Wszyscy umrzemy
i
ilustracja: Karolina Kotowska
Doznania

Wszyscy umrzemy

Łukasz Kaniewski
Czyta się 5 minut

– Niestety – powiedziała pani weterynarz. – Trzeba go będzie uśpić.

– Uśpić – powtórzył tata i pokiwał głową. – Tak, uśpić. Na zawsze.

– To prawda – zgodziła się pani weterynarz. – Piesek już zawsze będzie spał. I będzie miał piękne, kolorowe sny.

Pani weterynarz uśmiechnęła się do taty. Ale dziewczynka wiedziała, ten uśmiech zaraz zniknie, bo tata powie coś takiego, że ten uśmiech zniknie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Nie będzie miał żadnych snów – powiedział tata. – Bo jego mózg będzie martwy. A martwy mózg nie może mieć snów.

Pani weterynarz już się nie uśmiechała.

– Nie wiem – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Nie wiem, czy martwy mózg nie może śnić, bo nigdy nie byłam martwa. Chyba.

– Chyba? – zapytał tata.

Chwilę myślał, potem otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale pani weterynarz odezwała się pierwsza.

– Musi pan jeszcze dopełnić formalności, tam w okienku – wskazała. – Poczekam tu z dziewczynką. Proszę się nie martwić, będę delikatna.

– Tego się właśnie obawiam – rzucił przez ramię tata, idąc do okienka.

Pani weterynarz nic nie powiedziała. Głaskała pieska, patrzyła na dziewczynkę i uśmiechała się.

***

Było ciepło, prawie wieczór, ładnie i smutno. Przy grobie pieska siedział kot i stały dwa psy, niegrzeczny i grzeczny. Milczenie przerwał kot.

– Nie wiem, jak to jest z psami – powiedział – ale my, koty, mamy dziewięć żyć. Więc dla nas, kotów, śmierć nie jest końcem.

– A jeżeli to życie, które masz teraz, jest ostatnie, dziewiąte? – zapytał grzeczny pies.

– Istnieje takie ryzyko, ale niewielkie – odparł kot. – Nie pamiętamy poprzednich żyć, więc przyjmujemy, że to obecne jest gdzieś pośrodku. Czwarte lub piąte.

– Co za bzdury. – Podskoczył do góry niegrzeczny pies. – Życie jest tylko jedno! Pierwsze, a zarazem ostatnie!

I zaczął biegać dokoła grobu.

– Jedno życie! – prychnął kot. – To głupie tak myśleć. Tak myśli wielu ludzi. Uważają, że tylko raz się żyje. I że jeden raz to mało. A jeżeli myślisz, że czegoś masz za mało, to nie masz nawet tego, co masz.

Tak powiedział kot i oddalił się krokiem lwa.

***

Niegrzeczny pies zziajał się, zatrzymał i położył. Gdy przestał dyszeć, spytał:

– Czy ja dobrze słyszałem tego kocura? Powiedział, że jedno życie to mało?

– Uważam, że to zależy od tego, jak je przeżyjesz – odparł poważnie grzeczny pies.

– No właśnie! – krzyknął niegrzeczny. – Jak wykorzystasz w pełni życie, to wcale nie jest go mało!

– Posłuchaj, młody przyjacielu – powiedział grzeczny pies (który wcale nie był starszy od niegrzecznego). – Bieganie w kółko to marnowanie życia. Jest tylko jeden sposób, by odpowiednio przeżyć życie.

– Ciekawe jaki – odburknął niegrzeczny pies. – Objaw mi to, czcigodny starcze!

– Musisz – odparł grzeczny pies – opanować swoje instynkty.

Niegrzeczny pies nic nie odpowiedział. Patrzył na muchę.

– Myślisz, że jesteś wolny – mówił dalej grzeczny pies. – A nie jesteś. Jak usłyszysz w zaroślach szelest, zaraz tam biegniesz. Jak automat. To silniejsze od ciebie. Ty, prawdziwy ty, nie istniejesz.

– Ja nie istnieję! – zaśmiał się niegrzeczny pies. – I kto to mówi?! Przecież ty nawet nie wiesz, co to znaczy istnieć. Kiedy usłyszę szelest w zaroślach, nawet nie zdążę pomyś­leć, że chcę tam pobiec, bo już tam jestem. A ty się tak od wszystkiego powstrzymujesz, że zawsze jesteś pół kroku za całym światem.

– Może za, a może przed – odpowiedział grzeczny pies zagadkowo. – W każdym razie świat nie ma nade mną władzy. Dlatego nie boję się śmierci.

– Bo już nie żyjesz! – krzyczał niegrzeczny pies, tarzając się w trawie niedaleko grobu pieska, co, trzeba przyznać, było objawem niewychowania.

W tym momencie ich rozmowa się skończyła, bo w zaroślach opodal coś zaszeleściło i niegrzeczny pies od razu tam popędził. Z innej strony dobiegło ludzkie gwizdanie i w tym kierunku potruchtał grzeczny pies.

***

Sroka, która już od kilku minut krążyła nad grobem, wylądowała i zaczęła się przechadzać. Choć oba psy, niegrzeczny i grzeczny, już odbiegły, ona gadała do nich tak, jakby ciągle tam były.

– Żebyście wiedziały – gderała – jak to wszystko śmiesznie wygląda z góry. Te wasze małe przyziemne sprawy, kłótnie, to bieganie w kółko i to siedzenie nieruchomo. Tych waszych rozmów, które wydają wam się takie ważne, z góry nawet nie słychać. Jesteście kropeczkami, które nic nie znaczą, a wasze dyskusje to nieistotne szmery.

ilustracja: Karolina Kotowska
ilustracja: Karolina Kotowska

Tak zrzędziła sroka. Nie wiedziała nawet, że ktoś jej słucha: a był to kret, który siedział w swoim korytarzu pod powierzchnią ziemi.

„I po co tyle hałasu? – myślał kret, który nie lubił hałasu. – I tak skończysz w ziemi, sroko. Grzyby i bakterie zjedzą cię po śmierci. Wyrosną na tobie rośliny i będą się karmić tobą robaki. A twoje dzieci zaniosą te robaki swoim pisklętom. To wszystko normalna rzecz. Po co robić tyle hałasu?”.

Ale sroka nie słyszała, co mówił kret, bo kret nie mówił, tylko myślał. Wzbiła się w powietrze i odleciała, ciągle gderając:

– Jakie to wszystko żałosne, jakie małe, jakie błahe, kiedy się patrzy z góry! – krzyczała. A im wyżej leciała, tym słabiej było ją słychać.

***

Odszedł kot, odbiegły psy, odleciała sroka. Także kret odpełzł ciemnym korytarzem. Przy grobie pieska została tylko dziewczynka.

Ale zbliżał się ktoś jeszcze. Słychać było szelest liści, trzask patyków i pociąganie nosem. Dziewczynka nie musiała się oglądać, żeby wiedzieć, kto to jest, poznała go po tym wciąganiu kataru.

Chłopiec stanął obok niej.

– Śniło mi się – powiedział – że jestem dorosły.

– I jak to jest? – spytała dziewczynka.

– Monumempalnie – odpowiedział chłopiec. – Tylko nie ma wiatru. Ani dźwięków z oddali.

Stali przez chwilę w milczeniu.

– Piesek mi umarł – powiedziała dziewczynka.

– Wszyscy umrzemy – stwierdził chłopiec. Kichnął i spytał:

– Kim chciałabyś zostać?

– Chyba panią weterynarz – odpowiedziała.

 

Tego opowiadania możesz również posłuchać w naszym dziale Multimedia.

 

Czytaj również:

A teraz zniknę!
i
zdjęcie: Vincenzo Cottinelli
Wiedza i niewiedza

A teraz zniknę!

Paulina Wilk

Szczęśliwi mogą na koniec powiedzieć: żyłem w pełni i tak, jak chciałem. Ale Tiziano Terzani podniósł poprzeczkę ­– pokazał, jak pięknie i treściwie umrzeć.

Ustalenia są takie: kiedy nadejdzie moment, skontaktujecie się z Zielonym Krzyżem, przyjadą dyskretnie do domu, żeby zrobić, co trzeba. Jak wiecie już od jakiegoś czasu, chcę być skremowany i proszę, by trumna była najprostsza, jak to tylko możliwe, najlepiej z desek. Zostanę zaniesiony w niej do kapliczki, skąd jak najszybciej, bez litanii, śpiewu, przemówień, ale w ukochanej przeze mnie ciszy zaniesiony zostanę do pieca kremacyjnego, z którego wyjdę prochem w prostej urnie, która zostanie przekazana być może rodzinie. Tak wrócę na ziemię Orsigni. Chcę, aby tak się stało. Zróbcie wszystko, żeby tak było. Dziękuję i pośmiejcie się dobrze. Ściskam Was”.

Czytaj dalej