Zdjęcie, które było nagłówkiem
i
Adam Lach, Napo Images Warszawa. Uczestnicy protestów zorganizowanych przeciwko reformom polskiego sądownictwa. 24 lipca 2017 r.
Przemyślenia

Zdjęcie, które było nagłówkiem

Joanna Kinowska
Czyta się 5 minut

Został nam już tylko jeden ogólnopolski konkurs fotografii prasowej. Jeszcze rok temu mieliśmy, przez wiele zresztą lat, BZ WBK Press Foto. Jeśli ktoś był niepocieszony werdyktami jednego, wyglądał nagród drugiego konkursu. Zwykle ogół nie zgadzał się z wynikami żadnego z nich. Teraz jest prościej, mniej zdjęć do obejrzenia. Kiedy jednak większość fotografii z konkursów prasowych nie jest wcześniej publikowana (poza Internetem i stronami autorów), to brak jednego konkursu dokuczliwie boli. A ten jeden, co został, urasta do rangi wyroczni. Tym bardziej trzeba się mu przyjrzeć.

Dla tych z Państwa, którzy na co dzień nie siedzą w fotografii prasowej, wspomnę, że istnieje właściwie jeden konkurs światowy, medialny i widzialny: World Press Photo. To korona konkursów, marzenie każdego reportera. Grand Press Photo nie tylko z nazwy naśladuje go od lat. Przewodniczącym jury jest zwykle jeśli nie laureat zdjęcia roku z WPP, to przynajmniej kilkakrotny zwycięzca pomniejszych w nim nagród. W tym roku był nim Stefano de Luigi, fotograf z Agencji VII. Regulamin i kolejne zmiany w kategoriach wprowadzone zostały w ślad za WPP. Do czasu. Do tego roku. Na szczęście (i oby do tego nigdy nie doszło) organizatorzy polskiego konkursu nie pozbyli się najbardziej oczywistej kategorii fotoreporterskiej – życie codzienne.

Warto dodać jeszcze jeden drobiazg. W World Press Photo czasem zdobywają tytuł „zdjęcia roku” fotografie, które sprawiają wrażenie, jakbyśmy już gdzieś je widzieli. Coś jest na rzeczy. Skojarzenia i nawiązania do czegoś znanego niejednokrotnie wygrywały. Im więcej malarstwa, światła i plastyki, ale także bezpośredniego powiązania, np. z pietą albo z Madonną, tym sukces pewniejszy, bardziej murowany. Czemu to tak istotne? Adam Lach wykonał zdjęcie pod pałacem prezydenckim, portert dziewczyny, która trzyma polską flagę. Unosi się przy tym i wyrasta nad tłum. Widzicie to, oczywiście, Eugène Delacroix i Wolność wiodąca lud na barykady. Wygrywa zatem zdjęcie momentalnie kojarzące się. Zapadające w pamięć. Ponadto doskonale skomponowane. Każda głowa jest tam, gdzie trzeba, i od razu w ciekawym przekroju społecznym. Jakby ich ustawił, porozstawiał w studio. Majstersztyk! Nie ma co marudzić. A jednak, coś zastanawia.

Spróbujmy. Ćwiczenie dla każdego, kto ogląda gazety, tygodniki, przegląda informacje ze świata i z kraju. Dla tych, co w ogóle zwracają uwagę na zdjęcia. Nieprzesadnie, nie śledząc karier fotografów. Co widać? Prostotę widać. Ilustrację widać. Jest na zdjęciu dokładnie to, co w artykule obok. Albo lepiej, od razu w nagłówku. Z elementem dramatycznym, najlepiej szokującym. Wtedy się klika, wtedy się kupuje. Tak kiedyś komponowano jedynki – pierwsze strony, bo to one miały krzyczeć zza szyby w kiosku na przechodnia, żeby się zatrzymał i przejął. Ten wątek już jednak zawieśmy, bo zabrniemy tylko w niewesołe puenty, a nie o tym teraz.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zdjęcie w prasie musi być proste i zrozumiałe. Żadnych niuansów i dopowiedzeń. Widz nie umie przecież czytać. Jak jest mecz, to musi być piłka, żeby nikt nie pomylił przypadkiem dyscypliny. Jak jest polityk, to z miną, żeby go uwielbiać albo nienawidzić. Nie ma tu odcieni szarości. W większości.

Gdy były reportaże, kilka zdjęć na temat, to się autor (najczęściej fotoedytor jednak) mógł wysławiać – przykuć uwagę, prowadzić obrazem po historii. Miejsca na fotoreportaże kilkuzdjęciowe zabrakło już dawno. Właśnie dlatego tak ważne są te konkursy.

Wróćmy do ćwiczenia. Jaki obraz pan/pani pamięta z gazety, tygodnika? Zastanowił czy krzyczał? Przeglądałam ostatnio archiwum pewnego fotografa. Dokładnie, sesja po sesji, z kilku lat. To, co zrobił, nie to, co wybrano do publikacji. Zauważyłam, że każda sesja składa się z obowiązkowego prostego obrazu: człowiek i powód, dla którego jest w magazynie. Nauczyciel? To przy szkolnej tablicy. Malarz? To w pracowni z obrazem w tle. Prezes zarządu? No już wiecie jak. Najnudniejsze i najgorsze zdjęcia z sesji. Więc po co utalentowany człowiek idzie na sesję? Robi swoje, a zarabia najsłabszym zdjęciem. Bo widz przecież nie czyta. Kupuje, to dobrze, ale już nie oczekujmy, że będzie czytać.

Im prościej, tym lepiej. Tego uczą od lat. Jeśli musisz dopowiedzieć zdjęcie – to znaczy, że poległeś. Zawiodłeś czytelnika. Pomiędzy jest jednak cała skala szarości. 98 odcieni. Wypowiedzieć wprost, żeby czytelnik poczuł się obrażony? Czy wciągnąć go w oglądanie? Decyzje nie zależą ani od fotografów, ani tym bardziej od czytelników. I dlatego te konkursy są tak ważne. Bo można obejrzeć i pomyśleć.

Raz wygrywa frakcja zwolenników prostych zdjęć, innym razem zwolenników myślenia. Wracając do Lacha. To jest proste zdjęcie, ale trzeba chwilę podumać. Warto, znaczy się. Wygramy na tym, jeśli popatrzymy chwilę dłużej. Jest tam coś więcej niż flaga i dramatyzm. Jest emocja, którą trzeba poczuć. W pozostałych wynikach GPP w tym roku więcej czucia i myślenia. Nikt mnie nie uderzył łopatą, żebym zrozumiała. Są zdjęcia proste, ale nie prostackie. Są czytelne, ale nie dla analfabetów od razu. Są przejmujące portrety, bo tu było najsilniej: seria Bartka Jureckiego i jego górale Twardy jak skała, zwycięskie zdjęcie Michała Korty z uczestniczką czarnych marszów, zamyślony Tusk Dominika Wernera. Do poczucia i wejrzenia znakomite prace z życia codziennego – fotoreportaż Krzysztofa Gołucha o niepełnosprawnych pracujących w hotelu czy pojedyncze Adama Tuchlińskiego o punkowej miłości. Portrety uchodźców (Marcin Zaborowski) i polityków (Wojciech Grzędziński), zwykłych ludzi (Konstancja Nowina Konopka, Alicja Wróblewska) tak magnetyzujące i do poczucia. Nie trzeba ich tłumaczyć, wyjaśniać, dobijać jak onegdaj podpisy w MOCAK-u. Nawet krzykliwy tytuł do klikania nie jest potrzebny. Serio, po Delacroix jest jeszcze malarstwo. I są czytelnicy i widzowie, którzy mogliby chcieć więcej takich zdjęć na co dzień, nie tylko w dorocznym konkursie.

Wszystkie wyniki na stronach Grand Press Photo.  

Czytaj również:

Jak czytać fotografie?
i
Wystawa Bruno Barbeya, MNW 2024, fot. Wojciech Wieteska
Doznania

Jak czytać fotografie?

Wojtek Wieteska

Bruno Barbey swoimi zdjęciami przenosi nas w czasy, kiedy wierzyliśmy jeszcze w siłę i prawdę fotografii.

Wystawy monograficzne, zwłaszcza tego typu, nie należą do stałego elementu programu warszawskiego Muzeum Narodowego. Retrospektywa fotograficzna Bruno Barbey. Zawsze w ruchu okazała się szczególna – także z innych powodów: społecznych, ekonomicznych, politycznych, kulturowych. Wszystkie te aspekty mają swoje odzwierciedlenie w twórczości fotografa i wszystkie zbiegają się w jednym punkcie: opowiadają o kondycji człowieka. Dzieła tego artysty zamykają jeden z najważniejszych rozdziałów w historii fotografii. Ten, kiedy wierzyliśmy, że wydarzenie przedstawione naprawdę się wydarzyło.

Czytaj dalej