Profesor Tutka o niepoważnym mężu
i
rysunek: Daniel Mróz, archiwum
Doznania

Profesor Tutka o niepoważnym mężu

Czyli o dawnych dobrych czasach, kiedy tatusiowe czytywali gazety.
Jerzy Szaniawski
Czyta się 5 minut

Rozmawiacie, panowie – mówił Profesor Tutka – o nieporozumieniach małżeńskich. Dzisiaj spotkałem znajomą panią. Między nami wywiązała się interesująca rozmowa. Niemal dosłownie taka:

– Witam panią. Dawno pani nie widziałem.

– Rzeczywiście dawno.

– Czy się mylę, ale wydaje mi się, że pani nie jest dziś w humorze.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Nie myli się pan.

– Może wstąpimy, o tu, do cukierni. Opowie mi pani o swoich troskach.

– Ale… kiedy jestem wzburzona.

– Słodycze działają kojąco na nerwy.

– A jeżeli tak, to chodźmy.

Weszliśmy do cukierni, zaciszny pokoik, miękkie meble, my sami, słowem, wymarzone miejsce do rozmowy.

– Pyta pan, czemu jestem w złym humorze. Mąż mnie zirytował. To mało, zirytował. Potrafił już doprowadzić do pasji.

– Nie wyobrażam sobie. Znam go jako człowieka czarującego.

– O tak. Niejeden z nich jest w towarzystwie czarujący. Ale żeby zobaczyć takiego w domu, na tle rodziny.

– Cóż zaszło między panią a małżonkiem?

– Proszę pana. Mąż mój czyta gazetę. Gdy go o coś wtedy zapytać, odpowiada – „tak, tak”, albo – „właśnie”. Odpowiada bez sensu, bo nie związane z pytaniem. – Ale mniejsza już z tym, że gazeta jest dla niego ciekawsza niż własna żona. Nie chodzi tu już o mnie. Jak panu wiadomo, mamy sześcioletnią córeczkę.

– Przemiła – wtrąciłem.

– Dziewczynka jest inteligentna i pyta często o znaczenie słów, które posłyszy. Odsyłam ją wtedy do tatusia. Uważa on na pewno, że jest inteligentniejszy ode mnie, niech odpowiada. Ale tatuś czyta gazetę. Bo dom dla niego jest po to, żeby czytać gazetę. Dziecko pyta – „tato, co to jest abstrakcja?” Ale tata czyta. Dziecko po raz drugi: „tato, co to jest abstrakcja?” Tato wreszcie odpowiada: „niech cię matka zaprowadzi na wystawę młodych malarzy, będziesz wiedziała, co to jest abstrakcja”.

– Proszę pani, uważam, że nauka poglądowa jest najlepsza dla dzieci. Jak dziewczynka będzie miała przed sobą obrazek, lepiej zrozumie.

– Przypuśćmy. Ale innego dnia: dziewczynka jest inteligentna, więc pyta: „tato, co to jest muzyka atonalna?” Tata mówi: „weź nuty matki, wyskrob co drugą nutę i poproś, żeby ci matka to zagrała. Będziesz miała muzykę atonalną”. No, proszę pana, dziecko trzeba rozwijać, a on je ogłupia. I w dodatku dziewczynka wzięła to dosłownie i zaczęła wyskrobywać nuty. Co drugą.

– Proszę pani. Bez odpowiedniego przygotowania muzycznego dziewczynki, nie wiem, czy i ja potrafiłbym wytłumaczyć dziecku, co to jest muzyka atonalna, ćwierć-tonowa, konkretna i tak dalej. A zresztą… pani jest starsza od dziewczynki i także się w tym nie orientuje. Jednak pani i bez tych wiadomości żyje, kwitnie i pięknie wygląda.

– Ja wiem, że dziecko zadaje czasem pytania trudne, kłopotliwe, zaskakujące. Ale w każdym razie musimy trzymać się zasady, że na pytanie poważne trzeba odpowiedzieć poważnie. A właśnie mąż zasadę taką lekceważy. Bo dziś jeszcze dziewczynka pyta ni stąd, ni zowąd – „tato, czemu się tatuś ożenił z mamusią?” Zainteresowało mnie nawet, co na to odpowie. A ten odpowiada: „bo mamusia miała mieszkanie i wuja na wysokim stanowisku, który mi pomagał przy awansach”. Proszę pana! Bzdura, kłamstwo, fałsz! Ja nie miałam mieszkania, ani też wuja na wysokim stanowisku. Skłamał, zełgał na poczekaniu! Co za pomysł? Zamiast odpowiedzieć dziecku – „bo się zakochałem w twojej mamusi i żyć bym bez niej nie mógł”, to byłoby ładne, miłe, wniosłoby jakieś ciepło do nas trojga, a on wyjeżdża z jakimś mieszkaniem i z nie istniejącym wujem na wysokim stanowisku! Niech mi pan to wytłumaczy: bo rozumiem, można czasem puścić w powietrze i jakąś bańkę mydlaną dla zabawy i to będzie na chwilę śliczne, ale on rzuca jakieś głupstwo, które depoetyzuje i mnie, i jego. I to może doprowadzić do pasji!

– Proszę pani, czekolada wystygnie.

Przełknęła.

– A wie pan, że doskonała.

Uspokoiła się znacznie. Zapaliła papierosa.

– Proszę pani! Zacznijmy jeszcze od tych pytań dziecka. Tych pytań nie należy brać zbyt poważnie i nie można się nimi przejmować; bo czy my rozumiemy ich pytania właściwie? Chociażby, co to jest abstrakcja? Dziecko interesuje tu pewno jakaś dziwność tego słowa, dźwięk, kształt, może kojarzy się ono z jakimś niesamowitym stworzeniem, jak powiedzmy, no… ośmiornica. A muzyka „atonalna”… to znów słowo, które brzmi przyjemnie, łagodnie, jak by na przekór temu, co posłyszymy w orkiestrze. A chociaż chciałbym to wytłumaczyć inaczej niż mąż pani i zasiadł do fortepianu, aby mieć popularno-poważny wykład, nie wiem, czy dziewczynkę to zainteresuje, bo ciekawość jej szła w innym zupełnie kierunku. A co do odpowiedzi męża na pytanie, czemu się z panią ożenił, to jest odpowiedź tak czarująca, że ja bym go uściskał! Kłamca, który się wywyższa i upiększa, nie jest ciekawy, bo takich jest dużo; ale taki kłamca, taki łgarz rozkoszny, który potrafi siebie pomniejszyć i jak pani mówi – zdepoetyzować, zapewniam panią, że na to się zdobędzie tylko człowiek wartościowy. Ależ to jest czarujące – ten pani nie istniejący wuj na stanowisku!

– I czego się pan cieszy, kiedy ja jestem wściekła! Bo wybaczy pan, ale żeby w tym odnaleźć coś czarującego, to trzeba być… no, chyba trzeba być Profesorem Tutką.

Tak więc, proszę panów, i mnie się dostało: powiedziała, że na to trzeba być Profesorem Tutką!

 

Czytaj również:

Opowiadanie Profesora Tutka o twórczości najmłodszych
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 805/1960 r.
Doznania

Opowiadanie Profesora Tutka o twórczości najmłodszych

Czyli tajemnice pisarstwa na murach
Jerzy Szaniawski

Rejent rozmawiał dziś z nauczycielką, która dała dzieciom jako temat wypracowania – wiosnę. Pod takim tytułem, „Wiosna”, dzieci mogły napisać, co tylko chciały. Trzydzieści wypracowań, w dwudziestu siedmiu napisano, że wiosna jest najpiękniejszą porą roku.

Nauczycielka w rozmowie z rejentem dowodziła, że dzieci w wypracowaniach szkolnych posługują się szablonem, rzadko można spotkać wypowiedź oryginalną. Bo na przykład, gdy da dziewczynkom temat: „Co byś zrobiła z wielką ilością pieniędzy, wygranych na loterii państwowej?”, z góry można wiedzieć, że prawie wszystkie wyliczą szkoły, przytułki, szpitale, na które oddałyby wygrane pieniądze. Takie szlachetne.

Czytaj dalej