Tęskno – rozmowa z Joanną Longić
i
Tęskno – mat. prasowe
Przemyślenia

Tęskno – rozmowa z Joanną Longić

Robert Rient
Czyta się 9 minut

Ufam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że znajdziemy rozwiązanie obecnej, trudnej sytuacji na świecie. Wiele razy słyszałam powiedzenie, że nadzieja jest matką głupich. Nie znoszę go! Co może być mądrzejszego od nadziei? Jak się rozwijać, nie oczekując jeszcze lepszej przyszłości? Z Joanną Longić na temat jej nowego albumu Tęskno rozmawiał Robert Rient

Robert Rient: „Kiedy bliski koniec świata, do zabawy jest okazja, po co grzecznie czekać w ciszy” – śpiewasz w utworze Frajda. Jak łączysz koniec świata z okazją do zabawy?

Joanna Longić: Po cichu też się można nieźle bawić. Każda okazja jest dobra, żeby skupić się na tym, co pokrzepiające, zamiast koncentracji na tym, co przykre i rani. Lubię znajdować pozytywy pomimo trudności, jakie mogą towarzyszyć danej sytuacji. Oczywiście koniec świata jest skrajnym przykładem i mam nadzieję, że nie doświadczymy go w najbliższym czasie.

A ty czekasz grzecznie w ciszy czy wręcz przeciwnie?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przychodzi mi do głowy film Larsa von Triera Melancholia i zastanawiam się, czy możliwe jest oczekiwanie na najgorsze ze spokojem. Myślę, że tylko nieliczni to potrafią.

Projekt Tęskno powstał w 2017 r. Ty i Hania Rani w duecie, i pierwsza, świetnie przyjęta płyta. Drugi krążek stworzyłaś już sama, dlaczego?

Rozjechały nam się priorytety, moim zostało Tęskno. Życie jest krótkie, więc zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy, bardzo przyjemnej i satysfakcjonującej. Kiedy coś, w tym przypadku muzyczny twór, powstaje z niczego, czyli z prostych pomysłów i wytrwałego rozwijania ich, to trochę jakby obserwować cud wydarzający się na twoich oczach. Potrzeba do tego odrobiny szaleństwa i pozwolenia sobie na popełnianie błędów.

Jak pracowałaś nad płytą?

Mam szczęście. Kiedy studiowałam w Londynie wokalistykę, uczęszczałam również na zajęcia z kompozycji i aranżacji na różne składy instrumentalne. Czułam się bezpiecznie w tej dziedzinie i wiedziałam, jak się za ten album zabrać. To mój ulubiony moment w całym procesie twórczym. Spotykam się z muzykami w studio nagraniowym, stawiam przed nimi przygotowane wcześniej nuty i patrzę na ich zaintrygowane twarze. Potem grają po raz pierwszy, a ja słucham, jak szlaczki na pięciolinii ożywają.

Jesteś dyrektywna? Dyrygujesz?

Daję wskazówki, z jaką artykulacją chciałabym, żeby muzycy zagrali dany fragment utworu, tłumaczę im, co chciałabym powiedzieć poprzez tę piosenkę. W przypadku kwartetu smyczkowego, który jest podstawą brzmienia Tęskno, możliwości jest naprawdę wiele: szarpanie palcem, ciągnięcie smyczkiem, uderzanie drzewcem. To tylko kilka z nich. Z pomocą przychodzi mi umiejętność grania na skrzypcach, od których rozpoczęłam swoją edukację muzyczną. W liceum przez rok uczyłam się gry na flecie poprzecznym, co wtedy przydawało się do ćwiczenia oddechu potrzebnego w śpiewie, a teraz przy aranżowaniu repertuaru na ten instrument.

Harfa, smyczki, analogowe syntezatory i wiele innych. Przyznaję, że odpoczywałem, słuchając tej płyty, kołysany, uspokajany. Tworzyłaś ją z konkretnym przesłaniem?

Postawiłam sobie za cel uchwycenie tego, co wydarzyło się w moim życiu. Była we mnie nadzieja, że przyniesie to ulgę słuchaczom i odnajdą w opowiadanych historiach fragmenty odnoszące się do ich własnej rzeczywistości. Przez ostatnie pół roku, kiedy album powstawał, działo się u mnie bardzo dużo, tak przynajmniej można wywnioskować na podstawie różnorodności utworów i zaskakujących struktur, które się w nich pojawiają. Jednak całą prawdę o tym okresie opowiadam w pierwszym utworze.

To utwór Pierwsza. Historia modraszki, która przysiada na parapecie, a ty po drugiej stronie z notatnikiem w dłoni piszesz piosenki, wdzięczna za to spotkanie.

Siedziałam w mieszkaniu na warszawskiej Pradze, na kanapie, pod kocem, bo jest mi przeważnie zimno. Na zmianę piłam kawę i herbatę, obserwowałam podlatujące do karmnika ptaki. To taki mały karmnik przyczepiony do szyby, przezroczysta kula, do której wchodzą po ziarna tylko najmniejsi wśród wygłodniałych: wróble i modraszki. Akurat wróble nie miały nic ciekawego do wyćwierkania, więc słuchałam osobników z żółtym brzuszkiem.

Natura jest ważna?

Jest mi niezwykle bliska. Moi dziadkowie mieszkają od lat w Białowieży, ja wzięłam tam ślub i planuję zamieszkać w przyszłości w puszczy, jak najbliżej natury. Jeździliśmy tam zawsze w przerwach od szkoły, uciekaliśmy z miasta, w którym przebywaliśmy codziennie. Właściwie to przez całe życie mieszkam w blokach, ale na parterze, jak najbliżej ziemi. W naturze odnajduję wielką siłę i niezwykłą mądrość. Jest często bezwzględna, ale konsekwentna. Ostatnio coraz częściej nie daje mi spokoju to, jak została przez nas zniszczona, wykorzystana dla własnych celów. Rodzi się we mnie sprzeciw.

I co z nim zrobiłaś?

Przestałam kupować ubrania, zużywam mniej wody, uważnie segreguje śmieci, unikam plastiku. Opakowania na płytę Tęskno i sam krążek winylowy zostały wykonane z najbardziej ekologicznych tworzyw, jakie są dostępne. Tak chciałam. Na pewno można zrobić o wiele więcej, żeby pomóc naturze. Nadal się tego uczę, ale jestem pewna, że każde nawet najmniejsze działanie ma znaczenie i jest warte wysiłku z naszej strony.

Czego nauczyłaś się podczas wolontariatu w RPA?

Że nie potrzeba mieć niesamowitych umiejętności, żeby pomagać. Większość czasu spędzałam tam z dziećmi w wieku szkolnym, rozdawałam obiady na dłuższej przerwie, prowadziłam zajęcia z angielskiego, z WF-u, towarzyszyłam im w szkole, bibliotece, kościele. Myślę, że przebywanie z nimi dało mi o wiele więcej, niż ja kiedykolwiek mogłabym im dać. To były zdecydowanie najlepsze miesiące mojego życia. Pojechałam tam od razu po studiach, prosto z Londynu do Kapsztadu. Planowałam być 30 dni, ale dzień przed planowanym powrotem przebukowałam bilet, bo nie byłam gotowa na powrót do Polski. Nie chciałam zostawiać tamtego miejsca i osoby, jaką się w nim stałam. Drugi miesiąc był znacznie bardziej wymagający, bo wyprowadziłam się z domu wolontariuszy, wynajęłam pokój w mieście i codziennie dojeżdżałam pociągami do miejsc spotkań.

Swoją drogą, to bardzo niebezpieczny środek transportu dla młodych, samotnie podróżujących kobiet, i choć nigdy nic złego mnie nie spotkało, parę razy byłam bliska tragedii. Raz zasiedziałam się z wolontariuszami w odległej części miasta i kiedy dotarłam na stację, zaczęło zachodzić słońce, a mnie dzieliła od celu godzina drogi szybkim krokiem. Mieszkałam w stosunkowo bezpiecznej dzielnicy, jednak nie dało się do niej dotrzeć inaczej, niż idąc przez te niebezpieczne – zwłaszcza po zmroku – miejsca. Autobusów nie było, zamówienie taksówki przez kobietę mogło skończyć się gwałtem, o czym miejscowi mówili, jakby to było coś normalnego. Zaczęłam biec, ile sił w nogach, nigdy nie miałam kondycji i bardzo szybko się męczę, ale tego wieczoru przez własną głupotę nie miałam wyboru. Zakwasy były najlepszą nauczką.

Podobno najczęstsze zaklęcie, którego używasz, brzmi: niech się tak stanie. Dlaczego?

To jedyne zaklęcie, jakiego używam, chociaż nie jest to najodpowiedniejsze określenie słowa „amen”, słowa kończącego modlitwę. Modlitwę rozumiem jako rozmowę, czasem bardziej pogawędkę, innym razem bardziej poważną, oficjalną konwersację. To trochę jak mówienie do siebie, ale z nadzieją, że druga strona słyszy. Taka modlitwa może przyjąć bardzo różną formę, w zależności od okoliczności. Mogę być w dowolnym miejscu, z zamkniętymi albo otwartymi oczami, rękoma złożonymi, podniesionymi do góry albo w kieszeni. Tak naprawdę nawet nie musi paść sformułowanie „niech tak się stanie”. Wypowiedziałam w swoich myślach niezliczoną ilość urwanych modlitw. Śpiew może być pięknym wyrażeniem tych myśli na zewnątrz.

„Lepiej się na ciebie zdać” śpiewasz w utworze Przed burzą. O Bogu tak śpiewasz? Powiedziałaś kiedyś, że masz kilka utworów, które brzmią jak rozmowa z kochankiem, ale tak naprawdę zwracasz się do siły wyższej.

Tak, pisałam tekst tego utworu, jadąc na jesienną trasę Tęskno, totalnie na ostatnią chwilę. Pamiętam dokładnie ten moment. Siedziałam na tylnym siedzeniu, po prawej stronie i trudno było mi się skupić. Wpatrywałam się w kilka zdań zapisanych w czarnym notatniku i nagle w tej podróży wszystko zaczęło się układać. Towarzyszące mi wtedy poczucie niepewności, zagubienia, strachu, co czeka nas na miejscu, czy publiczność dopisze, czy mogę coś jeszcze więcej zrobić, żeby uniknąć ewentualnej katastrofy? Nie, czas odpuścić, bo nie mam na to wpływu. Poczułam wtedy pokój. Nie jestem sama nawet w błahych sprawach i zawsze mogę liczyć na wsparcie z wysokości.

Również Walc, czyli singiel promujący płytę, odwołuje się do historii z Ewangelii. Uczeń Jezusa wychodzi z łodzi i stawia kilka kroków na wodzie. Dopada go strach i zaczyna tonąć. Zdarzyło ci się chodzić po wodzie?

Ta płyta jest moim pierwszym krokiem poza łodzią. Zobaczymy, co będzie dalej. Zauważyłam, że podejmowanie wyzwań mnie nakręca. Sprawdzone rozwiązania są bezpieczne, ale szybko mnie nudzą. Cały czas szukam sposobów, żeby zrobić coś nowego albo coś starego na nowy sposób. Stąd też tyle nowości na najnowszym albumie. Aż się boję pomyśleć, co będzie za miesiąc, rok, pięć lat. Nie wiem, dokąd mnie to wychodzenie z łodzi doprowadzi. Jednak nawet jeżeli zaczęłabym tonąć, tak jak we wspomnianej biblijnej przypowieści, to na pewno nie utonę.

Bo jesteś odważna?

Odwaga potrzebna jest do wszystkiego. Czasem, żeby zabrać głos, nawet jeśli wiemy, że zostaniemy opacznie zrozumiani. Ja na pewno potrzebowałam odwagi przy tworzeniu płyty, kiedy z każdym utworem obnażałam się coraz bardziej, aż pozostałam w całkowitym, emocjonalnym negliżu. Pozornie bezbronna artystka, śpiewająca, że chce zdążyć chodzić po wodzie, zanim nastąpi koniec świata. Teraz jak o tym myślę, to jestem z siebie dumna. Po pierwsze, przyznałam się do tego przed sobą, a po drugie, wyraziłam to na albumie. W paru miejscach nieśmiało wyszeptałam, a w kulminacji utworu Walc dosłownie wykrzyczałam.

A zaufanie, o którym śpiewasz? Jest ryzykiem, skokiem w nieznane, zwłaszcza w czasie pandemii. Ufasz?

Ufam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ufam, że znajdziemy rozwiązanie obecnej, trudnej sytuacji na świecie. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej i jak najmniej osób ucierpi. Nie mogę doczekać się powrotu do tak zwanej normy. Wiele razy w życiu słyszałam powiedzenie, że nadzieja jest matką głupich. Nie znoszę go! Zawsze mnie denerwuje, nawet jak ktoś powtarza te słowa w żartach. Co może być mądrzejszego od nadziei? Jak można bez niej żyć? Jak się rozwijać, nie oczekując jeszcze lepszej przyszłości? W zamykającym utworze na płycie śpiewam, że jestem „zawsze gotowa podjąć ryzyko bez względu na oczekiwania, bez względu na to, jak należy”. I bez względu na to, ile jeszcze razy ktoś mi przygada, że nadzieja jest matką głupich. Nie dam się zniechęcić do bezgranicznego zaufania.

Twoje koncerty zostały odwołane, życie zmieniło się radykalnie – jak sobie radzisz?

Dalej komponuję muzykę i piszę piosenki, już nie patrzę na modraszki z pozycji kanapy, ten temat został wyczerpany. Parę dni przed czasem izolacji, udało mi się nagrać z kwartetem smyczkowym kolejne trzy utwory, już poza najnowszą płytą. Niedawno adoptowałam pieska, ośmioletniego husky-malamuta, z którym spaceruję po okolicy. On sobie trochę jojczy po swojemu, pod nosem, a ja śpiewam niezależnie od tego, czy jest na ulicy pusto, czy mijam się z kimś w odległości paru metrów. A przez maskę na twarzy pewnie niewiele słychać z tego mojego śpiewu. W domu za to mogę to robić bez ograniczeń. Mam też kartę dźwiękową, syntezatory, skrzypce, mikrofon do nich i rozstrojone pianino. Wybuchowa mieszanka, z której może powstać równie wybuchowy wakacyjny przebój.

 

Joanna Longić:

Wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, liderka projektu muzycznego „Tęskno”. Debiutowała w 2015 r. jako „Bemine” przy wsparciu Tobiasza Bilińskiego (Perfect Son) w roli producenta. Właśnie pojawił się jej najnowszy, osobisty album Tęskno.

Czytaj również:

Ucieczka od małego człowieka
i
zdjęcie: Nat Kontrakiewicz
Przemyślenia

Ucieczka od małego człowieka

Jan Błaszczak

Jan Błaszczak: Esja to album na pianino solo. Czy od początku planowałaś, aby Twoje solowe poczynania stanowiły najbardziej minimalistyczną odsłonę Twojej twórczości, czy ta forma wykrystalizowała się podczas prac nad płytą?

Hania Rani: Moje wyobrażenia i plany na temat tego, jak to się wszystko potoczy, były zupełnie inne. Nad płytą zaczęłam pracować już trzy lata temu, kiedy nie wiedziałam jeszcze na przykład, że powstanie zespół tęskno., z którym wydałam płytę w listopadzie ubiegłego roku. Myślałam, że solowy album zostanie ukończony szybciej i nie będzie wyłącznie instrumentalny. A na pewno nie wyłącznie pianistyczny. Na ostateczny charakter Esji bardzo mocno wpłynął mój pobyt w Reykjavíku, gdzie zarejestrowałam połowę utworów, które znalazły się na krążku, oraz podjęcie współpracy z brytyjską wytwórnią Gondwana Records. Właśnie w porozumieniu z wydawcą doszliśmy do wniosku, że zaczniemy taką minimalistyczną, instrumentalną płytą jako preludium do kolejnych albumów.

Czytaj dalej