Za jedyne 19,99 szekli
Opowieści

Za jedyne 19,99 szekli

(razem z VAT-em i kosztami wysyłki)
Etgar Keret
Czyta się 9 minut

Aby poznać sens życia, wystarczy przeczytać krótką książeczkę. Niby proste, ale ile problemów może mieć osoba, która posiądzie już tę wiedzę… Czy warto?

Nachum natknął się na ogłoszenie zupełnym przypadkiem, gdzieś między dziennym horoskopem a reklamą sex-shopów. „Zastanawiałeś się kiedyś nad sensem życia?”, pytało ogłoszenie. „Dlaczego tu w ogóle jesteśmy?”, i spieszyło z odpowiedzią: „Wyjaśnienie tego dręczącego problemu jest w zasięgu ręki, w niewielkiej, acz wspaniałej książeczce, która wyłuszczy ci żywym i klarownym językiem powody twojego istnienia na tej ziemi. Wydrukowaną na eleganckim papierze książkę, z zachwycającymi, pomagającymi w zrozumieniu kolorowymi zdjęciami i pięknie zapakowaną możemy ci wysłać do domu za jedyne 19,99 szekli!”.

Była tam również fotografia człowieka w okularach, ze szczęśliwym uśmiechem na twarzy, pogrążonego w lekturze książeczki, a nad jego głową napis grubymi literami: „Książka, która zmieni twoje życie!”. Fotografia z ogłoszenia zrobiła na Nachumie duże wrażenie, człowiek na niej wyglądał na bardzo szczęśliwego, Nachum oczarowany był także szerokością jego barów, przypominał mu jakoś roześmianego mięśniaka z ogłoszenia: „Ciało Herkulesa przy inwestycji trzydziestu minut dziennie, dzięki nowej wersji za jedyne 29,99 szekli! (razem z VAT-em i kosztami wysyłki)”. I pomyśleć, że tutaj proponowano mu sens życia i w dodatku o dziesięć szekli mniej!

Nachum nakleił znaczek trzęsącymi się rękami, wiedział, że najbliższe dni będą dłuższe niż zwykle. Sens życia był problemem, który stale go nurtował, i chociaż jego życie było miłe i szczęśliwe w sposób możliwy do zaakceptowania, podejrzewał zawsze, że czegoś w nim brak. Ale teraz, w ciągu kilku dni, jego świat stanie się pełnią. Kiedy spróbował podzielić się z ojcem kipiącą w nim radosną ciekawoś­cią, napotkał trudności.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Idiota. Jesteś po prostu idiotą. Za każdym razem, kiedy jakiś oszust chce zarobić parę groszy, wystarczy, że da ogłoszenie, i od razu mój niedorozwinięty syn wyśle mu pocztą pieniądze.

– Ale tato, oni nie są oszustami – Nachum próbował wyprowadzić ojca z błędu. – Napisali nawet w ogłoszeniu, że jeśli nie będę zadowolony, mogę w ciągu czternastu dni odesłać im książkę i pieniądze zostaną zwrócone, po potrąceniu kosztów wysyłki, oczywiście.

Ojciec Nachuma parsknął niepohamowanym śmiechem, wyraz zdenerwowania na jego twarzy zaczął ustępować miejsca jakiemuś innemu, jakby szaleństwa. Położył rękę na ramieniu Nachuma.

– Wiesz co? – powiedział konspiracyjnym szeptem. – Chodź, nabierzemy ich. Przeczytamy razem tę książkę i kiedy już się nauczymy sensu życia, oddamy im ją i tak ich stukniemy, co ty na to?

Nachum nic nie powiedział, choć myślał, że to bardzo nieuczciwe, nie chciał ojca denerwować. Ale ręka na jego ramieniu zaczęła się zaciskać, wyglądało, że ojciec zdołał się zdenerwować samodzielnie.

– Ty imbecylu! – krzyczał. – Ja ci pokażę, co to jest sens życia, tumanie! – wrzeszczał, próbując równocześnie zzuć but.

– Zostaw dziecko – matka pospieszyła z odsieczą, próbując równocześnie ich rozdzielić.

– Dziecko?! – charczał z wściekłością ojciec Nachuma, machając groźnie kapciem. – W sierpniu skończy dwadzieścia osiem lat!

– No to może jest trochę naiwny – załkała. – No to co?

Także przyjaciele Nachuma uznali, że to zwykłe głupstwa, nawet Ronit, tak więc bez nikogo, kto dzieliłby z nim to poczucie niecierpliwego oczekiwania, niecierpliwie czekał sam. Awizo na paczkę przyszło po trzech dniach i Nachumowi udało się wyrwać je ojcu z rąk, gdy w trakcie jednego ze swoich stanów amoku próbował je połknąć. Kiedy paczkę miał już w ręku, nie starczyło mu cierpliwości, brązowy papier pakowy rozerwał pospiesznie jeszcze na poczcie, a książeczkę zaczął czytać już w drodze do domu. Tajemnica ludzkiego istnienia rozpościerała się przed nim, stając się jaśniejsza z każdą przeczytaną stroną. Cudowna książeczka napisana była językiem jasnym i prostym i Nachum rozumiał z niej wszystko przy pierwszym czytaniu (poza jednym fragmentem, gdzie posiłkował się zachwycającymi kolorowymi fotografiami, które naprawdę pomagały w zrozumieniu). A kiedy dotarł do domu, w którym mieszkał, po raz pierwszy w swoim życiu wiedział, dlaczego jest na tym wspaniałym świecie i dlaczego wszyscy na nim jesteśmy, a to poczucie napełniło go najwyższym szczęś­ciem, acz szczęściem zmieszanym trochę ze smutkiem z powodu tych wszystkich lat, podczas których zmuszony był tkwić w ignorancji. Przynaglany pragnieniem oszczędzenia innym, na ile się da, boles­nych chwil niepewności, Nachum gnał po schodach w górę, a sama myśl, że za kilka niedługich chwil podzieli się z rodzicami tajemnicą egzystencji, napełniła mu oczy łzami radości. Łzami, które w krótkim czasie zmieniły się w łzy rozpaczy. Ojciec wrzeszczał, że nie zamierza brać udziału w tej żałosnej farsie. A matka słuchała wprawdzie jego wyjaśnień, patrzyła na obrazki i potakująco kiwała głową, ale jej szklany wzrok i mechaniczne potakiwania zdradzały, że chce tylko Nachuma udobruchać, tymczasem jej myśli nie kierują się wcale ku książeczce.

Godziny, które nastąpiły po lekturze, upłynęły mu w smutku i frustracji. Wystarczyło przekartkować gazety, by przypomnieć sobie, jak dalece większości ludzi na ziemi obca jest kwestia jakości istnienia. Wojny, morderstwa, katastrofy ekologiczne, pospolite spadki na giełdzie, błędy spowodowane ignorancją i brakiem elementarnego zrozumienia dla jakości życia. Błędy, które można by było tak łatwo naprawić przy zwykłej gotowości do słuchania. Ale nikt nie był gotów, ani bliscy, ani przyjaciele, ani nawet Ronit. Rozpaczliwe poczucie beznadziejności zawładnęło całym ciałem Nachuma. Niespodziewanie wśród rozległej oferty niegwarantowanych pożyczek jego wzrok napotkał znajomą postać okularnika o szerokich ramionach, tyle że w obecnym ogłoszeniu rozmawiał ze starszym człowiekiem o poważnym wyrazie twarzy, wyglądającym, jakby słuchał uważnie. „Ludzie nie chcą cię wysłuchać? Znajomi i koledzy w pracy nic sobie nie robią z tego, co mówisz? Mamy rozwiązanie. Za 19,99 szekli wyślemy ci wspaniały poradnik, który nauczy cię, jak najbardziej niewrażliwego człowieka przekształcić w uważnego słuchacza”.

Nachum nie posiadał się z radości. Akurat kiedy był u progu kapitulacji, wszystko się odwróciło. Czas oczekiwania na broszurkę upłynął w pełnym wzruszenia napięciu i po czterech niekończących się dniach nareszcie miał ją w rękach. Wstrzymując oddech, zapoznał się z nauką przedstawioną w poradniku, a po skończonej lekturze podszedł do ojca w poczuciu pełnego bezpieczeństwa, wiedział, że tym razem zostanie wysłuchany.

Sprawy ruszyły naprzód w tempie przyprawiającym o zawrót głowy. Nachum znał prawdę istnienia i wiedział, jak sprawić, by ludzie go słuchali. Sens życia przechodził z ust do ust, od jednego przyjaciela do drugiego. Trudno opisać radość Nachuma, gdy wpatrywał się w jaśniejący wzrok matki czy wsłuchiwał w pełne szczęścia okrzyki wszystkich przyjaciół, a zwłaszcza Ronit.

Nie wszystko jednak przebiegało tak spokojnie. Kilku ortodoksyjnych nastolatków, a wśród nich wnuk rabina z Ludwor, przybyło do domu Nachuma, prosząc, by sam im objaśnił sens życia. Nachum chętnie im to wytłumaczył, a potem przygotował sok malinowy. Podziękowali mu grzecznie i poszli swoją drogą. Nachum nie przywiązywał do tego wydarzenia szczególnej wagi. W tych dniach odwiedzało go wielu nieznajomych i w wizycie nastolatków nie znajdował nic nadzwyczajnego.

Ale kiedy nazajutrz tłumy ortodoksów przybyły pod jego dom i szczelnie wypełniły podwórze, śpiewając pieśni w rodzaju: „Gdy synowi Lilit pęknie czaszka, naród Izraela będzie pełen radości i wesela” oraz „Opracujcie plan, a będzie udaremniony” [Iz 8,10, Biblia Tysiąclecia, 1980 – przyp. red.], Nachum zrozumiał, że ma kłopoty. Udało mu się wymknąć i znaleźć kryjówkę w opuszczonym schronie niedaleko mieszkania Ronit. Ronit co rano przynosiła mu kanapki i termos z kawą. Kanapki owijała w kawałki gazet, z których Nachum zdołał się dowiedzieć, że wnuk rabina z Ludwor zorganizował masową ucieczkę uczniów z jesziwy w Bnei Brak, twierdząc, że nie ma żadnej potrzeby poszukiwania w świętych księgach prawdy, odkąd ta została odkryta. Gmina ortodoksyjna uznała Nachuma za osobiście odpowiedzialnego za tę sytuację. I jakby nie była ona i tak już dość skomplikowana, jego ojciec, któremu zrozumienie sensu życia nie odmieniło w znaczący sposób charakteru, skomplikował ją jeszcze bardziej. Rzucając doniczki na głowy manifestujących ortodoksów i niekonwencjonalnie używając konserw z lilipucimi marchewkami, posłał przewodniczącego synagogi gminy Ludwor na oddział intensywnej terapii.

Nachum chciał uspokoić rabina gminy Ludwor, wytłumaczyć mu, że sens życia, o jakim mówi, niekoniecznie zawiera anty­religijne przesłanie. Przeciwnie. Przecież on sam pości w każdy Jom Kippur, świętował swoją bar micwę, a nawet dostał sportowy rower z tej okazji, jak każdy porządny Żyd. Ale za każdym razem, kiedy z budki telefonicznej koło schronu dzwonił do rabina, ten nie dawał mu dojść do słowa, tylko mamrotał modlitwę „Szma Israel”, czytał w jidysz wezwania do pomocy i szybko się rozłączał. Nachum zaczął pogrążać się w melancholii, sprawozdania z oblężenia jego domu i publiczne oskarżanie przez rabinów kongregacji połączone z wilgocią w schronie oraz gwałtowną tęsknotą do maminej kuchni coraz bardziej dawały mu się we znaki. Ale właśnie na tym etapie, kiedy wszystko już wydawało się stracone, nadeszła kompletna odmiana w postaci wtorkowej kanapki z tuńczykiem. W kawałku gazety, którym owinięta była kanapka, ukazał się obszerny wywiad z przewodniczącym gminy Ludwor, oprzytomniałym już po ciosie konserwą i zwolnionym ze szpitala, a dokładnie nad wywiadem pojawiła się reklama, która przyciągnęła uwagę Nachuma. W reklamie występował nasz znajomy mocarny okularnik, tyle że tym razem w sytuacji mało przyjemnej, naprzeciw niego stał olbrzymi brodacz, groźnie podnosząc najwyraźniej naostrzoną siekierę. Okularnik utkwił w nim przenikliwe spojrzenie, podkreślone jeszcze narysowaną strzałką. Reklama głosiła, co następuje: „Masz wrogów? Ludzie chcą ci zaszkodzić? Nie ma zmartwienia! Za 19,99 szekli możesz wejść w posiadanie naszego nowego podręcznika Od nienawistnika do miłośnika w siedmiu łatwych lekcjach i nauczyć się zmieniać negatywne energie w pozytywne, a wszystko za pomocą wzroku!”.

Nachum czym prędzej wysłał pieniądze i wkrótce dotarła zamówiona przesyłka. Przeczytał ją żarłocznie i zaraz zabrał się do trenowania przedstawionych w broszurce zasad na szczurach ze schronu, które w kilka chwil zostały jego serdecznymi przyjaciółmi. Nachum ogolił się w zimnej wodzie – tylko taka była w schronie – i postarał się najlepiej jak mógł wyprasować ubranie. W pobliskim sklepie nabył jarmułkę i wyruszył w długą drogę do siedziby rabina z Ludwor. Mimo starań, by pozostać niedostrzeżonym, przyciągał Nachum z niejas­nych powodów ogólne zainteresowanie. Koło domu rabina z Ludwor tłum usiłował go zlinczować, ale zaprzyjaźnione szczury, które uparły się go odprowadzić, stanęły w jego obronie. Rabin wyszedł na balkon, żeby spróbować ostudzić zamieszki, i rzeczywiście wystarczyło jedno Nachumowe spojrzenie, żeby sprawę wyjaśnić.

– Przestańcie – zawołał rabin z wyżyn balkonu – nie widzicie, że przed wami Mesjasz Syn Dawidowy i Bóg przemawia przez jego usta?

Tłum spojrzał i zobaczył. Tego samego wieczoru była wielka uczta, podczas której tańczyli, wziąwszy się pod ręce, ojciec Nachuma z przewodniczącym gminy z Ludwor, a szczury, przyjaciele Nachuma, przepłukiwały gardła na umór.

Stąd do wyjaśnienia sensu życia reszcie ludzkości droga już była krótka. Tajemnica esencji ludzkiego istnienia rozprzestrzeniała się w zawrotnym tempie i Nachum dołożył starań, by ją osobiście objaśnić w trakcie swojego wystąpienia w NIGHT LINE. Wszystkie kraje świata pozbyły się swojej broni, niektóre przekuwając miecze na lemiesze, inne znajdując dla niej jakiś jeszcze lepszy użytek. Nachum większość swojego czasu spędzał na doglądaniu grządek z pomidorami na podwórzu bloku, w którym mieszkał z rodzicami, dumny z tego, że również jemu przypadła jakaś część ogólnoświatowej szczęśliwości. Mimo wszystko trapiła go jednak pewna myśl. Myśl o śmierci. Kiedyś Nachum się tym nie kłopotał, ale odkąd wszystko było tak wspaniałe, zaczęła mu się ta przerażająca myśl nasuwać. I jakże był rad, kiedy ojciec zwrócił jego uwagę na ogłoszenie, które ukazało się w jednej z codziennych gazet, a w nim barczysty okularnik, wyglądający młodziej niż kiedykolwiek, obiecywał „…barwną broszurkę, która wytyczy twoją drogę życia wiecznego, przy zain­westowaniu piętnastu minut dziennie w ćwiczenie mięśni pierścieniowatych, za jedyne 39,99 szekli”.

– Widziałeś? – syknął z pogardą ojciec Nachuma. – Trochę się uda i już przypier…ają niebotyczne ceny.


Opowiadanie pochodzi ze zbioru Etgara Kereta Rury, wyd. W.A.B., Warszawa 2007.

Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1380/1971 r.
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1380/1971 r.

Czytaj również:

Widzieć gołym okiem
i
zdjęcie: dzięki uprzejmości autora
Opowieści

Widzieć gołym okiem

Wojtek Wieteska

Interesuje go nie tyle przeszłość, ile to, jak przyszłość zmienia przeszłość. Z Ralphem Gibsonem, jednym z najbardziej uznanych amerykańskich artystów fotografików, rozmawia polski fotograf Wojtek Wieteska.

I’ll be your mirror
Reflect what you are,
in case you don’t know […]
I find it hard to believe you don’t know
The beauty you are
But if you don’t, let me be your eyes
A hand to your darkness, so you won’t be afraid
Lou Reed, I’ll Be Your Mirror

Wojtek Wieteska: W 1987 r. zobaczyłem w Nowym Jorku Twoje zdjęcia na żywo. To było zupełnie inne doświadczenie niż oglądanie ich w książkach. Odkryłem tekstury, tonację, jakość tych odbitek. Wszystkie subtelności, mistrzostwo tych fotografii. Od tego się wszystko zaczęło, moja historia z Tobą. Gdybym mógł zabrać ze sobą na bezludną wyspę tylko jedną książkę, wziąłbym Twój album Deus Ex Machina. Wiem, że tego typu schlebianie ego artysty może być irytujące, ale takie są fakty.

Czytaj dalej