W czasie suszy – czas na AI
i
Flickr, CC BY 2.0
Marzenia o lepszym świecie

W czasie suszy – czas na AI

Anna Tatarska
Czyta się 12 minut

Co ma sztuczna inteligencja do kryzysu wodnego na świecie? „Więcej, niż myślimy” – mówi David Wallerstein, ekspert AI, główny specjalista ds. rozwoju w Tencent, jednej z największych firm informatycznych i technologicznych na świecie.

Namawia, by nie bać się danych – sam analizuje je pasjami i przy ich pomocy chce zmieniać świat. Z tego powodu został producentem filmu dokumentalnego Dzień zero (reż. Kevin Sim), który pokazuje, jak lokalne kryzysy wodne (np. katastrofa wodna w Kapsztadzie w RPA w 2018 r.) zwiastują globalną katastrofę.

Anna Tatarska: O kryzysie wodnym, podobnie jak o globalnym ociepleniu, mówi się od dawna. A jednak wciąż traktuje się go jako coś bardzo odległego, jak ponurą abstrakcję. 

David Wallerstein: Jedną z moich największych motywacji, by zrobić Dzień zero, było to, że chciałem przetłumaczyć naukowe obserwacje na język zrozumiały dla przeciętnego odbiorcy. W mojej pracy sprawdzam, jak może wyglądać relacja sztucznej inteligencji i rozwiązań rolniczych – i nieraz napotykam bardzo ciekawe teksty, ale napisane naukowym, hermetycznym językiem. I choć często dotyczą one zagadnień kluczowych dla gatunku ludzkiego, to mało kto je czyta. Przykładem mogą być teksty o „obniżaniu się jakości wierzchniej warstwy ziemi”. Kogo tak sformułowane zagadnienie zafascynuje? Nuda! Tymczasem wierzchnia warstwa ziemi to przecież ta, w której hodujemy warzywa i owoce; ta, która nas żywi. Jeśli jej jakość będzie coraz niższa, to po prostu tej żywności będzie coraz mniej – przecież to prosta zależność.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Inny temat, który regularnie się przewija w różnych dokumentach, to alarmujące tempo wyczerpywania się światowych zasobów wody i jej zanieczyszczenie. Skala tego kryzysu jest wręcz przytłaczająca, ale sposób opowiadania o nim mało porywający. Długo myślałem nad tym, jak komunikować te zagadnienia ludziom, którzy wciąż gdzieś pędzą, mają dzieci, rodzinę i swoje prywatne troski? Kiedy nie muszą radzić sobie z presją dnia codziennego, wolą raczej się zrelaksować przy piwie, niż biec na demonstarcję czy pisać pismo protestacyjne do rządu. Ale to właśnie oni są kluczowi w procesie znajdowania rozwiązań. To przecież oni odkręcają kran z nadzieją, że będzie w nim woda – i że ta woda będzie czysta. Trzeba im jasno uświadomić, że dostęp do wody i jej czystość nie są gwarantowane.

Musieliby chcieć w końcu to przyjąć do wiadomości – a często nie chcą.

Kwestie klimatyczne wpływają na życie każdego mieszkańca planety Ziemia – w przeciwieństwie do wielu innych spraw, które zaprzątają nasze myśli, np. z kim dany gwiazdor chodzi na randki. A jednak często ludzie wiedzą więcej o prywatnym życiu aktorów z Hollywood niż o sytuacji wodnej w swoim regionie. Niestety, kwestie zmian klimatycznych zostały nierozerwalnie powiązane z polityką i poglądami politycznymi, tymczasem to jest zjawisko na poziomie molekuł. Coś organicznego, uniwersalnego, fakty, z którymi nie da się polemizować – bez względu na to, czy jest się z lewa, czy z prawa. To naturalne zjawisko i zaakceptowanie tego jest podwaliną dyskusji na temat ewentualnych rozwiązań. A taka dyskusja jest bardzo potrzebna, bo nie możemy liczyć, że ludzie nagle zmienią swoje życie o 180 stopni.

Ma Pan jakieś gotowe propozycje realistycznych, prostszych zmian?

Kiedy zaczynaliśmy pracę nad Dniem zero, usłyszałem, że jeśli nie przedstawimy w filmie gotowego rozwiązania wodnego kryzysu, nikt nie będzie chciał go oglądać. Ale moja intencja była inna. Skuteczniejszą metodą od straszenia czy dawania zero-jedynkowych ultimatów wydaje mi się zachęcenie, żeby uważniej przyjrzeć się sprawie. Gdy mówimy o kryzysie wodnym zwykle koncentrujemy się na suszy, ale temat jest przecież szerszy: obejmuje też np. powodzie i inne zmiany. Jeśli spojrzymy na Ziemię z kosmosu, zauważymy zmiany w mapie dostępności wody na globie. To są poważne problemy, które mogą wpłynąć nie tylko na całą planetę, ale też konkretniej – na mój kraj, moje miasto, dzielnicę, rodzinę. Tak jest, a skoro tak jest – to przecież naturalne będzie, że chcę się dowiedzieć więcej, żeby móc zapobiec tym drastycznym skutkom.

Dzień zero stawia na dowiadywanie się więcej. Na przykład przekrojowo tłumaczy, od czego zależna jest sytuacja wodna na świecie i jakie są różnice pomiędzy wodą użytkową – taką do picia czy umycia głowy – a wodą gospodarczą, niezbędną do funkcjonowania cywilizacji. 

Czasami największą moc mają najprostsze pytania. Na przykład: „Jak mój kraj wykorzystuje wodę?”. Tyle mówi się o tym, żebyśmy regulowali indywidualne spożycie, podejmowali mądre decyzje konsumenckie, brali krótsze prysznice. Ale żeby dotrzeć do sedna problemu, musimy zrozumieć, jak woda jest wykorzystywana na poziomie państwowym. W USA – odnoszę się do danych z roku 2019 – 40% wody było wykorzystywane w rolnictwie, a kolejne 40% przepływało przez systemy zasilania, wykorzystywane w rozmaitych fabrykach, kopalniach węgla i innych paliw kopalnych, zakładach wytwarzających energię nuklearną. Nie chodzi o elektrownie wodne, a o fabryki generujące bardzo duży ślad węglowy, które potrzebują wody, by schładzać urządzenia, które stosują. Tu warto podnieść jeszcze jeden temat: jeśli produkcja energii jest uzależniona od wody, to sytuacja wodna dotyczy nas bardziej, niżbyśmy myśleli. Dlatego, jeśli chcemy mądrze rozmawiać o napięciach i kryzysach związanych z wodą, musimy zawsze patrzeć na jej przemysłowe wykorzystanie.

Scena z filmu „Dzień zero”, fot. materiały Tencent
Scena z filmu „Dzień zero”, fot. materiały Tencent

Tu z pomocą może przyjść sztuczna inteligencja.

Sztuczna inteligencja to pewnego rodzaju narzędzie, oprogramowanie używające danych. Pytanie brzmi zawsze: do czego te dane mają służyć? Co to oprogramowanie ma robić? To może być dowolna aplikacja, gra, wirus. Albo też równie dobrze – program optymalizujący wykorzystanie wody w rolnictwie, z potencjałem na spowodowanie przełomu na poziomie krajowym.

Na czym ten przełom mógłby polegać?

Kiedy myślimy o polach uprawnych, w głowie mamy schemat: „więcej wody równa się więcej plonów”. Tymczasem ta zależność może jest prawdziwa w przypadku ekspozycji słonecznej, ale już niekoniecznie jeśli chodzi o wodę. Prawda jest taka, że większość rolników na świecie przelewa swoje uprawy, tym samym zmniejszając swoje zbiory. Dotyczy to zarówno upraw halowych, zamkniętych, jak i tych na wolnym powietrzu. Ale można na polu uprawnym lub w szklarni zainstalować czujniki badające dobrostan roślin. Z czujników bierzemy potem dane. A na końcu mamy siłownik, czyli urządzenie, które na podstawie tych danych rozpoczyna jakieś działanie – taki robotyczny model. Dane dostarczają wiedzy na temat tego, co się dzieje w czasie rzeczywistym. Termostat bada temperaturę, wbity w ziemię czujnik monitoruje wilgotność podłoża. Firma, w której pracuję, takie rozwiązania udostępnia i już wiele firm w nie inwestuje. Montują czujniki na roślinach, badają ich stan. Potem te dane dotyczące temperatury, wilgotności, ale też stanu zdrowotnego rośliny się zbiera i wysnuwa z nich wnioski, a potem w zależności od konkluzji podejmuje się adekwatne działania. W rolnictwie takim działaniem może być właśnie regulowanie przepływu wody.

Zwykle takie działania nie są zrobotyzowane, człowiek patrzy na roślinę, myśli sobie „O, wygląda na suchą” i podlewa ją konewką. Albo patrzy w niebo, myśli: „Dawno nie padało” – i wyjeżdża w pole z nawilżaczami. Tymczasem przy wykorzystaniu sztucznej inteligencji możemy wprowadzić zautomatyzowany proces, wykorzystujący dane w czasie rzeczywistym, reagujący na bieżąco na zmienne. To nie jest żadna pieśń przyszłości, to jest rozwiązanie dostępne tu i teraz.

Scena z filmu „Dzień zero”, fot. materiały Tencent
Scena z filmu „Dzień zero”, fot. materiały Tencent

O jakich liczbach mówimy?

W gospodarstwach, z którymi pracujemy, obniżenie poziomu zużycia wody wynosi od 40 do 60%, jednocześnie produktywność radykalnie wzrasta. Wyobraźmy sobie, że wdrażamy to rozwiązanie we wspomnianych już Stanach Zjednoczonych, gdzie 40% wszystkich zasobów wody idzie na rolnictwo. To oznacza, że oszczędzamy 8% całego zużycia. Tysiące milionów litrów!

Dane, które zbieramy, są w stanie pomóc ludziom żyć z większym poczuciem bezpieczeństwa żywieniowego i zmniejszyć ryzyko niedoborów wodnych. To dowód na to, że nie warto myśleć o sztucznej inteligencji jako o czymś, co nam zagraża. Dane nie gryzą.

Mam wrażenie, że problemem jest obarczanie obywateli indywidualną odpowiedzialnością za proekologiczne działania, podczas gdy powinna być to strategia wdrażana na poziomie rządowym. Bo co z tego, że ja się będę krócej kąpać i posegreguję śmieci, skoro rząd dalej inwestuje w węgiel?

Jednostka może mieć poczucie, że walka z globalnym ociepleniem jest poza jej zasięgiem, że bez względu na to, co zrobi, to na nic nie wpłynie. Ale to nie do końca prawda. Dlatego było dla mnie bardzo ważne, żeby w moim filmie podjąć też temat bydła hodowlanego. W wielu krajach to zapalny punkt. Jeśli powiesz komuś, że jednym z potencjalnych rozwiązań dla kryzysu wodnego jest obniżenie konsumpcji mięsa, może być to odebrane jako polityczne, kontrowersyjne. Niesłusznie, bo to przecież rozmowa dotycząca faktów. Dysponujemy nieprzebranymi wręcz dowodami, że przemysłowa produkcja mięsa nie tylko emituje ogromne ilości gazów cieplarnianych, lecz także konsumuje wielkie ilości wody. Jeśli ludzie chcieliby z mniejszej konsumpcji mięsa uczynić stały element swojego życia, to miałoby to realny wpływ na całą planetę. Ale jak zakomunikować to w sposób, który uszanuje fakt, że – znowu! – wiele osób nie jest gotowych na taką decyzję?

Nie chcemy ludzi odstraszać od samej koncepcji, chcemy, by byli bardziej świadomi wieloetapowego procesu, który sprawia, że na ich stół trafia jedzenie, sprawiające im taką przyjemność. Tego, jakie zasoby ten proces pochłania. Na przykład, by zdawali sobie sprawę, że w Brazylii wycina się w pień lasy deszczowe Amazonii tylko po to, by poszerzyć tereny do hodowli bydła mięsnego. A jako że podaż mięsa jest kreowana przez popyt, to jest to zagadnienie globalne – mimo że osoba czytająca naszą rozmowę w Brazylii raczej nie mieszka.

Mamy problem z klimatem. Chcemy iść do przodu, a jednocześnie nie przekreślać wszystkiego, co wydarzyło się do tej pory. Wprowadzanie nowych rozwiązań i technologii jest w tej sytuacji absolutnie nieuniknione.

Czytaj również:

„Widziałam niebo, które jest troszkę niebieskie”
i
Smog w Pekinie, fot. Flickr, CC BY-NC-SA 2.0
Ziemia

„Widziałam niebo, które jest troszkę niebieskie”

Nadav Eyal

Smartfon, zabawka dla dziecka albo sportowe buty popłyną z Chin na drugą półkulę świata, ale zanieczyszczenie z fabryk, w których są produkowane, zostanie na miejscu. Publikujemy fragment reporterskiej, bestsellerowej książki Rewolta Nadava Eyala.

***

Czytaj dalej