Polowania na czarownice, relikwie, papieżyce, milenijne niepokoje – takie rzeczy oglądałem parę tygodni temu na pierwszych wystawach pokazywanych przez odmrażające się warszawskie galerie. Cóż za średniowieczna tematyka – myślałem sobie wtedy – i doskonale komponująca się z poetyką zarazy.
Wrażenie, że w teraźniejszości jest coś osobliwie średniowiecznego, wzmocniło się tylko, kiedy wybrałem się do Centrum Sztuki Współczesnej na Żarty żartami – najszykowniejszą i najseksowniejszą wystawę, jaką można obecnie obejrzeć w stolicy, a być może i w całej Polsce.
Czy prać skarpety?
Na dobre i złe, Żarty żartami to wystawa nieprzewidywalna.
W jednym miejscu widzisz Wojciecha Manna, który jako Profesor Doktór Klemens Werner z kultowego Za chwilę dalszy ciąg programu, odpowiada na pytanie: „Czy prać skarpety?”.
Tuż obok wystawione są reprinty XIX-wiecznego klasyka Honoré Daumiera i nawiązania do Waltera Benjamina.
Całkiem niedaleko oglądamy archiwalne egzemplarze wywrotowego pisma „Antychryst”, wydawanego w carskiej Warszawie w dobie rewolucji 1905 r.
W jeszcze innym miejscu czekają barwne, homoerotyczne wycinanki chińskiego samouka używającego pseudonimu Xiyadie, pod którym zdobył rozgłos na gejowskiej scenie Pekinu lat dwutysięcznych.
Co będzie dalej? Dalej trzeba być gotowym na wszystko. Żarty żartami przypominają skarbiec kuratorów zbójników, w którym zgromadzone są łupy zdobyte w różnych krajach i różnych kulturowych zonach, rzeczy błyszczące od nowości i całkiem stare, wszystkie cenne, choć na różne sposoby i z różnych powodów. Kluczem do tego sezamu jest pojęcie satyry. To ona stanowi również energię napędzającą wystawę, która nonszalancko przemyka się