Z tęsknoty za męską przyjaźnią
i
zdjęcie z filmu „Blisko”, mat. prasowe Nowe Horyzonty
Przemyślenia

Z tęsknoty za męską przyjaźnią

Rozmowa z reżyserem „Blisko”
Artur Zaborski
Czyta się 10 minut

Dwóch chłopców spędza ze sobą każdą wolną chwilę. Bawią się razem, śpią obok siebie, przytulają. Do czasu, kiedy w nowej szkole któraś z koleżanek zapyta: „Jesteście parą?”. Lukas Dhont w nagrodzonym Grand Prix na festiwalu w Cannes Blisko pokazuje, że heteroseksualiści też coś tracą przez homofobię. 

Artur Zaborski: W Blisko dotykasz tematu przyjaźni młodych chłopaków – szczerej, niewinnej i totalnej. Doświadczyłeś podobnej więzi w młodości?

Lukas Dhont: Kiedy byłem mały, miałem poczucie, że nie przynależę ani do świata dziewczynek, ani chłopców. Dopiero jako nastolatek doświadczyłem prawdziwej przyjaźni z innymi chłopakami, ale w pewnym momencie zacząłem się jej obawiać, bo jakakolwiek forma bliskości fizycznej albo intymności może sprawić, że relacja zostanie odebrana jako seksualna. I właśnie o tym chciałem opowiedzieć. Blisko mówi o pięknie przyjaźni i o tragedii jej utraty. Myślę, że wielu z nas tego doświadczyło i będzie potrafiło się zidentyfikować z emocjami bohatera. Czuję, że za rzadko pokazujemy w kinie, czym

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Miasto szkła i błądzących spojrzeń
i
Nowy Jork, fot. Anna Wyrwik
Doznania

Miasto szkła i błądzących spojrzeń

Anna Wyrwik

Nowy Jork w ujęciu Olivii Laing to miasto, które pomieści wszystko – samotność, sztukę, ironię i blichtr.

Pierwszy raz przyjechałam do Nowego Jorku w kwietniu 2016 r. Nie miałam smartfona z dostępem do Internetu, a tak się złożyło, że zamiast na JFK – skąd trasę do mieszkania w Queens miałam spisaną w notesie – wylądowałam w Newark. Z JFK jechałabym mniej niż godzinę, Newark to o wiele dalej: stan New Jersey i po drugiej stronie Manhattanu. Najpierw postanowiłam więc ruszyć do Greenwich Village. W końcu jechałam do Ameryki dla Beat Generation, a oni i cała reszta nowojorskich artystów przez lata stacjonowali właśnie w tej dzielnicy na Dolnym Manhattanie. Jakoś po 22.00 (4.00 rano polskiego czasu), czyli po 24 godzinach na nogach, zamówiłam brooklyn lagera w Caffè Reggio na MacDougal Street i siedziałam tak – podekscytowana, że w końcu tu jestem. W Nowym Jorku – gdzie tworzyli Jack Kerouac, Susan Sontag, Bob Dylan, Woody Allen i Willem de Kooning, gdzie rozbrzmiewały dźwięki saksofonu Coltrane’a. Tyle że poza mną nikt inny się nie ekscytował, nie cieszył, nie czekał i w ogóle całe miasto miało to gdzieś. Chyba żadne inne miejsce nie potraktowało mnie z taką obojętnością. I to było super!

Czytaj dalej