Potwór na progu
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Doznania

Potwór na progu

H.P. Lovecraft
Czyta się 32 minut

Istotnie, wsadziłem sześć kul w mózg mego najlepszego przyjaciela. Mam jednak nadzieję opowiadaniem tym wykazać, iż nie jestem jego zabójcą. Powiecie, żem szaleniec bardziej szalony niż człowiek, którego zabiłem w zakładzie dla obłąkanych w Arkham. Później czytelnicy zważą moje argumenty, powiążą je ze znanymi faktami i przyznają mi rację, stanąwszy twarzą w twarz wobec niezbitego dowodu – potwora na progu mego domu.

Aż do tej chwili ja także w niezwykłych opowiadaniach, które pchnęły mnie do czynu, widziałem tylko szaleństwo. Dziś jeszcze waham się, czy to nie pomyłka, czy rzeczywiście nie dostałem pomieszania zmysłów… Inni jednak też opowiedzieć mogą zdumiewające rzeczy o Edwardzie Asenatcie Derbym. Nawet policja nie mogła wyjaśnić tej ostatniej wizyty. Próbowali zbudować jakąś rozsądną teorię – ponury żart lub zemsta odprawionego służącego – ale w głębi ducha wiedzą, że prawda jest o wiele straszniejsza.

Twierdzę więc, że nie zamordowałem Edwarda Derby. Powiedziałbym raczej, że go pomściłem, a robiąc to uwolniłem ziemię od potwora, który mógłby sprowadzić na ludzkość najgorsze klęski. Tuż obok dróg naszego codziennego życia istnieją strefy cienia i czasem złowroga dusza wychodzi z ciemności. Gdy się to zdarza, trzeba uderzyć mocno, nie bacząc na możliwe konsekwencje.

Edwarda Pickmana Derby znałem od wczesnej młodości. Był tak przedwcześnie dojrzały, że choć on miał zaledwie osiem lat, ja zaś – szesnaście łączyło nas wiele spraw. Był to uczeń o niezwykłych talentach. Mając lat siedem pisywał pełne fantazji wiersze, ponure i niemal chorobliwe, które wprawiały w zdumienie jego prywatnych nauczycieli. Jedynak miał pewne wrodzone dolegliwości, które sprawiły, że rodzice nie chcieli się z nim rozstać i trzymali go zawsze przy sobie. Nigdy nie wychodził bez guwernantki i rzadko bawił się z innymi dziećmi. Niewątpliwie wszystko to sprawiło, iż rozwinął w sobie osobliwe życie wewnętrzne, wyobraźnia bowiem była dlań jedyną ucieczką.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tak czy owak, posiadał niezwykłą wiedzę, a jego poetycki dorobek niezmiernie mnie zainteresował. W tym okresie miałem wyraźną słabość do rzeczy niesamowitych w sztuce. Dlatego też odkryłem tyle wspólnych zainteresowań u siebie i tego dziecka. Oprócz wspólnego przywiązania do rzeczy niesamowitych i cudownych, istniało także bez wątpienia stare i groźne miasto, w którym żyliśmy, nękane legendami, pełne przeklętej magii – Arkham – którego walące się domy otaczały brzegi rzeki Miskatonic.

Po pewnym czasie poświęciłem się architekturze i bez uszczerbku dla naszej przyjaźni zrezygnowałem z projektu ilustrowania tomiku wierszy Edwarda Derby. Jego osobliwy geniusz rozwijał się dalej i w osiemnastym roku życia opublikował, pod tytułem Azatoth i inne potworności, tom wierszy, który stał się wydarzeniem sezonu. Utrzymywał regularną korespondencję z poetą Justinem Geoffroy, pozostającym pod silnym wpływem Baudelaire’a, autorem książki Peuple du Monolithe, który zmarł w zakładzie dla obłąkanych w 1916, po odwiedzeniu węgierskiej osady o bardzo złej sławie.

W życiu codziennym Derby czuł się zagubiony, prowadził bowiem zbyt wygodne życie. Zdrowie jego uległo wyraźnej poprawie, nadal jednak uzależniony był niemal całkowicie od rodziców. Nigdy nie podróżował sam. Był niezdolny do podjęcia samodzielnej decyzji lub przyjęcia za coś odpowiedzialności. Nie mógł więc oczywiście wykonywać żadnego zawodu. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, zważywszy rodzinną fortunę. Osiągnąwszy wiek męski, zachował dziecinny wygląd. Miał jasne włosy, niebieskie oczy, mleczną cerę oraz łagodny i melodyjny głos. Jego piękna twarz zapewniłaby mu wielkie powodzenie u kobiet, gdyby nieśmiałość nie pchnęła go ku życiu samotnika w otoczeniu książek.

Rodzice co roku zabierali go za granicę i bardzo szybko przyswoił sobie powierzchowne aspekty myśli europejskiej. Obudziło to w nim nową wrażliwość artystyczną, która zsumowała się z wyraźnym zamiłowaniem do dekadenckiej literatury. W tym okresie prowadziliśmy ze sobą długie rozmowy. Ukończywszy studia w Harvard, a następnie praktykę u pewnego architekta w Bostonie, ożeniłem się i powróciłem do Arkham. Mieszkałem z żoną w rodzinnym domu przy Saltonstall Street, ponieważ ojciec mój ze względów zdrowotnych przeniósł się na Florydę. Edward odwiedzał mnie niemal co wieczór. Zawsze dzwonił w pewien szczególny sposób – trzy krótkie dzwonki a po pauzie dwa inne – które stanowiły nasz kod. Chodziłem do niego dużo rzadziej i z zazdrością spoglądałem na coraz liczniejsze książki jego biblioteki.

Derby odbył studia na uniwersytecie Miskatonic w Arkham, gdyż rodzice nie pozwolili mu opuścić miasta. Wstąpił na uniwersytet w wieku lat szesnastu, a ukończył go trzy lata później. Zdobył pierwszą lokatę w literaturze angielskiej i francuskiej oraz doskonałe oceny ze wszystkich przedmiotów z wyjątkiem matematyki i nauk ścisłych. Utrzymywał bardzo luźne kontakty z innymi kolegami, z zazdrością obserwując jednak grupę cyganerii o osobliwym języku i swobodnych obyczajach.

Zagłębił się natomiast z zapałem w dzieła okultystyczne, które wsławiły zbiory biblioteki uniwersytetu Miskatonic. Czytał między innymi potworną Księgę Eibona, Unaussprechlichen Kulten von Juntza i Necronomicon Araba, Abdula Alhazreda. Miał dwadzieścia lat, gdy urodził mi się syn i chyba wielką przyjemność sprawiło mu to, że nadałem dziecku jego imię.

Mając lat dwadzieścia pięć Edward Derby był niezwykłym erudytą i dosyć znanym poetą. Byłem jego najbliższym przyjacielem. Znajdowaliśmy zawsze niewyczerpane złoża tematów do podniecających rozmów, on zaś chętnie korzystał z moich rad, zwłaszcza w sprawach, z którymi nie chciał odwoływać się do rodziców. Gdy wybuchła wojna nie zaciągnął się z powodu złego stanu zdrowia. Ja wstąpiłem wówczas do szkoły oficerskiej im. Plattsburga, nie miałem jednak okazji wyjechać na front.

Mijały lata. Edward stracił matkę mając lat 34 i przez kilka miesięcy cierpiał na osobliwą chorobę psychiczną. Ojciec jednak wywiózł go do Europy, gdzie szybko wyzdrowiał. Następnie przeżył okres groteskowej radości, jakby udało mu się ujść niewidzialnej kurateli. Mimo wieku zbliżył się do grupy studentów i uczestniczył w prawdziwych orgiach. Kiedyś musiał nawet zapłacić szantażyście sporą sumę (którą pożyczył ode mnie) nie chcąc, by ojciec dowiedział się o jego udziale w podejrzanej aferze. Na temat środowiska, do jakiego należał, kursowały osobliwe plotki, mówiono nawet o czarnej magii i absolutnie nieprawdopodobnych incydentach.

Mając lat trzydzieści osiem Edward poznał Asenath Waite, która miała ich ponoć dwadzieścia trzy i uczęszczała na kurs średniowiecznej metafizyki. Córka jednego z moich przyjaciół zetknęła się z nią w Hall School w Kingsport i unikała ze względu na jej dziwną dosyć opinię. Asenath była ciemnowłosa, mała i bardzo piękna (mimo swych wyłupiastych oczu). Jednakże coś w wyrazie twarzy zrażało do niej osoby łatwo ulegające wpływom. Unikano jej jednak przede wszystkim z powodu pochodzenia. Pochodziła bowiem z Innsmouth, walącego się, prawie wyludnionego miasta, na temat którego kursują złowrogie legendy. Wspominają one o potwornej umowie, zawartej w roku 1850, i o niektórych członkach starych rodzin, nie będących „całkowicie ludźmi”.

Pozycję Asenath pogarszało jeszcze to, że była córką Efraima Waite’a, który na starość poślubił nieznaną kobietę, pokazującą się publicznie rzadko i tylko w welonie. Efraim żył w zrujnowanym domu przy ulicy Waszyngtona w Innsmouth. Ci, co znali to stare domostwo twierdzili, że okna poddasza były zawsze zabite deskami a niekiedy dochodziły stamtąd osobliwe odgłosy. W ciągu swego życia starzec wiele czasu poświęcił badaniom nad magią, niektórzy nawet twierdzili, że może wywołać lub uspokoić burze na morzu. Osobiście widziałem go dwa czy trzy razy w młodości, gdy zjawił się w Arkham, by w bibliotece uniwersyteckiej studiować jakieś zakazane prace. Jego diaboliczna twarz o potarganej, szarej brodzie wywołała we mnie wielki wstręt. Umarł jako szaleniec w dosyć niezwykłych okolicznościach, na krótko przed wstąpieniem córki do Hall School. Była już jednak jego uczennicą, a z czasem zdumiewająco się do niego upodabniała.

Znajomy, którego córka kolegowała się z Asenath, opowiadał mi dziwne rzeczy, dowiedziawszy się, że Edward się do niej zbliżył. Asenath twierdziła, że posiada wielką magiczną siłę i potrafi wywołać burzę. Wszystkie zwierzęta okazywały jej wyraźną niechęć, a gdy w pewien szczególny sposób poruszyła prawą ręką wywoływała wycie psów. Niekiedy okazywała wiedzę niezwykłą i szokującą jak na młodą dziewczynę. Posiadała też niezaprzeczalny dar przepowiadania przyszłości.

Nade wszystko jednak miała niezwykłe umiejętności hipnotyczne. Wpatrując się uparcie w jedną z koleżanek potrafiła wywołać u niej wrażenie zmiany osobowości. Dziewczynie zdawało się, że chwilowo przebywa w ciele hipnotyzerki, zaś na drugim krańcu sali widziała swoje własne ciało, w którego oczach płonął dziwny ogień. Asenath twierdziła, że świadomość zależy od cielesnej powłoki. Gniewało ją, że nie jest mężczyzną, była bowiem zdania, że umysł męski posiada moc kosmiczną. Wierzyła, że posiadając męski mózg zdołałaby w ujarzmianiu nieznanych sił świata przewyższyć nawet swego ojca.

Edward poznał Asenath na zebraniu młodej inteligencji w pokoju pewnego studenta. Zjawiwszy się u mnie nazajutrz mówił tylko o niej. Cenił jej wiedzę, a poza tym zdawał się zafascynowany jej fizyczną pięknością. Ponieważ wiele o tej pannie słyszałem, nigdy jej przedtem nie spotkawszy, żałowałem, że Edward się w niej zakochał. Nie starałem się go jednak zniechęcać, nie chcąc zwiększyć siły rodzącego się uczucia. Wyznał, że nic nie powiedział ojcu.

W ciągu następnych tygodni wiele osób zauważyło pełne czułości względy Edwarda dla Asenath. Wszyscy byli zdania, że mimo różnicy wieku między tymi dwoma istotami, które osobliwie zbliżył los, jest ona niemal niezauważalna. Przyjaciel mój, mimo lekkiej skłonności do tuszy, nie miał prawie zmarszczek, Asenath natomiast miała wokół oczu silnie zaznaczone „kurze stopki”, zapewne następstwo zbyt częstych ćwiczeń woli.

Niebawem Edward przedstawił mi ukochaną i stwierdziłem wówczas, że niekiedy spoglądała na niego jak na łup. Wkrótce potem zjawił się u mnie z wizytą stary pan Derby, który zdołał uzyskać od syna wyznanie. „Chłopiec” postanowił stanowczo ożenić się z Asenath. Ojciec zastanawiał się więc, czy ja nie mógłbym wpłynąć na zmianę tej decyzji. Odparłem, iż wydaje mi się to niemożliwe. Edwarda całkowicie ujarzmiła niezwykła osobowość tej młodej osoby.

Ślub odbył się miesiąc później.

Udzielał go sędzia pokoju, zgodnie z życzeniem panny młodej. Za moją radą pan Derby ojciec obecny był na krótkiej ceremonii wraz ze mną, moją żoną i synem. Resztę gości stanowiła grupa studentów. Asenath kupiła stary dom w Crowningshield. Stał on w szczerym polu i oboje małżonkowie mieli tam osiąść po krótkiej podróży poślubnej do Innsmouth.

Gdy Edward odwiedził mnie po powrocie z podróży, zauważyłem w nim bardzo wyraźną zmianę. Wydawał się poważniejszy, bardziej zamyślony a czasem jego twarz, która utraciła swój dziecięcy wyraz, odbijała prawdziwy smutek. Przyszedł bez Asenath, która zajęta była porządkami w domu. Sprowadziła z Innsmouth wiele książek i różnych przyrządów, a także trzy osoby służby.

Edward opowiadał, że rodzinny dom jego małżonki jest miejscem niezwykle ponurym, lecz że nauczył się tam rzeczy niezwykłych. Pod kierunkiem Asenath szybko rozwijał swą ezoteryczną wiedzę. Asenath zamierzała przeprowadzić bardzo niebezpieczne doświadczenia, lecz miał pełną ufność w rozległość jej wiedzy i czystość zamierzeń.

Opowiadał też o nowej służbie: stanowiło ją niesłychanie stare małżeństwo, rozmawiające czasem tajemniczo o Efraimie Waite i jego niezwykłej żonie, oraz szpetna kucharka o smagłej cerze, wokół której unosił się zawsze zapach ryby.

W ciągu dwóch następnych lat coraz rzadziej widywałem Edwarda Derby.

Często przez dwa tygodnie nie słyszałem znajomego dzwonka, a gdy przychodził niechętnie podejmował ciekawsze tematy. Nie wspominał już wcale o swych okultystycznych badaniach, o których zazwyczaj informował mnie szczegółowo, i wolał nie mówić o żonie. Od czasu małżeństwa Asenath bardzo się postarzała. Więcej, wyglądała na starszą od męża. Na twarzy jej malowała się dzika stanowczość i miała w sobie coś odpychającego. Żona i syn zauważyli to także i niebawem zaniechaliśmy składania jej wizyt. Niekiedy państwo Derby wyruszali w dalekie podróże. Oficjalnie do Europy, lecz Edward dawał mi do zrozumienia, że cele ich były dużo bardziej tajemnicze.

Pod koniec pierwszego roku ich małżeństwa ludzie zaczęli mówić o odmianie, jaką przeszedł mój przyjaciel. Od czasu do czasu robił rzeczy całkowicie sprzeczne ze swą wrodzoną niezaradnością. Tak więc choć poprzednio był niezdolny do prowadzenia samochodu, teraz widywano go często za kierownicą wielkiego Packarda Asenath, którego prowadził bardzo szybko z niebywałą zręcznością i zimną krwią. Zawsze wyglądało, iż udaje się w podróż lub z niej wraca i to najczęściej drogą prowadzącą do Innsmouth.

Ta zmiana usposobienia wydawała się podejrzana. Ludzie twierdzili, że w takich chwilach był uderzająco podobny do swej żony lub nawet do Efraima Waite’a. Czasami po kilku godzinach spędzonych za kierownicą Packarda wracał, leniwie wyciągnięty na poduszkach tylnego siedzenia, a wóz prowadził wynajęty szofer. Poza tym podczas gdy twarz Asenath wyraźnie się starzała, twarz Edwarda przybierała wygląd dziecinny, jeszcze wyraźniejszy niż w przeszłości. Wszystko to wydawało się bardzo osobliwe. Tak więc Derbych stopniowo pozostawiono samym sobie. Porzuciła ich nawet grupa studentów. Prowadzili ponoć zbyt szokujące badania.

W trzecim roku małżeństwa Edward zaczął dzielić się ze mną pewnymi obawami. Dał mi do zrozumienia, że sprawy „poszły za daleko” i wyraził pragnienie „odzyskania swej tożsamości”. Początkowo nie rozumiałem tych tajemniczych aluzji. Potem, przypomniawszy sobie o hipnotycznych właściwościach Asenath, zacząłem ostrożnie badać przyjaciela. Wydawał się niespokojny a zarazem wdzięczny za okazane zainteresowanie i oświadczył, że chciałby kiedyś przeprowadzić ze mną poważną rozmowę.

W tym okresie umarł pan Derby – ojciec. Edwarda bardzo to zgnębiło, choć od czasu małżeństwa rzadko widywał się z ojcem. Wyraził życzenie zamieszkania w starym rodzinnym domu, Asenath jednak pragnęła pozostać w Crowningshield.

W krótki czas potem żona moja dowiedziała się dziwnej rzeczy od swej przyjaciółki, jednej z nielicznych osób, które nie zerwały z Derbymi. Udając się do nich z wizytą dojrzała przejeżdżający przez bramę samochód. Za kierownicą siedział Edward, którego twarz odbijała wyraźne zdecydowanie. Gdy zadzwoniła do domu, odrażająca młoda kucharka oznajmiła jej, że w domu nie ma także Asenath. Odchodząc spojrzała na dom. W jednym z okien biblioteki Edwarda zauważyła twarz, która zaraz znikła, twarz pełną rozpaczy i przygnębienia. Rzecz zadziwiająca, była to twarz Asenath. A jednak przyjaciółka mojej żony gotowa była przysiąc, że dojrzała w niej smutne oczy Edwarda.

ilustracja: Marek Raczkowski

Wizyty mego przyjaciela stawały się coraz częstsze. Posunął się nawet do całkowicie nieprawdopodobnych zwierzeń i zacząłem lękać się o jego zdrowie psychiczne. Mówił o potwornych zebraniach na pustkowiach, o groźnych ruinach w sercu lasów Maine’u, których schody prowadziły ku tajemniczym otchłaniom, o zawiłych kątach, które przez niewidzialne mury prowadziły do innych rejonów czasu i przestrzeni, o ohydnych wymianach osobowości, pozwalających na badanie zakazanych miejsc w innych sferach.

Czasem na dowód swych całkowicie nieprawdopodobnych twierdzeń pokazywał zadziwiające, trudne do zidentyfikowania przedmioty, których niezwykły wygląd, kolor i materia nie odpowiadały niczemu, co znane na świecie. Przedmioty te pochodziły „z zewnątrz”, a jego żona umiała je zdobyć. Niekiedy mówił o starym Efraimie Waite, którego widywał niegdyś w bibliotece uniwersyteckiej. Dawał nawet do zrozumienia, że nie jest pewien, czy stary czarownik rzeczywiście umarł, zarówno cieleśnie i duchowo.

Zdarzało się, że Derby w ciągu tych zwierzeń gwałtownie milknął. Sądziłem wtedy, że może Asenath na odległość odgadła co mówił i przerwała mu dzięki swej telepatycznej i hipnotycznej mocy. Istotnie, trudno mu było mnie odwiedzać, gdyż często nawet gdy mówił, że udaje się gdzie indziej, niewidzialna siła paraliżowała jego kroki lub kazała zapomnieć o celu wizyty. Odwiedzał mnie więc jedynie wtedy, gdy Asenath była „nieobecna we własnym ciele”.

Derby żonaty był już trzy lata, kiedy w sierpniowy dzień otrzymałem z Maine’u depeszę. Nie widziałem Edwarda od dwóch miesięcy, ale słyszałem, że „podróżował w interesach”, rzekomo z Asenath. A przecież plotkarki twierdziły, że w domu, za podwójnymi firankami okien ktoś jest. I oto teraz telegrafował do mnie szeryf z Chesuncook, że jego ludzie schwytali w lesie wariata w stanie ostrego szału. Wariatem tym był Edward, który w końcu na tyle oprzytomniał, że zdołał przypomnieć sobie moje nazwisko i adres.

Chesuncook leży na skraju największych i najmniej zbadanych lasów Maine’u. Aby tam dotrzeć potrzebowałem dnia jazdy samochodem pośród fantastycznego pejzażu. Zastałem Derby’ego w celi, miotającego się między skrajnym podnieceniem a apatią.

Poznał mnie natychmiast i zaczął wylewać z siebie potok słów bez związku.

– Dan! Na miłość boską!… Fosa z shoggothami! Poniżej sześciu tysięcy stopni… Szczyt ohydy! Nie chciałem, żeby mnie tam zawoziła, a właśnie tam nagle się znalazłem. Iä! Shub-Niggurath! Postać stanęła nad ołtarzem i było ich, wyjących, chyba z pięćset… Zamaskowana kreatura zawyła „Kamog! Kamog!”… To imię starego Efraima… Byłem tam, w tym miejscu, do którego obiecała mnie nie zawozić… Moment wcześniej znajdowałem się we własnej, zamkniętej na klucz bibliotece, a potem… Potem znalazłem się w miejscu, dokąd przybyła w moim ciele. W tej przeklętej fosie, gdzie zaczyna się królestwo ciemności… Widziałem shoggotha… Widziałem, jak zmieniał postać… Nie mogę tego znieść… Zabiję ją, jeśli mnie tam jeszcze przywlecze… Zabiję tę istotę, choćby nie wiem kim była… Zabiję ją, zabiję własnymi rękami!

Po godzinie uspokoiłem go nieco wreszcie. Nazajutrz kupiłem w osiedlu jakieś ubranie i zabrałem Edwarda do Arkham. Zdawało się, że odzyskał spokój. Przez dłuższy czas milczał. Potem, gdy mijaliśmy Augusta, zaczął coś mamrotać, jak by widok miasta budził w nim niemiłe wspomnienia. Najwyraźniej nie chciał wracać do domu. Uwzględniając fantastyczne wyobrażenia, jakie miał na temat własnej żony – zapewne na skutek zbyt gwałtownych doświadczeń hipnotycznych – uznałem, że ma rację. Postanowiłem więc ulokować go u siebie, nawet narażając się na kłopoty z Asenath. Później pomogę mu uzyskać rozwód, niewątpliwie bowiem małżeństwo to, ze względu na pewne czynniki psychiczne, równało się dla niego samobójstwu. Gdy znaleźliśmy się w szczerym polu, Edward przestał mówić. Zamilkł i zdrzemnął się na przednim siedzeniu.

O zmierzchu, gdy przejeżdżaliśmy przez Portland, przyjaciel mój znowu zaczął opowiadać na temat Asenath rzeczy szalone, będące dowodem niezdrowego wpływu, jaki wywierała na jego system nerwowy.

Nie po raz pierwszy znajdował się w takiej sytuacji. Zagarniała jego ciało i pewnego dnia – wiedział o tym – już go nie opuści. W tej chwili nawet nie wygnała go tylko dlatego, że nie może. Przywłaszcza sobie ciało męża, by udawać się tam, gdzie celebrują szatańskie rytuały. Edwarda zostawia we własnym ciele, w domu. Czasem jednak coś zmusza ją do przerwania doświadczeń i wówczas on budzi się we własnym ciele w jakimś potwornym miejscu. Czasem udaje się jej zawładnąć jego ciałem, a czasem nie. Parokrotnie przebyć musiał olbrzymie odległości, by powrócić do Arkham. Wtedy jeśli zdoła odnaleźć samochód, najmuje szofera.

Najgorsze, że pożycza jego ciało na coraz dłuższy czas. Przywłaszcza je sobie, bo pragnie być mężczyzną. Odgadła, że on posiada mocny mózg i słabą wolę. Któregoś dnia usunie go zupełnie i zniknie z jego ciałem. Zniknie, by stać się wielkim czarownikiem, jak jej ojciec, a jego zostawi w swej kobiecej powłoce, która na dodatek nie jest całkiem ludzka. Tak, teraz wie, że istnieje potworna umowa między mieszkańcami Innsmouth a kreaturami przybyłymi z morza… Efraim Waite znał tajemnicę… Starzejąc się zrobił rzecz ohydną, by pozostać przy życiu… chciał żyć wiecznie… Asenath uda się, próby częściowo już uwieńczyło powodzenie.

Przyglądałem się Edwardowi, gdy mówił i stwierdziłem, że wydaje się w dużo lepszej formie fizycznej. Jego ciało utraciło dawną rozlazłość, jakby się dużo gimnastykował, ale jego stan psychiczny był godny pożałowania. Bezustannie wygłaszał niebywałe rzeczy na temat swojej żony, starego Efraima i przyszłych odkryć.

– Dan, Dan, nie pamiętasz jego dzikich oczu i potarganej brody, która nigdy nie posiwiała? Pewnego dnia spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, którego nigdy nie zapomnę. Dzisiaj ona patrzy na mnie tak samo. I wiem czemu! Znalazł formułę w Necronomiconie. Na razie nie śmiem jeszcze wymienić stronicy, lecz gdy ci ją wskażę, zrozumiesz. Ma zamiar nigdy nie umrzeć, nieustannie przechodząc z jednego ciała w drugie. Płomień życia… może płonąć jakiś czas po śmierci ciała. Dam ci parę wskazówek i może zrozumiesz. Posłuchaj Dan… Czy wiesz, czemu moja żona pisze pochylając litery w lewo? Czy widziałeś kiedy rękopis starego Efraima? Czy wiesz czemu zmartwiałem, widząc jej notatki?

Asenath… czy taka osoba w ogóle istnieje? Czemu myślano, że w żołądku starego Efraima była trucizna? Czemu Gilmanowie opowiadają, że stary krzyczał jak wystraszone dziecko, kiedy oszalał i gdy Asenath zamknęła go na zabitym deskami poddaszu, gdzie… gdzie zamknięto tamtą. Czy nie tak uwięziono duszę Efraima? Czemu przez długie miesiące szukał on istoty o żywej inteligencji lecz słabej woli? Czemu był wściekły, gdy urodziła mu się córka a nie syn? Powiedz mi, Danielu, jakiej to diabelskiej wymiany dokonano w domu w Innsmouth, gdzie ten potwór więził łagodne i ufne dziecko? Czy nie uczynił tego samego, co ona zamierza zrobić ze mną? Powiedz, czemu rzekoma Asenath pisze inaczej, kiedy jej się zdaje, że nikt nie widzi, tak iż nie sposób odróżnić jej pisma od…

W tym momencie Edward nagle zamilkł, jakby coś mu przerwało, zupełnie jak czasem podczas wizyt u mnie. Ale teraz było to inne, dużo potworniejsze zjawisko. Po twarzy Edwarda przeszły drgawki, stała się nie do poznania, całe ciało drżało, jakby wszystkie muskuły, kości, organy wewnętrzne i nerwy przemodelowywały się, by utworzyć inną osobowość.

Nie wiedząc dokładnie czemu, ogarnął mnie taki wstręt i niepokój, że omal nie wypuściłem z rąk kierownicy. Mój towarzysz, najbliższy przyjaciel stał się nagle potwornym intruzem, przybyłym z innej sfery.

Jednakże ta chwila słabości była bardzo krótka, prawie natychmiast Edward zmusił mnie do zamiany miejsc i przejął kierownicę. Noc już zapadła, pozostawiliśmy daleko w tyle światła Portland, nie widziałem więc wyraźnie jego twarzy. Jednakże dostrzegając niezwykły blask oczu, zrozumiałem, że być musi w tym dziwnym stanie energii, który zwrócił uwagę tylu osób. Wydawało mi się niepojęte, aby Edward Derby, który nigdy nie nauczył się prowadzić, mógł zdobyć się na taką inicjatywę.

Przejeżdżając przez Bideford w świetle latarni dojrzałem jego zaciśnięte wargi i płonące oczy. Ludzie mieli rację: w tym stanie był bardzo podobny do swojej żony i starego Efraima. Było w tym naprawdę coś nadprzyrodzonego, co wydawało mi się jeszcze groźniejsze, zważywszy dziwne rzeczy, jakie opowiadał wcześniej.

Milczał zanim nie wyjechaliśmy na nieoświetlony odcinek drogi. Gdy przemówił, niemal nie poznałem jego głosu: był głębszy, bardziej zdecydowany, twardszy. Akcent i intonacja zmieniły się zdecydowanie, wywołując jednocześnie w mej pamięci niejasne wspomnienie. Nawet ton głosu wydawał się pełny złej ironii. Wyraziłem zachwyt dla zimnej krwi, jaką okazał mój przyjaciel w kilka chwil po pełnych lęku wyznaniach.

– Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten atak nerwowy. Niestety, nie zawsze umiem się opanować. Jestem bardzo wdzięczny, że odwiozłeś mnie do domu. Ale proszę, abyś zapomniał o głupstwach, jakie musiałem ci opowiadać o żonie. To wynik nadmiernej pracy, której się teraz poświęcam. Moja filozofia pełna jest osobliwych koncepcji i przepracowany umysł wymyśla różne, fantastyczne zastosowania konkretne. Muszę porządnie wypocząć. Nie zobaczymy się zapewne przez jakiś czas, ale to na pewno nie będzie wina Asenath.

Moja podróż może się wydać dziwna. W rzeczywistości jednak sprawa jest prosta. W północnych lasach jest wiele posągów indiańskich, które mają wielką wartość dla badań folkloru. Poszukiwania były bardzo męczące i widocznie straciłem głowę. Gdy tylko wrócę, wyślę kogoś na poszukiwanie samochodu. Miesiąc wypoczynku postawi mnie na nogi.

Nie pamiętam już, jaki był mój udział w rozmowie, gdyż dziwne zachowanie towarzysza całkowicie zbiło mnie z tropu. Z każdą chwilą rosło we mnie obrzydzenie. Pragnąłem już tylko gorąco zakończyć tę podróż. Edward nie oddał mi kierownicy i bardzo byłem szczęśliwy, że dojeżdżamy do Portsmouth i Newburyport.

Na skrzyżowaniu, gdzie szosa zagłębiając się w ląd, omija Innsmouth, lękałem się, by mój towarzysz nie wybrał drogi biegnącej wzdłuż wybrzeża, która przebiega przez ten przeklęty port. Nie zrobił tego jednak i przybyliśmy do Arkham przed północą. W starym domu w Crowningshield paliły się jeszcze światła. Edward wysiadł i jeszcze raz podziękował. Powróciłem do domu z osobliwą ulgą.

Raz tylko Edward złożył mi wizytę, przyjechał samochodem żony, oddać książki, które ode mnie pożyczył. Był w podobnym stanie, jak podczas naszej wspólnej podróży, został krótko i wygłosił jedynie kilka uprzejmych zdań. Najwidoczniej nie chciał poważnej rozmowy i zauważyłem, że nawet nie zadzwonił zgodnie ze zwyczajem.

W połowie września Derby wyjechał na tydzień. Przy tej okazji studenci mówili o spotkaniu z wielkim kapłanem złowieszczego kultu, który ostatnio wydalony z Anglii, przeniósł swą kwaterę do Nowego Jorku.Ja sam nie mogłem wygnać z pamięci tej dziwnej podróży z Chesuncook do Arkham. Przemiana, której byłem świadkiem, wstrząsnęła mną głęboko i próżno usiłowałem ją sobie wyjaśnić. Nieprawdopodobne plotki mówiły o łkaniach dochodzących ze starego domu Crowningshield. Zapewniano, że to kobiecy głos. Niektórzy twierdzili, że głos Asenath. Słyszano go rzadko a czasem milkł jakby zduszony siłą. Wspominano nawet o śledztwie, ale projektu zaniechano, odkąd Asenath pokazała się na ulicach miasta. Rozmawiała wesoło z kilkoma znajomymi, wyjaśniła przyczyny ostatniej nieobecności i wspomniała mimochodem o kryzysie nerwowym, jaki przechodziła przybyła z Bostonu znajoma. Jednakże nikt nie widział tej znajomej, a sprawę zagmatwała wiadomość, że dwukrotnie słyszano szloch mężczyzny.

Pewnego wieczoru w połowie października usłyszałem znajomy dzwonek do drzwi.

Poszedłem otworzyć i na progu zastałem Edwarda. Od razu stwierdziłem, że znów posiadał swą pierwotną osobowość. Jego twarz odbijała osobliwą mieszaninę lęku i triumfu. Gdy zamykałem drzwi spojrzał ukradkiem za siebie.

Niepewnym krokiem przeszedł za mną do gabinetu, po czym poprosił o szklankę whisky, by nieco uspokoić nerwy. Wstrzymałem się od wszelkich pytań, niebawem jednak zaczął mówić zduszonym głosem.

– Asenath pojechała. Wczoraj wieczorem pod nieobecność służby mieliśmy długą rozmowę i obiecała, że nie będzie już na mnie eksperymentować. Oczywiście posiadałem… pewne okultystyczne zabezpieczenie, o którym ci niegdyś wspominałem. Musiała ustąpić, ale wpadła w wielki gniew. Natychmiast spakowała walizki i wsiadła w pociąg do Bostonu, skąd miała wyjechać do Nowego Jorku. Przypuszczam, że ludzie znowu będą gadać, ale nic na to nie poradzę. Gdyby cię kiedyś pytano powiedz że wyjechała w daleką podróż naukową.

Mam nadzieję, że zgodzi się na rozwód. Tak czy owak przysięgała, że da mi spokój. Dan, to było potworne. Zabierała moje ciało… robiła ze mnie więźnia. Udawałem, że się poddaję, ale ukradkiem układałem plany, nie może bowiem czytać wszystkich moich myśli. Odkrywała we mnie jedynie opór. Sądziła zresztą, że jestem bezbronny. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że potrafię z nią wygrać, ale udało mi się znaleźć magiczną formułę.

Znów spojrzał za siebie i nalał następną szklankę whisky.

– Dziś rano zwolniłem tę przeklętą służbę. Źle przyjęli rzecz i zaczęli nawet zadawać pytania, ale w końcu odeszli. To ludzie z Innsmouth. Byli związani z nią przeciw mnie. Mam nadzieję, że dadzą mi spokój. Odchodząc śmiali się bardzo nieprzyjemnie. Przypuszczam, Dan, że masz mnie za wariata, ale historia Arkham powinna podpowiedzieć ci rzeczy, które potwierdzą moje słowa. Zresztą byłeś świadkiem jednej z przemian, w samochodzie, gdy wracaliśmy z Maine, kiedy opowiadałem ci o Asenath. W pewnej chwili wygnała mnie z ciała, wtedy gdy w szczytowym podnieceniu próbowałem ci wytłumaczyć czym jest ten potworny demon. Opanowała mnie i nagle znalazłem się w domu, w bibliotece, gdzie zamykała mnie ta przeklęta służba… w ciele tej diablicy, która nawet nie jest ludzką istotą… Resztę podróży odbyłeś z nią… Powinieneś był odczuć różnicę.

Zadrżałem, gdy umilkł. Istotnie odczułem różnicę… Ale czy mogłem przyjąć tak obłędne wyjaśnienie? Mój rozmówca tymczasem ożywiał się coraz bardziej.

– Trzeba koniecznie, abym jej uszedł, Dan. Opanowałaby mnie na dobre w Zaduszki. Odbywają wtedy sabat w okolicach Chesuncook. Ona stałaby się mną, a ja na zawsze stałbym się nią. Moje ciało nieodwołalnie należałoby do niej. Stałaby się mężczyzną, zgodnie ze swym najgorętszym życzeniem. Przypuszczam… niech ją diabli porwą!… że pozbyłaby się mnie… i zabiła dawne ciało, jak to już zrobiła… jak ona lub on… już to zrobił.

Twarz Edwarda była potwornie ściągnięta. Nachylił się i cichym szeptem powiedział:

– Dałem ci to do zrozumienia już wtedy, w samochodzie. Ona nie jest Asenath… to stary Efraim.

Przypuszczałem to od dawna. Dziś jestem pewien. Kiedy się nie pilnuje, jej pismo jest identyczne z rękopisami ojca, a czasem mówi rzeczy, które mógłby opowiadać tylko taki starzec jak Efraim. Zamienił z nią ciało, czując zbliżającą się śmierć. Nie mógł znaleźć nikogo innego o wystarczająco rozwiniętym umyśle i bardzo słabej woli. Opanował jej ciało tak, jak ona omal nie opanowała mojego. Po czym zatruł cielesną powłokę, w jakiej ją umieścił. Czy nigdy nie widziałeś duszy starego Efraima w płonących oczach tej diablicy, a niekiedy także w moich?

Edward zdyszany zamilkł. W istocie, przyjaciela mego należało zamknąć w zakładzie dla obłąkanych, ale nie ja go odeślę do zakładu. Może z czasem uda mu się wyzdrowieć, skoro pozbył się już Asenath? Gdy znowu przemówił, jego głos wydał się prawie normalny.

– Teraz potrzebuję wypoczynku. Później opowiem ci inne rzeczy. Opowiem o zakazanych okropnościach, które poznałem dzięki niej, a które potworni kapłani wskrzeszają w odludnych miejscach. Pewni ludzie posiadają wiedzę, której nikt nie powinien posiadać, robią rzeczy, których nikt nie powinien robić. Wyrzekam się na zawsze badania nauk okultystycznych. Gdybym był bibliotekarzem biblioteki uniwersyteckiej spaliłbym natychmiast Necronomicon i tym podobne prace.

Ale teraz ona nie może mi już nic zrobić. Muszę opuścić to przeklęte miejsce i zamieszkać w domu mego ojca. Wiem, że mi pomożesz. Boję się tych piekielnych służących, a poza tym byłbym zakłopotany, gdyby ludzie stawiali mi zbyt wiele pytań dotyczących Asenath. Widzisz, nie mogę podać jej adresu… Poza tym istnieją pewni badacze, pewne kulty, które mogłyby się mylić, co do powodów naszej separacji. Niektórzy z nich mają bardzo osobliwe pojęcia i metody… Wiem, że mnie nie opuścisz, gdyby coś się zdarzyło…

Edward spędził u mnie noc. Nazajutrz rano wydawał się dużo spokojniejszy. Rozmawialiśmy o jego bliskim wprowadzeniu się do rodzicielskiego domu i o podróżach, jakie odbędziemy w towarzystwie mego syna.

W ciągu następnych tygodni, przyjaciel mój zachodził do nas często. Prowadziliśmy długie rozmowy, unikając jednak wszelkich nadprzyrodzonych tematów. W mieście plotkowano o osobliwym małżeństwie z Crowningshield. A przecież dowiedziałem się rzeczy, która bardzo mi się nie spodobała. Pewnego dnia w Miskatonic Club bankier Derbych dał mi do zrozumienia, że Edward regularnie wysyła czeki Mosesowi i Abigail Sargentom oraz Eunice Babson, zamieszkałym w Innsmouth. A więc ta odrażająca służba wyłudza od niego pieniądze, a nigdy mi o tym nie wspomniał!

Czekałem z niecierpliwością nadejścia lata, by wywieźć Edwarda do Europy. Jego stan zdrowia niezbyt się polepszył. Było coś chorobliwego w jego rzadkich napadach wesołości, natomiast coraz częstsze stawały się stany depresji i lęku. Choć rodzinny dom gotów był już w grudniu, Derby odsuwał wciąż datę przeprowadzki. Można by powiedzieć, że stał się niewolnikiem domu w Crowningshield. Gdy zwróciłem mu uwagę, że wymyśla coraz to nowe preteksty, by się stamtąd nie wyprowadzić, okazał niezrozumiałe obawy. Stary lokaj jego ojca, który wraz z nowo zgodzonym personelem był teraz na służbie Edwarda, opowiadał mi, że jego pan błąka się po zakamarkach domu, a szczególnie często zachodzi do piwnicy.

Pewnego wieczoru w okolicach Bożego Narodzenia, gdy znajdował się u mnie, Edward dostał potwornego ataku. Omawiałem z nim właśnie projekt letniej podróży, gdy nagle nieludzko przestraszony zerwał się z fotela i zaczął krzyczeć.

– Mój mózg! Mój mózg! O Boże, Dan… Ona ciągnie mnie do siebie z zaświatów… Bije! Drapie! Och, diablica!… Tak, właśnie w tej chwili… Efraim, Kamog! Kamog!… Fosa z shoggothami… Iä! Shub-Niggurath! Płomień… płomień… poza ciałem… poza życiem… poza ziemią… Och, mój Boże!…

Posadziłem go znowu w fotelu i podałem kieliszek wina. Nie sprzeciwił się, gdyż jego gwałtowne podniecenie zastąpiła nagle głęboka apatia. Niebawem dostrzegłem, jak porusza wargami, pochyliłem się więc, by usłyszeć co mówi.

– Znowu próbuje… Powinienem się był tego domyślić… Nic nie może powstrzymać tej siły, ani odległość, ani magia, ani śmierć. Wciąż do mnie przychodzi… Zwłaszcza nocą… To potworne… O Boże, Dan, gdybyś wiedział, jakie to okropne…

Wreszcie zapadł w sen. Ułożyłem go wygodnie i przykryłem kocem. Nie wzywałem lekarza, gdyż ten na pewno uznałby go za wariata. Obudził się koło północy, położyłem go więc do łóżka w pokoju na piętrze. Nazajutrz znikł.

Jego lokaj, do którego natychmiast zadzwoniłem, powiedział, że jest w domu i gorączkowo spaceruje po bibliotece.

Począwszy od tego dnia stan Edwarda nieustannie się pogarszał. Podczas moich codziennych wizyt zastawałem go w fotelu w bibliotece, jak wpatrzony w sufit zdawał się czegoś słuchać. Czasem, jeśli chodziło o sprawy codzienne rozmawiał przytomnie. Każda jednak aluzja na temat zdrowia, projektów na przyszłość czy Asenath wywoływała niesłychany niepokój. Lokaj mówił, że w nocy miewa ciężkie ataki i że wręcz lęka się, by sobie czego nie zrobił.

Rozmawiałem długo z jego lekarzem, bankierem, adwokatem i wreszcie wezwałem dwóch wybitnych specjalistów. Pierwsze pytania wywołały gwałtowne spazmy. Tego samego wieczora karetka pogotowia odwoziła mego nieszczęsnego przyjaciela do zakładu dla umysłowo chorych w Arkham. Odwiedzałem go dwa razy w tygodniu i z trudem powstrzymywałem łzy, słysząc jego krzyki, przerażone szepty i nieustannie powtarzane zdania:

– Musiałem to zrobić… musiałem to zrobić… Ona opanuje mnie, tam, na dole, w ciemnościach…

Mamo, mamo! Dan! Ratujcie mnie, ratujcie!

Nikt nie robił nadziei na wyleczenie. Starałem się jednak być optymistą. Jako opiekun Edwarda umieściłem służbę w jego rodzinnym domu, gdzie na pewno by się przeniósł, odzyskawszy rozum. Zleciłem jednak dwa razy na tydzień robić porządki w starym domu w Crowningshield, co do którego nie podjąłem żadnej decyzji.

Końcowy koszmar miał miejsce w lutym. Poprzedził go – o ironio – fałszywy promyk nadziei. Pewnego ranka pod koniec stycznia zatelefonowano do mnie z zakładu, że Edward nagle odzyskał świadomość. Miał wielkie luki w pamięci, ale nie było już śladów szaleństwa. Mógłby prawdopodobnie wrócić do domu po upływie tygodnia.

Uradowany udałem się z wizytą do przyjaciela, ale już na progu jego pokoju sparaliżował mnie strach. Chory wstał, wyciągnął do mnie rękę z uśmiechem i natychmiast stwierdziłem, że mam przed sobą tę pełną energii i przedsiębiorczości osobowość, która zdaniem samego Edwarda, była osobowością jego żony. Rozpoznałem płomienne oczy, zacięte usta oraz ironiczny i złośliwy ton głosu, który wzbudził we mnie taką odrazę podczas nocnej podróży samochodem pięć miesięcy wcześniej.

Rozmawiał ze mną bardzo uprzejmie o decyzjach, jakie należy podjąć przed jego bliskim już powrotem i mogłem jedynie wyrazić na nie zgodę. A przecież czułem, że jest w tym coś nienormalnego. Mój rozmówca dysponował całą swą inteligencją, ale czy to był ten sam Edward Derby, którego znałem? A jeśli nie – kim był? I gdzie znajdował się mój przyjaciel? Czy człowiekowi, którego miałem przed sobą, należało zwrócić wolność czy też usunąć go z powierzchni ziemi?… Musiałem zachowywać się bardzo niezręcznie i pożegnałem się z wielką ulgą.

W ciągu całego dnia i nazajutrz nieustannie rozważałem ten problem. Co się zdarzyło? Jaka obca świadomość ukrywała się w cielesnej powłoce Edwarda Derby? Rankiem następnego dnia znów otrzymałem wiadomość z zakładu, że stan pacjenta nie uległ zmianie. Wieczorem omal nie popadłem w kryzys nerwowy… Tym jednak nie da się wytłumaczyć dalszego ciągu wydarzeń.

Właśnie w nocy następnego dnia pogrążyłem się w odmęt przerażenia i ohydy, z których nigdy się już nie uwolnię.

Wszystko zaczęło się od telefonu, na krótko przed północą. Ponieważ jeszcze nie położyłem się spać, podniosłem słuchawkę w bibliotece. Nie słysząc po drugiej stronie drutu żadnego głosu, już miałem ją odłożyć, kiedy wydało mi się, że dochodzi mnie nieokreślony, płynny dźwięk, jak by ktoś starał się z największym trudem mówić.

– Kto przy telefonie? – zapytałem – ale w odpowiedzi usłyszałem jedynie niezrozumiały dźwięk: „glub… glub… glub”.

Myśląc, że linia jest uszkodzona, dodałem:

– Nie słyszę. Proszę zgłosić się do biura napraw. – Rozmówca natychmiast odwiesił słuchawkę.

Mówiłem, że incydent ten miał miejsce przed północą. Następnie ustalono, że telefon pochodził z domu Crowningshield, gdzie nie było nikogo ze służby.

Powiem tylko krótko co znaleziono, przeszukując dom. Jedna część piwnicy przewrócona była do góry nogami: na ziemi ślady stóp, pośpiesznie przetrząśnięta szafa, zdumiewające odciski na aparacie telefonicznym, unoszący się wszędzie potworny odór. Głupcy z policji nadal poszukują odprawionych służących, którzy – ich zdaniem – chcieli się na mnie zemścić, jako na przyjacielu i doradcy Edwarda.

Co za durnie! Czy wyobrażają sobie, że ci prostacy mogli podrobić pismo i przynieść mi ten list? Osobiście wierzę teraz we wszystko, co opowiadał Edward Derby. Istnieją na krańcach świata potworności, których nawet nie podejrzewamy. Od czasu do czasu człowiek o zgubnej ciekawości wprowadza je w nasz krąg; czyni widocznymi.

Tak to właśnie zrobił demon Efraim-Asenath, a teraz, unicestwiwszy Edwarda, grozi także i mnie.

Nie czuję się bowiem bezpieczny. Te siły przeżywają swą fizyczną postać… Nazajutrz po fatalnej nocy, odzyskawszy siły i mowę, udałem się do zakładu i zabiłem go strzałami z rewolweru. Ale nie mogę być niczego pewny, dopóki zwłoki nie zostaną spalone. Na razie zatrzymano je i różni lekarze przeprowadzają bezsensowne sekcje, lecz ja nalegam na spalenie. Trzeba spalić tego, kto nie był Edwardem Derby, gdy go zabiłem. Trzeba, inaczej oszaleję, bowiem to ja zostać mogę następną ofiarą. Jestem jednak człowiekiem zdecydowanym, nie pozwolę by kłębiące się dokoła strachy podkopały moją wolę. Jedno życie… Efraim, Asenath, Edward… Na kogo teraz kolej? Nie chcę, by wygnano mnie z własnego ciała! Nie chcę wymienić duszy z tym podziurawionym kulami trupem!

Spróbuję jeszcze opowiedzieć zrozumiale o tej najwyższej ohydzie. Nie będę podkreślać tego, co policja stara się zignorować: świadectwa trzech przechodniów, którzy na High Street, około drugiej nad ranem, widzieli groteskowego i śmierdzącego karła. Powiem tylko, że punktualnie o drugiej obudziło mnie pukanie i dzwonek, wprawiony niezręczną ręką, która usiłowała odtworzyć znajomy sygnał.

A więc Edward Derby był pod moimi drzwiami! Czyżby odnalazł swą właściwą osobowość? Ale w takim razie, czemu zjawił się tu o takiej porze? Czyżby wypuszczono go przed umówionym dniem? A może uciekł? Jakkolwiek jest – pomyślałem pośpiesznie wciągając szlafrok – odnalazłem wreszcie przyjaciela i udzielę mu pomocy we wszystkim.

Gdy otwarłem drzwi, owiał mnie cuchnący powiew. Ogarnęły mnie mdłości i z trudem dojrzałem na ganku sylwetkę garbatego karła. Gdzie podział się Edward? Kim był ten dziwny i groteskowy gość?

Miał na sobie jedno z okryć mego przyjaciela, lecz dół płaszcza sięgał prawie ziemi, a zawinięte rękawy zakrywały całkiem dłonie. Na głowie miał kapelusz ze spuszczonym rondem, twarz zasłoniętą czarnym jedwabnym szalikiem. Podczas gdy niepewnym krokiem zbliżyłem się ku niemu, usłyszałem na wpół płynny dźwięk „glub… glub… glub…”. Podał mi wielką kartkę papieru. Wziąłem ją i w świetle lampy z przedpokoju próbowałem odczytać. Bez wątpienia było to pismo Edwarda. Czemu jednak do mnie pisał, skoro znalazł się na tyle blisko domu, by zapukać? Nie mogąc nic odcyfrować w ciemnościach wróciłem do przedpokoju, a za mną osobliwy posłaniec, który zatrzymał się tuż obok progu. Wydzielał naprawdę potworny zapach i w głębi ducha miałem nadzieję, że żona się nie zbudzi. Potem, gdy czytałem list, ugięły się pode mną kolana i zemdlałem. Gdy odzyskałem zmysły leżałem na podłodze, zaciskając w skurczonej dłoni kartkę. Oto treść listu:

Dan, idź do zakładu i zabij kreaturę, znajdującą się w moim pokoju. Zabij ją! To nie jest już Edward Derby. Zagarnęła mnie. To Asenath… a nie żyje od trzech i pół miesiąca. Okłamałem cię mówiąc, że wyjechała. Zabiłem ją. Nie mogłem zrobić inaczej. Byliśmy sami w domu i byłem we własnym ciele. Strzaskałem jej czaszkę przy pomocy świecznika. Opanowałaby ostatecznie moje ciało w Zaduszki.

Zakopałem w jednej z piwnic pod stertą starych pak. Lecz służba domyśliła się czegoś nazajutrz rano. Jednakże znają takie tajemnice, że nie odważyli się nic powiedzieć policji. Odprawiłem ich, ale Bóg jeden wie, co mogą zrobić z pomocą innych członków kultu.

Przez jakiś czas myślałem, że wszystko się ułoży. Potem poczułem te bóle mózgu… i zrozumiałem. Powinienem był pamiętać, że taka dusza jak jej (lub Efraima) zawsze jest tylko częściowo wyzwolona i żyje póki trwa ciało. Chciała zagarnąć moje ciało i mnie wpychała w swoje zwłoki, zakopane w piwnicy.

Wiedząc o tym, straciłem rozum i musiałeś mnie zamknąć. Potem nadeszła chwila… gdy znalazłem się w ciemności. Dusiłem się w gnijącym trupie Asenath, w głębi piwnicy. I wiedziałem, że musi być w moim ciele w zakładzie już na zawsze, gdyż było po Zaduszkach. Pchany rozpaczą zdołałem wyjść z grobu. Jestem zbyt bliski końca, by móc mówić. Nie byłem zdolny zadzwonić do ciebie. Ale mogę jeszcze pisać. Postaram się przynieść ci list. Zabij tego demona, jeśli przywiązujesz jakąś wagę do pokoju świata. Dopilnuj, by go spalono. Inaczej będzie żył wiecznie, przechodząc z jednego ciała w drugie. Żegnaj, Dan, byłeś dla mnie prawdziwym przyjacielem. Żałuję, że narzucam ci ten przykry obowiązek. Ja niebawem uzyskam już spokój, gdyż moja cielesna powłoka nie potrwa długo… Zabij kreaturę, zabij ją!

Twój wierny przyjaciel Ed

Dopiero później przeczytałem koniec listu, gdyż zemdlałem doczytawszy trzeci akapit. Zemdlałem powtórnie, gdy dostrzegłem i poczułem bezkształtną masę leżącą na progu. Lokaj Edwarda nie zemdlał, zawiadomił policję. Kiedy zjawili się detektywi, zaniesiono mnie do łóżka, lecz… resztki leżały wciąż obok progu. Policjanci zatkali sobie nos chusteczką.

W ubraniu Edwarda znaleźli ohydną, ciekłą magmę, były tam także kości i strzaskana czaszka, którą dzięki protezom zębów zidentyfikowano jako czaszkę Asenath.

Test z archiwum, nr 1219-1220/1968 r.

Czytaj również:

Koszmar z Innsmouth
i
zdjęcie: domena publiczna
Przemyślenia

Koszmar z Innsmouth

H.P. Lovecraft

Mieszkańcowi Innsmouth ledwie udaje się uciec przed zgrają przerażających półżabich, półrybich istot. Po tym dziwnym zdarzeniu z pogranicza jawy i snu wszystko wraca do normy. Ale tylko pozornie.

Smród stał się straszny. Hałas rósł, aż zmienił się w zwierzęce poryki, skrzeczenia i szczekania, które nie przypominały już żadnego ludzkiego języka. Czy były to naprawdę głosy moich nieprzyjaciół? Czy też – mimo wszystko – mieli psy? A jednak nie widziałem ani jednego psa w Innsmouth… Te ich podskoki były doprawdy potworne… Nie – pomyś­lałem – nie będę patrzył na okropne istoty, które się za chwilę pojawią; będę trzymał oczy zamknięte, aż przejdą… Horda napastników była już blisko; powietrze huczało od ochrypłych wrzasków, ziemia drżała w rytmie dziwnych kroków. Prawie że przestałem oddychać, całą siłą zmuszałem się, by nie podnieść powiek.

Czytaj dalej