Przy okazji tegorocznej edycji Biennale Sztuki Mediów WRO Ania Diduch i Wojtek Wieteska wspólnie z Piotrem Krajewskim (założycielem i dyrektorem artystycznym Biennale Sztuki Mediów WRO) oraz kuratorami Pawłem Janickim i Cezarym Wicherem zastanawiają się, czy prawdziwa sztuka jest tak naprawdę niewidzialna i czemu nie może istnieć bez dotyku.
Z jednej strony pandemia, z drugiej – systemy informatyczne regulujące codzienne czynności. Z lotu ptaka funkcjonowanie przeciętnej osoby coraz bardziej przypomina hybrydę opartego na niedopowiedzeniach Procesu Kafki z koronkową konstrukcją najsłynniejszej powieści Pereca – Życie instrukcja obsługi.
Ania Diduch: Jak wytrzymujecie z tymi syrenami apokalipsy za ścianą?
Paweł Janicki: Żyjemy z All or Nothing at All Franka Sinatry w aranżacji Niny Vadshølt na tyle długo, że oczywiście chętnie byśmy coś zmienili… Pewnie powinna powstać osobna publikacja o tym, jak fonosfera wystaw przenika do naszych biur we WRO Art Center, tutaj przy ulicy Widok. Prawdopodobnie nie zawsze autorzy prac byliby zadowoleni z jej lektury.
A.D.: Czy inwazyjna fonosfera to jedyny, w porównaniu z poprzednimi, stały punkt w pandemicznej edycji?
P.J.: Zwykle rozbudowywaliśmy się w przestrzeni, teraz mamy tylko kilku partnerów, natomiast następuje ekspansja czasowa, bo WRO trwa właściwie do końca roku. Przyjęliśmy nową metodę programowania, przykładem jest Reverso Redux, czyli sytuacje koncertowo-performatywne, gdzie łączymy się z odległymi geograficznie lokalizacjami. Działania artystyczne są wzajemnie transmitowane, przy czym stanowi to część medialnej scenografii — nie ma to wiele wspólnego z mechaniką transmisji internetowych (ktoś nadaje, ktoś odbiera). W zależności od obostrzeń pandemicznych w tak skonstruowanej sytuacji może brać udział większa lub mniejsza liczba osób (jako publiczność).
A.D.: No tak, wszyscy staramy się działać w poprzek rzeczywistoś