Hormon zdetronizowany
Promienne zdrowie

Hormon zdetronizowany

Cordelia Fine
Czyta się 20 minut

Testosteron to nie władca wydający rozkazy, ale jeden z wielu uczestników w procesie podejmowania decyzji. Jego poziom rośnie i spada w zależności od potrzeby, okazji i roli społecznej – pisze Cordelia Fine w głośnej książce Testosterone Rex.

Testosteron często postrzegany jest jako „męski” hormon, gdyż rzekomo tylko mężczyźni mają go na tyle dużo, by mógł odgrywać istotną rolę w procesach psychologicznych. Czy słyszeliście kiedykolwiek, żeby ktoś mówił lekceważąco: „Wszystko przez testosteron” w odniesieniu do kobiety? Zapewne nigdy – chyba że chodziło o kobietę z brodą. Utożsamianie testosteronu z męskością staje się tym bardziej powszechne, że naukowcy poświęcają znacznie więcej uwagi mężczyznom niż kobietom. Sari van Anders stawia jednak trafne pytanie: „Jak działa testosteron występujący naturalnie w organizmach kobiet?” i wskazuje, że mówienie o wysokim lub niskim poziomie testosteronu nie musi odnosić się do jednego absolutnego standardu. Warto raczej wyznaczyć osobne normy dla kobiet i osobne dla mężczyzn lub na przykład powiedzieć, że poziom hormonu u danej osoby jest wysoki w porównaniu z wynikiem sprzed minuty, godziny, miesiąca albo trzech lat. Odkryto niedawno, że wśród elity sportowców jeden na sześciu mężczyzn ma testosteron poniżej normy. Przebadano ich kilka godzin po tym, jak wzięli udział w ważnych krajowych lub międzynarodowych zawodach, nie powinniśmy zatem przyjmować, że sportsmeni z niskim testosteronem (w niektórych przypadkach niższym niż średnia dla kobiet uprawiających sport zawodowo) cechują się ograniczoną skłonnością do rywalizacji.

Po pierwsze: pozycja społeczna

Z koncepcją „testosteron rex” kłóci się też przyjęta powszechnie zasada endokrynologii behawioralnej mówiąca, że hormony nie powodują określonego zachowania, a jedynie uprawdopodobniają pewne reakcje. Elizabeth Adkins-Regan tłumaczy:

„Hormony to tylko jeden z czynników wpływających na decyzje układu nerwowego. Niekiedy zmieniają próg działania innych impulsów (np. próg reakcji na bodźce pochodzące od drugiego zwierzęcia), lecz z reguły nie są jedyną siłą determinującą”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Słowem, testosteron to nie władca wydający rozkazy, ale jeden z wielu uczestników procesu podejmowania decyzji. Jeśli się zastanowić, brzmi to rozsądnie. Nawet w przypadku zwierząt, których życie społeczne zdaje się trywialne w porównaniu z operą mydlaną człowieczej egzystencji, trzeba brać pod uwagę pewne subtelne konteksty. Zwierzę reagujące na otoczenie wyłącznie pod wpływem hormonów szybko wpakuje się w kłopoty. Faktyczna reakcja na określony bodziec – taki jak pojawienie się potencjalnego partnera lub intruza – nie zależy tylko od gospodarki hormonalnej organizmu, ale także od kontekstu społecznego, choćby od względnego statusu każdego innego osobnika uczestniczącego w danej sytuacji.

Przykładem może być następujący eksperyment: kiedy w akwarium zostanie umieszczony wysterylizowany samiec ryby z rodziny pielęgnicowatych przywiązujący dużą wagę do obrony terytorium, nadal będzie on dominował nad innymi, mniej terytorialnymi samcami, choć nie majstrowano przy ich hormonach, więc mają wyższy testosteron. Podobna zasada działała w przypadku koczkodanów talapoinów. W pewnej grupie osobników żyjących w niewoli wykastrowanym samcom badacze podawali olbrzymie dawki testosteronu, żeby sprawdzić, jak wpłynie to na procesy społecznej dominacji mierzonej stopniem agresji wobec innych członków grupy. Samce faktycznie zaczęły się zachowywać agresywniej, ale tylko w odniesieniu do osobników o niższym statusie. Innymi słowy, względna pozycja małpy w grupie była pierwotnym i istotnym czynnikiem przesądzającym, czy testosteron wpłynie na agresję, a „żadne zwierzę poddane terapii hormonalnej nie poprawiło swojego statusu”. Nie odnotowano też prostej zależności między poziomem testosteronu a pozycją w grupie – samice i wykastrowane samce często plasowały się wyżej niż samce, którym nie usunięto genitaliów. Ewidentnie testosteron nie czyni nikogo panem i władcą.

Ba, testosteron nie tylko nie wystarcza, by wywołać określone zachowanie, ale u niektórych gatunków wręcz nie jest potrzebny. Weźmy choćby zachowania seksualne. Owszem, hormonalna koordynacja płodności i procesów parzenia się zachodzi u pewnych zwierząt w sposób tak ścisły, że jeśli w jądrach i jajnikach nie powstaje odpowiednio dużo hormonów, stosunek płciowy jest niemożliwy. Samce rozmaitych gatunków gryzoni nie osiągną erekcji, jeśli ich gonady nie funkcjonują w pełni prawidłowo i nie produkują należytych ilości testosteronu. Z kolei u samic hormony wytwarzane w jajnikach kontrolują rozmaite procesy fizjologiczne umożliwiające odbycie stosunku, np. pozwalają szczurzycom przybrać charakterystyczną pozycję z wygiętym grzbietem, dzięki czemu pochwa staje się dostępna do penetracji. Większość naczelnych nie musi jednak spełniać tego typu warunków. Hormony są u nich powiązane z motywacją, a nie z fizyczną zdolnością do kopulowania. Kim Wallen, naukowiec z Emory University zajmujący się neuroendokrynologią behawioralną, stwierdza:

„Rozdzielenie zdolności spółkowania i motywacji seksualnej sprawia, że kontekst społeczny i doświadczenia społeczne w ogromnym stopniu wpływają na wyrażanie seksualności u innych naczelnych, zarówno w okresie rozwoju, jak i w dorosłym życiu”.

Wallen przytacza wyjątkowo elegancki przykład. W ramach eksperymentu samcom makaka królewskiego obniżano poziom testosteronu. Ponieważ hormon ten oddziałuje na skłonność do rywalizacji, interwencja badaczy bardziej wpłynęła na zachowania seksualne małp żyjących w grupie z innymi samcami – a więc zmuszonych konkurować o możliwość odbycia stosunku – niż na zachowania osobników żyjących samotnie. (Warto przypomnieć, że nie tylko samce rywalizują; podobne prawidłowości obserwujemy u samic makaka, które z większym prawdopodobieństwem będą spółkowały poza okresem płodnym, jeśli w pobliżu nie ma akurat żadnych rywalek). Jednak nawet w sytuacji konkurencji między licznymi samcami obniżenie poziomu testosteronu nie zawsze prowadzi do ograniczania aktywności seksualnej, gdyż wcześniejsze doświadczenia osobników oraz ich wysoka pozycja nadal odgrywają istotną rolę. Tak więc samce o najniższym statusie przestały spółkować po tygodniu terapii hormonalnej, natomiast na samce o wysokiej pozycji i doświadczone seksualnie „zahamowanie aktywności jąder nie wpłynęło w żaden zauważalny sposób” – i to mimo że przez osiem tygodni miały taki sam poziom testosteronu, jak gdyby poddano je kastracji. Status oraz wcześ­niejsza aktywność zrównoważyły efekt hormonalny.

Samiec bez terytorium

Testosteron nie jest więc ani koniecznym, ani wystarczającym czynnikiem. A teraz ostateczny cios dla orędowników teorii „testosteron rex”: otóż czasem w ogóle nie ma on wpływu na zachowania związane z hormonami. Funkcja hormonów polega na „przystosowywaniu zachowań do okoliczności i kontekstu”. Testosteron również pomaga zwierzętom dopasowywać się do uwarunkowań społecznych. Często określamy pewne zachowania mianem „napędzanych testosteronem”, lecz w wielu przypadkach więcej sensu miałoby stwierdzenie, że określone działanie lub sytuacja „napędza produkcję testosteronu”. Bodźce płynące z otoczenia społecznego potrafią podnosić lub obniżać jego poziom, co wpływa na zachowanie (najprawdopodobniej za pośrednictwem zmiany percepcji, motywacji lub rozumienia), co z kolei oddziałuje na kontekst społeczny, a to znów – na poziom testosteronu i tak w nieskończoność.

Użytecznej ilustracji raz jeszcze dostarczają ryby z rodziny pielęgnicowatych. Badacze sądzili początkowo, że dominująca ryba zawdzięcza swoją pozycję wysokiemu poziomowi androgenów [do których zaliczamy testosteron – przyp. red.], jednak na podstawie starannych analiz wyłonił się inny obraz: wysoki poziom androgenów wynikał z przypadkowo osiągniętej dominującej pozycji. Kiedy samce pielęgnicowatych umieszcza się w jednym zbiorniku, wyjściowy poziom androgenów w żaden sposób nie przesądza tego, który osobnik osiągnie wysoki status. Zgodnie z podejściem „testosteron rex” spodziewalibyśmy się, że samiec o wyższym poziomie hormonu „w naturalny sposób” zajmie lepszą pozycję, ale tak po prostu nie jest. Zależność między androgenami i dominacją przebiega dokładnie na odwrót: osobniki muszą najpierw przez pewien czas wchodzić w inter­akcje i się porozpychać, by wystąpiła korelacja. Rui Oliveira, neuroendokrynolog behawioralny z Universidade de Lisboa, główny autor omawianego tu badania, wyjaśniał:

„Informacja społeczna przekłada się na poziom hormonów steroidowych, które z kolei wpływają na neurologię zachowań. Dzięki temu skutki behawioralne są lepiej dopasowane do kontekstu społecznego postrzeganego przez osobniki”.

Oddziaływanie świata społecznego widać nawet na poziomie genów: interakcje mają wpływ na zmieniającą się ekspresję receptorów androgenów i estrogenów w mózgu. Innymi słowy, testosteron to tylko pośrednik. Aby zmienić jego poziom – aby zmienić mózg – trzeba najpierw zmienić otoczenie.

Co ważne, nie tylko u człowieka liczy się postrzeganie środowiska, a nie konkretne, obiektywne uwarunkowania. Wróćmy znowu do pielęgnicowatych – ściślej rzecz ujmując, do jednego samca nieszczęś­nika opisywanego przez Oliveirę. Minęło nieco czasu, wszystkie dominujące osobniki zdołały ustanowić swoje terytoria i wydzielać więcej androgenów. Tylko jeden z tym sobie nie poradził, choć wygrał 70% walk, w których uczestniczył. Poziom jego androgenów był nietypowo niski, zbliżony do średniej dla grupy ryb pokonanych. Oliveira pisał: „Sugeruje to, że produkcji androgenów nie wyzwala obiektywna dominacja, lecz osobnicze postrzeganie własnego statusu”.

Innego przykładu dostarczają badania marmozetów, monogamicznego gatunku małp, w którym ojcowie często są zaangażowani w wychowywanie potomstwa. Naukowcy mierzyli zmiany poziomu testosteronu w reakcji na woń wydzielaną przez obce samice podczas owulacji. Okazało się, że wszystko zależy od sytuacji rodzinnej samca. U samotnych osobników podniecający zapach powodował wzrost testosteronu, natomiast u „ojców rodzin” taki sam bodziec nie wywoływał większych zmian – może dlatego, że nie był postrzegany jako zachęta, ale jako zakłócenie spokoju.

Wszystko to kłóci się z prostym obrazem męskiej testosteronowej rywalizacji, tym intensywniejszej, im więcej hormonu we krwi (warto zresztą przypomnieć, że rywalizacja stanowi też ważny element życia kobiet). Poziom testosteronu jest tylko jedną z wielu zmiennych w złożonym systemie, w ramach którego różne płcie mogą wykorzystywać odmienne środki do osiągania podobnych celów. Nie możemy zakładać, że testosteron ma znaczenie wyłącznie u samców. Oprócz niego rozmaite inne czynniki wpływają na procesy decyzyjne. Kontekst społeczny i doświadczenie odgrywają czasem większą rolę w kształtowaniu zachowań albo wręcz zastępują testosteron, jeśli akurat go brakuje. Wreszcie, testosteron nie jest czynnikiem o charakterze stricte fizjologicznym. Przybywa go lub ubywa zależnie od sytuacji i uwarunkowań środowiskowych. Jego poziom zależy od wcześ­niejszych doświadczeń osobnika i od subiektywnej percepcji.

Co to mówi o nas samych?

Podobnie jak w przypadku innych zwierząt testosteron najprawdopodobniej pozwala nam dopasowywać nasze zachowania do „okoliczności i kontekstu”. Kiedy więc chodzi o konteksty długookresowe, np. o budowanie związków lub rodzicielstwo, sprawdza się zasada „wysoki testosteron podczas rywalizacji, niski testosteron podczas opieki”. Kobiety i mężczyźni zainteresowani pozyskaniem nowych partnerów seksualnych mają wyższy testosteron niż osoby w udanych związkach lub szczęśliwie samotne. U rodziców małych dzieci testosteron jest niższy niż u ludzi bezdzietnych. Gdy chodzi o tego typu zagadnienia, trudno oddzielić skutki od przyczyn i nie trzeba też dodawać, że naukowcy nie mogą nakazać losowo dobranym osobom, by na użytek eksperymentu zawarły małżeństwo lub zostały rodzicami, ale nie wydaje się, by przytoczone powyżej prawidłowości wynikały z faktu, że różni ludzie, zależnie od poziomu testosteronu, pragną różnego stylu życia. Badanie weteranów sił powietrznych, którym regularnie sprawdzano testosteron i których szczegółowo pytano o życie małżeńskie, wykazało, że „poziom testosteronu zmienia się dynamicznie: rośnie w okresie rozwodu i spada w okresie małżeństwa”. Autorzy podsuwali następujące wyjaśnienie:

„Ceremonia ślubna stanowi kulminację stopniowego procesu zalotów i narzeczeństwa, podczas którego mężczyzna uczy się przyjmować od partnerki pomoc i wsparcie, wycofując się z rywalizacji o seks. W rezultacie […] poziom testosteronu spada. Natomiast zbliżający się rozwód to czas, kiedy małżonkowie rywalizują o opiekę nad dziećmi, o dobytek i dobrą samoocenę. Ponadto mężczyzna może zacząć ponownie zabiegać o partnerki seksualne”.

Zależność między opiekuńczością a poziomem testosteronu została wyraźnie zaobserwowana w zakrojonym na dużą skalę, długoplanowym badaniu przeprowadzonym na Filipinach przez Lee Gettlera, antropologa z University of Notre Dame. Okazało się, że doświadczenie ojcostwa wpływa na spadek testosteronu, zwłaszcza w przypadku mężczyzn, którzy więcej czasu zajmują się swymi nowo narodzonymi dziećmi. Nie potwierdziła się hipoteza mówiąca, że to dlatego, iż mężczyźni mający początkowo mniej testosteronu będą bardziej opiekuńczy – przeciwnie, doświadczenie pielęgnowania dziecka powodowało zmiany hormonalne.

Zarazem pod pewnymi względami jesteśmy zupełnie różni od zwierząt. Dodatkowy, wyjątkowy wymiar tworzą w naszym wypadku społecznie kształtowane normy genderowe. Normy związane z płcią, wzory zachowań seksualnych i wzory rodzicielstwa ogromnie zmieniały się zależnie od miejsca i epoki. Kulturowe uwarunkowania bez wątpienia wiążą się z gospodarką hormonalną kobiet i mężczyzn. Ilustracji dostarcza porównanie dwóch sąsiadujących ze sobą tanzańskich społeczności: zbieraczy Hadza i pasterzy Datoga. Ojcostwo wygląda w każdej z tych grup zupełnie inaczej. U Hadza panuje wymóg, by mężczyźni zajmowali się swoim potomstwem – i poziom ich testosteronu jest niższy niż u Datoga, którzy z reguły nakładają na ojców skromne obowiązki.

Na marginesie: niższy testosteron nie skazuje oddanych mężów na życie pod pantoflem ani nie odbiera przyjemności seksualnej. Wbrew powszechnym poglądom nie ma przekonujących dowodów na istnienie silnej zależności między testosteronem a statusem społecznym. Ponadto dopóki mężczyzna ma testosteron w normie, dopóty hormon nie wpływa na jego libido – tak przynajmniej wynika z większości badań poświęconych tej kwestii. Może ma to związek z tym, że rywalizacja jest dla człowieka doświadczeniem raczej przejściowym i sytuacyjnym w porównaniu z niektórymi gatunkami zwierząt. (Van Anders podkreśla ponadto, że źródłami pożądania seksualnego bywają też miłość i intymność). Nie bierzemy przecież wszyscy naraz dwóch tygodni urlopu w roku, by najpierw walczyć o jak najlepsze mieszkanie dla naszego potomstwa, a potem parzyć się bez opamiętania. Sensowne zatem, że testosteron roś­nie lub spada zależnie od kontekstu, zależnie od okazji.

Tu również procesy społecznego konstruowania genderu wpływają zarówno na prawdopodobieństwo, że znajdziemy się (lub nie) w pewnych sytuacjach oraz na nasze subiektywne interpretacje. Zwykliśmy uważać testosteron za wyznacznik płci kulturowej, ale może powinniśmy spojrzeć na to zagadnienie z zupełnie odwrotnej perspektywy – choćby za sprawą wyjątkowo pomysłowych badań przeprowadzonych niedawno przez van Anders i jej współpracowników.

ilustracja: Bohdan Butenko
ilustracja: Bohdan Butenko
ilustracja: Bohdan Butenko
ilustracja: Bohdan Butenko

Na użytek jednego z projektów kupili oni lalkę przypominającą dziecko, potrafiącą płakać, spać czy bekać (lalki takie wykorzystuje się na lekcjach wychowania seksualnego, by uzmysłowić licealistom, że choć stosowanie antykoncepcji może się wydawać niewygodne, to wymaga znacznie mniej zachodu niż opieka nad dzieckiem). Następnie losowo podzielili badanych mężczyzn na trzy grupy. Pierwszej przypisano rolę „tradycyjnych ojców, którzy pozostawiają wszystkie obowiązki rodzicielskie żonom” – musieli oni po prostu siedzieć i słuchać, jak lalka płacze. Drugiej grupie przydzielono rolę „tradycyjnych ojców, którzy pozostawiają wszystkie obowiązki rodzicielskie żonom, ale akurat zostali sami z dzieckiem i zupełnie sobie nie radzą”. Kazano im wchodzić w interakcje z lalką, lecz została ona zaprogramowana tak, by ciągle płakać bez względu na wysiłki opiekuna. Ostatnią grupę stanowili „nowocześni ojcowie”. Lalka płakała, ale dawało się ją uspokoić metodą prób i błędów. U „nowoczesnych ojców” poziom testosteronu spadał, kiedy czułe starania przynosiły pożądany efekt. Natomiast w pierwszych dwóch grupach, które musiały radzić sobie z niezadowolonym dzieckiem (zwłaszcza w grupie pierwszej), testosteron rósł. Innymi słowy, ten sam bodziec – płaczące dziecko – w różny sposób wpływał na testosteron, zależnie od zdolności radzenia sobie z sytuacją. Pamiętajmy, że w prawdziwym świecie kompetencja i pewność siebie osoby, która musi radzić sobie z płaczącym dzieckiem, są nabyte, zależne od norm genderowych i doświadczeń związanych z opieką. Teza, że mężczyźni „nie mają odpowiednich hormonów”, by zajmować się potomstwem, ukazuje się nam w zupełnie nowym świetle.

Zwalniam cię!

Ten sam zespół przeprowadził również drugie badanie – poświęcone pracy. Van Anders zatrudniła aktorów, mężczyzn i kobiety, by recytowali monolog, wcielając się w rolę szefa zwalniającego jednego z pracowników. Każdej osobie zmierzono poziom testosteronu przed eksperymentem i po nim. Okazało się, że w przypadku mężczyzn tego rodzaju demonstracja władzy nie spowodowała żadnej istotnej zmiany hormonalnej, natomiast u kobiet testosteron wzrósł. Badacze wyciągnęli z tego interesujące wnioski: do różnicy w poziomach testosteronu obu płci przyczynia się fakt, że dla mężczyzn demonstracja władzy stanowi częstsze i bardziej akceptowalne doświadczenie. „Zachowania pozostające pod wpływem genderu zmniejszają lub zwiększają testosteron” – stwierdzono w podsumowaniu, wskazując też na „inny powód różnic, a mianowicie niedostatecznie na razie zbadaną rolę opiekuńczości”. (Zgadza się, panowie: kobiety zabiorą wam nie tylko kierownicze stanowiska, ale też wasz „męski” hormon).

W ostatnim z przywoływanych tu badań kontekst społeczny był oczywisty: z monologu jednoznacznie wynikało, że wygłaszająca go osoba ma władzę. Sytuacje często bywają jednak znacznie bardziej subiektywne i warto o tym pamiętać, by łatwiej zrozumieć badania poświęcone roli odgrywanej przez testosteron w rywalizacji, np. sportowej. W takich kontekstach człowiek zazwyczaj nie wie dokładnie, jak mocni są rywale, i nie potrafi przewidzieć wyniku. Niegdyś sądzono, że tylko u mężczyzn testosteron roś­nie, kiedy trzeba konkurować, jednak w miarę pojawiania się nowych danych u obu płci zaobserwowano niejednoznaczne wyniki: poziom testosteronu zwiększa się u wygranych i spada u przegranych, zwiększa się i u jednych, i u drugich albo nie wykazuje znaczących zmian.

Ktoś mógłby powiedzieć, że testosteron po prostu nie odgrywa tu większej roli. Autorzy cytowanego przed chwilą przeglądu badań sugerują jednak, że brak prawidłowości wynika z jednostkowych różnic w postrzeganiu rywalizacji. Endokrynolodzy Gonçalo i Rui Oliveira stwierdzają:

„To samo wydarzenie może wywoływać różne reakcje zależnie od postrzegającej je osoby lub, jeśli mamy do czynienia z jedną i tą samą osobą, zależnie od momentu (np. jeśli w międzyczasie zmienia się kontekst społeczny)”.

Wśród czynników, które zdaniem badaczy mogą wpływać na to, jak i kiedy poziom testosteronu reaguje na rywalizację, należy wymienić m.in. ocenę kompetencji przeciwnika, sposób, w jaki człowiek tłumaczy sobie swoją porażkę lub sukces, rozeznanie w całej sytuacji oraz motywację. I znów na scenę wchodzi gender. Wpływa on na hormon za pośrednictwem stereotypów rozbudzających określone oczekiwania lub podsuwających określone wyjaśnienia sukcesu i porażki, za pośrednictwem nierówności ustanawiających podwójne standardy oceny, za pośrednictwem doświadczeń, także przecież zależnych od płci, i wreszcie za pośrednictwem sieci społecznych. Wszak nawet w różnych sferach (męskiej i żeńskiej), różnych kontekstach kulturowych (patriarchalnym i matrylinearnym), nawet mimo różnych sposobów postrzegania tej samej rywalizacji poszczególne osoby mogą odczuwać takie samo pragnienie konkurowania bez względu na to, jakiej są płci.

Południowy poziom honoru

Badania z udziałem mężczyzn wykazały wpływ kultury i społecznie kształtowanych norm genderowych na gospodarkę hormonalną. Weźmy choćby długotrwałe skutki udanego 10-letniego programu Fast Track w Stanach Zjednoczonych. Beneficjentami byli chłopcy narażeni na ryzyko podejmowania zachowań aspołecznych. Program służył „rozwijaniu zdolności samokontroli oraz kompetencji społecznych, by dzieci w sposób bardziej spokojny i mniej agresywny reagowały na prowokacje”. W przypadku niektórych uczestników intensywna interwencja socjalna trwała całe 10 lat; sformowano też specjalnie dopasowaną grupę kontrolną. Później, kiedy biorący udział w projekcie byli już dorośli, Justin Carré, neuroendokrynolog z Nipissing University, zaprosił około 70 z nich do udziału w badaniach. Chciał sprawdzić, czy zdołają opanować agresję w sytuacji eksperymentalnej (np. kiedy podczas gry inny zawodnik w nieuczciwy sposób ukradnie im punkty). Okazało się, że rzadziej niż osoby z grupy kontrolnej odpowiadali ofensywnie – udział w programie Fast Track najwyraźniej przyniósł oczekiwane efekty. Dla nas jest jednak bardziej interesujące, że w razie prowokacji ich poziom testosteronu zmieniał się mniej gwałtownie i zapewne dlatego łatwiej im było nadstawić drugi policzek. Carré i jego współpracownicy pisali:

„Owe wyniki sugerują w zestawieniu, że program Fast Track powoduje trwałe zmiany w procesach psychologicznych dotyczących postrzegania, interpretowania i reagowania na zagrożenie społeczne oraz prowokację. Z kolei wspomniane procesy wpływają na zmiany poziomu testosteronu, a przez to na zachowania agresywne”.

Podobne wnioski płyną z klasycznego eksperymentu przeprowadzonego przez Dova Cohena, psychologa z University of Illinois. Cohen porównywał białych studentów pochodzących z północy i południa Stanów Zjednoczonych. Podstawiony uczestnik trącał ich w ramię i dorzucał jakieś wyzwisko. Studenci z północy ignorowali całe zdarzenie, natomiast pochodzący z południa, wychowani w kulturze, która wciąż przywiązywała dużą wagę do honoru i szacunku należnego męż­czyznom, niepokoili się później ewentualnym uszczerbkiem na reputacji. W rezultacie nasilały się u nich zachowania agresywne i dominujące. Co więcej, tylko u studentów z południa obserwowano wzrost poziomu testosteronu w reakcji na zaczepkę. Zespół badaczy odpowiedzialnych za eksperyment uspokajał później, że „nie doszło do żadnych aktów przemocy”. Załóżmy jednak, że podstawiony uczestnik zostałby uderzony przez zhańbionego południowca. Czy należałoby winić testosteron? A może płynąłby stąd wniosek, że „chłopcy tak mają”?

Joe Herbert, neurolog z Cambridge, pisał: „Ludzki mózg musiał opracować rozmaite sposoby regulowania, równoważenia i optymalizowania ogromnego wpływu testosteronu na męskie zachowania za pośrednictwem praw, religii i zwyczajów”. Nie istnieje jednak „pierwotny” czy „zamierzony” poziom testosteronu. Lisa Wade stwierdza:

„Hormony nie są składową biologicznego programu, który upodabnia nas do naszych przodków. Stanowią dynamiczny element biologii człowieka dający zdolność reagowania na środowisko fizyczne, społeczne i kulturowe”.

Przytaczane tu badania potwierdzają słuszność obserwacji Agustína Fuentesa (bliskiej sercom wielu feministycznych naukowczyń): „Nie powinniśmy sądzić, że nasza biologia istnieje poza doświadczeniami kulturowymi ani że jako kulturowe byty jesteśmy niezależni od naszej biologii”. Jak się wydaje, kultura wysuwa się na prowadzenie.

Tłumaczył Jan Dzierzgowski

 

Czytaj również:

Karuzela z hormonami
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Karuzela z hormonami

Łukasz Kaniewski

Hormony przełączają organizm w rozmaite tryby pracy, gnają nas w różnych kierunkach, zmieniają nie do poznania. Wydzielane są w maleńkich ilościach, ale nawet odrobina wystarczy, żeby ciało zaczęło funkcjonować inaczej albo świat wydał nam się zupełnie inny. Każdy hormon ma swoją rację bytu, choć czasem jest to racja sprzed milionów lat. Szczęśliwi ludzie, którym hormony nie płatają figli!

Czytaj dalej