Sprzężone 
z Absolutem 
oko 
Vivian Maier
i
Autoportet, Nowy Jork, 18 października 1953
Doznania

Sprzężone 
z Absolutem 
oko 
Vivian Maier

Czyta się 2 minuty

W rubryce To lubię! artyści i krytycy mówią o dziełach, które noszą w pamięci, i o ich twórcach. O inspiracjach, wstrząsach artystycznych i zachwyceniach. Wrażeniach, które utkwiły pod powieką i zostaną tam na zawsze. 

Człowiek może zmienić poglądy, pozycję społeczną, zawód, obóz polityczny i pozostać sobą, ale nie może pozostać sobą, tłumiąc lub co gorsza wykorzeniając swoje naturalne skłonności estetyczne. To sięga zbyt daleko” – pisał Bronisław Łagowski w książce Co jest lepsze od prawdy?. Obcując z dowolną dziedziną sztuki, spuszczam niewidzialną roletę i czynię ucho głuchym na pochodzące z zewnątrz podszepty znawców. Pozwalam operować nienachalnej w innych sytuacjach intuicji, która ostatecznie decyduje, czy i jak mocno wychyli się wskaźnik zachwytu.

Fotografie Vivian Maier zaistniały w mojej świadomości w 2012 r. Przyleciały wprost z Nowego Jorku. Album w twardej oprawie Vivian Maier. Street Photographer przywiózł mi w bagażu podręcznym przyjaciel, który brał czynny udział w powstaniu tego dzieła. Siła oddziaływania kolejnych obrazów, które obezwładniały mnie bardziej niż wszystko, co dotąd znałam, doprowadziła drobne kosmki mojej wrażliwości do rozkosznego usztywnienia, a w zestawieniu z biografią autorki – do mentalnej ejakulacji.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Urodzona w 1926 r. w Nowym Jorku, znaczną część młodości spędziła we Francji, gdzie tkwił korzeń drzewa genealogicznego jej matki. To tam w 1949 r. rozpoczęła przygodę z fotografią, by z wielkim zaangażowaniem kontynuować ją po powrocie do Ameryki w 1951 r. Fotografowała kompulsywnie, lecz absolutnie bez potrzeby konfrontowania swoich prac z jakimkolwiek odbiorcą. Zarobkowo opiekowała się dziećmi – była wzorową nianią. Samotna, bardzo skryta, przemierzała ulice Nowego Jorku, a później Chicago, by do późnych lat 90. zgromadzić 100 tys. fotografii. W łazience, która odgrywała rolę ciemni, samodzielnie wywoływała filmy, ale ostatecznie zrezygnowała z tego etapu pracy. Odtąd przechowywała ogromne ilości negatywów w miejskim magazynie. W 2007 r. John Maloof, były agent nieruchomości, kupił na aukcji za niewielkie pieniądze pudła z zadziwiającą zawartością. Vivian Maier zmarła w 2009 r., zanim John Maloof w wyniku iście detektywistycznego zaangażowania zdołał do niej dotrzeć. Dokument Szukając Vivian Maier, który ilustruje tę historię, ukazał się w 2013 r.

Nie potrafię wybrać jednego zdjęcia. Każde kolejne potęguje zachwyt. Fotografia, szczególnie niepozowana, to moment, niepowtarzalny moment na osi czasu. Ta kobieta musiała mieć palec i oko sprzężone z Absolutem, skoro umiała nacisnąć wyzwalacz, zanim portretowanemu mrugnie powieka, zanim przechodzień dotknie stopą ulicy, zanim wędrówka słońca sprawi, że cienie budynków zmienią swoje położenie. 

Czytaj również:

O fotografii bez fotografii
Opowieści

O fotografii bez fotografii

Joanna Kinowska

Vivian, czy kiedykolwiek zdałaś sobie sprawę?
Wszystkie te tajemnice, które zostawiłaś

Vivian Maier nie przestaje zadziwiać i inspirować. Zmarła w 2009 r. Amerykanka, posługująca się za życia różnymi nazwiskami i imionami, fotografka z zamiłowania i z obsesji. Zbieraczka wszystkiego. Niania. Żadna wprawdzie Mary Poppins, ale też „dziwna”. Nieprzystająca. Inna. Zrobiła setki tysięcy zdjęć, za jej życia nieznanych nikomu.

Czytaj dalej