Rok, który upłynął, należał do malarstwa. Wiele z najważniejszej sztuki, która w 2019 r. powstała w Polsce, zostało namalowane; wiele z najważniejszych wystaw wypełniały obrazy. Nie powinno więc dziwić, że koniec takiego roku może należeć tylko do malarki. Tak jest w każdym razie w Krakowie, gdzie swoją wystawę pokazuje Agata Kus. Zresztą wystawa to za mało powiedziane.
Trzydziestodwuletnia artystka podsumowuje pierwszą dekadę swojej twórczości; wypełniła pracami cały Bunkier Sztuki – ten pokaz, blisko 130 dzieł, to prawdziwe ekspozycyjne monstrum i nie darmo rzecz zatytułowano Agata Kus Horror Picture Show. Za wcześnie na retrospektywę? Nie w tym przypadku. Kus imponuje doskonałą, tradycyjną techniką i innowacyjnymi malarskimi konceptami narracyjnymi. Jej obrazowanie ma inscenizacyjny rozmach dawnego malarstwa akademickiego i współczesne tematy, opowiedziane z nową energią, efektownie i jednocześnie głęboko, jeżeli ktoś zechce dobrać się do drugiego i trzeciego dna jej prac.
Stach Szabłowski: Zacznijmy – oczywiście – do początku, od tytułu. Robisz w nim referencję do Rocky Horror Picture Show. Czyli obiecana zostaje groza, ale jeszcze bardziej rock opera i jeszcze, jeszcze bardziej burleska. Jak na tym tyle rysuje się twoje malarstwo? Jest horror? Czy bardziej wodewil? Opera i jej wysoki ton? Czy rockowa buntowniczość?
Agata Kus: Wydaje mi się, że na wystawie możemy znaleźć w jakimś stopniu wszystkie te konwencje – i żadnego bezpośredniego nawiązania do Rocky Horror… Natomiast, podobnie jak w filmie, otwiera się przed nami przestrzeń pełna wyrazistych postaci, różnych narracji oraz kontekstów i można wyobrazić sobie, że jest się w domu szalonego naukowca-wodzireja, który zaraz przeprowadzi nas przez swój osobliwy świat. Na ekspozycji możemy zobaczyć ponad 100 obrazów i ceramik z ostatnich 10 lat i jest to istny horror vacui kolorów, kształtów, miejsc i przedmiotów.
Czyli show?
Jest dużo humoru, ironii i groteski, ale większość z tych zabiegów służy również mówieniu o tematach ważnych, oscylujących wokół problematyk tożsamościowych i kulturowych. Gdy wchodzimy do pierwszej Sali, wesolutko wita nas beztroska impreza. Wystawę otwiera moja najnowsza praca, Idol, która przedstawia imprezę w Betelu, klubie znajdującym się za rogiem galerii. Widzimy tam grupę postaci za barem w hipnotycznym tańcu. Nad nimi, wyniesiony jak na ołtarz, króluje bożek poskręcany z drutu, przypominający z jednej strony Obcego, z drugiej monstrancję. To zmienia nastrój obrazu; postaci wydają się składać ofiarę, odbywać rytuał. Podobne ceremonie odbywają się w Krakowie codziennie, ale ten konkretny wieczór był bardzo wyjątkowy i elektryzujący. Zrobiłam wówczas pod wpływem nastroju chwili kilka zdjęć i już rankiem następnego dnia zaczęłam pracę nad obrazem.
Wrócimy jeszcze do tych imprez i rytuałów krakowskich. Ale najpierw chciałem cię zapytać, skąd w ogóle wzięłaś się w malarstwie? Należysz do jakiegoś artystycznego klanu? Zawsze o tym marzyłaś? Coś cię popchnęło w tym kierunku? Jak się zostaje profesjonalną malarką?
Dla dzieci język sztuki jest dość naturalny i większość z nich czuje się swobodnie, komunikując się za jego pomocą. Mądry rodzic potrafi ten potencjał wykorzystać i rozwijać go w taki sposób, że tworzenie staje się ważną częścią dziecięcego świata. Tak właśnie było w moim przypadku.
Ojciec jest malarzem, a mama psychologiem. Mama była mistrzynią w zadawaniu plastycznych pytań, wymyślaniu