Polubiłam polską szczerość
i
Kadr z filmu „Smak Pho”
Opowieści

Polubiłam polską szczerość

rozmowa z Mariko Bobrik
Łukasz Knap
Czyta się 6 minut

Na trwającym właśnie Azjatyckim Festiwalu Filmowym Pięć Smaków premierę ma film Smak Pho o Wietnamczyku samotnie wychowującym w Polsce córkę.

Autorka to Mariko Bobrik, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi. W rozmowie z „Przekrojem” opowiada o tym, co przyciągnęło ją do Polski, o poznawaniu kondycji wietnamskiej społeczności w Polsce i o planowanym filmie na temat stanu wojennego, momentu – jak mówi – w którym relacje między ludźmi były zupełnie inne, wszyscy musieli się wspierać, bo inaczej by nie przetrwali.

Łukasz Knap: Jak długo mieszkasz w Polsce?

Mariko Bobrik: Przyjechałam do Polski w 2002 r., czyli mieszkam tu już 17 lat.

Co cię tutaj sprowadziło?

Studia w łódzkiej Szkole Filmowej. Dowiedziałam się o niej jeszcze w latach 90., gdy mieszkałam w Japonii. Japońska telewizja wyemitowała dokument o słynnej uczelni.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Walka klas
Doznania

Walka klas

Jakub Popielecki

Wśród reżyserów zapanowała moda na pouczanie widzów. Bracia Russo i Quentin Tarantino wystosowali oficjalne listy zabraniające spojlerowania ich ostatnich filmów. Joon-ho Bong poszedł jeszcze dalej. Tuż przed seansem Parasite twórca pojawia się we własnej osobie na ekranie kinowym, by poprosić odbiorców o dyskrecję. Nie powiem: całkiem słusznie. O ile trudno iść na Avengers czy Tarantina bez oczekiwań, jako widz-tabula-rasa, który nie słyszał nigdy o Marvelu czy Pulp Fiction, to da się obejrzeć Parasite „na czysto”. Polecam.

Oczywiście nieprzewidywalność Parasite była absolutnie do przewidzenia. Koreańczyk Bong wyrobił sobie nazwisko na myleniu tropów i drastycznych przeskokach między tonacjami, gatunkami i tematami. Jego Zagadka zbrodni (2003) czy Okja (2017) przyzwyczaiły nas, że „straszne” nie wyklucza „śmiesznego” ani nawet „wzruszającego”. Że „lekkie” może być zarazem „ambitne”. Nigdy wcześniej twórca nie wydobył jednak aż tylu nut z dysonansu między wysokim a niskim. W sumie aż się prosiło: tym razem historia sprzyja mezaliansom.

Czytaj dalej