Potwór
i
Bartosz Zaskórski, „Monster”, widok wystawy, zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii Henryk
Opowieści

Potwór

czyli kebabizacja rzeczywistości i jej pochwała
Stach Szabłowski
Czyta się 9 minut

W przededniu stulecia niepodległości artysta Bartosz Zaskórski, aka Mchy i Porosty, snuje refleksję na temat monsteryzacji współczesnego ciała. Czy jest to ciało polskie? Na to wygląda, skoro jest ono już nie tyle odżywiane, ile wprost ulepione z kebabu. Jeżeli zaś współczesna Polska ma jakiś smak, to jest on właśnie kebabowy. Bez wątpienia przesolony – ale w imię bezdyskusyjnej wyrazistości. Kaloryczny. Grillowy. Mięsny. Orientalny, wschodni, ale przecież w zachodni, niemiecki sposób.

Nic dziwnego, że kebab nam smakuje.

Nic dziwnego, że przenika do sztuki.

*

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wystawa Zaskórskiego, prezentowana do końca października, miała alarmujący tytuł Monster, a jednak łatwo ją było przegapić – chyba że szukało się akurat kebaba.

Pokaz zorganizowała krakowska galeria Henryk. W kręgach młodej inteligencji twórczej to miejsce modne, żeby nie powiedzieć hipsterskie. Kwatera główna Henryka mieści się w średniowiecznej kamienicy, w warownym mieszkaniu-sejfie, które w pierwszej połowie XX w. było jaskinią pewnego lichwiarza. To wnętrze robi wrażenie, ma przyjemny offowy sznyt, zaprawiony paranoiczną nutką i podlany krakowskim, mediewistycznym sosem. Monster urządzona została jednak w innym miejscu, choć na tej samej ulicy, noszącej miano nazwanej, nomen omen, Krakowska. Szef Henryka, Aleksander Celusta, przekonywał mnie, że to ostatnia niezgentryfikowana ulica w mieście.

Lokal, który pomieścił wystawę Zaskórskiego, to miejsce wprost wymarzone na orientalny fast food z kebabem w roli głównej. Położony na rogu ulicy Krakowskiej i jakiejś jeszcze bardziej niezgentryfikowanej przecznicy, wyłożony jest kafelkami. Widoczne przez witryny wnętrze wygląda tak, że gdyby podawano tu – na przykład – kebab, to ceny byłyby przystępne, skalkulowane na kieszeń lokalsów, a nie turystów.

Wrażenie, że możemy mieć do czynienia z lokalem z kebabem, a nie z wystawą, pogłębiał kebab wiszący na środku pomieszczenia.

Kto ciągnie do kebabów niczym ćma do światła, tym razem obszedł się smakiem, jeżeli chodzi o pasienie ciała. Post rekompensowała z nawiązką uczta dla duszy: kebab symboliczny, danie balansujące brawurowo na styku popularnej kuchni, cyberpunka i modyfikacji ciała.

*

Pierwszy raz spotkałem się z kebabem jako dziecko w Malmö, w pewnej arabskiej (kurdyjskiej? tureckiej? nikt dziś już tego nie dojdzie) uliczce. Gdybym wiedział, że całe obszary Szwecji poddane są bezlitosnemu prawu szariatu, a już na pewno rządzi on w tych zakątkach Malmö, w których sprzedaje się kebaby, nigdy bym nie dał się tam zaciągnąć. Były jednak lata 80. i nie zdawałem sobie sprawy z niebezpieczeństwa. O kebabie też nie miałem pojęcia, dopóki donera nie kupiła mi ciotka, w Szwecji czująca się już jak u siebie w domu. Ależ to było pyszne! Szczerze mówiąc, była to jedna z najlepszych rzeczy, jakie do tamtej pory jadłem w życiu, nie licząc słodyczy oczywiście. Po powrocie do Polski tęskniłem za tym smakiem, na szczęście niezbyt długo. Wkrótce komunizm został obalony i od razu zapachniało kebabem. Czy był to zapach wolności? Wolnego rynku? Wschodu? Zachodu? Czegokolwiek manifestacją byłaby ta woń, ślinka od niej ciekła; aromat świetnie wkomponowywał się w polską atmosferę.

Dla mojego pokolenia kebab jest smakiem transformacji. Pokolenie Bartosza Zaskórskiego (rocznik 1987) wysysa go już z mlekiem matki. Dwa lata temu na wystawie Bogactwo w Zachęcie zobaczyłem Amber Kebab, rzeźbę Marii Toboły, artystki z generacji autora Monstera. Oto na pionowym ruszcie, w blasku czerwonych świateł, obracała się wspaniała grillowa bryła, cała wykonana ze (sztucznego) bursztynu. „Poczuj uzdrawiającą moc KEBABU i orzeźwiający powiew LUKSUSU” wzywała artystka. Odpowiedziałem na to wezwanie, poczułem moc; kebab uwznioślony, ulepiony z magicznego, słowiańskiego, przedpotopowego bursztynu wrył mi się głęboko w świadomość jako jeden z najlepszych emblematów ducha miejsca i czasu, w którym przyszło nam żyć.

*

Jak wielu późnych milenialsów Zaskórski eksploruje z zaciekawieniem lata 80. i 90., dla niego i jego rówieśników już na wpół mityczne wczesnocyfrowe i przedinternetowe dekady. Jedni nostalgizują tamte czasy, ale są i tacy, którzy szukają w nich skarbów. Zaskórski należy do tych drugich – z podobnym zapałem penetruje marginesy kultury, które zresztą są przecież nieporównanie rozleglejsze niż malutkie centrum mieszczące kamień filozoficzny tzw. sztuki wysokiej. Czyż wobec nieskończonych dzikich pól Internetu, memów, kiczów, popu, literatury popularnej, miejskich legend i teorii spiskowych filozoficzny kamień instytucjonalnej sztuki nie jest jedynie kamyczkiem zagubionym w pejzażu ponowoczesnych, stale mutujących form?

Zaskórski jest absolwentem ASP w Katowicach, wykładał w prestiżowej Akademii w Szczecinie, teraz jest doktorantem Akademii w Krakowie. A więc mamy do czynienia z artystą akademickim? Formalnie rzecz biorąc tak, ale z takim, który ma doskonały słuch na rzeczy rozgrywające się poza światem sztuki współczesnej, stosunkowo przecież niewielkim i wciąż dość szczelnie zamkniętym. W Krakowie z tych rozległych manowców przyniósł artysta do galerii zasób elementów, wątków i poetyk, by ulepić z nich potwora, tytułowego Monstera. Wśród składników wystawy znalazły się m.in. horrory z lat 80., kino grozy spod znaku Davida Cronenberga, z jego obsesją na punkcie metamorfozy ciała zakażonego wirusem technologii. Zaskórski dołożył do tej inspiracji cyberpunkową estetykę. Wirtualną rzeczywistość. Odtwarzaną w galerii elektroniczną ścieżkę dźwiękową własnej kompozycji. Surrealistyczne rysunki. Kultowe opowiadanie czeskiego mistrza s.f. Największy świr w dziejach swangu – futurystyczny hymn do sterydów i urzekającej brutalności młodzieży. Do tej chmury tropów i odniesień dodał postać Popka, króla polskiej kultury popularnej, który nigdy nie zostanie koronowany. Popek Monster, raper, zawodnik mieszanych sztuk walki, były kryminalista i aktualny celebryta, jest, jak sam przydomek wskazuje, potworem, który sam się stworzył. Dla milionów fanów wyznacza horyzont tego, co można zrobić ze swoim ciałem. Każdy centymetr kwadratowy przerośniętych mięśni gwiazdora pokrywają tatuaże, a także precyzyjnie wymodelowane blizny, bo Popek jest entuzjastą skaryfikacji. Tatuowane są także białka jego oczu; usta wypełniają zaostrzone zęby ze szczerego złota. Popek jest koszmarem na jawie, spełnionym snem kultury mutacji.

Czy z takich składników można było przyrządzić coś innego niż kebab? Zwłaszcza jeżeli w roli kucharza wystąpił taki artysta jak Bartosz Zaskórski? On sam jest swego rodzaju artystycznym potworem, twórca-hybrydą. Jedną nogą stoi w świecie instytucji i ich dyskursywnych wystaw, drugą – pod szyldem jednoosobowego projektu Mchy i Porosty – ma mocno opartą w uniwersum muzyki i środowisku warszawskiego Brutażu. Wychowywał się na wsi, pozostaje wyczulony na momenty, w których kultura przenika się z naturą, a jednocześnie wyrasta w Polsce na jednego z najciekawszych artystów eksperymentujących z nowymi technologiami. Z równym zaangażowaniem eksploruje VR i klasyczny, manualny rysunek, w którym jest mistrzem. Tworzy słuchowiska i książki artystyczne, w których jego poszukiwania wizualne mieszają się z literaturą. Płynnie przechodzi od działań autorskich do kuratorskich. Wykuratorowana przez niego w zeszłym roku w galerii Piktogram techno wystawa Czarna plaża w moim sercu była psychodeliczną perełką dla koneserów. Retrospektywa youtubera Klocucha, którą urządził tej jesieni wraz z krytykiem i kuratorem Piotrem Polichtem, wyrosła już na sensację sezonu.

*

Jeżeli zatem komuś miała przydarzyć się kebabizacja sztuki, to właśnie Zaskórskiemu. W centrum wystawy, która wyglądała jak lokal z kebabem w fazie remontu, wśród ekranów z cyfrowymi filmami, w otoczeniu rysunków i przy dźwiękach muzyki, zawisł kebab.

Bartosz Zaskórski, „Monster”, widok wystawy, zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii Henryk
Bartosz Zaskórski, „Monster”, widok wystawy, zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii Henryk

Bryła silikonowej biomasy, którą Zaskórski wykonał we współpracy ze specjalistką od filmowych efektów specjalnych Agnieszką Adamską. Wyglądające jak żywe mięso najeżone ludzkimi zębami (!), porastające koźlim włosem (!!), mięso, w którym utkwiły perły (!!!). Jakby mało było pereł, zębów i włosów, artysta obdarzył ten twór głosem – w sprasowane warstwy silikonowego tłuszczu wmontował niewielki ekran wyświetlający kwestie z vintage’owych horrorów. „Now you must come with us, taste our pleasures” – powiedział do mnie kebab, kiedy stanąłem przed jego bezkształtnym obliczem.

*

Każdy ma swoją prywatną historię z kebabem. Dzieje samej potrawy także są przedmiotem sporów: jest stara jak świat i zarazem całkiem młoda. Na Santorini archeolodzy znaleźli ślady wskazujące, że w basenie Morza Śródziemnego kebabem raczono się już w XVIII w. przed Chrystusem. Są i tacy, którzy za wynalazcę nowoczesnego kebabu, czyli tego w wersji doner, uważają niejakiego Ískendera Efendi, tureckiego kucharza, który w XIX w. eksperymentował w mieście Bursa z pionowym grillem. Najczęściej mówi się jednak o Kadirze Nurmanie, tureckim emigrancie, który w 1972 r. założył bar serwujący döner kebap (czyli „obracający się grill”) w Berlinie Zachodnim. To właśnie Nurman połączył prastarą tradycję z technologią: elektrycznie obracającym się rożnem, elektrycznym nożem i elektrycznymi grzałkami do opiekania mięsa. Od tamtej pory zaczyna się podbój europejskich ulic przez elektro-mechano-mięsny twór. Nurman go nie opatentował, więc w udziale przypadły mu tylko honorowe wyróżnienia. W 2011 r. bardzo już sędziwy restaurator otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Producentów Tureckiego Donera w Niemczech za całokształt życiowych osiągnięć. Po ceremonii udzielił wywiadu gazecie „Frankfurter Rundschau”. Wyraził wówczas zaniepokojenie kondycją współczesnego kebabu, w którym, jak twierdził, znajduje się obecnie zbyt wiele składników.

Zaskórski zdaje się jednak nie martwić multiskładnikowością, niezależnie czy dotyczy ona współczesnego kebabu, kultury czy ciała. Przeciwnie, jego wystawa, choć przerażająca, przesycona była duchem afirmacji potworności naszych czasów. Popek jest monstrualny, brutalny i wulgarny, ale reprezentuje siłę witalną, którą trudno zignorować. Kebab jest niezdrowy, ale sycący, horrory straszne, lecz inspirujące, a transformacje współczesnego ciała – połączenie mięsa z maszyną – prowadzą do skutków nieprzewidywalnych, ale kuszących okropną niespodzianką. Rzeczywistość ulega kebabizacji. Krytyka tego procesu wydaje się spóźniona, on już się toczy. Za to, jak pokazał Zaskórski, pochwała kebabizacji ma kolosalną artystyczną przyszłość.

Bartosz Zaskórski, „Monster”, widok wystawy, zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii Henryk
Bartosz Zaskórski, „Monster”, widok wystawy, zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii Henryk

Czytaj również:

Strasznie duża wolność tego, co robimy
i
Klocuch, kadr z teledysku Kruci Gang, dzięki uprzejmości Galerii Komputer
Przemyślenia

Strasznie duża wolność tego, co robimy

czyli Klocuch w sztuce
Stach Szabłowski

Klocucha jako pierwsi próbowali mi pokazać moi synowie. Wtedy nie chciałem tego oglądać: poradziłem dzieciom, żeby poczytały książki, zamiast lasować sobie mózgi kontentem z YouTube’a.

Teraz Klocuch ma w Warszawie wystawę. W Galerii Komputer, w której wystawa jest wprawdzie offowa, ale artystycznie stuprocentowo wiarygodna, podobnie jak kuratorzy projektu. Zresztą, jaki sens ma dywagowanie o tym, co jest na offie, a co w mainstreamie, skoro chęć zobaczenia wystawy zadeklarowało ponad 20 tys. osób? Zainteresowanych Klocuchem jest więcej niż widzów, którzy w ciągu roku przychodzą do niejednej instytucji publicznej, na wszystkie wystawy razem wzięte. I kto tu teraz jest na offie?

Czytaj dalej