Problem energii
i
ilustr. Joanna Grochocka
Przemyślenia

Problem energii

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Jeśli to prawda, jak twierdzą niektórzy fizycy i metafizycy, że suma energii w kosmosie jest skończona, to stoimy dziś przed ważnym problemem.

Pomyślmy przez chwilę. Pewnego dnia jakiś student może sobie nie poradzić ze wstaniem z łóżka; jakieś dziecko może nie mieć dość sił, by zamieszać łyżeczką; ktoś inny może się nie urodzić.

Dlaczego?

Bo ktoś inny nadużywa WiFi.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Otóż nikt nie może zaprzeczyć temu, że WiFi to energia.

Kiedyś Chińczycy nazywali to coś niewidzialnym chi; starożytni Grecy mówili o przenikającym świat logos; dziś imię tej boskiej i ożywczej siły brzmi WiFi.

W kieszeniach, w torebkach po prostu marnuje się życie.

– Nie używasz? To wyłącz – mówię wprost, w metrze, na ulicy, w knajpie, do znajomych i nieznajomych.

Powołana niedawno Liga Energetycznego Umiarkowania – o której z każdym dniem będzie coraz głośniej, choć póki co to jednoosobowa grupa – zajmuje się swoistą partyzantką, polegającą na kradzieży routerów. Ilekroć nie macie internetu, nie łudźcie się, że przyczyna podana przez operatora jest tą prawdziwą. Przyznaję jednocześnie, nie bez dumy, że jestem prezesem LEU.

Chciałbym w tym miejscu zachęcić innych do wspólnej batalii. Nie musimy się zrzeszać.

Na dobrą sprawę wystarczą nożyczki i przecięcie kabla.

 

Czytaj również:

Nuda
i
„Młodość”, Frederick Carl Frieseke, 1926 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Nuda

Łukasz Nicpan

Prawdziwą nudę poznałem w Radomsku, w ceglanym domu dziadków, u których co roku spędzałem wakacje. Całe dwa miesiące w czteroizbowym domu z gankiem pośród ogrodu pełnego kwiatów, malin, jaśminów, krzewów porzeczek i agrestu. Codziennie te same lwie paszcze, malwy, maliny, jaśminy, porzeczki i agrest. W sadzie dojrzewały renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie. Codziennie te same renklody, węgierki, klapsy, papierówki, czereśnie i wiśnie.

W biblioteczce dziadka stały cztery książki po niemiecku, bez obrazków, a po polsku – tylko dwa tomy encyklopedii Orgelbranda. Jedyną książeczkę, jaką przywiozłem ze sobą z Łodzi, rymowaną opowiastkę o amerykańskim milionerze, umiałem już na pamięć. Miała tytuł Mister Twister. Na pamięć znałem nawet nazwisko jej autora. Nazywał się S. Marszak.

Czytaj dalej