Był sobie raz dobry cesarz
i
Ashoka ze swoimi Królowymi, Wielka Stupa w Sanchi w Indiach, zdjęcie: Anandajoti Bhikkhu/Wikimedia Commons (CC BY 2.0)
Wiedza i niewiedza

Był sobie raz dobry cesarz

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 9 minut

Cesarz Asioka z dynastii Maurjów bywa stawiany, obok Marka Aureliusza, za przykład jednego z najmądrzejszych i najszlachetniejszych władców w historii. To dlatego, że po rzezi, której był świadkiem i podczas której zginęło ponoć 100 tys. osób, a 150 tys. trafiło do niewoli, przeżył nawrócenie.

Asioka, syn Bindusary, wnuk Czandragupty, żył w III w. p.n.e., panował w latach 268–232. Pisząc o nim, zawsze należy zaczynać od kilku słów o jego dziadzie, który inspirując się podbojami Aleksandra Wielkiego, stworzył pierwsze i największe imperium starożytnych Indii. To królestwo – królestwo Magadhy – objęło niemal cały Półwysep Indyjski.

Czandragupta był władcą wyjątkowo skutecznym, czym wzbudził podziw greckiego posła Megastenasa (autora pierwszego zachodniego opisu Indii). Na jego dworze działał tajemniczy bramin-minister Kautilija, któremu przypisuje się autorstwo makiawelicznego traktatu politycznego Arthasiastry. Żeby lepiej zrozumieć ówczesny klimat polityczny, warto wspomnieć kilka tez pochodzących z tego źródła: sąsiad zawsze jest wrogiem; sojusz należy zawierać jedynie z sąsiadem sąsiada; sąsiada należy zawsze dręczyć gospodarczo, militarnie itd.; kiedy wreszcie osłabnie, należy go zaatakować i podbić.

W królestwie Magadhy działała tajna policja, kontrolująca każdą grupę społeczną: od żebraków po niezwykle cenionych przez społeczeństwo wędrownych wróżbitów. Ponadto porządek zapewniała wysoko rozwinięta administracja biurokratyczna. Niemniej mimo wszystkich politycznych i militarnych sukcesów Czandragupta nie był szczęśliwym człowiekiem: podobnie jak wielu innych monarchów i dyktatorów w historii ciąg­le bał się zamachu na swoje życie. Ostatecznie podobno porzucił tron i przywdział szaty mnicha. Praktykując sallekhanę (zwyczaj do dziś popularny wśród dżinistów), poszcząc, zagłodził się na śmierć (odbywa się to łagodnie i stopniowo, tygodniami, a czasem latami, tak że – ponoć – jest to bezbolesne).

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich trzech treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

O jego synu Bindusarze nie wiemy wiele, ale również musiał być całkiem sprawnym władcą, skoro udało mu się utrzymać granice imperium. Grecki pisarz Atenajos donosił, że Bindusara próbował dobić targu z królem Antiochem I, władającym imperium Sleucydów (od dzisiejszej Syrii i Turcji przez Iran oraz Irak po Pakistan), i zakupić od niego greckiego filozofa (król odparł dumnie, że nie handluje filozofami). Z tej anegdoty wynika, że Bindusara odziedziczył po ojcu jakieś zainteresowania duchowe.

Prawo w kamieniu

Asioka wstąpił na tron w okolicach 268 r. Historycy czerpią wiedzę o nim głównie z jego edyktów, które na wzór Persów nakazywał wykuwać w skałach i kolumnach położonych w różnych miejscach imperium. Inaczej jednak niż Persowie nie przechwalał się swoimi podbojami i nie wymieniał plemion, nad którymi zapanował. Jego pomysł był inny i oryginalny. Wykorzystywał te skały i kolumny, by – nierzadko w pierwszej osobie – przemawiać do swoich podwładnych, przekonywać ich do przemiany duchowej i moralnej oraz informować o nowatorskich reformach.

Pierwotnie Asioka był władcą działającym zgodnie z duchem Arthasiastry i nawet otrzymał przydomek „Okrutny”. Za jego panowania królestwo Magadhy osiągnęło swoje apogeum. Cesarz skutecznymi podbojami rozszerzył granice mocar­stwa, docierając do terenów dzisiejszego Iranu i Afganistanu. Budynki drewniane zastąpił kamiennymi. Poprawił warunki komunikacyjne na ważnym szlaku handlowym łączącym Syrię z Azją Środkową.

Zdobycie Kalingi, państwa Drawidów na południu subkontynentu, wyznacza jednak koniec jego dotychczasowego życia. Po rzezi, której był świadkiem i podczas której zginęło ponoć 100 tys. osób, a 150 tys. trafiło do niewoli, Asioka przeżył nawrócenie. Czytając jego orędzia, ma się wrażenie, że rzeczywiście mocno odczuwał zawinione cierpienie. W jednej z inskrypcji stwierdził, że gdyby liczba ofiar była tysiąc razy mniejsza, byłoby mu równie ciężko. To doświadczenie doprowadziło go do konwersji na buddyzm.

Rządy radości

Zrezygnował z wojny napastniczej. Było to postanowienie niezwykłe, jeśli zwrócić uwagę na indyjską tradycję wojenną, gloryfikację podboju, niekiedy jego sakralizację. Indyjscy władcy zawsze traktowali wojnę jako oczywistą rozrywkę. Arthasiastra wymienia „sześć narzędzi polityki”: pokój jest tylko jednym z nich – obok wojny, oczekiwania napaści, samej napaści, zawierania przymierza i zawierania przymierza z jednym nieprzyjacielem przy jednoczesnym kontynuowaniu konfliktu z innym.

Asioka wysunął trzy argumenty przeciw dalszej wojnie: 1) W każdym podbitym narodzie są jacyś bramini, święci asceci, wyznawcy religii, a każda z nich jest dobra; ­­2) Wojna zmusza do rozstania z ludźmi, do których jest się przywiązanym; 3) Wojna dotyka także innych, niezwiązanych z nią bezpośrednio, bo każdy, kto coś stracił na wojnie, zna innych, którzy przez jego stratę również cierpią. W jednej z zachowanych inskrypcji widać, że ambicją Asioki było doprowadzenie do końca wszelkich konfliktów zbrojnych – chciał pokazać zalety władzy opartej na buddyjskiej mądrości, zalety „rządów radości”, tak by jego następcy już nigdy nie popełnili błędu wszystkich władców przeszłości.

W pewnym sensie cesarz Asioka kontynuował imperializm, jednak w zupełnie nowy sposób: chciał nadal podbijać świat, ale już nie wojskiem, lecz dharmą. Ireneusz Kania w jesiennym numerze „Przekroju” z 2018 r. pokazał bogactwo znaczeniowe sanskryckiego słowa dharma; w polskim przekładzie starożytnych inskrypcji Jadwiga Makowiecka przetłumaczyła dharmę Asioki jako Dobre Prawo. Od czasu swojej konwersji cesarz twierdził, że jego obowiązkiem jest zapewnianie szczęścia podwładnym w tym świecie i nieba „na tamtym świecie”.

Edykty Asioki zawierają wiele rewolucyjnych, jak na jego czasy, zasad. Między innymi zakaz zabijania zwierząt podczas ofiar rytualnych. Pradawny wedyjski rytuał ofiarny (starożytne teksty wzmiankują także o ofiarach ludzkich) miał zostać znacznie ograniczony lub zniesiony, bo zdaniem cesarza nie przynosił żadnego pożytku. Ponadto władca namawiał podwładnych do ograniczenia jedzenia mięsa. Przyznawał, że do czasu jego przemiany na dworze zabijano setki tysięcy ptactwa i zwierzyny na mięsną polewkę. Ale od teraz wszystko ulega zmianie: dwa pawie i jeden jeleń; jeleń też nie zawsze; a w przyszłości żadne zwierzę nie będzie zabijane. Zdaniem historyków edykty Asioki przyczyniły się do rozwoju wegetarianizmu w Indiach.

Cesarz potwierdzał, że kiedyś, wzorem wszystkich innych królów, brał udział w polowaniach i zabijał dla rozrywki. Teraz jednak udaje się w odwiedziny do ascetów i świętych starców, których wspomaga złotem. Widzi w tym znacznie więcej korzyści.

Postrzegał swoje władanie jako obowiązek zapewniania dobra nie tylko swoim poddanym, ale także wszystkim żywym istotom. Wprowadził opiekę lekarską dla ludzi i – uwaga – dla zwierząt. Dbał o hodowlę roś­lin użytecznych dla zdrowia jednych i drugich. Zarządził, by przy drogach wykopywać studnie, z których mieliby korzystać ludzie i… zwierzęta.

Każda religia jest dobra

Asioka powołał specjalnych „urzędników dharmy”, do których obowiązków należało podróżowanie po kraju z zadaniem usuwania wszelkich trosk i trudności. Miały być one likwidowane również wśród ludów z najdalszych zakątków królestwa – Greków czy mieszkańców Kambodży. Cesarz namawiał do dbania o wszelkich więźniów i przyczyniania się do przywrócenia im wolności.

Istotnym wątkiem w jego edyktach jest tolerancja dla wszystkich religii, których wartość widział w dążeniu do czystości moralnej i w „ujarzmianiu zmysłów”. Jego zdaniem różnorodność wyznań żyjących obok siebie jest dla wszystkich korzystna, bo wyznawcy mogą wspólnie wnosić coś nowego w dziedzinie nauk moralnych. Krytykując cudzą religię, według cesarza wyrządza się szkodę własnej. Choć sam był gorliwym buddystą, zapewniał ochronę innym indyjskim sektom. Buddyzm pojmował jako uniwersalistyczną etykę współczucia, która służyła mu do pojednania różnych wyznań (nie interesował się zbytnio buddyjską metafizyką).

Rządy Asioki w dużym stopniu przyczyniły się do rozwoju bud­dyzmu, który za jego panowania przestał być jedną z wielu indyjskich sekt. Rozsyłani przez niego misjonarze dotarli do wielu miejsc Azji znajdujących się poza granicami królestwa Magadhy. Według tradycji do Sri Lanki, która do dziś jest krajem buddyjskim, ze skutecznie wypełnioną misją przybył brat lub syn Asioki – Mahendra.

Z edyktów cesarskich wynika, że Asioka wysyłał swoich dyplomatów-misjonarzy nawet do Syrii i Grecji. W 1953 r. odkryto w Afganistanie kolumnę z inskrypcją wykutą w grece i w języku aramejskim. Asioka utrzymywał, że dharma w tych rejonach również odniosła zwycięstwo. Historycy nie dysponują jednak żadnym świadectwem jakiejkolwiek reakcji na te poselstwa. Jak argumentują niektórzy, posłannictwo Asioki zawierało idee już jakoś obecne w greckiej myśli politycznej, w której istniał stoicki ideał philanthrōpia, i może dlatego nie wzbudziło żadnej sensacji. Edykt odkryty w Afganistanie jest ciekawym znaleziskiem także z tego powodu, że to jedyny w dziejach starożytnych ślad wysiłku Indii, by zainteresować zachodnie kultury swoją myślą wyrażoną w ich języku.

Niedługo po śmierci Asioki imperium Maurjów przestało istnieć, rozpadając się na mniejsze królestwa, które rozpoczęły między sobą niekończące się walki o władzę. Musiało minąć prawie 2 tys. lat, by Indie znów się zjednoczyły.

Z piekła do raju

H.G. Wells jest autorem peanu na cześć Asioki, który miałby niby samotna gwiazda świecić pośród innych monarchów przeszłości i którego imię znane jest i sławione od brzegów Wołgi po Wyspy Japońskie. Tymczasem problem w tym, że o dokonaniach Asioki szybko zapomniano. Dlaczego? Ponieważ najstarsza forma zapisu pisma indyjskiego (brahmi), w której zostały wyryte inskrypcje, kilka stuleci po śmierci cesarza wyszła z użytku i przestano o niej pamiętać. Odcyfrował ją dopiero w 1837 r. angielski orientalista James Prinsep.

Przez wieki, a nawet tysiąclecia znano Asiokę jedynie z legend. Powstawały one w Japonii, Tybecie, Chinach, Tajlandii czy Sri Lance; każdy z tych krajów miał swój wkład w ich rozwój. Tutaj ograniczę się do przedstawienia „klasycznej” wykładni jego życia zawartej w tekście Asiokavadana (Historia Asioki) zamieszczonym w buddyjskiej antologii legend Divyavadana. Mitologia miesza się tu swobodnie z faktami historycznymi. Co w nich jest prawdą, a co fikcją, badacze nie zawsze są w stanie rozstrzygnąć.

Według tego przekazu brzydki i nielubiany przez ojca Asioka, zabiwszy brata i dostawszy się na tron, wybudował miejsce, które można nazwać piekłem. Piękny pałac więzienie, który przepychem i bogactwem wabił nieszczęśników do środka; zgodnie jednak z ustaloną zasadą ci, którzy do niego weszli, nie mogli już wyjść. Cesarz, poszukując kata, znalazł go w osobie niejakiego Giriki, ojco- i matkobójcy.

Pałac cesarza był miejscem na tyle strasznym i na tyle zgodnym z buddyjskimi wyobrażeniami o piekle, że niektórzy sugerowali, iż Asioka sam musiał je kiedyś odwiedzić. Ale pewnego dnia wydarzył się cud: do pałacu wszedł mnich buddyjski Samudra i od razu trafił na tortury. Jednak jako prawdziwy buddysta znał źródło wszelkiego cierpienia i był od niego wolny (przypomnijmy, że Budda definiował oświecenie jako ustanie cierpienia).

Dowiedziawszy się, że więzień nie odczuwa bólu, Asioka przyszedł go zobaczyć. I zastał go, kiedy ten unosił się w powietrzu. Mnich zganił Asiokę za wzniesienie piekielnego pałacu i nakazał mu wybudować ­84 tys. buddyjskich stup (najprostszy typ sakralnej budowli buddyjskiej); zalecił też dbać o wszystkie istoty żywe. Od tej chwili Asioka przestaje być Asioką Niszczycielem (Czandasioką) i zaczyna być Asioką Sprawiedliwym (Dharmasioką).

Z raju do piekła

Resztę życia cesarz spędził na pielgrzymkach do miejsc związanych z życiem Buddy. Odwiedził m.in. drzewo Bodhi, pod którym książę Siddhartha doznał przebudzenia. Spotkał też tajemniczego mnicha Pindola Bharadvaja – świętego, który znał Buddę osobiście (dzięki mocom magicznym przedłużał swoje życie, by być żywym świadkiem nauk Buddy i móc głosić dharmę).

Kiedy Asioka był już stary i chory, przekazywał ogromne darowizny wspólnocie buddyjskiej. Ministrowie odmówili mu dostępu do skarbu w obawie, że wszystko wyda, cesarz zaczął więc oddawać swój osobisty majątek. A kiedy i tego mu zabroniono, odesłał mnichom ostatnią rzecz, jaką miał: połowę śliwki. Umarł z umysłem pogodnym, świadomy ulotności spraw ziemskich i nietrwałości władzy królewskiej.

Tekst Asiokavadana kończy się jeszcze jedną lekcją buddyjskiej prawdy o nietrwałości wszystkiego, co ziemskie. Daleki spadkobierca tronu Asioki król bramin Puszjamitra, który ostatecznie obalił dynastię Maurjów, miał okazać się wielkim wrogiem buddyzmu – przywrócił rytuał ofiarny, prześladował mnichów i niszczył wszystko, co zrobił Asioka.

 

Tego tekstu możesz również posłuchać w naszym dziale Multimedia.

 

Czytaj również:

Musisz zmienić swoje życie
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Złap oddech

Musisz zmienić swoje życie

Tomasz Stawiszyński

Ja i ty boimy się o naszą kruchą naturę i na rozmaite sposoby dążymy do osiągnięcia tężyzny koniecznej do przetrwania. Potrzeba przemiany, uodpornienia na niebezpieczeństwa, jakie przynosi życie, łączy nas wszystkich, bez wyjątku.

Podczas gdy rozmaici znani filozofowie rozprawiali w mediach o nader abstrakcyjnych sprawach, a roz­maici znani psycholodzy zajmowali się w tym samym czasie opowiadaniem o tym, co wynika z najnowszych neurona­ukowych badań, pewien cokolwiek zbyt pewny siebie jegomość wystąpił z przekazem, który natychmiast okazał się nieprawdopodobnym hitem.

Czytaj dalej