Bagno wciąga!
i
zdjęcie: Nova/ Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Bagno wciąga!

Tomasz Stawiszyński
Czyta się 8 minut

Dlaczego mokradła są jak nerki planety Ziemi, wyjaśnia biolog dr hab. Wiktor Kotowski w rozmowie z Tomaszem Stawiszyńskim.

Tomasz Stawiszyński: Widziałeś kiedyś potwora z bagien?

Dr hab. Wiktor Kotowski: Nigdy na własne oczy. Ale przypuszczam, że kiedy razem ze współpracownikami wracamy z badań terenowych, wyglądamy jak potwory z bagien.

Co się właściwie na tych bagnach dzieje?

Bardzo wiele, to w końcu najbogatsze ekosystemy. Ale zacznijmy od pożytków dla człowieka. Zanim woda, która spadła w postaci deszczu, trafi do rzeki i wraz z nią do morza, przepłynie najpierw przez glebę i dostanie się do bagiennej strefy przejściowej między lądem a wodą – czyli na mokradło. Wszystko, co woda niesie ze sobą, może być przez mokradło wchłonięte i przefiltrowane. Pomyśl, jak bardzo zanieczyszczamy środowisko – mówię tu zwłaszcza o nawozach – bo bez opamiętania nasycamy je fosforem i azotem. Przeżyźnienie biosfery jest jednym z największych dla niej zagrożeń. Kiedy to wszystko trafia do rzek i mórz, wywołuje zakwity glonów, co z kolei powoduje deficyty tlenu – niekiedy prowadzące nawet do śnięcia ryb. Bagna nadrzeczne mogą temu dość skutecznie przeciwdziałać.

Działają jak filtry?

Trochę tak. Mokradła nadrzeczne to jedne z najproduktywniejszych ekosystemów na Ziemi. Rosnące tam rośliny są w stanie wchłonąć nawozy, które spływają z terenów rolniczych. Bakterie na mokradłach rozkładają azotany, przetwarzając je w azot cząsteczkowy, dzięki czemu przedostaje się z wody do atmosfery. Mokradła mogą też zatrzymać i zaabsorbować pestycydy czy herbicydy. Są więc taką naturalną oczyszczalnią. Każda woda słodka, z której korzystamy, przeszła przez jakieś mokradła – i jej jakość od nich zależy. Również rzeki w stanie naturalnym mają ogromną zdolność do samooczyszczania, dzięki bogactwu życia w nich – rośliny i zwierzęta wykorzystują substancje niesione przez wodę, wbudowując je w swoje tkanki, wprowadzają do obiegu w przyrodzie. Ale szczególnie ważne w oczyszczaniu wody są właśnie nadrzeczne bagna. Powtarzam często, że jeśli lasy są płucami planety, a rzeki krwiobiegiem, to mokradła są jej nerkami. Ich podstawowym zadaniem jest regulacja obiegu wody w przyrodzie i wyłapywanie z niej tego, co może wrócić na ląd. A my możemy to wykorzystać. Na przykład produkując kompost z roślin rosnących w mokradłach na terenach rolniczych, moglibyśmy wytwarzać nawóz do ponownego użyźniania pól, zastępując nawozy sztuczne. Kilka ośrodków na świecie bada już takie wykorzystanie mokradeł.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rozumiem filtrowanie i wyłapywanie substancji z wody. Ale mówisz, że mokradła regulują również jej obieg.

Tak, usunięcie mokradeł nie tylko pogarsza jakość wody, lecz także zaburza albo likwiduje całkowicie jej lokalny obieg.

I co wtedy?

Pustynnienie. Mokradła i lasy przenoszą klimat wilgotny, podobny do nadmorskiego, w głąb lądu, dzięki temu, że woda paruje z nich i trafia do atmosfery. Im bardziej gleba jest wysycona wodą, tym wyższe parowanie z podłoża, a im większe zagęszczenie roślin – tym intensywniejsze parowanie wody przez ich aparaty szparkowe. W mokradłach maksymalizują się oba procesy. To dlatego w okolicach podmokłych częściej padają deszcze, regularnie zdarzają się mgły. Ten efekt przenosi się na całe regiony. Parowaniu towarzyszy też pobieranie energii z otoczenia, więc obszary obfitujące w mokradła mają chłodniejszy mikroklimat niż podobnie zlokalizowane rejony suche. Niszczenie mokradeł prowadzi do ocieplenia i spadku wilgotności klimatu.

Jeśli nie mamy lokalnego obiegu wody, panuje susza, którą przerywają tylko rzadkie, intensywne deszcze, przenoszone z masami powietrza znad mórz. Ochrona i naprawa bagien to znakomity sposób adaptacji do zmian klimatu. Pomaga nam także zmniejszać skutki wywołanego przez nas efektu cieplarnianego.

Czyli mokradła wpływają też na globalne zmiany klimatu?

I to bardzo znacząco. W skali globalnej szczególnie ważnymi regulatorami klimatu są torfowiska – najbardziej skoncentrowane magazyny węgla organicznego na Ziemi. Torf powstaje z martwej nierozłożonej materii organicznej. Jego pokłady na starych torfowiskach mają kilkanaście metrów grubości. To jest unieruchomiony węgiel – usunięty na długo z obiegu w przyrodzie. Dziś naukowcy poszukują technik wyłapywania dwutlenku węgla z atmosfery, by ograniczyć efekt cieplarniany – a torfowiska to właśnie robią. I robiły przez miliony lat. Wszystkie paliwa kopalne, które spalamy – ropa, węgiel, gaz ziemny – są właśnie produktami akumulacji węgla w torfowiskach, przeobrażeń biomasy. Dzięki energii słońca dwutlenek węgla trafia do tkanek roślinnych, a dzięki bagnu może pozostać w glebie. Torfowiska mają więc ogromny potencjał usuwania węgla z atmosfery, a to z kolei wpływa na klimat. Można to łatwo prześledzić – masowy rozwój torfowisk zawsze wiązał się z okresowymi ochłodzeniami klimatu. W karbonie na przykład taka właśnie eksplozja torfowisk – dzięki którym mamy dzisiaj węgiel kamienny – wiązała się ze stosunkowo szybkim spadkiem zawartości dwutlenku węgla w atmosferze i w rezultacie spadkiem średniej temperatury o kilka stopni Celsjusza. Torfowiska są efektywnymi oziębiaczami klimatu.

Co w sytuacji globalnego ocieplenia wydaje się szczególnie istotne.

Oczywiście. Obecnie torfowiska zajmują 3% powierzchni lądów, a zawierają jedną trzecią węgla organicznego zawartego we wszystkich glebach świata. To dwa razy więcej węgla niż w całej biomasie lasów na świecie. Trzeba jednak pamiętać, że akumulacja torfu to proces bardzo powolny. W skali globalnej pozwala zaabsorbować i wycofać z obiegu około 1% węgla z naszych emisji – z przemysłu, transportu i energetyki. Torfowiska nie uratują nas więc przed ociepleniem. Nie ma innego sposobu niż drastyczne zmniejszenie wykorzystania paliw kopalnych, a docelowo ich wyeliminowanie. Ale dbając o torfowiska i chroniąc je przed osuszaniem, przede wszystkim zachowujemy zasoby węgla, które spotęgowałyby ocieplenie, jeśli zostałyby uwolnione do atmosfery. Pamiętajmy, że obecnie 20% powierzchni torfowisk na całym świecie to torfowiska osuszone. W Europie Zachodniej to ponad 90% powierzchni, w Polsce – ponad 80%. Te osuszone torfowiska dokładają się bardzo znacząco do negatywnych zmian klimatycznych.

W jaki sposób?

To bardzo prosty mechanizm. Osuszony torf zaczyna się momentalnie utleniać, emitując dwutlenek węgla do atmosfery. Osuszone torfowisko przestaje być bagnem – materia organiczna wraca do obiegu jak w każdym innym ekosystemie. Dwutlenek węgla pochodzący z osuszonych torfowisk odpowiada 6% światowej emisji ze spalania paliw kopalnych. W Polsce jest to około 10%. Zdecydowanie musimy przestać osuszać mokradła. To pierwszy krok. Woda jest naszym sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Po drugie, musimy naprawić te bagna, które zniszczyliśmy.

A jak się właściwie odtwarza bagna? Zalewa się wodą jakiś teren – i mokradło gotowe?

Podstawowa metoda to zatykanie rowów, które zostały wykopane, żeby osuszać torfowiska. Technicznie jest to dosyć proste, ale w rezultacie nie uzyskujemy ekosystemów działających tak samo, jak te sprzed osuszenia. Sam wzrost poziomu wody – powtórne zabagnienie – hamuje wprawdzie emisję dwutlenku węgla z osuszonego torfu, ale z jakichś powodów – nie do końca wciąż je znamy – zwykle nie udaje się przywrócić akumulacji, spowodować tworzenia nowego torfu. Najprawdopodobniej ponowne „skompletowanie” całego ekosystemu – roślin, grzybów, mikroorganizmów – funkcjonującego jak pierwotne torfowisko zajmuje wiele lat,a nawet dziesięcioleci.

Jeszcze trudniejsze jest odtwarzanie różnorodności biologicznej typowej dla torfowisk. Wiele z nich to ekosystemy mało zasobne w substancje pokarmowe, mało żyzne, choć wyjątkiem są wspomniane mokradła nadrzeczne. W przyrodzie im mniej żyzna gleba, tym większe bogactwo gatunkowe i zwykle lepsze szanse przeżycia gatunków rzadkich. Wiąże się to z wysoką konkurencyjnością na żyznych obszarach, wskutek której znaczna część gatunków zanika. Gdy osuszano torfowiska na potrzeby rolnictwa, chodziło nie tylko o pozbycie się wody, lecz także o zwiększenie żyzności gleby – rozkładający się torf uwalniał azotany i fosforany wykorzystywane przez rośliny uprawne. Kiedy po latach eksploatowania rolniczego zdegradowane torfowiska ponownie nawadniamy, powstają bagna bardzo żyzne i wysoko produktywne – niedające raczej szans osiedlenia się gatunkom słabym konkurencyjnie.

Samo odtwarzanie mokradeł jest więc stosunkowo proste. Natomiast zmniejszanie żyzności na obszarach, które kiedyś były mokradłami, wymaga bardziej zaawansowanych działań?

W tym celu stosuje się na przykład usuwanie wierzchniej, przeżyźnionej warstwy gleby. Można też zdać się na czas – po kilkuset latach torfowisko najprawdopodobniej samo zmniejszy swoją żyzność, o ile uda nam się odtworzyć procesy bagienne. Ale z tej dużej produktywności ponownie nawodnionych bagien można też korzystać, np. zbierając biomasę z roślin szuwarowych i wykorzystując je do produkcji wspomnianego kompostu albo energii – pelletu czy biogazu. W ten sposób znów włączamy mokradła w walkę ze zmianami klimatu – jako źródło energii odnawialnej.

Co najbardziej szkodzi mokradłom? Polityka?

Krótkowzroczne myślenie o przyrodzie i jej eksploatacji. Od lat 70.  wiemy, jak szybko degradują się ekosystemy. W 1971 r. podpisano konwencję o ochronie mokradeł, a w 1972 r. opublikowano raport Klubu Rzymskiego ostrzegający nas przed konsekwencjami wyczerpania zasobów. Tymczasem wciąż w rabunkowy sposób eksploatujemy środowisko, nie przejmując się, że tempo ich odtwarzania jest znacznie niższe niż ich niszczenia. Mokradła znikają najszybciej ze wszystkich ekosystemów – a wraz z nimi zasoby słodkiej wody, ochrona przed naturalnymi katastrofami i ostatnie ostoje dzikiej przyrody. Politycy są ślepi na te fakty, bo społeczeństwo jest bardzo mało świadome wartości przyrody. Poza tworzeniem rezerwatów i zatykaniem rowów konieczna jest więc praca u podstaw. Musimy nauczyć się czerpać korzyści z mokradeł, ale przy zachowaniu zasady zrównoważonego rozwoju i niewywieraniu znaczącej presji na ekosystem. Ważne jest zarówno zachowanie „potencjału” ekosystemu do zapewniania „usług” dla przyszłych pokoleń – np. oczyszczania wody –  jak i podtrzymanie różnorodności biologicznej.

„Różnorodność biologiczna” – to brzmi dość uczenie…

Chodzi po prostu o zachowanie wszystkiego, co żyje na danym terenie – naturalnego bogactwa gatunków i ich wewnętrznego, genetycznego zróżnicowania. Od tego zróżnicowania gatunków zależy funkcjonowanie ekosystemów.

A nie jest tak, że człowiek od samego początku swojego istnienia zawsze eksploatował do oporu wszystkie ekosystemy?

Pewnie tak. Ale kiedyś ludzie mieli chyba większą świadomość, że zależą od przyrody. Dzisiaj wygląda na to, że o tym zapomnieliśmy. Ostatnie kilkadziesiąt lat to był czas inżynierii środowiskowej, w myśl której możemy środowisko „zaprogramować” pod nasze potrzeby.

A nie możemy?

Nie, bo ekosystem jest zbyt skomplikowanym układem, żebyśmy mogli skutecznie kontrolować jego funkcjonowanie bez powodowania degeneracji całego systemu. Z mokradłami jesteśmy bardzo silnie związani. Gospodarczo i cywilizacyjnie. Od zawsze zapewniały nam wodę, pożywienie, umożliwiły rozwój rolnictwa, chroniły przed wrogami. I nie poradzimy sobie też bez nich w przyszłości. Melioracja, eksploatacja, osuszanie wód gruntowych, tworzenie terenów rolnych – wszystko to spowodowało, że obecnie w wielu rejonach świata, np. w Europie, mokradła istnieją w zasadzie w stanie szczątkowym. Żeby chronić to, co zostało, i stworzyć warunki do odtwarzania mokradeł, musimy przewartościować ich postrzeganie w społeczeństwie. Sprawić, by słowa „bagno” czy  „mokradło” zaczęły kojarzyć się pozytywnie. W mojej pracy najwięcej optymizmu i satysfakcji daje mi pokazywanie bagien ludziom, którzy ich nie znali, i zarażanie zachwytem nad nimi, przekazywanie pasji do ich ochrony.

I to się udaje?

Tak. Bagno wciąga!
 

Czytaj również:

Drzewolubność
i
zdjęcie: Casey Horner/Unsplash
Ziemia

Drzewolubność

Michał Książek

„Mężczyzna i kobieta
Są jednym.
Mężczyzna i kobieta i kos
Są jednym”.

I

Sosna

Samotna sosna w polach pod Bielskiem. Nie mogę się nadziwić, jak dobrze inicjuje przestrzeń. Gdyby nie drzewo, nie zdawałbym sobie z przestrzeni sprawy. Jest bodźcem i pokusą dla percepcji. Uzmysławia całość i jej oś. Wejście na pola. I wyjście. I te wszystkie niespodziewane rodzaje odległości. Jak ode mnie do czarnej kropki kosa. Granice i miedze. Wraz z efemerycznym tworem jakim jest miejsce. Wszędobylskie choć niespodziewane, panobecne. Drzewo to miejsce, gdzie upadło nasiono.

Czytaj dalej