Przebieranki, draka czy Gesamtkunstwerk?
i
Tomasz Machciński, Bez tytułu, 2009 © Tomasz Machciński. Dzięki uprzejmości Fundacji Tomasza Machcińskiego i artysty.
Przemyślenia

Przebieranki, draka czy Gesamtkunstwerk?

Joanna Kinowska
Czyta się 10 minut

Kłopot z Tomaszem Machcińskim mają krytycy i krytyczki, historycy i historyczki sztuki. Jak opisać jego twórczość, z czym ją porównać, która etykieta się do tego nada? Urodzony w 1942 r. artysta samouk, tworzący swoje i dla siebie, okazjonalnie odsłaniający twórczość widzom, na szczęście sam wiele wyjaśnia. Niedawno ukazał się Album, pierwsza monograficzna prezentacja części jego dorobku w formie książkowej. W ramach tegorocznej edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie możemy zaś oglądać jego wystawę Tysiące twarzy, setki miraży.

Odkrycie œuvre Machcińskiego przypomina wielkie przywracanie Vivian Maier czy Jacques’a Henri Lartigue’a. Ta pierwsza, co prawda nie mogła już nic powiedzieć, bo odkryto ją za późno. Ale casus Lartigue’a jest niemal identyczny. Jego dzieło zachwyciło 50 lat później. Zaczęto przepychać mu wtedy miejsce w annałach i encyklopediach, nazywać go ojcem fotografii reportażowej, amatorskiej, wernakularnej (choć akurat to ostatnie słowo przyszło później). Ojcem nazywać, choć „ojciec”, kiedy robił swoje najlepsze zdjęcia, miał między sześć a dziewięć lat. Zdążył skorzystać ze swojego sukcesu. Z Machcińskim jest podobnie. Zachwyt przyszedł niedawno, pokazują go muzea i galerie, do których w kolejkach stoją artyści po akademiach. A tu nagle wielkie dzieło samouka, znakomite i inne od całej reszty. Będzie przepisywanie podręczników?

Kim właściwie jest Machciński? Mechanikiem precyzyjnym,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Sontag by tego nie zrobiła
i
EAST NEWS/Leemage
Przemyślenia

Sontag by tego nie zrobiła

Maria Karpińska

Nie polubiłybyśmy się z Susan Sontag. Podejrzewałam to od lat, jednak po lekturze wspomnień Sigrid Nunez Sempre Susan wiem to na pewno. Nie przepadam za ludźmi przesadnymi, a do takich z pewnością należała Sontag. Mniejsza jednak o moją sympatię do niej – ja tym bardziej działałabym jej na nerwy, skoro nie lubiła przewrażliwienia (z lubością podnosiła bluzkę, by pokazać blizny po mastektomii, nie akceptowała skrzywienia na ten widok).

Jak pisze o niej Nunez – „ludzie bez zbroi budzili w niej agresję”. I jeszcze: „Lgnęła do ludzi lubiących kontakt fizyczny, dotykanie i bycie dotykanym, wygadanych, lubiących wyznania i takich, przy których łatwo się otworzyć”. Cóż, właśnie straciłam resztki wątpliwości, na pewno by mnie nie polubiła.

Czytaj dalej