Pełnia światła
i
„Studium bieli”, Antonio Rizzi, 1896 r., Phoenix Art Museum/Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0)
Przemyślenia

Pełnia światła

Szymon Drobniak
Czyta się 10 minut

Lepiej nie ufać bezgranicznie swoim oczom. Łatwo dają się oszukać, choćby największej szachrajce wśród barw – bieli.

Kurze jajo, nic niezwykłego – świeże, wyjęte z lodówki, beżowopomarańczowe. Jeden jego koniec trzymam w palcach, drugi zanurzam w kopcącym płomieniu świecy. Zimna skorupa szybko schładza falujący ogień, z pomarańczowego płomienia wypada serpentyna sadzy. Powierzchnia jajka pokrywa się grubą, puszystą warstwą czarnego węgla. Znika pod nią – bo sadza to przecież antyteza światła, czerń prawie doskonała. To jedyna postrzegana przez nas barwa, która jest w rzeczywistości brakiem koloru, brakiem światła, w zasadzie niczym. Czekam chwilę, aż jajko ostygnie, i zanurzam je w szklance wody. Magia! Smolista czerń nagle znika, zamiast niej okopcony koniuszek jajka powleka srebrzysta, niemal świet­lista biel. Nagła przemiana: od zupełnego braku światła do pełni blasku. Wyciągam z wody jajko i jego jeden koniec znów jest plamą ciemności. Światło omija ją szerokim łukiem. Zanurzenie w wodzie – znowu biel, ani śladu po mrocznej nicości. Wszechświat się ze mną droczy. Nie miałbym nic przeciwko takiemu chwilowo niesfornemu, lubiącemu żarty wszechświatowi – to nawet mogłoby być zabawne. Tym razem jednak wyjaśnienie jest bardziej prozaiczne. W zasadzie nie dzieje się tutaj nic niezwykłego, żadna tajemnicza alchemia nie miesza w odwiecznych prawach fizyki. Zawsze kiedy chodzi o kolor, musimy być przygotowani na mniejszą lub większą dozę nieprzewidywalności. Oczy człowieka – choć często uznawane za szczytowe osiągnięcie ewolucji, narząd doskonały – wcale nie są tak perfekcyjne. Wystarczy nieco pomanipulować przy składzie czy teksturze oglądanego obiektu albo zanurzyć go w innym niż zwykle świetle i nagle cała ta precyzyjna maszyneria się sypie. Oko dzielnie wysyła nerwowe impulsy, wystrzeliwane z siatkówki pakiety ładunków elektrycznych kodujące w sobie czystą fizykę oglądanego obrazu. Ale że nasz wzrok to nie tylko oczy, lecz także – a może przede wszystkim – mózg, ów krystalicznie jednoznaczny fizyczny pomiar rozkładany jest tam na czynniki pierwsze, konfrontowany z wcześ­niejszymi doświadczeniami, oczekiwaniami, bezpiecznymi estymacjami tego, co powinno się dziać. I przy najdrobniejszej nietypowości mózg się poddaje – przestaje rozumieć albo, co gorsza, zaczyna fabrykować rzeczywistość. Widzi ruch tam, gdzie go nie ma; kolor tam, gdzie nigdy nie spadła kropla pigmentu; coś, gdzie niczego fizycznie nigdy nie było.

Nieidealna, lecz jest

Zanim zdemaskujemy sztuczkę z kurzym jajem, wyobraźmy sobie inną, równie dezorientującą sytuację. W worku masz dwie plastikowe kule. Wchodzisz z nimi do pomieszczenia oświetlonego na czerwono. Tam wyjmujesz kule; twoim zadaniem jest rozpoznać ich kolor. Mimo że warunki oświetleniowe nie są idealne, nie masz wątpliwości: obie kule mają kolor soczystego karminu. Trzymając je w dłoniach, wychodzisz na światło słoneczne. Nie może być! Jedna z kul rzeczywiście jest czerwona, ale druga – śnieżnobiała. W obu sytuacjach naszemu mózgowi zagrał na nosie kolor biały, choć za każdym razem zrobił to inaczej. Swoją drogą to bardzo ciekawy kolor. W zasadzie nawet nie jest kolorem, tylko złożeniem wszystkich kolorów. Isaac Newton za pomocą eksperymentu potwierdził, że światło białe jest tak naprawdę wrażeniem, jakie powstaje w naszych mózgach, kiedy trzy receptory koloru w naszych oczach pobudzane są jednocześnie przez wszystkie barwy spektrum, przez wszystkie – co do jednego – kolory tęczy. Biały przedmiot wydaje nam się biały właśnie dlatego, że jego powierzchnia – materiał, z którego jest zrobiony, albo pokrywająca go farba – odbija wszystkie padające na nią kolory światła. Obsypane sadzą jajko magicznie transformuje się w srebrzystobiałe dzięki temu, że pod wodą diametralnie zmienia swoje zdolności odbijania światła. Nielubiąca wilgoci, tłusta sadza (o takiej substancji mówimy, że jest hydrofobowa) powleka się w szklance wody gładkim „lustrem”, pod którym znajduje się cieniutka warstwa powietrza. Jajko nie tylko nie ulega zwilżeniu (po wynurzeniu okopcony koniec pozostaje idealnie suchy), lecz także jego pochłaniająca światło czerń zmienia się w lustrzaną powierzchnię odbijającą całe światło, wszystkie jego kolory. W mgnieniu oka czerń przechodzi w biel. Owa totalność bieli jest też jej przekleństwem. Wystarczy, że z koloru białego zniknie choćby promil jednej z jego barw składowych i od razu dostrzegamy różnicę, zgrzyt w jego nieskazitelności. Istnieje wiele rozmaitych bieli, a żadna z nich nie jest w zasadzie doskonała! Szaropudrowy śnieżnobiały, delikatnie pożółkła kość słoniowa, śmietankowa biel kremowa, szarawy alabastrowy, surowy écru… Każdy z tych kolorów bez wahania zaklasyfikujemy jako biały, zwłaszcza w zetknięciu z większością spotykanych na co dzień barw: zdecydowanych, nasyconych, raptem kilkuskładnikowych. Na ich tle każda z tych bieli będzie taka sama – „bezbarwna” – a mikroskopijne odstępstwa od idea­łu nie ujmą tym wszystkim bielom ich podstawowej zalety: czystości. Dopiero zestawione z prawdziwie, fizycznie doskonałą bielą, te mniej perfekcyjne nagle rażą. A to szczyptą żółci, a to odrobiną brudnego różu czy ledwie uchwytną niebieskawością. W ekstremalnych przypadkach – jak w naszym hipotetycznym eksperymencie z dwiema kulami – biel „przyzwyczajona” do bycia uniwersalnym reflektorem każdego koloru szybko obnaża swoją nieselektywność. Biała kula w czerwonym świetle jest nieodróżnialna od tej czerwonej – w końcu obie robią w takich warunkach to samo: odbijają jedyny dostępny kolor światła. Kula tak naprawdę nie jest więc biała. Kolor to wrażenie ostatecznie formujące się w naszym mózgu, na które składa się wszystko: począwszy od właściwości obiektu, a skończywszy na tym, co nasz mózg „postanawia” zobaczyć.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Vantablack & White 2.0

Irytujące zjawisko, o którym wspomniałem – to, że w zestawieniu z bielą doskonałą „gorsza” biel wydaje się nam innym kolorem – znamy na co dzień. Białe buty mające za sobą kilka lat nagle stają się w najlepszym wypadku brudnoszarymi, gdy obok nich postawimy parę nowych śnieżnobiałych. Czy w takim porównaniu istnieje jakiś szklany sufit, poziom odniesienia, którego nie można przebić? Z czysto teoretycznego punktu widzenia będzie nim najdoskonalsza postać bieli – kolor odbijający 100% każdego padającego na dany obiekt promieniowania widzialnego. Materiał taki stałby się zarówno wzorcem koloru białego, jak i bezcennym artefaktem inżynierii. Jeśli bowiem stuprocentowa zdolność do odbijania promieniowania miałaby się rozciągać poza wąski kawałek zakresu promieniowania rejestrowanego przez oczy (zwanego światłem widzialnym) – np. w kierunku podczerwieni – moglibyśmy dostać do ręki obiekty białe nie tylko widzialnie, lecz także np. białe „podczerwono”. Odbijałyby one podgrzewające materię promienie podczerwone, stanowiąc niezwykły wynalazek w walce z nieustannym przegrzewaniem się konstrukcji budowanych przez ludzi. Jak się jednak okazuje, łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Choć przez wieki człowiek korzystał z dziesiątków różnych białych pigmentów, za każdym razem widząc w nich ten ostateczny i najlepszy (wliczając czasy toksycznej bieli ołowiowej – czyli węglanu ołowiu produkowanego na powierzchni sztab ołowiu okadzanych oparami octu – erę bieli cynkowej, ciąg­le dodawanej do silnych kremów przeciwsłonecznych, czy wreszcie współczes­ną epokę oślepiającej w swojej czystości bieli tytanowej), po krótszej lub dłuższej chwili nieodmiennie na scenę wkraczała biel jeszcze bardziej nieskazitelna, wszystkie wcześniejsze bezwzględnie spychając w limbo brudnych bieli. W 2021 r. dokonano przełomu, który – jak się przynajmniej wydaje – na pewien czas pozostawił konkurencję w tyle. Badacze z Purdue University wyprodukowali White 2.0 – opartą na siarczanie baru farbę, która po nałożeniu na powierzchnię jest w stanie odbić ponad 98% padającego na nią światła. W pełnym słońcu plama takiej bieli praktycznie się nie nagrzewa, skutecznie odbijając również sporą część promieniowania podczerwonego. Wspomniane 98% może i nie wygląda imponująco przy ponad 99,7% spektra­lonu, ale jeśli się zastanowić, to i tak nie lada wyczyn. Spektralon od wielu lat uznaje się za rekordzistę w dziedzinie bieli. Jest to zawierające fluor tworzywo sztuczne, z którego konstruuje się obiekty mające być wzorcowo białe. W mojej pracy często muszę zmierzyć kolor różnych przedmiotów; aby zrobić to dobrze, używam właśnie spektralonu. Odbija on niemalże całe padające nań światło i tym samym stanowi rodzaj „zera” na mierzącej inne kolory „linijce”. Spektralon jest tak biały, że w pełnym słońcu dosłownie oślepia. Ma on jednak pewną wadę: jest tworzywem, kawałkiem plastiku. Można z niego wykonać jakiś przedmiot, lecz nie da się nim pomalować ściany. A White 2.0 to produkt, który niedługo po odkryciu został udostępniony w postaci farby akrylowej. Warto więc poświęcić 1,7% zdolności do odbijania światła, by móc wygodnie aplikować kolor za pomocą pędzla. Kiedy w kwietniu 2021 r. biel idealna szturmowała wyobraźnię specjalistów od koloru, w Internecie pojawiły się dość dziwne komentarze. „Drodzy badacze, którzy dajecie nam ultrabiałą farbę, prosimy, trzymajcie z dala od niej Anisha Kapoora!” – apelował portal The Verge niecały dzień po ogłoszeniu odkrycia. Kapoor to brytyjsko-indyjski artysta rzeźbiarz, znany m.in. ze swojej pracy Cloud Gate – przypominającej gigantyczną kroplę rtęci stalowej instalacji znajdującej się w Millennium Park w Chicago. Zasłynął też jako twórca licznych prac eksplorujących ciemność i brak światła, w tym monumentalnych „czarnych dziur” umieszczanych na podłodze czy ścianie galerii. Aby je stworzyć, Kapoor zastrzegł dla siebie wszelkie prawa pozwalające na wykorzystanie ­w celach artystycznych materiału zwanego Vantablack, przez długi czas będącego najczarniejszym materiałem wyprodukowanym przez człowieka. Nie jest on farbą, ale specjalną powłoką składającą się z węglowych nanorurek, którą można napylić na rozmaite powierzchnie. To trudny proces, wymagający specjalnego sprzętu. Mimo to Kapoor swoją bezkompromisowością (według niektórych słuszniej byłoby mówić o połączeniu megalomanii i egocentryzmu) oraz chęcią zmonopolizowania – jak się wydaje – dostępu do samej esencji jednego z kolorów przysporzył sobie w świecie artystycznym wielu wrogów. Toczone przeciwko niemu wojny objęły m.in. stworzenie „najróżowszego” różu – koloru mającego tylko jedno ograniczenie użytkowe sprecyzowane przez jego wynalazcę: nie mógł go używać (ani nawet kupić) Kapoor. Nic więc dziwnego, że pojawienie się na horyzoncie najdoskonalszej bieli – absolutnego przeciwieństwa Vantablack, w dodatku w formie wygodnej w użyciu, wydajnej farby – od razu wywołało falę komentarzy i spekulacji. Czy Kapoor byłby na tyle zdeterminowany, by w dążeniu do stworzenia dzieła doskonałego podebrać światu drugi kolor idealny? Według moich informacji z końca sierpnia 2022 r. White 2.0 wciąż jest farbą jak (prawie) każda inna: może i nie najtańszą, ale na pewno demokratycznie dostępną dla każdego zainteresowanego.

Biały szum

Wygląda na to, że całkiem sporo wysiłku wkładamy w wynajdowanie wartości ekstremalnych. Biel i czerń złapały nas szczególnie mocno w sidła wyobraźni, bo o ile inne kolory można stopniować, rozmywać granice oddzielające mniej i bardziej doskonałe ich postacie, o tyle w tych dwóch przypadkach wszystko jest jednoznaczne. Czarno na białym. Okazuje się jednak, że poszukiwania perfekcyjnej bieli to nie tylko domena ludzkiej inżynierii, lecz także działalność znacznie starsza, uprawiana już przez ewolucję biologiczną wyposażającą organizmy żywe w białe ornamenty. W przyrodzie kolor idealnie biały w zasadzie nie istnieje – i nie mam tu wcale na myśli delikatności granicy, przed którą coś wciąż jest białe, a za którą staje się nieodwracalnie „brudne” i zabarwione. Naturalne obiekty, które typowo kojarzymy z białym kolorem – chmury, zaspy śniegu, morskie bałwany, mgła – nie zawierają przecież ani grama żadnego białego pigmentu. Wszystkie zbudowane są z wody, substancji dla światła (zwłaszcza w małych ilościach) niemal całkowicie przezroczystej. To, że chmura i śniegowa kula mają kolor biały, wynika z panującego w tych materiałach chaosu. W fizyce i matematyce istnieje pojęcie „białego szumu”. Oznacza ono jednostajny chaos, sygnał będący nieprzerwanym strumieniem przypadkowych bitów informacji. Okreś­lenie „biały” pojawia się tutaj trochę jako analogia do barwnej totalności światła. Podobnie jak kolor biały jest złożeniem wszystkich możliwych kolorów tęczy, tak biały szum jest połączeniem wszystkich możliwych poziomów jakiegoś sygnału. Stare telewizory analogowe można było np. ustawić na częstotliwości spoza obszaru, w którym nadawany był dany program: na ekranie pojawiało się wtedy kotłowisko przypadkowych szarobiałych punktów, a w głośniku powstawał jednostajny szum zawierający w sobie wszystkie możliwe częstotliwości dźwięku. Biel chmury czy śniegu to też wyraz takiego białego szumu, chaosu kryształków lodu czy kropelek wody. Pozbawione jakiejkolwiek organizującej ich położenie reguły, poddają się one kompletnej przypadkowości. I choć światło odbijające się od każdego z nich mogłoby zrobić coś konstruktywnego, złożenie miliardów maleńkich odbić, losowych i rozsypanych w chao­tycznej zbieraninie, anuluje wszystkie oznaki indywidualności, spłaszcza sygnał, pozostawiając tylko neutralną biel. Dokładnie tę samą strategię stosują, produkując swoje biele, organizmy żywe. Żadna stokrotka, żaden polarny zając ani żadna mewa nie wytwarza w swoich tkankach białego pigmentu. Zamiast tego żywa materia tych organizmów poddaje się chaosowi. Budujące ją komórki rosną bezładnie, łodyżki włosów i promienie piór wypełniają się przypadkowo zastygającymi w nich pęcherzykami powietrza, losowo odbijającymi padające nań świat­ło. Tkanka, która w żadnym wypadku nie jest biała – w najlepszym razie szara lub cielistobeżowa – ostatecznie wypełnia się tą nieskazitelną bielą. Taka biel ma również swoje biologiczne konsekwencje. Ponieważ nie zależy ona od produkcji jakiegoś pigmentu, jest bardzo nietrwała. Byle zabrudzenie lub mechaniczne uszkodzenie potrafi ją przyćmić, a jej naprawienie może się wtedy okazać albo niemożliwe (bo np. ptak musi poczekać na wyrośnięcie nowego pióra), albo czaso- i pracochłonne (bo takie ubrudzone biele trzeba wyczyścić, marnując cenne zasoby). Wygląda więc na to, że najbardziej niepozorny z kolorów, dla niektórych wręcz niekolor, jest nieustannym obiektem westchnień, tęsknot, ostrożnego podziwu. A mnie nie przestaje męczyć jedna rzecz: jak długo będziemy czekać na nadgryzienie kolejnego procenta oddzielającego White 2.0 od stuprocentowej bieli niemożliwej.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Cała na biało
i
Biała Tara – ilustracja z rękopisu Ashtasahasrika Prajnaparamita Sutra (Doskonałość Mądrości), początek XII w., Metropolitan Museum of Art, zdjęcie: domena publiczna
Pogoda ducha

Cała na biało

Aleksandra Woźniak-Marchewka

Zapewnia ludziom zdrowie i długie życie, obdarza miłością i współczuciem. Potężna Biała Tara zajmuje w buddyjskiej religii szczególne miejsce. To czuła bogini matka, której miłość okazuje się silniejsza niż śmierć. 

Czasem nazywa się ją kobiecym Buddą. W Tybecie znana jest jako Drolma, lecz w Indiach oraz Japonii nosi imię Tara. Bogini pojawia się w 21 wcieleniach, ale szczególnym kultem otacza się dwa z nich: Tarę Zieloną i Białą. Jak rozpoznać tę drugą wśród dziesiątek postaci zdobiących wielobarwne thanki, czyli buddyjskie malowidła religijne? Właśnie dzięki charakterystycznej bieli symbolizującej współczucie, mądrość, a także brak dwóch zasłon umysłu, które są przeszkodami na drodze do oświecenia, czyli – w dużym uproszczeniu – stanu wyzwolenia od cierpienia. Pierwszą z zasłon są negatywne emocje, drugą – dualistyczna wiedza, podział na podmiot i przedmiot (dla oświeconego wszystko jest jednością).

Czytaj dalej