Egipski demon w Londynie
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Egipski demon w Londynie

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

W 1889 r. do londyńskiego British Museum trafił niezwykły zabytek. Eksponat, oznaczony przez kustoszy jako EA 22542, sprawiał wrażenie niepozornego: to wieko od sarkofagu mumii sprzed prawie 3 tys. lat, na którym widać namalowaną kobietę z wyciągniętymi dłońmi.

Przyjęło się uważać, że to nieznana z imienia egipska kapłanka ze świątyni Amona w Tebach. I może lepiej sprawy nie drążyć, bo kto przygląda się kobiecie zbyt długo, ten… ginie. Tak przynajmniej mówi licząca ponad 100 lat legenda, która wciąż rozbudza zainteresowanie eksponatem EA 22542.

Narodziny „przeklętej mumii”

Zabytek odkryto w niejasnych okolicznościach w Tebach. Ponoć został kupiony przez czterech młodych brytyjskich podróżników w latach 60. lub 70. XIX w. Wszyscy marnie skończyli. Pierwszy stracił rękę, gdy został przypadkowo postrzelony. Drugi zaginął na afrykańskiej pustyni. Dwaj pozostali po serii nieszczęść zmarli w biedzie. Wieko trafiło do Anglii.

Siostra jednego z nieszczęśników, pani Wheeler, źle znosiła obecność starożytnej Egipcjanki w rodzinnym domu. Tym bardziej że to za sprawą starożytnego artefaktu zaczęło ponoć straszyć pod jej dachem. Kiedy na dodatek doszło do pożaru, wezwano na pomoc słynną ezoteryczkę Madame Bławatską. Uznała ona, że antyk wywiera zły wpływ na żywych i nakazała Wheelerom pozbyć się go. Tak więc został przekazany do British Museum.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Cóż z tego, skoro Egipcjanka nie przestała broić. Fotograf, który odważył się zrobić zdjęcie jej wizerunkowi, niebawem pożegnał się z tym światem. Z nieznanych przyczyn strzelił sobie w głowę. Na fotografii, którą wykonał, twarz kapłanki wyglądała zaś ponoć jak żywa…

Ukłucie Igłą Kleopatry

Jakakolwiek byłaby prawda, na rozwój legendy „przeklętej mumii” miały niewątpliwie wpływ prawdziwe wydarzenia związane z tzw. Igłą Kleopatry. To starożytny obelisk, który w latach 70. XIX w. Brytyjczycy postanowili zabrać z Egiptu do Londynu. Udało się, ale po strasznych perturbacjach. Przewożący zabytkowy monument statek omal nie poszedł na dno podczas sztormu, który rozpętał się w Zatoce Biskajskiej. Kilku marynarzy zginęło, inni uciekli, a opuszczony okręt widmo błąkał się samotnie po morzu! Dopiero kilka miesięcy później jednostka wysłana z misją ratunkową przyholowała statek z Igłą Kleopatry do Londynu.

Jej historię zaczęto łączyć i mieszać z opowieścią o „przeklętej mumii”. Po latach powstała nawet plotka, że w 1912 r. eksponat EA 22542 wysłano do Stanów Zjednoczonych na pokładzie… „Titanica” i to niewątpliwie Egipcjanka przyczyniła się do zderzenia transatlantyku z górą lodową. Wywołała pożar, który odwrócił uwagę załogi od zbliżającego się śmiertelnego niebezpieczeństwa na oceanie.

A przypomnijmy, że cały czas mówimy o wieku od sarkofagu z mumią. Do czego więc byłaby zdolna sama mumia, gdyby ją także odnaleziono?!

Klątwa i tyfus

Tematem bardzo zainteresował się Arthur Conan Doyle – twórca postaci Sherlocka Holmesa, a zarazem zagorzały spirytysta. Zapewne pod wrażeniem opowieści o pechowym zabytku w 1892 r. wydał opowiadanie Mumia zmartwychwstała – tytuł mówi już właściwie wszystko. Tymczasem wieko z British Museum zaczął badać jego znajomy dziennikarz Bertram Fletcher Robinson, który pomagał pisarzowi przy pracach nad słynnym kryminałem Pies Baskerville’ów (1901). I nagle kilka lat później Robinson – sportowiec, okaz zdrowia i świeży żonkoś – nagle zmarł. Ponoć dopadł go tyfus, aczkolwiek wielu Brytyjczykom trudno było zignorować fakt, że miał do czynienia z „przeklętą mumią”…

Sprawa nabrała rumieńców, gdy w latach 20. XX w. doszło do odkrycia grobu Tutanchamona. Prasa zaczęła się rozpisywać o rzekomej klątwie ciążącej na sponsorującym wyprawę archeologiczną lordzie Carnarvonie i całej jego ekipie. Arthur Conan Doyle stwierdził wprost, że do śmierci odkrywców mogły przyczynić się duchy strzegące grobowca Tutanchamona. Nie poprzestał jednak na sprawie faraona; nawiązał również do swojego zmarłego znajomego. Jego zdaniem Robinson może i zmarł na tyfus, jednakże niepotrzebnie kusił los, badając niepokojące wieko z wizerunkiem tebańskiej kapłanki. Pisarz sugerował ni mniej, ni więcej, że zabójczą chorobę mogły na Robinsona sprowadzić właśnie duchy krążące wokół „przeklętej mumii”!

Tu jest pies pogrzebany

Po latach pojawił się nowy ciekawy wątek dotyczący tych wynurzeń twórcy Sherlocka Holmesa. Brytyjski pisarz Rodger Garrick-Steele, od lat demistyfikujący postać Arthura Conan Doyle’a, uważa, że autor kryminałów sam zamieszany był w śmierć znajomego. Sprytnie chciał przerzucić odpowiedzialność na „przeklętą mumię”, jednak to on we własnej osobie wyprawił Robinsona w zaświaty. Powód: Pies Baskerville’ów okazał się wielkim sukcesem, ale nie powstałby bez pomocy dziennikarza. Tymczasem Doyle nie zamierzał dzielić się sławą i pieniędzmi. Sprawę rozwiązała, niczym w jego książkach i opowiadaniach, trucizna…

Rodger Garrick-Steele raczej nie został potraktowany zbyt poważnie, chociaż domagał się nawet ekshumacji ciała Robinsona. Stał się częścią świata miejskich legend i lokalnego folkloru, do których przynależy także „przeklęta mumia”. Tebańska kapłanka czasem się z niego wychyla, by postraszyć w popkulturze – np. w znanej powieści graficznej Alana Moore’a Prosto z piekła” (1989–1996). Większość czasu spędza jednak w gablocie w British Museum w pokoju numer 62. Czasami podróżuje: w 2007 r. odwiedziła Tajwan, a jej droga wcale nie została usłana nieboszczykami zmarłymi nagłą śmiercią.

Pytanie, czy wieko kiedykolwiek połączy się z resztą sarkofagu i z mumią, którą okrywało? Czy wtedy ucichną plotki, a spokoju zaznają wymęczeni miłośnicy teorii spiskowych, tropiący knowania złowrogich duchów sprzed tysięcy lat? Może niektórzy z nas wierzą w nie, bo podświadomie czują, że starożytnych grobów nie można szabrować, a wieka i mumie nie powinny być od siebie rozdzielane i traktowane jak trofea?

 

Czytaj również:

Mumie z mokradeł
i
"Bagno", 1900 r., Gustav Klimt
Wiedza i niewiedza

Mumie z mokradeł

Adam Węgłowski

To była sprawa jak z powieści kryminalnej. 13 maja 1983 r. dwóch robotników pracujących na torfowisku w Lindow, niedaleko Manchesteru, wypatrzyło pokryty torfem przedmiot przypominający futbolówkę. Zażartowali sobie, że może to jajo dinozaura i zostaną bogaci. Kiedy oczyścili znalezisko, okazało się, że to… głowa. Bez szczęki, z jednym okiem i resztką włosów. Zgłosili sprawę na policję.

Tak się składa, że od dawna poszukiwała ona dowodów zbrodni popełnionej przez jednego z okolicznych mieszkańców. Nazywał się Peter Reyn-Bardt. Ponad 20 lat wcześniej zniknęła bez śladu jego żona Malika. Mąż był oczywistym podejrzanym, lecz brakowało dowodów, by go oskarżyć. Trafił do więzienia za inne przestępstwa: seksualne. Kiedy więc policyjni fachowcy stwierdzili, że na torfowisku znaleziono głowę kobiety w wieku odpowiadającym zaginionej żonie podejrzanego, sprawa wydawała się oczywista. Funkcjonariusze zatrzymali Reyn-Bardta (który od niedawna znów cieszył się wolnością), a ten zadziwiająco szybko przyznał się do morderstwa i porzucenia ciała na torfowisku.

Czytaj dalej