Żegnaj, Papciu!
i
zdjęcie: Henryk Jerzy Chmielewski, Wikipedia CC BY-SA 2.0
Opowieści

Żegnaj, Papciu!

Łukasz Chmielewski
Czyta się 9 minut

Nocą z 21 na 22 stycznia 2021 r. w wieku prawie 98 lat zmarł polski grafik, rysownik i publicysta Henryk Jerzy Chmielewski. Fani komiksów zapamiętają go przede wszystkim jako Papcia Chmiela, autora popularnej serii o przygodach szympansa i dwóch harcerzy.

Odszedł twórca Tytusa, Romka i A’Tomka, artysta, który zmienił polską kulturę. Henryk Jerzy Chmielewski (1923–2021) na długo przed śmiercią napisał sobie epitafium: „Rysował Tytusa – już się nie rusza”, stanowiące humorystyczne credo jego twórczości.

Harcerz i akowiec, który walczył w powstaniu warszawskim, a przede wszystkim grafik oraz twórca ikonicznych bohaterów polskiego komiksu: Tytusa, Romka i A’Tomka, uwielbianych przez kolejne pokolenia Polaków. Na sukces Chmielewskiego złożyły się zarówno osobowość oraz talent, jak i trochę szczęścia.

Jako rysownik debiutował tuż po wojnie, w 1947 r. Otrzymał wtedy za zadanie dokończyć serię komiksową przerysowywaną ze szwedzkiej gazety, gdy nie dotarła ona na czas do redakcji. Dekadę później, już po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, wymyślił postacie dwóch harcerzy, którzy w rakiecie kosmicznej spotykają szympansa i postanawiają go uczłowieczyć. Peerelowskie władze traktowały jednak komiks jako przejaw zgniłego kapitalizmu, demoralizujący dzieci, przez co historyjkom obrazkowym trudno było się przebić na łamy prasy. Dopiero gdy ZSRR wystrzelił w kosmos sztucznego satelitę, w redakcji „Świata Młodych” na gwałt zaczęto szukać jakiejkolwiek opowieści o podobnej tematyce. W efekcie komiks Chmielewskiego trafił do wydziału prasowego KC PZPR i ponoć bardzo się spodobał synowi jednego z dygnitarzy. Od tej chwili poszło już gładko. Mistrz napisał dwie książki autobiograficzne, narysował 31 albumów i 10 książek obrazkowych z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. Ukazały się również dwa albumy zbierające przygody tria publikowane w „Świecie Młodych”. Posługiwał się pseudonimem Papcio Chmiel. Wymyślił go po to, by odróżnić się od rysownika Henryka Chmielewskiego, z którym nieustannie go mylono (raz nawet dostał jego wynagrodzenie), a także po to, by występować jako jedna z postaci w swoich komiksach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pionier

Ojciec komiksu, który zmienił polską kulturę – tak najkrócej i najtrafniej można opisać dokonania Chmielewskiego. Po pierwsze stworzył trio charyzmatycznych i wyrazistych bohaterów, na których przygodach wychowało się kilka pokoleń Polaków. Po drugie udowodnił, że w publikacjach dla dzieci można połączyć zabawę z nauką, by zachęcić młodzież do zadawania pytań i do własnych poszukiwań. Po trzecie potrafił umiejętnie balansować między rzeczywistością (harcerstwo, szkoła) a fantastyką (niezwykłe pojazdy, podróże w czasie i przestrzeni) i nadać swoim opowieściom uniwersalny wymiar. Po czwarte zrewolucjonizował komiks jako gatunek, stawiając na ilustracje z dymkami. Popularne w międzywojniu serie obrazkowe, ukazujące się na łamach europejskich gazet, miały bowiem formę obrazka z podpisem, jak w komiksach o Koziołku Matołku. Dymki to tradycja amerykańska, która z czasem przyjęła się na całym świecie, a w Polsce jej pionierem i propagatorem był właśnie Chmielewski.

Charakterystyczni bohaterowie oraz ich zabawne przygody to dopiero pierwszy krok do sukcesu, kolejnym była pracowitość. Pierwsze 16 albumów Papcio Chmiel wydał rok po roku. Był świetnym grafikiem, potrafiącym operować zarówno czarną kreską, jak i kolorem. Jego prace nawiązywały do tradycji ilustracji prasowej. Mistrz nie starał się odwzorowywać rzeczywistości, ale filtrował ją przez własną wrażliwość. Świetnie opowiadał obrazem. Jego pierwsze komiksy są awangardowe graficznie. Niemal z kadru na kadr zmienia się ich stylistyka – z bardziej umownej, nieco plakatowej przechodzi w rysunek szczegółowy. Chmielewski nie bał się przerysowania, operował skrótem i symbolem, zaznaczając tylko niektóre elementy w kadrze. Jego celem była opowieść i podkreślenie tego, co istotne oraz nowe (jako informacja) w danym obrazku. Na tle amerykańskich i frankofońskich produkcji komiksowych współczesnych Tytusowi, Romkowi i A’Tomkowi, utrzymanych przeważnie w stylistyce realistycznej lub cartoonowej, prace Chmielewskiego wydają się offowe.

Papcio Chmiel nie miał sobie równych. Jego małpa bez problemu wygrywała walkę o rząd dusz z kapitanem Żbikiem, a także innymi propagandowymi postaciami, z kolei Kajko i Kokosz oraz Kleks zostali wymyśleni znacznie później. Akuszerem tego ostatniego był sam Chmielewski, który zdradził zaczynającej pracę w „Świecie Młodych” Szarlocie Pawel przepis na kasowy komiks: magiczny stworek i ludzcy bohaterowie. Albumowe przygody Tytusa, Romka i A’Tomka stały się hitem komercyjnym w PRL-u. Poszczególne księgi miały po kilka wydań, a łączne nakłady wynosiły po 200–400 tys. egzemplarzy. Po 1989 r., kiedy polska popkultura nie wytrzymała starcia z zalewem zachodnich produkcji, nakłady Papcia spadły dziesięciokrotnie, ale jego stare komiksy nadal cieszyły się popularnością, on sam zaś tworzył kolejne tytuły. Ostatnia książeczka o dwóch harcerzach i szympansie pomagających Mieszkowi ochrzcić Polskę ukazała się kilka dni po śmierci Mistrza.

Dwóch takich i małpa

Postacie bohaterów oparł Chmielewski na klasycznych wzorcach komediowych i przeciwieństwach. Romek jest wysoki i chudy oraz ma bujną jasną czuprynę, bardzo podobną do tej, którą nosił sam Papcio. Pomaga on niskiemu, krępemu A’Tomkowi o zapędach kierowniczych. A’Tomek to trochę kujon, bo tworzy wynalazki, a trochę samozwańczy nadzorca niewolników. Obaj uczłowieczają Tytusa, czyli gadającego szympansa. W wersji gazetowej spotykają go w kosmosie, a w wydaniu książkowym Papcio rozlewa na kartkę tusz i tak powstałą plamę, która przypomina mu małpę, nazywa na pamiątkę Tytusem. Szympans jest sprytny, zabawny i zachowuje się niczym rozbrykany chłopak. Nie da się go nie lubić. To szczery, prostolinijny bohater, który ma w sobie ogień buntu. Relacje między tymi trzema postaciami odwołują się do zasad funkcjonowania społeczeństwa, dzięki czemu dobrze pokazują ścieranie się interesów poszczególnych grup oraz okreś­lone postawy i zachowania. Ten symboliczny wzorzec jest jednym z filarów sukcesu komiksów, które dzięki uniwersalnym archetypom starzały się powoli i były czytelne dla kolejnych pokoleń. Chmielewski czuł jednak upływ czasu i próbował dostosować bohaterów do nowych realiów (Tytus został kibicem, wstąpił do NATO) lub zmienić im charakter (np. wtedy, gdy Tytus się ożenił). Pod koniec życia Papcio Chmiel porzucił bardziej czasochłonny (i wymagający rysowania mniejszych obrazków) komiks na rzecz całostronicowych ilustracji z tekstem (tworzonych w formacie A3), które ukazywały się jako książki obrazkowe. Dominowała w nich tematyka historyczna, a postacie nie podlegały upływowi czasu.

Chmielewski umiejętnie łączył prawdę ze zmyśleniem. Jego bohaterowie mieli świadomość własnej fikcyjności i zwracali się wprost do czytelników, sam autor zaś wcielał się w postać komiksowego Papcia Chmiela i nieraz popychał akcję do przodu. To „burzenie czwartej ściany” zacierało granicę między książką a czytelnikiem i pomagało stworzyć spójny świat, co podkreślały dodatkowo interaktywne elementy, takie jak gry planszowe czy instruktaże (np. jak zrobić czapkę malarską). Pracom Mistrza można dziś jednak zarzucić nie tylko propagandowy charakter, lecz także zmaskulinizowany, szowinistyczny świat. Nie ma tam dziewczyn ani kobiet (dopiero w XVIII księdze pojawia się Asizo, czyli kubistyczna Zosia) i dominuje męski punkt widzenia, choć jest to raczej zarzut wobec ówczesnego świata niż do samego Papcia.

Twórca serii nosił obcisłe skórzane spodnie, luźne barwne koszule i obszerne kapelusze, spod których wystawała biała lwia grzywa. Nie pasował do czasów, w których żył. Tytus, główny bohater komiksów, stanowił do pewnego stopnia jego alter ego. Pokazywał, że można być innym, inaczej wyglądać i się zachowywać. Stanowił obcy element, rozsadzający zastane struktury. Udowadniał, że da się funkcjonować poza systemem. Tytusowi wiele jednak wybaczano, bo był małpą, która chciała zostać człowiekiem. Artyście też się zwykle wiele wybacza. Ta antysystemowość Chmielewskiego przejawiała się także na poziomie grafiki, ponieważ operował on awangardową kreską, charakterystyczną raczej dla pozycji niezależnych niż dla humorystycznych komiksów dla dzieci.

Genialna spuścizna

Za klasykę uważa się pierwsze 18 książeczek, wydanych w PRL-u w poziomym układzie. Do tej listy śmiało można dodać dwa kolejne albumy opublikowane już po przełomie 1989 r. (pionowy format). Papcio dociągnął serię do 31. numeru. Później przyznał, że jest już zbyt stary i nie wie, jakim językiem posługuje się współczesna młodzież, dlatego akcję swoich najnowszych prac osadził w realiach historycznych, takich jak odsiecz wiedeńska czy chrzest Polski. Pierwsze księgi miały narzuconą przez wydawcę tematykę – harcerstwo, wojsko czy przepisy ruchu drogowego – a później zostały przerysowane z myślą o tym, by pozbawić je propagandowego wydźwięku. Ale nawet w tych pierwotnych wersjach pojawiały się kadry z aluzjami komentującymi ówczesną rzeczywistość, np. „– Panowie, zmiana, już dwie godziny pukam! – Nie narzekaj, pukasz dla dobra ogółu”. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że broni się przynajmniej kilkanaście albumów, a za najlepsze uznaje się te z numerami od VII do XIX. Sam autor najwyżej cenił książeczkę Tytus aktorem (nr XIX), w której zawarł osobiste wspomnienia z przedwojennej Warszawy.

Komiksy Chmielewskiego to kopalnia grepsów i scenek rodzajowych o wielopoziomowym humorze. Choć żarty komentowały bieżącą rzeczywistość, zawsze były osadzone w konkretnej sytuacji fabularnej, przez co nie straciły na aktualności. Sam Mistrz jako 90-latek zaprosił czytelników na swój pogrzeb w dniu 7 czerwca 2023 r., gdyż zamierzał dożyć setki… Do kanonu z pewnością należą następujące cytaty: „Myślałem i wymyśliłem bezmyślnik ~. Stawiać się go będzie przed zdaniem niemającym sensu” (Tytus siedzący na kamieniu w XII księdze), „Precz z preczem” (Tytus gada przez sen w XVI księdze) czy „– Czytałeś Norwida? – A kto go napisał?” i „Rzuciłem palenie. Ojciec podbierał mi fajki” (na dyskotece w księdze XVII) oraz „Aby nam się dzieci nie czepiały rakiet!” (Romek i A’Tomek wznoszą noworoczny toast w księdze XVI). Ale i te mniej znane są równie dobre. W księdze XVI Tytus trafia do pomieszczenia w redakcji, w której stoi osobliwa instalacja w kształcie dłoni z wyciągniętym palcem wskazującym. Po drabinie wchodzi się do sterczącego palca, żeby wyssać z niego informacje i napisać fake news. W tym samym albumie pojawia się wątek amorka, któremu w locie wypadają skrzydła niczym Ikarowi. Skuteczność zarekwirowanych bożkowi strzał harcerze sprawdzają na dwóch bijących się chłopakach. Ugodzeni w tyłki delikwenci deklarują przyjaźń i się obejmują, a wokół unoszą się czerwone serduszka. Trzeba przyznać, że to dość odważna i wieloznaczna scena jak na 1981 r. (i 450 tys. egzemplarzy nakładu).

Co ciekawe, prace Mistrza z czasem zyskiwały nowy, zaskakujący kontekst i nabierały dodatkowych znaczeń. Najlepszym przykładem jest księga XVIII, w której pojawiają się słynne schody donikąd – Tytus kwituje je stwierdzeniem, że „to przecież niepraktyczne i idiotyczne”. Wchodzi na nie procesja kubistycznych ludków ze sztandarami, po czym wszyscy spadają ze szczytu niczym lemingi z urwiska, skandując: „Rytm, symbol, znak. Op-pop-art!”. Te schody do złudzenia przypominają pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej zaprojektowany przez Jerzego Kalinę, co okazuje się dziś o tyle zabawne, że Papcio był członkiem komitetu honorowego poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.

Wspomniany przeze mnie album jest ponadto świetnym przykładem wyczucia i wszechstronności Chmielewskiego w podejściu do twórczości dla dzieci. Fabuła zajmująco i efektownie łączy historię malarstwa z sensacyjną przygodówką. Znane obrazy stają się tu portalami do światów utrzymanych we właściwej dla tych dzieł stylistyce, a dzięki temu – okazją do dyskusji o sztuce. W płótnach mistrzów abstrakcji panuje np. terror deformacji, z kolei wejście Tytusa do świata Babiego lata Chełmońskiego kończy się chłopskim buntem. W finale szympans tworzy nowy kierunek malarski zwany dezooizmem, który polega na malowaniu obrazu z fragmentów innych dzieł, ale do góry nogami i w odmiennym kolorze. W ostatnim kadrze tego albumu Tytus odchodzi z odkubizowaną Zosią, żeby pokazać jej piękno świata… Papcio też odszedł. Żegnaj, Mistrzu!

Czytaj również:

Urodziny profesora Filutka
i
Profesor Filutek autorstwa Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Doznania

Urodziny profesora Filutka

czyli krótka historia historyjek obrazkowych
Zbigniew Lengren

Chociaż obrazkowe przekazywanie zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości sięga zapewne epoki jaskiniowej, a rysunek długo zastępował pismo (być może w owych czasach synek odrabiający zadanie domowe pytał ojca: „tato, polowanie pisze się przez jednego czy przez dwa jelenie?”), to historyjka obrazkowa w dzisiejszym pojęciu niedługą ma historię.

Opowiastki w obrazach z tekstami pod rysunkami (także wierszowanymi) pojawiły się jeszcze przed pierwszą wojną światową, jednak dopiero po drugiej sięgnęły po nie częściej tygodniki i tanie wydawnictwa broszurowe. U nas w okresie międzywojennym ukazywały się przygody Pata i Patachona (filmowych postaci seryjnej duńskiej komedii), Rinaldo Rinaldiniego i innych bohaterów literatury zwanej brukową. Największą jednak popularność zyskały sobie przygody „Koziołka Matołka” rysowane przez Mariana Walentynowicza z wierszykami Kornela Makuszyńskiego. Były jeszcze w wykonaniu tych autorów przygody małpki Fiki-Miki („Fiki-Miki dalsze dzieje, kto to czyta, ten się śmieje”). Makuszyński użyczył też swego pióra postaci Pana Hilarego, który jednak jakoś kariery nie zrobił i zginął przez kobietę, który to fakt Makuszyński skwitował wierszykiem: Dzięki takiej głupiej flądrze pan Hilary zmarł niemądrze.

Czytaj dalej