Spotkanie poetyckich indywidualności
Opowieści

Spotkanie poetyckich indywidualności

Marcin Orliński
Czyta się 9 minut

8 czerwca 2017 roku rozpocznie się w Krakowie Festiwal Miłosza, jedno z najważniejszych wydarzeń na poetyckiej mapie Polski. W programie – spotkania autorskie, debaty, koncerty, filmy i czytanie wierszy. Podczas festiwalu poznamy także tegorocznego laureata Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Z Krzysztofem Siwczykiem, dyrektorem artystycznym festiwalu, rozmawia Marcin Orliński.

Marcin Orliński: Hasło tegorocznej edycji festiwalu „Zaczynając od moich ulic” to tytuł zbioru szkiców i przekładów Czesława Miłosza. Na stronie internetowej wyjaśniasz, że chodzi o punkt wyjścia dla poezji, jakim jest indywidualne doświadczenie. W jaki sposób hasło nadało kształt programowi? Jak wpłynęło na dobór autorów?

Krzysztof Siwczyk: Sądzę, że tytuł książki Czesława Miłosza w sposób fundamentalny określił zarówno program, jak i gości tegorocznej edycji festiwalu. Wyznaczył kierunki poszukiwań tematycznych dla debat i niektórych wydarzeń, dookreślił intuicje, jakie miałem, kiedy przystępowałem, razem z Olgą Brzezińską, szefową Fundacji Miasto Literatury, do pierwszych organizacyjnych posunięć. Chodziło nam zwłaszcza o uwolnienie festiwalu od narracyjnego przymusu, skądinąd inspirującego, mówienia o rzeczach podniosłych.

Masz na myśli wyzwolenie się z pewnych ram? Zburzenie – po raz kolejny – różnych estetycznych hierarchii?

Zależało mi raczej na tym, żeby goście festiwalu – poeci, filozofowie, artyści, muzycy – mogli poczuć, że nie krępuje ich żadna patetyczna idea. Że mogą wypowiadać się tylko w swoim imieniu, polegać w całości na własnych, niepowtarzalnych językach. Chciałem stworzyć intymne uniwersum, w którym każdy jest pojedynczą planetą i jako taka stanowi centrum świata. Pragnę, żeby festiwal był spotkaniem dialogicznych indywidualności, a nie agorą narcystycznego mówienia „ja, ja, ja”. Takie mówienie na dobrą sprawę jest czysto konwencjonalnym paplaniem zabijającym naszą pojedynczość i indywidualność. Pojedynczość i indywidualność ujawniają się jedynie w rozmowie, dialogu, w otwarciu na Innego, o czym uczył Emmanuel Levinas, ale również Tadeusz Sławek, który rozpocznie festiwal wykładem z cyklu Miłosz Lecture.

Wśród zaproszonych gości są poetki i poeci z bardzo różnym dorobkiem: od młodej autorki Urszuli Zajączkowskiej po Adama Zagajewskiego i Ewę Lipską, którzy mają już swoje miejsce w historii literatury. W jaki sposób powstawał line-up?

Cóż, określenie line-up niebezpiecznie kojarzy mi się z hierarchicznym układaniem rzeczywistości podług skali gwiazdorskiej. Nasz festiwalowy gwiazdozbiór w żadnym razie nie poddaje się tego rodzaju taksonomii. Na równych prawach swoje wiersze będą czytać zarówno autorzy i autorki stosunkowo dobrze znani, jak i ci, którzy dopiero wchodzą do literatury.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Z programu wynika, że niektórzy wystąpią w nieco zaskakujących rolach?

Tak, chociażby Marcin Świetlicki – autor z rzadka opuszczający własny, idiomatyczny język poetycki – tym razem w całości odda siebie we władanie wierszy Rafała Wojaczka. To dla mnie kwintesencja dialogu – oddać siebie we władanie czyjegoś języka. Moim zamierzeniem było pokazanie możliwie szerokiej perspektywy poetyckiej, bogactwa polskiej poezji, która pracuje w wielu rejestrach. Jedynym kryterium doboru była dla mnie estetyczna wiarygodność. Podkreślam, że chodzi tu o arbitralny wybór. Najpewniej inny dyrektor artystyczny mógłby żachnąć się na moje wybory. Cieszy mnie powrót na poetycką scenę Wojciecha Wilczyka, znakomitego artysty fotografa, ale też świetnego poety, który nieczęsto publikuje wiersze. Będzie Marcin Sendecki, którego nie trzeba przedstawiać. Z niecierpliwością czekam na duet Marcina Olesia, wybitnego kontrabasisty, z Martą Eloy Cichocką. Ewa Lipska, która raczej nie cierpi festiwali poetyckich, nie odmówiła mi swojego udziału. Generalnie mam poczucie dobrej energii, jakiejś wspólnoty i radości partycypowania w tym święcie poezji. Mam nadzieję, że ta energia udzieli się publiczności.

Imponująca jest również liczba autorów zagranicznych. Festiwal można spokojnie nazwać imprezą o zasięgu międzynarodowym…

Festiwal Miłosza u swoich źródeł był przede wszystkim międzynarodowy. Za życia Miłosza odbywały się Spotkania Poetów Wschodu i Zachodu. Jego autorytet i kontakty spowodowały, że do Polski przyjechała cała plejada znakomitości poetyckich. Po śmierci Miłosza ten kurs był kontynuowany i tak jest do dzisiaj. Nie ukrywam, że jest w tym sporo frajdy. Oto można zaprosić kogoś, kogo się podziwia i ceni.

Jakich autorów spoza Polski będzie można usłyszeć podczas tegorocznej edycji?

W tym roku postawiliśmy na odkrywanie nowych nazwisk i bardzo progresywny ruch wydawniczy. W przekładzie na język polski ukażą się wszystkie książki gości zagranicznych. Liryczną bombą atomową będzie książka Ciało ograbione Antjie Krog z RPA w przekładzie Jerzego Kocha. Rok temu na festiwalu gościł Breyten Breytenbach. Kontynuujemy ten kierunek poszukiwań. Język afrikaans jest wspaniały, a Krog to dla mnie absolutne odkrycie. Coś jak odkrycia kapel na OFF Festivalu. Jej wiersze są jak teksty Wojaczka i Bukowskiego nabite w butelkę i mocno wstrząśnięte – detonują wyobraźnią, mocą leksykalną, przekraczaniem norm politycznych i transgresją obyczajową. Robert Pinsky to jeden ze słynnych poetów Ameryki. Już wcześniej były przymiarki do zaproszenia go, teraz przyjeżdża i najpewniej zachwyci swoim czytaniem z wyboru wierszy Terrarium dla snów w zbiorowym przekładzie paru tłumaczy. Joachim Sartorius z Niemiec, w przekładzie Ryszarda Krynickiego, to z kolei głos zupełnie nieznany w Polsce. Dosłownie parę wierszy Sartoriusa zostało opublikowanych w Polsce. Teraz ukaże się większy wybór. Sartorius to klasyka poezji niemieckiej, którą my dopiero poznamy. Podobnie z Petrem Hrušką, który jest obecnie najgłośniejszym poetą Czech. Metrykalnie najmłodszą poetką jest Linn Hansen ze Szwecji. Jej książka Przejdź do historii w przekładzie Justyny Czechowskiej poraziła mnie stylem i głębią rozpoznania naszej współczesności. Pisane to jest nowatorskim językiem. Stawkę uzupełnia Evelyn Schlag z Austrii. Jej wiersze prezentowała już „Literatura na Świecie”. To mocny głos i silny charakter. Jak to u cholerycznych Austriaków – „poetyckich dzieci” Thomasa Bernharda.

Fantastyczne jest to, że nie tylko zaprosiliście zagranicznych autorów, lecz także postanowiliście wydać im książki. Współpracę w tym zakresie podjęły Wydawnictwo a5, Instytut Mikołowski, Lokator, Wydawnictwo Literackie i Wydawnictwo Znak. Ale Wasze plany wydawnicze nie ograniczyły się przecież tylko do przekładów?

Przetłumaczone książki to dla mnie jeden z ewidentnych plusów festiwalu. Te materialne znaki zostaną już na zawsze w świadomości. Dlatego postanowiliśmy pójść za ciosem i do zestawu książkowego dołożyć płytę. Formacja Julia i Nieprzyjemni, w której udzielają się wokalnie Marcin Świetlicki i Julia Kamińska, przygotowała specjalnie na Festiwal Miłosza wydawnictwo zatytułowane Wojaczek. Muzykę skomponował znany ze Świetlików Michał Wandzilak. Dzięki zgodzie Dagmary Janus, córki Wojaczka, powstała oryginalna interpretacja 12 wierszy tego poety, wymruczanych i wykrzyczanych przez Świetlickiego oraz Kamińską, w muzycznym klimacie, który ciężko zdefiniować. To dream-punk, dźwięki niesamowicie uwodzące. W tajemniczy sposób grupa ta oddaje głębię Wojaczkowej poezji, a Świetlicki, dziś klasyk, wskazał na wyraźne źródła własnych wierszy. Brzmi to pięknie i przekonująco.

To kolejna oryginalna publikacja poświęcona Wojaczkowi w ostatnim czasie. Kilka miesięcy temu Instytut Mikołowski, z którym jesteś związany, wydał przecież jego nieznane utwory…

Wojaczek powraca po prostu co jakiś czas w zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach przyrody. Powraca, bo jest niezatapialny, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Jest definicją indywidualności.

Czy przewidziane są jeszcze jakieś publikacje festiwalowe?

Wzorem lat wcześniejszych ukaże się dwujęzyczny, polsko-angielski, almanach z tekstami przybliżającymi sylwetki gości i esejami na temat ich twórczości. W książce znajdą się teksty o debatach festiwalowych, w których udział wezmą m.in. Dorota Kozicka, Zbigniew Mikołejko, Zbigniew Libera, Przemysław Czapliński i Roma Sendyka, Olga Drenda i Alina Świeściak. Na finał festiwalu wystąpią Pablopavo i Ludziki. Mam zamiar namówić Pawła na jakieś wydawnictwo „okołomiłoszowe” w przyszłości, zwłaszcza że Pablopavo jest chyba najbardziej literacko zorientowanym polskim wokalistą młodego pokolenia. Chociaż czy on ciągle jest młody?

Podczas festiwalu, już po raz drugi z rzędu, zostanie wręczona Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. W jakim zakresie podjęliście współpracę z Fundacją?

Współpraca między Fundacją Miasto Literatury a Fundacją Wisławy Szymborskiej jest ścisła i przyjacielska. Jest też naturalna, zważywszy na pamięć o naszych noblistach. Miłosz i Szymborska zrobili dla polskiej kultury więcej niż wszystkie rządy polskie od Mieszka I począwszy. Uwolnili nas z tej prowincjonalnej, mesjańskiej delirki, w której obecnie tracimy rozum i zmysły. Cieszy mnie to porozumienie. Podobnie jak dumą napawa mnie to, że na co dzień konkurujące ze sobą wydawnictwa, o których wspominałeś, podczas Festiwalu Miłosza trzymają sztamę i wydają książki na okoliczność tego święta, bez oglądania się na partykularne interesy. W tym sensie hasło festiwalu „Zaczynając od moich ulic” jest jakimś apelem o zaczynanie od początku, jest wezwaniem do autorefleksji.

Jak podsumowałbyś literackie i pozaliterackie cele tegorocznej edycji festiwalu?

Literatura ma to do siebie, że przenika do społecznego krwiobiegu. Mam nadzieję, że zatruje go czymś ambitnym i chociaż na chwile trwania festiwalu będziemy ze sobą rozmawiać. Poezję faktycznie czyta niewielu. Ale ta garstka ocala język, broni go przed upadkiem w całkowity banał komunikacyjny, wynosi go ponad bakteryjną kondycję czasu marnego. Na końcu zostanie poezja i jej czytelnicy. Reszta to prawda, błoto i proch.

Czytaj również:

Świat: system otwarty
i
Hilma af Klint, „The Ten Largest, No. 2, Childhood”, 1907 via Wikimedia Commons
Wiedza i niewiedza

Świat: system otwarty

Ryszard Kulik

Tak jak w fizyce cząstek elementarnych wątpliwości budzi pojęcie niezależnej, wyodrębnionej jednostki fizycznej, tak na gruncie biologii problematyczne jest istnienie niezależnego organizmu. Mimo że każdy organizm żywy wyróżnia się własnymi, odmiennymi od innych cechami oraz zachowuje względną autonomię, to jednak granice między nim a środowiskiem nie są tak wyraźne, jak bylibyśmy skłonni przypuszczać.

Nic, co istnieje, nie jest wyłącznie samo w sobie. Raczej współistnieje, przenika, zależy, wchodzi w relacje z innymi elementami określonego układu. Nic nie jest samotne. Wszystko jest związane z całą resztą i od niej zależne. David Brower w eseju poświęconym ekologicznej jaźni zadaje pytanie: „Z czego składa się kondor?”. W odpowiedzi podkreśla, że pióra, kości, mięśnie i narządy wewnętrzne stanowią zaledwie jego 5%. Co tworzy pozostałe 95% kondora? Otóż tym czymś jest miejsce. Kondor składa się również ze skał, z gór, potoków, urwistego wybrzeża, wiejących wiatrów, chmur i całego mnóstwa innych, pozornie „niekondorowych” elementów.

Czytaj dalej