Trzeba uporu, mozołu bądź zapamiętania, aby przetrzeć płótno malarskie na wylot. Gruzłowate, często podziurawione obrazy Jacka Sempolińskiego mogą być świadectwem wszystkiego naraz: uporu, mozołu i zapamiętania właśnie. A raczej nawet chcą być świadectwem tych czynności, czy tych stanów, bez względu na to, jaka technika służyła do osiągnięcia takich efektów malarskich. Tworzenie było bowiem dla tego artysty przede wszystkim stanem ducha i powinnością mającą usprawiedliwić wybór zawodu – czy może imperatywem pozostawienia śladu swojej świadomej obecności na tym świecie.
Malarz intelektualista o wielkiej erudycji i szerokich horyzontach, wyrafinowany znawca sztuki był człowiekiem skromnym i powściągliwym, z wielką pokorą poszukującym swojego osobistego klucza do malarstwa. Obcujemy z dziełami, na których zostały utrwalone ślady tych poszukiwań, zgłębiamy wieloplanowość kompozycji, w której odzwierciedla się rozdarcie między transcendentną „istotą rzeczy” a bolesnym śladem doczesnej egzystencji. Wizualnym ekwiwalentem pierwszego jest kolor: bardzo szczególny odcień szarawego fioletu, czy może fioletowej szarości, uzyskiwany przez zmieszanie w jedno wszystkich barw, czyli otrzymania ich summy. Drugie wyraża się przez niemal taoistyczne, po tysiąckroć powtarzane ćwiczenia malarskiego gestu. Śledzimy mozół zmagania się z materią mający zwrócić naszą uwagę na duchowe aspekty egzystencji, wskazać na gęstość doznań, ale też na poczucie pustki, na wzajemne przenikanie sacrum i profanum – tego, co święte, z tym, co świeckie, tego, co wieczne, z tym, co doczesne. Stąd barwne, gorące prześwity przez „zmęczony” drugi plan, przetarcia płótna o gruzłowatej powierzchni, jak również pojedyncze, jakby kreślone w powietrzu, ślady istnienia charakterystyczne dla ostatniego okresu twórczości.
Zmarły w 2012 r. malarz, rysownik, pedagog i eseista pozostawił po sobie ponad 800 płócien i kilka tysięcy rysunków. Wiele z nich można obecnie obejrzeć w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie. Pozostawił też niedawno wydany dziennik pozwalający nam się zbliżyć do istoty jego zmagań z malarstwem. Nie cel bowiem, ale droga, nie efekt, ale proces wydaje się tym, co zajmowało tego wybitnego i wciąż zbyt mało znanego twórcę.
W cyklu To lubię! artyści i krytycy mówią o dziełach, które noszą w pamięci, i o ich twórcach. O inspiracjach, wstrząsach artystycznych i zachwyceniach. Wrażeniach, które utkwiły pod powieką i zostaną tam na zawsze.
Z ostatniej chwili!
U nas masz trzy bezpłatne artykuły do przeczytania w tym miesiącu. To pierwszy z nich. Może jednak już teraz warto zastanowić się nad naszą niedrogą prenumeratą cyfrową, by mieć pewność, że żaden limit Cię nie zaskoczy?
Data publikacji:

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!

Prenumerata
Każdy numer ciekawszy od poprzedniego
Zamów już teraz!