Szum z głębi trzewi
i
zdjęcie: Sydney Russakov/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Szum z głębi trzewi

Iza Smelczyńska
Czyta się 4 minuty

Sugerowane dźwięki w tle: szum wody.

Żyjemy w ciągłym szumie. Być może fakt ten umyka naszej uwadze, a to dlatego, że posiedliśmy niezwykłą łatwość akomodacji słuchu. Wszechobecność szumu sprawia, że w pewnym momencie najzwyczajniej „przestajemy go słyszeć” albo raczej – zwracać na niego uwagę. Szum klimatyzatora, lodówki czy wodospadu po jakimś czasie staje się całkiem przyjemnym towarzyszem dnia. Przysłuchując się dźwiękowemu krajobrazowi za oknem, łatwo stwierdzić, że więcej w nim odgłosów o niezidentyfikowanej melodii niż tych wybijających się, tj. klaksonów, sygnałów ambulansu czy szczekania psa. Owszem, na pierwszy rzut ucha można się z tą tezą nie zgodzić, bo przecież to właś­nie na czworonoga sąsiada, skrzypienie drzwi czy trąbienie skarżymy się częściej niż na jednostajne odgłosy – strumyka płynącego pod oknem, a nawet statycznego szumu silników samochodowych na trasie szybkiego ruchu.

Co ciekawe, o tym, czy jakieś dźwięki nam przeszkadzają czy nie, decyduje ogólna akustyka miejsca, na której tle występują bardziej irytujące odgłosy. To dlatego hałasy, które bez szemrania akceptujemy w dzień – np. kapanie z nieszczelnego kranu, brzęk pęku kluczy czy sprzątanie kota w kuwecie – stają się koszmarem w nocy. W ciągu dnia dźwięki te otoczone są (maskowane, zagłuszane) przez inne odgłosy. W nocy, gdy szum ustaje, kropla wody wpadająca do zlewozmywaka może być równie niepokojąca jak stos talerzy rozbijających się o podłogę.

zdjęcie: Sydney Russakov/Unsplash

zdjęcie: Sydney Russakov/Unsplash

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Szumy charakteryzują się zrównoważonym widmem (składowymi dźwięku o określonej częstotliwości i amplitudzie), tzn. nie występują w nim gwałtowne „piki”, czyli wtrącające dźwięki o określonej wysokości. Przez analogię do widma optycznego tutaj też możemy mówić o całej tęczy kolorów szumu. Najpopularniejszy, biały szum jest rodzajem sygnału dźwiękowego. Jego brzmienie łatwo skojarzyć z szumem, który słyszymy, natrafiając na pusty kanał telewizyjny (pod warunkiem, że nie korzystamy z dekodera cyfrowego, gdzie nie doświadczymy „śnieżących” kanałów) albo przekręcając gałki radia w poszukiwaniu ulubionej stacji. Można go opisać jako jednostajne ssssssss albo dźwięk wydawany przez gigantyczny zespół, którego każdy członek gra nieco inną muzykę. Choć biały szum bywa wykorzystywany w wielu dziedzinach nauki, w akustyce ma ograniczone zastosowanie – ze względu na charakterystykę ludzkiego ucha postrzegany jest jako dźwięk wysoki i nieprzyjemny. Nasze uszy zdecydowanie lepiej czują się w obecności szumu różowego o bardziej zrównoważonych, przyjaznych częstotliwościach niż biały – w odróżnieniu od swojego kuzyna, który rozkłada się równomiernie na wszystkich słyszalnych częstotliwościach, różowy szum zmniejsza się wraz ze wzrostem częstotliwości. Brzmieniem przypomina fffffffff. Różowym szumem określa się wszystkie dźwięki, które przypominają odgłos wody.

Szumy akustyczne początkowo znajdowały zastosowanie głównie w inżynierii dźwięku – za ich pomocą testowano głośniki i wyrównywano parametry sprzętu. Badania nad ssssssssfffffffff rozszerzyły ich wykorzystanie na inne dziedziny życia, w tym te najważniejsze: sen i relaks. Różowy szum zdetronizował biały, ponieważ lepiej „stroi się” z naszymi falami mózgowymi – spowalnia je, a także pomaga regulować, zapewniając stały, długi sen. W niedawnych badaniach opisanych w specjalistycznej prasie neurologicznej niemieccy naukowcy monitorowali 11 pacjentów przez dwie noce. Przed zaśnięciem badanym pokazano 120 par słów. Pierwszej nocy odtworzono śpiącym różowy szum w tle. Kolejną noc pacjenci przespali w ciszy. Po przebudzeniu wszyscy zostali przetestowani pod kątem tego, ile zapamiętali. Pierwsza, „zagłuszana” noc okazała się produktywniejsza, bo uczestnicy próby potrafili powtórzyć 22 pary słów, po drugiej zaś, wydawać by się mogło spędzonej w błogiej ciszy – tylko 13 par. Kluczowym czynnikiem w tym eksperymencie był fakt, że częstotliwość dźwięków różowego szumu była zsynchronizowana z falami mózgu badanych. To sugeruje, że dzięki różowemu szumowi nie tylko budzimy się bardziej wypoczęci, lecz także możemy wspomagać koncentrację.

Podobne badania, choć na innej grupie docelowej – bardziej kapryśnej i wymagającej – już w 1990 r. przeprowadził zespół Instytutu Położnictwa i Ginekologii przy Queen Charlotte’s Hospital w Londynie. Aby zapewnić noworodkom dobry sen, wprowadzano na sale hałas w postaci szumu (białego, bo badania nad różowym odpowiednikiem to kwestia ostatnich kilku lat). Podczas gdy w grupie „zaszumionej” po 5 minutach zasypiało 80% badanych, to w grupie „ciszy” w objęcia Morfeusza powędrowało w tym czasie jedynie 25% maluchów. Zatem, drodzy rodzice, zamiast w kolejne grzechotki może lepiej zaopatrzyć się w suszarkę albo zmywarkę?

Terapie z wykorzystaniem szumów odgrywają też istotną rolę w przypadku problemów z ADHD i różnych dysfunkcji słuchu, mają ponadto zbawienny wpływ na osoby przebywające na co dzień w hałasie.

Skąd to umiłowanie organizmu do kontrolowanego hałasu? Zacznijmy od początku, zupełnego początku, gdy byliśmy jeszcze „tam”, w brzuchu… To, co później nazwiemy uszami, zaczyna się formować już w drugim miesiącu od poczęcia. Około 18. tygodnia ciąży maluch wyłapuje pierwsze dźwięki – takie, których my, „tutaj”, nawet nie zauważamy. To odgłosy ciała matki. Bijące serce, poruszające się cząsteczki powietrza, warczący brzuch, a nawet dźwięki krwi przepływającej przez pępowinę tworzą całkiem głośną, ale przyjemną i bezpieczną symfonię, za którą będziemy tęsknić. Życie poza macicą jest niewygodnie ciche. Albo głośne, ale nie tak, jak „tam”.

rysunek z archiwum nr 1005/1964 r.

rysunek z archiwum nr 1005/1964 r.

Czytaj również:

Co słychać, wiesiołku?
i
zdjęcie: Erik Karits/Unsplash
Promienne zdrowie

Co słychać, wiesiołku?

Jakub Bas

Na odgłos nadlatującej pszczoły rośliny polne zaczynają szykować słodszy nektar. Na dźwięk reagują całe – od kielichów po korzenie. Odprężają się, szybciej kiełkują i rosną.

Dorastałem w dżungli w jednym z niewielkich pomorskich miasteczek. Na tym terenie dominują co prawda lasy mieszane, ale wszędzie tam, gdzie krzątała się moja babcia, pojawiała się dżungla. Zieleń eksplodowała z każdego skrawka ziemi wokół niej. Z każdej doniczki wypełzały niesamowite formy i kształty, które oplatały framugi i karnisze. Lgnęły do babci, a ona śpiewała i szeptała do nich, tak jak szepczą czasami młode dziewczęta. Byłem dzieckiem, a babcia była wszystkim. Nie przyszłoby mi do głowy zastanawiać się, czy to prawda, że rośliny jej słuchają. Wiadomo, że tak.

Czytaj dalej