Zagadkowa śmierć poety
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Doznania

Zagadkowa śmierć poety

Fortunat Guzikowski
Czyta się 12 minut

Nieznany do niedawna szerszej publiczności poeta Ptolemeusz Kaligram zmarł w zagadkowy sposób. Policja i prokuratura nie prowadziły wcześniej podobnego dochodzenia. Czy to możliwe, że zgon miał ścisły związek z wierszem tego autora?

Historia wyszła na jaw po przekazaniu naszej redakcji części akt tej sprawy przez matkę Ptolemeusza Kaligrama, Martę Kaligram. Kobieta postanowiła ujawnić okoliczności śmierci syna, ponieważ – jak stwierdziła – twórczość Ptolemeusza zasługuje na rozgłos, a szczególnie jego ostatnie dzieło, z którym nierozerwalnie wiążą się opisane przez nas zdarzenia.

Zwłoki Kaligrama zostały znalezione w jego mieszkaniu około godz. 7.40, dnia 29 stycznia br. przez Alojzego Gulę, który sąsiadował z poetą. Zapytany o okoliczności odnalezienia ciała Ptolemeusza Kaligrama, odpowiada:

– Ptolemeusz uwielbiał akustykę naszej klatki schodowej, dlatego pogwizdywał za każdym razem, kiedy opuszczał mieszkanie lub do niego wracał. Wychodził zwykle około godz. 7.30, by zdążyć na 54 [autobus nr 54 – przyp. red.], odjeżdżający w stronę śródmieścia o 7.38. Jednak tego dnia nie słyszałem jego gwizdu, a zbiegiem okoliczności upuściłem na podłogę jajka zaraz po tym, gdy nabrałem ochoty na omlet. Poszedłem do Kaligrama, bo chciałem pożyczyć jajka. Pukałem do jego drzwi dość długo, zanim zdecydowałem się przekroczyć próg. Na szczęście były otwarte.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pan Gula zastał Kaligrama siedzącego nieruchomo przy biurku. Po stwierdzeniu, że ten nie oddycha, wezwał pogotowie, które po długiej akcji ratunkowej odstąpiło od czynności reanimacyjnych, stwierdzając, że zostały one wdrożone zbyt późno i nie ma już szans przywrócenia krążenia u pacjenta. Ponadto badanie źrenic wykazało zmiany świadczące o śmierci mózgu.

Na miejsce zdarzenia przybył również patrol policji, który od razu założył udział osób trzecich. Podkomisarz Jarosław Szuba, naczelnik nadzorujący wizję lokalną, wytłumaczył, że otwarte drzwi zawsze świadczą o możliwości udziału osób trzecich. Policjanci szukali oznak włamania i plądrowania mieszkania, ale wykluczyli taką opcję, co oznacza, że kradzież nie mogła być motywem zabójstwa. Nie znaleziono również śladów walki. Po wstępnych oględzinach na miejsce został wezwany lekarz bieg­ły, który miał stwierdzić, czy poeta umarł śmiercią naturalną, czy został zamordowany. Wezwano też grupę operacyjno-dochodzeniową, która zabezpieczyła ślady i sporządziła protokoły wizji lokalnej.

– Wyeliminowałem przyczyny o podłożu urazowym – informuje lek. med. Czesław Gradkowski – ciągłość skóry nie została przerwana w żadnym miejscu, nie znalazłem zasinień, układ kostny był nienaruszony. Wykluczyłem ostrą niewydolność oddechową spowodowaną duszeniem. Układ oddechowy był drożny, co wykluczyło uduszenie poprzez zadławienie ciałem obcym. W jamie ustnej nie znaleźliśmy obrzęków świadczących o silnej reakcji uczuleniowej. Policja szukała opakowań po lekach, ale ich nie znalazła. Na ciele nie było śladów kłucia igłami. Badałem jamę ustną także pod kątem oparzeń substancją żrącą, ale niczego nie zauważyłem. Oględziny utrudniał dodatkowo brak wypisów ze szpitala – nie wiedziałem, czy pacjent przechodził poważne choroby. Wszystkie zebrane przeze mnie dane wykluczały też możliwość samobójstwa. Pierwszy raz w mojej karierze nie wiedziałem, co o przyczynach śmierci powiedzieć prokuratorowi, który na podstawie mojej opinii decyduje, czy ciało oddać rodzinie, czy skierować je na dalsze badania w zakładzie medycyny sądowej. Byłem wtedy pewny, że dopiero analiza laboratoryjna i sekcja zwłok ujawnią przyczyny śmierci Ptolemeusza Kaligrama.

Cała historia wydała się jeszcze dziwniejsza, kiedy technik kryminalistyczny, działający w ramach grupy operacyjno-dochodzeniowej, odkrył, że wśród przedmiotów podejrzanych, istotnych dla sprawy, znalazła się tylko jedna rzecz. Nie było to, jak przypuszczał lekarz biegły, opakowanie po lekach świadczące o przedawkowaniu, tylko leżący na biurku denata rękopis.

– Znalazłem dwa teksty, z których pierwszy, 21-stronicowy, okazał się później konspektem drugiego, znacznie obszerniejszego, bo liczącego 241 stron – relacjonuje st. aspirant Adrian Błocki. – Przeczytałem konspekt, z którego wynikało, że Ptolemeusz Kaligram zaplanował swoją śmierć. Tekst wskazywał, że było to samobójstwo. O spójności obu rękopisów świadczył ten sam tytuł: Ostatni oddech, czyli epilog. Krótszy tekst zawierał dodatkowo podtytuł. Napisano w nim, że jest on planem ramowym. Pod tytułem konspektu zawarto jednostronicową pracę na temat strategii działania, która wprawiła nas wszystkich w zdumienie. Treść konspektu wskazywała na to, że Ptolemeusz Kaligram sam targnął się na swoje życie, ale zrobił to w niezwykle wyrafinowany sposób. Oba teksty zostały włączone do materiału dowodowego w celu dokładnego zbadania. Sprawa, jako bezprecedensowa, wydała się prokuratorowi szczególnie podejrzana, dlatego skierował on ciało Kaligrama do badań w zakładzie medycyny sądowej.

Spotkaliśmy się z patolożką sądową, dr. n. med. Elżbietą Ambroziewicz, by zapytać o jej fachową opinię na temat śmierci Kaligrama. Potwierdziła ona wcześniejsze doniesienia lekarza biegłego, który przeprowadzał wstępne badanie zwłok na miejscu zdarzenia. Oględziny zewnętrzne dały wynik ujemny. Dopiero oględziny wewnętrzne ujawniły patologiczne zmiany w ciele poety.

– Sekcja uwidoczniła krwawe wybroczyny na błonach surowiczych, to jest na opłucnej, na osierdziu i na otrzewnej – relacjonuje Ambroziewicz. – Towarzyszyło im przekrwienie narządów. Są to symptomy świadczące o niedotlenieniu organizmu, czyli o uduszeniu. Zwykle przyczyna tego stanu jest widoczna od razu, przy oględzinach zewnętrznych ciała. Jednak w przypadku śmierci Ptolemeusza Kaligrama takich oznak nie było, dlatego poddaliśmy jego ciało bardziej szczegółowemu badaniu. Myślałam wtedy, że odpowiedź uzyskamy po przeprowadzeniu badania histopatologicznego i chemiczno-toksykologicznego. Byliśmy bardzo zdziwieni, gdyż żadne z tych badań nie dało wyniku dodatniego – nie odkryliśmy ostrego stanu chorobowego ani otrucia, słowem: nie znaleźliśmy pierwotnej przyczyny zgonu, nie wiedzieliśmy, co było powodem uduszenia. Mogę jedynie stwierdzić, że jego śmierć była nagła. Wskazują na to obfite i rozległe plamy opadowe. Plamy opadowe powstają, gdy serce przestaje pompować krew. Spływa ona wtedy z powodu siły grawitacyjnej ku najniżej położonym partiom ciała, tworząc właśnie charakterystyczne ślady. Śmierć w agonii, długotrwała, powoduje, że plamy opadowe są skąpe i znacznie mniej wyraźne. Prokurator poinformował nas o utworze napisanym przez Kaligrama prawdopodobnie tuż przed zgonem, pytając jednocześnie, czy treść tego tekstu faktycznie mogła przyczynić się do śmierci. Dzisiaj już znam odpowiedź na to pytanie, ale wtedy mnie ono zaskoczyło. Zapytałam o szczegóły, lecz prokurator nie mógł mi ich zdradzić, bo znał jedynie mglisty zarys tego utworu. Ponadto powiedział, że tekst został utajniony ze względów bezpieczeństwa, dlatego nie mogę go przeczytać. Pracuję jako obducent 33 lata i nie spotkałam się wcześniej z podobnym przypadkiem. Wyjaśnienie tej sprawy leżało wtedy poza moimi kompetencjami.

Dlaczego treść Ostatniego oddechu, czyli epilogu została utajniona i o jakim wpływie tego utworu na zdrowie ludzkie informował prokurator prowadzący sprawę? Skontaktowaliśmy się z kierownikiem zespołu naukowców prowadzących badania powyższego utworu, by uzyskać odpowiedzi na te pytania. Prof. dr hab. n. med. Atanazy Rzeźnicki, kierownik katedry neurologii, który został wybrany na przewodniczącego zespołu badaczy próbujących ­rozwikłać kwestię Kaligrama, opowiedział nam o przebiegu badań wpływu Ostatniego oddechu, czyli epilogu na czytających ochotników. Na pytanie o rzekomą przyczynę śmierci poety odpowiedział oświadczeniem:

„Niestety, nie mogłem zapoznać się z treścią utworu Kaligrama z powodu niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą lektura. Przestudiowałem jednak konspekt, który wyznaczył kurs naszych badań. Z konspektu można się dowiedzieć, że poeta zaplanował samobójstwo i wykonał pewne czynności, które ostatecznie doprowadziły do jego śmierci. Nie możemy dowieść z całą pewnością, że Ostatni oddech, czyli epilog przyczynił się do zgonu Ptolemeusza Kaligrama, mamy jednak pewne przesłanki świadczące o takiej możliwości.

Tekst badanego dzieła został przeczytany w całości jedynie przez trzy osoby, nazwane przez nas kolejno A, B i C. Stało się to, zanim poemat trafił w nasze ręce. Tylko jedna z wyżej wymienionych osób doznała uszczerbku na zdrowiu po odczytaniu wiersza. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że tylko ona zrozumiała, przynajmniej częściowo, jego treść.

Późniejsze badania prowadzone przez literaturoznawców z naszego zespołu wykazały, że, faktycznie, osoba ta pojęła znaczenie poematu. Zespół literaturoznawczy pracował nad tekstem pośrednio, zbierając wywiad od badanych osób i podpierając się konspektem. U A wystąpiły zaburzenia psychotyczne zdiagnozowane przez psychiatrę z naszej grupy badawczej. Na dwie kolejne osoby, B i C, utwór nie wpłynął w żaden sposób. I B, i C oznajmiły, że nie zrozumiały czytanego tekstu. Przed przystąpieniem do eksperymentu otrzymaliśmy zatem wskazówkę, która okazała się pomocna w toku dalszego postępowania z badanymi przez nas ochotnikami.

W sumie do eksperymentu przystąpiło, oprócz wyżej wymienionych, 50 osób. Żadnej z nich nie pozwolono czytać utworu w całości. Tekst podzielono na wiele części o różnych długościach. Zabieg ten podyktowany był troską o zdrowie badanych. Przed przystąpieniem do eksperymentu ochotnicy zostali poinformowani o niebezpieczeństwie wynikającym z czytania utworu Kaligrama. Część z nich (14 osób) zrezygnowała z udziału w badaniu. U 11 osób poddanych próbom wystąpiły zaburzenia psychotyczne, a u 5 – afektywne dwubiegunowe. Należy przy tym zwrócić uwagę, że objawy zaobserwowaliśmy u badanych, którzy mniej lub bardziej zrozumieli przekaz utworu. U osób tych w trakcie lektury wystąpiły zaburzenia rytmu serca pod postacią częstoskurczów zatokowych naprzemiennych z bradykardią [obniżoną częstością bicia serca – przyp. red.] oraz zaburzenia oddechu i świadomości. Ośmioro ochotników straciło przytomność. Oprócz badania elektrokardiograficznego, które było tylko badaniem pomocniczym, zastosowaliśmy dwie metody sprawdzania czynności mózgu czytających – magnetoencefalografię oraz funkcjonalne obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego.

Wyniki badań grupy pierwszej, czyli tej, w której znalazły się osoby nierozumiejące utworu, nie były dla nas zaskakujące. Uzyskaliśmy typowe rezultaty. Aktywność mózgu i synchronizacja pomiędzy poszczególnymi ośrodkami były mniej nasilone w porównaniu z grupą drugą – grupą osób rozumiejących, choć w części, czytany przez nie tekst. Uważa się, że podwyższona aktywność neuronalna wraz z synchronizacją pracy poszczególnych obszarów mózgu jest procesem, który zachodzi w mózgowiu uświadamiającym sobie istotę dopływających do niego bodźców. Właśnie ten proces zaobserwowaliśmy u badanych z drugiej grupy – proces identyfikowania czytanej treści z jej odpowiednikiem w świecie zewnętrznym i wewnętrznym człowieka. Identyfikacja ta nastręczała większości czytających problem, ponieważ poemat Kaligrama zawiera rozbudowane metafory i porównania. Tylko osoby prawidłowo odczytujące tekst zadziwiły nas unikatową, nieobserwowalną wcześ­niej aktywnością psychiczną.

Ochotnicy byli na bieżąco badani przez zespół złożony z literaturoznawców i psychologów, którzy – o ile było to możliwe – zadawali im podczas lektury pytania. Udzielenie odpowiedzi przez niektórych badanych, szczególnie przez tych, którzy najbardziej ucierpieli w trakcie eksperymentu, nie zawsze było od razu możliwe. Dlaczego? Otóż kolokwialnie mówiąc, poemat wciągał ich tak bardzo, że świadomość otaczającego ich świata gasła. Badanie fMRI [funkcjonalne obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego – przyp. red.] wykazało bardzo niską aktywność części płata skroniowego reprezentującego słuch oraz części wzgórza odpowiedzialnego za przesyłanie informacji do partii powyższego płata w porównaniu z bardzo wysoką aktywnością płata czołowego oraz dwóch pól odpowiedzialnych za rozumienie i tworzenie wypowiedzi. Dodatkowo zauważyliśmy bardzo silne pobudzenie pierwszorzędowej kory wzrokowej wraz z pozostałymi ośrodkami odpowiedzialnymi za percepcję obrazu. Jednak aktywność ta była charakterystyczna dla aktu wyobrażenia i nie miała związku z odbiorem bodźców z otoczenia, gdyż nerwy wzrokowe pozostały nieme, co oznacza, że źródło pobudzenia nie znajdowało się w świecie zewnętrznym, tylko w czytanym tekście. Pobudzenie nerwów wzrokowych wracało i gasło regularnie. Osoby, u których występowały te objawy, opowiadały, że widziały naprzemiennie czytany tekst, po czym zanurzały się w świat wyobraźni kreowanej przez Kaligrama.

Muszę w tym miejscu przyznać, że nigdy wcześniej nie obserwowałem tak pięknej synchronizacji tych obszarów. To była prawdziwa symfonia. Poszczególne ośrodki były albo hamowane, albo pobudzane, a aktywności te charakteryzowały się zmienną dynamiką i wysoką regularnością. Świadczy to o wielkim kunszcie literackim Ptolemeusza Kaligrama, który poprzez swój utwór zdołał stworzyć w umyśle czytelników bardzo żywe wyobrażenia opisywanych zjawisk i obiektów.

Środki stylistyczne, których użył, zadziałały na badanych w niezwyk­le złożony sposób. Wyobrażenia były tak intensywne, że wywołały w ochotnikach silne reakcje autonomicznego układu nerwowego. Ich organizmy zostały niejako oszukane. Zostały wprowadzone w stan silnego stresu bądź wzmożonej relaksacji. Z tego powodu zaobserwowaliśmy zmiany w obrazie EKG. Tekst przeniósł badanych w świat fikcji, angażując w jego odbiór całą ich świadomość. Sądzimy, że to było głównym powodem wystąpienia zaburzeń psychotycznych. U badanych pojawiły się objawy wytwórcze pod postacią omamów słuchowych i wzrokowych, jak również zaburzenia percepcji oraz myślenia. Aż osiem osób traciło przytomność z powodu zbyt silnego stanu relaksacji, którego efektem była bradykardia. Bradykardia obniżyła ciśnienie tętnicze, powodując pogorszenie przepływu krwi przez mózg, co skutkowało chwilową utratą świadomości. Po przerwaniu czytania wydolność krążeniowa powracała.

Według nas Ostatni oddech, czyli epilog to nie tylko poemat liryczny, lecz także program sterujący czynnością mózgowia. Po przeprowadzeniu badań uważamy, że Ptolemeusz Kaligram napisał swoisty kod źródłowy, w którym każda linijka tekstu, każda strofa, wpływając na określone obszary umysłu, dezorganizowała go, mieszając rzeczywistość z fikcją. Utwór ten przeprogramowuje móz­gowie. Można powiedzieć, że zmienia jego parametry. Wyłącza świadomość otoczenia na rzecz autoświadomości i nią manipuluje. Zmienia percepcję przeżyć wewnętrznych, wzmacniając ją, i przebudowuje struktury poznawcze czytającego.

Jak zmarł Ptolemeusz Kaligram? Nie możemy tego stwierdzić z całą pewnością, ale wydaje nam się, że poeta uruchomił, poprzez sprzężenie zwrotne z pisanym przez siebie tekstem, cały wachlarz procesów neurobiologicznych, które ostatecznie doprowadziły do wyłączenia bardzo ważnego elementu mózgowia, jakim jest rdzeń przedłużony. Rdzeń przedłużony odpowiada za kontrolę oddechu i tętna. Na czym polegało sprzężenie zwrotne w tym przypadku? Kaligram, pisząc tekst, transformował swoje procesy myślowe, wzbudzając autoświadomość w wyniku czytania na bieżąco napisanych przez siebie wersów. Zmieniona autoświadomość wpływała na tworzenie kolejnych linijek tekstu. Ptolemeusz odkrywał nowe bramki i ścieżki w swoim umyśle i rozpisywał niejako ich mapę. Mapę myśli, prowadzącą w bardzo głębokie partie autoświadomości. Autor zagłębiał się w swoje przeżycia wewnętrzne, tracąc kontakt z otoczeniem. Zyskał w ten sposób pośredni dostęp do swojego autonomicznego systemu nerwowego, po czym wyłączył jego ważną część za pomocą procesu hiperpolaryzacji, czyli hamowania, całych grup neuronów. Stłumił działanie rdzenia przedłużonego, zatrzymując swój oddech i tętno.

Taki był, według nas, przebieg zdarzeń, który częściowo potwierdza sekcja zwłok. Uważamy, że utwór jest skrojony na miarę umysłu Ptolemeusza Kaligrama, a pozostałe osoby nie są w stanie w pełni zrozumieć tego tekstu. Ostatni oddech, czyli epilog wpływa oczywiście bardzo silnie na czytających go ludzi, ale nie jest z nimi w pełni kompatybilny. Istnieje więc niewielkie prawdopodobieństwo, że utwór może uśmiercić kogoś poza autorem”.

 

Decyzją sądu ostatni poemat Ptolemeusza Kaligrama został utajniony i dostęp do niego mają tylko wybrani badacze, dlatego – niestety albo na szczęście – nie możemy zamieścić jego fragmentów w artykule. Sąd, uzasadniając swoją decyzję, stwierdził, że tekst jest nadzwyczaj niebezpieczny i mógłby zostać użyty jako wzór metody manipulowania ludźmi lub metody samobójczej. Każda z 53 czytających go osób ma zakaz udzielania jakichkolwiek informacji na jego temat. Ochotnicy, u których wystąpiły zaburzenia psychiczne, trafili do szpitala.

Ta historia zmusza do postawienia kilku fundamentalnych pytań: Czy obcowanie z literaturą może grozić uszczerbkiem na zdrowiu? Czy utwór Kaligrama jest trucizną, którą mogą również zawierać teksty innych twórców? Czy Ostatni oddech jest po prostu jadem bardziej stężonym? A może twórczość literacka innych autorów zawiera w sobie toksyczność jeszcze bardziej podstępną, bo sączącą się w ludzkie umysły bez naszej wiedzy? Czy może działać na nas jak koń trojański? Ilu chorobom moglibyśmy zapobiec, wykluczając niektóre tytuły z programu nauczania lub zakazując ich publikacji?

Jednego jesteśmy pewni – Ostatni oddech otwiera nowy etap badań literackich. Przypadek Kaligrama tchnął świeżą energię w nauki filologiczne i pokazał, jak wiele jest jeszcze do odkrycia w tej dziedzinie. Cała historia może też napawać nadzieją. Skoro da się skrzywić człowieka za pomocą środków stylistycznych, to przypuszczalnie jest także możliwe wyleczenie go w ten sposób z różnych chorób lub zaburzeń psychicznych.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Jan Świdziński i spór o istnienie sztuki
i
Jan Świdziński w performansie „Puste gesty” podczas Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Performance „W kontekście sztuki. Różnice/Interakcje”, Warszawa 2008 r.; zdjęcie: Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Opowieści

Jan Świdziński i spór o istnienie sztuki

Libera wybiera, czyli subiektywny poczet polskich artystów
Zbigniew Libera

Nawet czynność tak prosta jak wypicie szklanki wody może zostać uznana za dzieło sztuki w zależności od tego, kiedy, gdzie i w jakim towarzystwie zostanie dokonana – powtarzał Jan Świdziński. Kontekst jego życia wciąż budzi wiele pytań, nie tylko związanych ze sztuką.

Już ponad 15 lat temu zrealizowałem serię prac pod wspólnym tytułem Mistrzowie. Jej celem wobec braku stosownych tekstów ze strony rodzimej prasy było wskazanie kilku znaczących dla ówczesnej sceny artystycznej postaci, które mocno wpłynęły na kształt polskiej sztuki w latach 70., a co za tym idzie, oddziaływały też w następnych dekadach. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że wskazania tego dokonywał praktykujący artysta, a nie jakiś teoretyk, np. historyk sztuki. Wśród wybranych przeze mnie artystów znaleźli się: Anastazy Wiśniewski, Andrzej Partum, Zofia Kulik, Jacek Kryszkowski, a także bohater dzisiejszego artykułu – Jan Świdziński. Przyznać jednak muszę, że wówczas, czyli jeszcze za życia sędziwego już wtedy Świdzińskiego, nie wiedziałem jeszcze tego wszystkiego, co dzisiaj tak bardzo domaga się wyświetlenia.

Czytaj dalej