Receptury od natury
i
John Trumbull „Pejzaż romantyczny” (domena publiczna)
Promienne zdrowie

Receptury od natury

Evan Fleischer
Czyta się 3 minuty

Od dawna wiemy, jak ważne dla zdrowia są odpoczynek i przebywanie poza miastem, np. wśród łąk czy lasów. Może zatem oprócz recept farmaceutycznych przepisywanych przez lekarzy powinniśmy dostawać również konkretne zalecenia związane z regularnym przebywaniem na łonie natury.

Od 5 października 2018 r. lekarze na szkockich Szetlandach mogą oficjalnie przepisywać pacjentom… naturę. To prawdopodobnie pierwszy taki program w Wielkiej Brytanii, a spodziewane efekty to m.in. obniżenie ciśnienia krwi, zmniejszenie niepokoju i wzrost zadowolenia z życia u pacjentów z cukrzycą, chorobami psychicznymi, schorzeniami serca, a także cierpiących z powodu stresu oraz innych dolegliwości.

Z nosem w trawie

Programowi towarzyszy ulotka, w której znajdziemy mnóstwo zabawnych, uroczych, a czasami z pozoru dziwnych propozycji aktywności na świeżym powietrzu: w lutym zrób wiatrowskaz z obręczy i skrawka materiału, żeby „cieszyć się powiewami wiatru”. W marcu warto zająć się tworzeniem dzieł sztuki na plaży, wykorzystując do tego naturalne materiały. Dobrym pomysłem będzie też „pożyczenie psa i pójście z nim na spacer”. W kwietniu możesz „dotknąć morza” albo „zbudować hotel dla owadów”. W maju „zanurz twarz w trawie”; w lipcu „weź do ręki dwa źdźbła trawy różnych gatunków i uważnie im się przyjrzyj”. W sierpniu możesz wywabić dżdżownicę z ziemi bez kopania i nie używając wody. We wrześniu pomóż w sprzątaniu plaży i przygotuj posiłek na świeżym powietrzu. W październiku możesz „kontemplować piękno chmur”. W listopadzie „zagadaj do kucyka”, w grudniu „nakarm ptaki w ogrodzie”. Jest jeszcze wiele innych propozycji, a wszystkie są zaleceniami lekarskimi.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Istnieją liczne dowody na dobroczynny wpływ natury na zdrowie fizyczne i psychiczne. Jeśli pobędziemy 90 minut dziennie na zewnątrz, w zalesionej okolicy, obniży się aktywność tej części móz­gu, która zwykle jest aktywna podczas depresji. Spędzanie czasu w otoczeniu przyrody nie tylko obniża ciśnienie krwi, ogranicza niepokój i zwiększa poczucie szczęścia, ale także zmniejsza agresję, łagodzi objawy ADHD, działa przeciwbólowo, wzmacnia odporność i – jak wskazuje raport z badań nad wpływem natury na zdrowie – ma wiele innych skutków, które wciąż odkrywamy.

Zauważ śnieg

W swojej książce Landmarks Robert Macfarlane ubolewał nad odseparowaniem krajobrazu od słów, które go opisywały i wchodziły z nim w głęboką relację. Pisarza niepokoiły konsekwencje tego rozdzielenia. W swoim dziele zgromadził słowa, którym – jego zdaniem – grozi zapomnienie. Wśród określeń szetlandzkich są m.in.: grumma (miraż, który wytworzyła mgła lub opary unoszące się znad ziemi), flaa (kępa darni spleciona z korzeniami wrzosu i trawy, wyrwana z ziemi ręcznie, bez użycia szpadla, i stosowana przy kryciu dachów strzechą), skumpi (przewodniony torf; zewnętrzny pas torfu wycinany z brzegu torfianki), dub (bardzo głębokie grzęzawisko lub bagno), yarf (mokradło) oraz iset (kolor lodu: isetgrey – z odcieniem szarym, isetblue – z odcieniem błękitnym).

Można sobie wyobrazić, że pacjent, którego lekarz skutecznie zachęci do spędzania czasu na łonie natury, nie tylko poczuje się lepiej – może też nabrać ochoty, żeby pod koniec spaceru wyrwać sobie trochę flaa ze skumpi. Na pewno zauważy lód w odcieniu isetgrey. A kiedy na nowo zbliżymy się do natury, połączymy się również z jej językiem. Językiem, który jest endemiczny, ściśle spleciony z danym miejscem i niesie ze sobą pamięć pełną niuansów, które warto przywrócić w czasach, gdy świat mierzy się z coraz szybszym rozwojem, zwiększaniem obszarów miejskich i zmianami klimatu.


Pierwotnie tekst ukazał się na stronie bigthink.com. Tytuł, lead i śródtytuły zostały dodane przez redakcję „Przekroju”.

Czytaj również:

Zbierz to sam
i
rysunek z archiwum nr 401/1952 r.
Dobra strawa

Zbierz to sam

Monika Kucia

W dobie plastikowego jedzenia warto zaznać luksusu zrywania truskawek prosto z krzaczka i poznać rolnika, który je posadził. Z pomocą przychodzi rolniczy Tinder.

W PRL-u kopał każdy. Wykopki były doświadczeniem narodowym od końca wojny do schyłku lat 80. XX w. Uczniowie, studenci, robotnicy wyjeżdżali na ziemniaczane zbiory systemowo i regularnie. Przełom i nowy ustrój oddaliły miasto od wsi. Produkcja przemysłowa przyniosła pomidory w folii („martwa natura” XXI w.?) oraz wsie bez gęsi i bez przydomowych ogródków warzywnych. A wokół nich ujednolicony krajobraz – żółcące się wiosną pola rzepaku wzdłuż szos, zboża bez maków i chabrów latem, kombajny na polach ziemniaczanych zbierające 120 ton w godzinę. W dużych gospodarstwach obfitość plonów w sadach bywa tak wielka, że rolnikom nie opłaca się ich zbierać – tak niskie potrafią być ceny w skupie. Gniją jabłka, wiśnie, porzeczki.

Czytaj dalej