Pogoń za magicznymi lekami
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Pogoń za magicznymi lekami

Adam Węgłowski
Czyta się 3 minuty

bHistoria pokazuje, że w pogoni za sławą, pieniędzmi, zdrowiem i przyjemnościami człowiek nie zwraca uwagi na nic. Na żadne inne żyjące stworzenia. Nawet na swoją własną przyszłość!

Dobrym przykładem jest historia rośliny, znanej w starożytności jako silphium. Prawdopodobnie był to krzak o żółtych kwiatach oraz długiej łodydze, rodzaj kopru. Rósł głównie na afrykańskim wybrzeżu Morza Śródziemnego. Można tak sądzić ze starożytnych opisów i monet z wizerunkiem tej niezwykłej rośliny. Bardzo wówczas ważnej, bo masowo używanej do sporządzania środków zapobiegających ciąży. Była tak popularna, że w ciągu kilkuset lat kompletnie ją wytrzebiono. Za czasów Juliusza Cezara jej ostatnie zapasy trafiły do państwowego skarbca w Rzymie, a kilkadziesiąt lat później – za rządów cesarza Nerona – stanowiła już rzadkość. Dlatego dziś możemy tylko podejrzewać, jaką funkcję pełniła oraz jak wyglądała. A przecież możliwe, że wciąż byłaby skuteczna jako środek antykoncepcyjny. Niestety, bezmyślność i krótkowzroczność starożytnych pozbawiła nas możliwości, by to sprawdzić. A przecież silphium nie było jedyną ofiarą chciwości ludzi traktujących przyrodę tylko przedmiotowo.

Sadło i łuski

Wiele jest zwierząt, z których sporządzano preparaty uważane za remedium na choroby i rany. W Krzyżakach Sienkiewicza możemy przeczytać, jak Jagienka, lecząc u Maćka z Bogdańca postrzał z kuszy, okładała ranę borsuczym sadłem. Zresztą nie trzeba szukać aż tak daleko. W czerwcu tego roku minister rolnictwa rekomendował polowania na bobry, ponieważ wedle starej tradycji ich płetwy lub jądra mogą być afrodyzjakiem. Jakby nie słyszał o ginących gatunkach, które stały się ofiarami podobnych pomysłów. Tygrysy, kiedyś królujące w Azji, zabijano dla skór, ale też w celu pozyskania talizmanów, leków na ból zębów oraz inne przypadłości. Medykamenty produkowane z bawołów wodnych uważano za przeciwgorączkowe. Preparaty z mięsa słonia – za remedium na przepuklinę. Środki z piżmowca – za przeciwdziałające problemom z sercem i układem krążenia. Z kolei łuski pangolinów miały leczyć astmę, a nawet raka. Do wyboru, do koloru…

Nieszczęsnym królem w tym rankingu zwierząt zabijanych na „cudowne” leki jest nosorożec. Proszek z jego rogu miał łagodzić gorączkę, kurować czyraki, działać jak afrodyzjak, leczyć kaca, obniżać ciśnienie krwi… Ba, wspomina się nawet o właściwościach przeciwnowotworowych. Naukowcy wprawdzie to wszystko dementowali i wskazywali, że równie skuteczne byłoby ogryzanie przez pacjentów własnych paznokci (bo mają podobną budowę jak róg nosorożca), a jednak wielu wciąż bardziej wierzy tradycyjnej chińskiej medycynie oraz afrykańskim przesądom.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Magiczne panaceum

Nosorożec stał się ofiarą własnej popularności nie tylko w Azji, lecz także w Europie. Na naszym kontynencie wieki temu uważano go za odpowiednik legendarnego jednorożca. Zwierzęcia, którego róg uznawano za afrodyzjak oraz – co najważniejsze – za antidotum na wszelkie trucizny. A to w czasach, gdy na królewskich dworach szerzyły się spiski i szarogęsiły się koterie, było nie do przecenienia!

Kiedy więc w 1515 r. sprowadzono statkiem z azjatyckich kolonii do Lizbony indyjskiego nosorożca w prezencie dla króla Portugalii Manuela I Szczęśliwego, to rzadkie zwierzę wywołało sensację. Nie przypominało jednak jednorożca ze średniowiecznych bestiariuszy, a raczej przez swoje gabaryty wydawało się jego przeciwieństwem. Także róg przywiezionego zwierzęcia był krótszy i bardziej toporny od tego przypisywanego jednorożcom: długiego, wąskiego oraz poskręcanego. Cóż z tego, skoro ludzie byli uparci w swoich przesądach. Zresztą, gdy wcześniej Marco Polo charakteryzował w swoim Opisaniu świata z przełomu XIII i XIV w. „jednorożce” napotkane w dalekiej Azji, też twierdził, że są niezgrabne, ciężkie i wielkie niemal jak słonie. Ten opis pasował do zwierzęcia, które dostarczono królowi Manuelowi.

A nawet kiedy Portugalczycy przyznali, że to jednak nie jednorożec trafił do Lizbony, wspominali jednocześnie, że jego róg działa podobnie. Dowodem miało być trofeum z nosorożca afrykańskiego, przesłane z dalekiej Abisynii. I tak zabójcza pogłoska szerzyła się w najlepsze.

Klątwa jednorożca

Tak się jednak składa, że 500 lat temu na królewskich dworach rogi jednorożców nie były już rzadkością.

„Przechowywane w drogocennych futerałach, zawieszone na złotych łańcuchach rogi jednorożców znajdowały się w licznych skarbcach europejskich. W skarbcu w Bazylice Św. Dionizego w St. Denis pod Paryżem miał znajdować się róg o długości… blisko dwóch metrów, który podobno przesłał Karolowi Wielkiemu w darze w 807 roku król Persji Aaron. Podobne rogi znajdowały się również w Dreźnie, Kopenhadze i wielu innych siedzibach królewskich” – wyjaśnia dr Katarzyna Pękacka-Falkowska z Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu w artykule Jednorożec żywy i kopa(l)ny, czyli historia pewnego leku.

Także w Polsce król Zygmunt Stary miał w kolekcji trzy rogi, a jego syn Zygmunt August chwalił się dwoma egzemplarzami, z których każdy był długości dorosłego człowieka. Z wyglądu te okazy ani trochę nie przypominały jednak rogu nosorożca. Czym więc były? Skąd pochodziły? Jakie zwierzęta musiały zapłacić swoim życiem za ludzką wiarę w cuda?

Aby się o tym przekonać, wystarczy przejść się do muzeum w pałacu w Wilanowie. Znajduje się tam odgrywający rolę rogu jednorożca zabytkowy kieł narwala. Jest długi i w charakterystyczny sposób poskręcany – jak w bestiariuszach. To właśnie te arktyczne, morskie ssaki odławiano, by dostarczać do Europy „rogi jednorożców”. Zarabiali na tym m.in. średniowieczni wikingowie. Ludy północy wykorzystały żywioną od starożytności na południu kontynentu wiarę, że istnieje coś takiego jak jednorożec, i postanowiły zrobić na tym dobry interes. Co ładniejsze rogi pośrednicy sprzedawali potem w całości bogatym klientom, a mniej okazałe po przerobieniu na proszek trafiały do apteczek medyków.

Na szczęście dziś już nikt w magiczne jednorożce nie wierzy, więc narwale (których liczebność szacuje się obecnie na kilkadziesiąt tysięcy sztuk) mogą spać spokojnie. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ktoś odświeżył stare przesądy. Narwale mogłyby podzielić smutny los ginących nosorożców.

 

Czytaj również:

Parszywa dwunastka
Rozmaitości

Parszywa dwunastka

Adam Węgłowski

Uwaga, licho nie śpi! W ręce demona możemy wpaść wszędzie i o każdej porze – nawet na wakacjach. Lepiej więc się przygotować! Proponujemy podręczny leksykon demonów, do wycięcia i noszenia w portfelu.

Czytaj dalej