Wyścigi ślimaków
i
zdjęcie: Krzysztof Niewolny/Unsplash
Doznania

Wyścigi ślimaków

Zbigniew Machej
Czyta się 1 minutę

Dwa ślimaki, przysmaki francuskie,
co smakują jak pierogi ruskie

albo raczej jak kwaszone figi,
urządziły sobie raz wyścigi.

W parku, na kładeczce nad strumieniem,
olimpijskie tknęło je sumienie

i w majowym otoczeniu parku
popędziły na złamanie karku

albo raczej na strzaskanie skorup
(nie będziemy toczyć o to sporu).

Do wyścigu przystąpiły śmiało,
bo od rana leciutko padało.

Dystans tego biegu nie był długi:
start na jednym brzegu, cel na drugim.

Bieżnia miała ze trzy metry w sumie,
tak im wyszło w ślimaczym rozumie.

A drewniana nad strumykiem kładka
wydawała im się całkiem gładka.

Sunąc naprzód i nie tracąc luzu,
zostawiały z tyłu ślad ze śluzu,

wydzielinę podobną do smarku
zostawiały na złamanie karku.

Choć zmierzały prościutko do mety,
trwało im to cały dzień, niestety.

A pod wieczór wyścig wygrać raczył
ślimak, który najmniej się ślimaczył.
 

Czytaj również:

Leśna perspektywa
Opowieści

Leśna perspektywa

Zbigniew Machej

las w dal się nie wyrywa
przed siebie się nie ciska
kręci go perspektywa
odgórna
wietrzna gwiezdna
z daleka bliska
choć czasem pochmurna
i deszczowa to jednak
zasadniczo podniebna
bo właśnie taka
perspektywa z lotem ptaka
jest mu do życia potrzebna

Czytaj dalej