Światy magiczne i inne
Opowieści

Światy magiczne i inne

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Akademicka etnologia i antropologia bardzo długo wzbraniały się przed próbą uczciwego rozpatrzenia zjawisk paranormalnych wśród ludów „pierwotnych”.

Wynikało to z racjonalistycznej przesłanki, będącej konsekwencją doniosłej dla historii nauki decyzji, by w imię obiektywności nauki oczyścić ją z wszelkich naleciałości magiczno-religijnych. Wszelką „paranormalność” należało więc odgórnie wykluczyć jako niemożliwą, nieistotną, nieprawdziwą itd. Niemniej, wraz z kumulacją wiedzy etnologicznej nie sposób było dłużej ignorować tego, o czym donosili badacze terenowi. Ernesto de Martino, wybitny włoski religioznawca, sformułował, jako jeden z pierwszych, śmiałą i fascynującą teorię tłumaczącą istnienie wspomnianych zjawisk, trafnie dodając, że obiektywna nauka nie może ograniczać swojego pola badawczego, musi być wolna od wszelkich uprzedzeń.

W swojej książce Świat magiczny, wydanej w 1948 r., de Martino skrupulatnie przeanalizował różne dokumenty, odwołując się tylko do tych pochodzących od najbardziej wiarygodnych autorów i badaczy. Przykładowo, analizował raporty dotyczące komunikacji na odległość i czytania w myślach wśród tunguskich szamanów, przepowiadania przyszłości we śnie wśród Pigmejów, spontaniczne rozumienie obcych języków również u Pigmejów, jasnowidzenie u Zulusów czy ceremonię chodzenia po rozżarzonych kamieniach na wyspach Fidżi.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

De Martino wyznawał określoną filozofię dziejów, zgodnie z którą ludzkość przechodziła przez różne etapy ewolucji – na niektórych pewne zjawiska były autentyczne, w innych epokach zaś już nie. Ponadto twierdził, że to natura jest uwarunkowana przez kulturę, a nie na odwrót. Tyle że nie mówił tego w sensie banalnym, iż mianowicie ludzie opisują naturę, posługując się językiem i wyobrażeniami powstałymi w ich kulturze itp. Jego myśl miała charakter metafizyczny: natura w ramach tej teorii zdaje się plastyczna i zależna od danej kultury, podatna na każdą wynikającą z niej modyfikację, która dopuszcza możliwość choćby telepatii czy chodzenia po rozżarzonych kamieniach. Jeśli wśród społeczności archaicznych tego rodzaju praktyki są dopuszczane przez kulturę, to są możliwe i prawdziwe, a przy okazji autentyczne dla etapu, który osiągnęła ta kultura (w pewnym sensie jest to rozwinięcie myśli Claude’a Lévi-Straussa, że magia jest rzeczywista dla tych, którzy w nią wierzą). Dla porównania, według de Martino, zjawiska paranormalne we współczesnym świecie zachodnim są możliwe (pisał to, odwołując się głównie do spirytyzmu i fenomenu „mediów”), ale nie są już autentyczne: są raczej czymś w rodzaju echa, może regresem kulturowym, zjawiskiem już niepasującym do naszych czasów. W pewnym sensie z tej teorii wynikał obraz wielu możliwych światów równoległych, ludzie żyjący w tej samej przestrzeni (np. żyjący w jednej wsi Europejczycy i Pigmeje) mogli doświadczać różnych rzeczywistości, w których obowiązywały inne prawa.

Dodam jeszcze na koniec rzecz ciekawą, że sam de Martino był zadeklarowanym ateistą.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Wódz Hatuey nie chce do nieba
i
Ilustracja: Joanna Grochocka
Doznania

Wódz Hatuey nie chce do nieba

Tomasz Wiśniewski

Dominikanin i słynny obrońca Indian Bartolomé de Las Casas jest autorem wstrząsającego dzieła Krótka relacja o wyniszczeniu Indian wydrukowanego w 1552 r. Ten niedługi tekst został napisany do Filipa, księcia królestw Hiszpanii, z prośbą o natychmiastową interwencję w obliczu ludobójstwa i wyzysku, którego ofiarą padli Indianie z rąk Hiszpanów. W tej relacji rzucił mi się w oczy wątek ukazujący, w jaki sposób „chrześcijański Europejczyk” jawił się pierwotnym mieszkańcom Haiti i Kuby.

Otóż, na skutek obłąkańczej chciwości konkwistadorów, grabieży, zmuszania do pracy w kopalni itd.: Indianie z Haiti sądzili, że chrześcijanin to ktoś, kto fanatycznie czci złoto. Spostrzeżenie to z jednej strony wydaje się naiwne, z drugiej zaś, patrząc na dzieje konkwisty, jest zdumiewająco trafne.

Czytaj dalej