Szmer wioseł
i
ilustracja: Mieczysław Wasilewski
Doznania

Szmer wioseł

Bolesław Leśmian
Czyta się 2 minuty

Szmer wioseł dwojga w gęstwinie fal –
I szmer – i słońce – i śpiew – i dal!

Tak właśnie trzeba i tylko tak:
Płynąć wbrew ziemi – niebu na wspak!

Perły, korale skradzione dnu
Rzucać w głębinę własnego snu –

I nasłuchiwać – o złudo złud! –
Czyli uderzą z jękiem o spód?…

Łódź się odbija w fali na wznak –
Tak właśnie trzeba i tylko tak!

Dwoistą łodzią i tu i tam
Płyń jednocześnie, po dwakroć sam!

Dwoistą łodzią w bezmiary płyń,
Podwójnie kochaj, podwójnie giń!

Czworo masz wioseł, dwa stery masz,
Ku własnej twarzy schyloną twarz –

Jakbyś wypłynął z dwu różnych snów,
Aby w tym jednym spotkać się znów!…

Jakbyś zaprzysiągł noce i dnie
Temu jednemu! Mój śnie, mój śnie!…

 

Z tomu Sad rozstajny (1912)

Czytaj również:

Energio, płyń!
i
„Świetliki w Ochanomizu”, Kobayashi Kiyochika, 1879 r./LACMA (domena publiczna)
Żywioły

Energio, płyń!

Szymon Drobniak

Trudno uchwycić, czym jest. Najprościej zdefiniować ją jako zdolność do zrobienia czegoś, pchnięcia w ruch. I obserwować różne jej manifestacje podczas, dajmy na to, letniej włóczęgi po Bieszczadach.

Powietrze naładowane jest latem, drży i szamocze się na tle nieba. Ledwo oddycham, przed oczami zalewanymi falami ciepłego potu wyrasta zielony, łagodny garb. Suliła, gdzieś między Rzepedzią a Baligrodem. Jej zbocza pokrywa kładziona gorącym wiatrem, hucząca od owadów, pachnąca ziołami łąka. Niebo jest bezchmurne, metalicznie niebieskie. Przesączona słonecznym żarem kopuła nieboskłonu nakrywa wszystko dookoła dusznym kloszem. Z ciężkim westchnieniem opadam w gęste trawiaste odmęty. Pode mną – mokra, przyjemnie chłodna ziemia. Czuję, jak wysysa ze mnie nadmiar ciepła, a wraz z nim senne zmęczenie. Na wysokości moich oczu – nieustannie poruszający się kalejdoskop splątanej roślinnej zieloności. Powoli zasychające na cienkich łodygach strączki cieciorek. Ostre i szorstkie źdźbła śmiałków darniowych (spotkanie z nimi zbyt łatwo kończy się strużką słodkiej krwi na skaleczonym liściem palcu). Perfidne storczyce kuliste, uzurpatorki z premedytacją upodabniające się do zasobnych w nektar gatunków. Znad mojego ramienia wylatuje leniwym ślizgiem złoty paź królowej – oszalał chyba, jak nic zaraz spłonie w słonecznej pożodze. Ale nie, frunie dalej, skacząc po leniwych falach wrzącego powietrza. Nad tym wszystkim: sinusoida Bieszczadów. Gdyby w jakiś sposób można było zobaczyć na własne oczy strukturę kosmosu, tak właśnie by wyglądała. Garbaty krajobraz to wgniecenia i wyniesienia gigantycznych mas gwiezdnych i planetarnych, ulepionych z materii kul odciskających się w czasoprzestrzeni jak nasze plecy w sypkim piasku. Z bliska krajobraz drży i faluje pod wpływem wiatru. To mniejsze rzeczki i strumienie energii, już nie masywne wgniecenia, lecz delikatne rysy i ruchome zmarszczki.

Czytaj dalej