Fałszerze z Cezarei
Wiedza i niewiedza

Fałszerze z Cezarei

Adam Węgłowski
Czyta się 6 minut

W początkach chrześcijaństwa wyznawcy nowej religii wielokrotnie padali ofiarami plotek i ówczesnych fake newsów. Cesarz Neron to właśnie ich oskarżył o wywołanie wielkiego pożaru Rzymu w roku 64, tym samym oddalając podejrzenia od siebie. „Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu – opisywał efekty tej propagandy Tacyt (I–II w.) w Rocznikach. – Ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, albo przeznaczeni na pastwę płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się służąc za nocne pochodnie”.

Z podobną subtelnością oskarżano chrześcijan m.in. o uprawianie magii czy mordy rytualne. Wyśmiewano ich, że czczą osła, nazywano ateistami (bo nie oddają czci bogom z rzymskiego panteonu) itp. Typowa mowa nienawiści zmieszana z plotkami. Czasy jednak się zmieniały i chrześcijanie też nauczyli się korzystać z fake newsów!

Dzięki tej legendzie zwyciężysz

Jeszcze zanim chrześcijaństwo stało się religią panującą w Rzymie, wodze wyobraźni popuścił historyk i biskup Euzebiusz z Cezarei. Jako zaufany cesarza Konstantyna Wielkiego, sympatyzującego z nową religią, wypromował wraz z innym chrześcijańskim myślicielem Laktancjuszem legendę, jakoby monarcha doznał religijnej wizji w kluczowym momencie swojej kariery. Oto tuż przed wygraną bitwą przy moście Mulwijskim (312), dzięki której zdobył tron, władca miał zobaczyć na niebie świetlisty krzyż i napis: „Pod tym znakiem zwyciężysz”. Symbolem tym oznaczył następnie tarcze swoich legionistów. Czyli to Chrystus przyniósł mu triumf!

Zdaniem współczesnych naukowców cokolwiek Konstantyn widział (bądź nie) przed bitwą, w tamtych latach interesował się kultem Niezwyciężonego Słońca (Sol Invictus). Bardziej więc chodził mu po głowie symbol solarny niż krzyż. Jednak powtarzany przez wieki fake news Euzebiusza i Laktancjusza robił swoje. Wzmocnił pozycję chrześcijaństwa, zapewnił opinię niemal świętego Konstantynowi i podbudował jego dziedzictwo. A dziedzictwem tym był Konstantynopol, który niebawem został stolicą nowego chrześcijańskiego imperium: Cesarstwa Wschodniorzymskiego, czyli Bizancjum. Tam fake newsami rozprawiano się z przeciwnikami politycznymi nie gorzej niż w Rzymie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bełkot o Księciu Ciemności

Z rodzinnego miasta Euzebiusza pochodził inny wybitny historyk – i mistyfikator – Prokopiusz. Urodził się jakieś półtora wieku po wielkim krajanie. Robił karierę w VI w., gdy cesarstwo na Zachodzie dawno już nie istniało. Działał na dworze bizantyjskiego cesarza Justyniana w Konstantynopolu. W swojej Historii wojen opisał liczne sukcesy, jakie zapewniły temu władcy m.in. wyprawy wojenne utalentowanego wodza Belizariusza. Tym bardziej dziwne, jak odmiennie Prokopiusz odmalował Justyniana w późniejszym swoim dziele – Historii sekretnej. Jest to po prostu paszkwil, który zrobił z cesarza… demona zła.

Prokopiusz wspomina na przykład o świątobliwym pustelniku, który przyjechał do Konstantynopola na audiencję u władcy, lecz „wchodząc do niego, i jedną nogą będąc już za progiem, nagle zawahał się i cofnął. […] Uciekł stamtąd i wrócił do izdebki, w której się zatrzymał. Kiedy pytano go, dlaczego tak postąpił, odpowiedział podobno, że w pałacu ujrzał siedzącego na tronie Księcia Ciemności, z którym nie chciał mieć do czynienia i którego nie chciał o nic prosić”.

Prokopiusz nie traktował tego jako metafory! „Zaiste, czyż nie był złym duchem ów człowiek, który nigdy do syta nie jadł, nie pił i nie spał, lecz zaledwie skosztowawszy potraw do późnej nocy krążył po pałacu, mimo że był gorącym wielbicielem Afrodyty” – stwierdza bowiem dalej. Powołuje się też na tak wiarygodne źródła jak koszmary poddanych Justyniana, w których cesarz wydawał się bestią opitą cuchnącą wodą morską. A także na sen jego małżonki Teodory, z którego wywnioskowała, że będzie dzielić małżeńskie łoże z „księciem demonów”.

Fałszywka z opóźnionym zapłonem

Teodorę wykorzystał zresztą paszkwilant w dwójnasób: jako oręż i cel ataku. Była łatwym celem, bo w młodości występowała na scenie, a ówczesne aktorki miały opinię prostytutek. Podobno podczas jej popisowego występu gęsi wydziobywały ziarna z intymnych części nagiego ciała artystki wystawionego na widok rozochoconej publiczności. „Doprawdy nigdy chyba nie było istoty równie zamiłowanej we wszelkiego rodzaju rozkoszach! Nieraz zjawiała się na składkowych biesiadach w towarzystwie dziesięciu czy kilkunastu doskonale zbudowanych młodzieńców, których jedynym zajęciem była rozpusta, i całą noc spędzała ze współbiesiadnikami w łóżku, a kiedy już wszyscy mieli tego dosyć, szła do ich niewolników – a było ich ze trzydziestu – i parzyła się z każdym z osobna – donosił Prokopiusz z wylewnością godną lepszej sprawy. – Przyszła kiedyś do domu pewnego dostojnika w czasie jakiejś pijatyki i, jak powiadają, na oczach wszystkich biesiadników stanęła w nogach łoża, bezwstydnie zadarła do góry suknie i bez wahania dała pokaz całej swej rozwiązłości. l chociaż robiła użytek aż z trzech otworów, utyskiwała na przyrodę, skarżąc się, że nie dała jej szerszych otworów także w piersiach, aby mogła tą drogą wypróbować jeszcze jeden sposób spółkowania”.

Ta właśnie Teodora była ulubienicą Justyniana, zanim jeszcze zasiadł na tronie. A kiedy on został już władcą Bizancjum, aktoreczka awansowała na cesarzową. Stanowili godną siebie parę: ladacznica i diabeł. Przynajmniej wedle narracji Prokopiusza z Cezarei. Obiektywni historycy mają jednak na temat Justyniana i Teodory odmienne zdanie. Powstaje więc pytanie, dlaczego Prokopiusz napisał Historię sekretną? Chciał tymi fake newsami pogrążyć cesarską parę? Raczej nie, ponieważ dzieło nie było szerzej znane, a odgrzebano je dopiero po stuleciach. Chciał się zemścić? Nie bardzo miał za co, był przecież człowiekiem z elity. Pisał dla żartu? Wątpliwe, bo gdyby wpadł, mógłby słono zapłacić za taką „zabawę”…

Możliwe więc, że Prokopiusz stworzył fałszywkę na wypadek, gdyby w kraju doszło do przewrotu i znalazł się na „czarnej liście” nowych władz. Wtedy zasłoniłby się Historią sekretną i rozpuścił przygotowane fake newsy o wybrykach Justyniana i Teodory. Stworzyłby sobie legendę, że wcale nie wspierał cesarskiej pary, lecz katalogował jej występki! Niewykluczone, że – jak mawia klasyk – ciemny lud by to kupił. Ironia historii polega na tym, że wymysły Prokopiusza odkopano długo po jego śmierci i wtedy zaszkodziły reputacji zarówno cesarskiej pary, jak i jego samego.

 

Czytaj również:

Rzymska szkoła prawdy
Wiedza i niewiedza

Rzymska szkoła prawdy

Adam Węgłowski

Starożytni Rzymianie byli w walce politycznej bezwzględni. Z lubością obrzucali rywali kalumniami.

Doświadczył tego na własnej skórze sam Juliusz Cezar. Wyciągnięto mu na przykład, że gdy przebywał w Azji Mniejszej na dworze zaprzyjaźnionego króla Bitynii Nikomedesa IV, zbytnio spoufalił się z tym władcą. Plotkowano, że obaj panowie żyli w konkubinacie, a Cezar odgrywał w nim rolę „materaca królewskiego” czy wręcz „królowej Bitynii”! Rzecz wielce kompromitująca, bo wedle ówczesnych reguł prawdziwy Rzymianin musiał zawsze dominować, także w łożu. Jeśli pozwoliłby się sprowadzić kochankowi do roli podrzędnej, dał się „zniewieścić” – jak wówczas mówiono – byłby politycznie skończony! Cezar jakoś sobie z tymi plotkami poradził.

Czytaj dalej