chciwego i tchórzliwego złotnika Balsamo uczynił na ziemi kilka magicznych znaków, coś zamruczał… I wówczas jak spod ziemi wyskoczyły diabły: włochate, rogate, z kłami i pazurami, buchające z pysków ogniem i wygrażające widłami. Wygarbowały Marano skórę, zabrały całe złoto, które miał przy sobie jako zapłatę dla Józefa, i zniknęły. Po przekonaniu przerażonego złotnika, że czarcie sprawy go przerastają, Balsamo także wziął nogi za pas. Po chwili dzielił się łupem ze wspólnikami, zdejmującymi właśnie z siebie dyskomfortowe kosmate przebrania.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Narodziny Cagliostra

Dzięki podobnym sztuczkom zdobył fundusze nie tylko na zjeżdżenie Europy, ale i na podróż życia, podczas której – jak twierdził – zwiedził Bliski Wschód, Grecję i Indie, studiując z zapałem alchemię i okultyzm. W świętym mieście Arabów Medynie poznał greckiego alchemika i mistyka o imieniu Althotas. Posiadł on kolekcję manuskryptów pełnych tajemnej wiedzy, wprowadził też Józefa w arkana mądrości starożytnych Egipcjan. Balsamo uznał, że niechybnie znalazł drogę do bogactwa, władzy i sławy.

Przez lata oszukiwał bogatych i znanych tego świata dla ich pieniędzy. Towarzyszyła mu Lorenza Feliciani, jego przepiękna i równie sprytna żona. Podróżowali pod wieloma pseudonimami. Ona jako Serafina, on jako de Fenix, de Harat, de Belmonte… Najczęściej tytułował się hrabią Alessandrem di Cagliostro.

Uzdrawiał ludzi nakładaniem rąk i przyrządzał lecznicze maści. Stawiał horoskopy, przewidywał przyszłość, wróżył z wody, czytał w myślach, zajmował się nekromancją i hipnozą. Chwalił się znajomością tajemnicy kamienia filozoficznego. Zetknął się z mistyką różokrzyżowców, a w 1776 r. wstąpił w Londynie do loży wolnomularskiej. Dzięki masonerii poznał m.in. Benjamina Franklina, współtwórcę amerykańskiej Deklaracji niepodległości, czy sławnego wenecjanina Casanovę – uwodziciela i szpiega, zmierzającego już powoli ku zakończeniu swej kariery. Nasłuchał się też niestworzonych historii o Weishaupcie, założycielu słynnej bawarskiej loży iluminatów. Cagliostro myślał, czy nie powinien powołać własnej organizacji…

Pycha kroczy przed upadkiem

Przez te lata udawało mu się unikać kłopotów i zdemaskowania. Dobra passa skończyła się w maju 1780 r. Najpierw nie powiodła mu się próba oczarowania w Petersburgu carycy Katarzyny II. Próbując ratować swoją reputację, Cagliostro przybył wtedy do Warszawy. „W tych czasach wszyscy prawie chemicy zaprzątali sobie głowę dochodzeniem i wyszukiwaniem sposobu robienia złota pod nazwiskiem kamienia filozoficznego. Dziwaczny zamysł opanował prawie całą Europie i chęć wzbogacenia się w krótkim czasie doszła do naszego kraju. Byli panowie, którzy łożyli na to całe majątki – pisał kronikarz Antoni Magier. – Widać było po ulicach sterczące na dwór po różnych domach rury żelazne do odchodu dymu”.

Cagliostro też miał zabłysnąć przed polskimi magnatami swoimi umiejętnościami. Rozpoczął od seansów spirytystycznych w pałacyku księcia Ponińskiego. Potem obiecał przekształcić rtęć w srebro. Na swoje nieszczęście, zgodził się to zrobić w asyście hrabiego Augusta Moszyńskiego – człowieka wykształconego, chemika i ekonomisty. Ten szybko zauważył, że ma do czynienia z szalbierzem. Wprawdzie Cagliostro wyjął z tygla do topienia metali obiecane srebro, ale okazało się, że dokonał bezczelnego oszustwa. Po prostu podmienił tygiel z rtęcią na tygiel ze srebrem!

26 czerwca 1780 r. w panice wyjechał z Warszawy. Zdążył jednak zabrać kosztowności powierzone mu przez naiwnych magnatów. Miał szczęście, że opis Moszyńskiego nie rozszedł się po Europie lotem błyskawicy, tak jak na to zasługiwał. Przez to Cagliostro próbował przedstawiać własną wersję wydarzeń, stawiając się w roli ofiary pomówień…

Koniec w lochu

Dwa lata później powołał do życia w Lyonie własną Masonerię Egipską. On został przywódcą organizacji – Wielkim Koptą. Jego znakiem stał się przebity strzałą wąż z jabłkiem w pysku.

Jednak w roku 1785 potknął się ponownie. Francuski kardynał de Rohan, znajomy Cagliostra z loży, wciągnął go w wir paryskiej „afery naszyjnikowej”. Ta sprawa oszustwa, uknutego wokół kupna dla królowej Marii Antoniny wartej fortuny błyskotki, wstrząsnęła całą Francją (i przyczyniła się do wybuchu rewolucji). Czy Cagliostro był w nią zamieszany, czy nie, trafił na pół roku za kratki.

Gdy zaś po wybuchu rewolucji francuskiej w 1789 r. wyjechał razem z Lorenzą do Rzymu, tam dobrały się do niego władze kościelne. Został uwięziony, oskarżony o herezję, praktykowanie magii, uczestniczenie w praktykach masońskich i rozpowszechnianie zakazanych ksiąg. Inkwizycja skazała go na karę śmierci, którą papież łaskawie zamienił na dożywotnie więzienie. Z papieskich lochów Cagliostro żadnymi sztuczkami nie zdołał się już wymknąć. Osadzony w upiornym zamczysku San Leo, zmarł 26 sierpnia 1795 r. na apopleksję.

Wierzący w rzeczywistość pozazmysłową mogą powiedzieć, że Cagliostro wreszcie doświadczył „przemiany” – tyle że ostatecznej i na własnej skórze. A jego legenda przetrwała w dziełach Goethego, Dumasa i Mozarta.

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

 

Czytaj również:

Kobiety, które wiedzą
i
ilustracja: Mieczysław Wasilewski
Wiedza i niewiedza

Kobiety, które wiedzą

Stasia Budzisz

Ja jestem wierząca, i w to też wierzę. Mówi się, że ludziom, którzy nie wierzą, to nie pomaga, ale czy to jest prawda, to ja nie wiem, ale trzeba może w to wierzyć, żeby to pomogło.

Oficjalnie ostatnią kaszubską czarownicę utopiono w 1836 r. w Chałupach. Ale w rzeczywistości samosądy miały miejsce jeszcze na początku XX w. Pamiętała to moja cioteczna babka, która do­s­konale znała się na „tych sprawach”. Potrafiła zdejmować uroki, odżegnywać różę i leczyć ziołami. To wystarczyło, by stać się w oczach społeczeństwa czarownicą. Bo przecież jakim cudem kobieta mogła zdobyć taką umiejętność, jeśli nie za sprawą diabelskich sztuczek?

Czytaj dalej