Mało czarujący koniec Piastów mazowieckich
i
ilustracja: Katarzyna Korzeniecka
Wiedza i niewiedza

Mało czarujący koniec Piastów mazowieckich

Adam Węgłowski
Czyta się 3 minuty

Pięćset lat temu Mazowsze nie było częścią Królestwa Polskiego, lecz jego lennem, a rządzili tam miejscowi Piastowie. 

Było tak aż do czasu bezpotomnej śmierci książąt Stanisława (1524) oraz Janusza III (1526). To przypieczętowało los księstwa mazowieckiego, które na mocy wcześniejszych ustaleń wcielone zostało do Królestwa. Niby nic dziwnego. Tyle że obaj książęta mieli po 24 lata. A parę lat przed nimi zmarła również ich matka, 46-letnia Anna Radziwiłłówna. Czy to wszystko przypadek? A może ktoś dybał na ich życie? Zwłaszcza że książęta przed swoim zgonem wyraźnie zapadli na zdrowiu…

Wojewodzianka i wiedźmy

Już po zgonie księżnej Anny i księcia Stanisława, a jeszcze przed śmiercią Janusza III, podejrzenie padło na wojewodziankę płocką Katarzynę Radziejowską. Plotkowano o jej romansach z książętami mazowieckimi, które ułatwiała zresztą matka władców. Anna nie była jednak na tyle „tolerancyjna”, aby pozwolić, żeby zamieniło się to w poważniejszy związek. Tymczasem, gdy Radziejowska odkryła, że była tylko erotyczną zabawką dwóch braci, postanowiła się na nich zemścić.

Nieco ponad sto lat temu odkryto relację zatytułowaną Ucieszne Teatrum albo sprawiedliwe niektórych niewiast karanie u Warszawy, które sugerowało, że rozczarowana wojewodzianka zwróciła się o pomoc do dwóch wiedźm. I to z ich pomocą, jak wynikało z tej spopularyzowanej historii, pozbyła się mazowieckich władców. Winne odnaleziono, osądzono i ukarano w 1526 roku. „Dwie niecnotliwe białogłowy na łańcuszkach długich uwiązane, karanie i mękę zasię przykładną od ognia wzięły, żywo się piekąc a biegając aż pomarły” – donosił autor Uciesznego Teatrum. Czy jednak tak było naprawdę?

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Fałszywa relacja i prawdziwy wyrok

Po pierwsze Ucieszne Teatrum okazało się fałszywką autorstwa artysty i archeologa Mariana Wawrzenieckiego – mającego niejaką fiksację na punkcie pogańskich kultów i malowania torturowanych czarownic. Po drugie prawdziwa relacja anonimowego autora z XVI wieku, zatytułowana De obitu ducum Masoviae, też rzuca podejrzenie na Radziejowską i kilka osób z nią związanych. Nie było jednak mowy o czarach, nawet jeśli panowała opinia, że na truciznach najlepiej znają się „wiedźmy”.

Podejrzani – m.in. piekarka, muzyk i znajoma szlachcianka Radziejowskiej – zostali poddani torturom, a potem skazani za udział w spisku, którego ofiarą padł książę Stanisław. Śmierć trucicielek faktycznie była wyjątkowo straszna.

„Wkopali słup pod Warszawą y dwa łańcuchy przy nim, którymi je opak za ręce nago przywiązali, y drew koło nich stosami nakładłszy zapalili: piekły się przez cztery godziny, biegając około słupa, a gdy się z sobą zeszły, kąsały ciało na sobie wzajemnie, aż upieczone pomarły”

– pisał XVI-wieczny kronikarz Marcin Bielski.

Natomiast w sprawie śmierci drugiego z braci, Janusza III, specjalną komisję powołał polski król Zygmunt Stary. Po kilkunastomiesięcznym śledztwie orzekła ona, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych. „Książę nie sztuką ani sprawą ludzką, lecz z woli Pana Boga Wszechmogącego z tego zszedł świata i umarł” – ogłosił więc król.

Cień spisku i chorób

Ciekawe, że jakiejkolwiek odpowiedzialności uniknęła Radziejowska. Wojewodzianka zdążyła uciec poza granice księstwa, a poza tym miała mocne „plecy” – mogła liczyć na wsparcie samej królowej Bony, żony Zygmunta Starego. Władczyni miała wielkie plany związane z Mazowszem, sporo na nim inwestowała. Dlatego już w XVI wieku powstała legenda mówiąca, że Radziejowska działała na zlecenie Bony, by książęta mazowieccy „przeszkodą nie byli” w drodze do władzy jej synowi Zygmuntowi Augustowi. W spisku miał uczestniczyć pochodzący z Włoch płocki aptekarz Jan Alantsee, aromatariusz królewski. Przypomnijmy, że sama Bona Sforza także pochodziła z Italii, a tam niejeden polityczny problem rozwiązywano właśnie przy pomocy trucizny.

Tak czy inaczej, książęta mazowieccy ani nie zginęli wskutek czarów, ani nikogo w ich sprawie nie skazano za czarownictwo – najwyżej za trucicielstwo. Zagadką pozostaje jednak, na co faktycznie zmarli. Kilkadziesiąt temu naukowcy przebadali ich szczątki, szukając śladów arszeniku, jednak nic nie odkryli. Więc jeśli nie trucizna, to co zabiło Piastów? Niewykluczone, że jakaś dziedziczna lub nabyta choroba. Albo po prostu za dużo pili. Ot, cała magia

 

Czytaj również:

W polskiej krainie czarów
i
ilustracja: Katarzyna Korzeniecka
Przemyślenia

W polskiej krainie czarów

Adam Węgłowski

Gdy niemieccy zakonnicy Heinrich Kramer i Jakob Sprenger wydali w 1487 roku „Młot na czarownice” – czyli praktyczny podręcznik inkwizytorów walczących z „czarostwem” – odniósł on na Zachodzie błyskawiczny sukces. Było tylko kwestią czasu, kiedy ta modna obsesja duchownych i świeckich decydentów dotrze do Polski.

Już wcześniej wątki dotyczące czarów pojawiały się na obrzeżach innych spraw sądowych, ale w 1511 roku doszło w Polsce do pierwszego spalenia domniemanej czarownicy. Płomienie ze stosu w Chwaliszewie stały się symbolicznym początkiem polowań, które potrwały w naszym kraju aż do drugiej połowy XVIII stulecia – „wieku rozumu”.

Czytaj dalej